Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-12-2017, 21:27   #62
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Ciało nie rozpadło się w proch, na podłodze nie pozostały jedynie kości.
Mniszka przeistoczona była niedawno, może ze dwa tygodnie temu, i po ostatnim łyku krwi jaki dobył z niej Angus, zaczęła rozkładać się właśnie do stanu dwutygodniowego trupa. W jednej chwili na podłodze leżała młoda, blada kobieta o gładkiej skórze, w drugiej na jej miejscu widać było gnijące zwłoki.
To Angus wypijał ostatnie łyki krwi zarówno z niej jak i poprzedniej nieumarłej. Viligaiła odmawiał i odchodził przed końcem, wypiwszy swoje i nie chcąc patrzeć na to co ma się dziać dalej. Stary Gangrel nie chciał też z jakiegoś powodu, aby ostatni łyk brała Aila.

Obok leżała ostatnia z pozostawionych w podziemiach córek krwi Markusa, lub Merlina.
Hue.
Wedle słów Angusa miała przed sobą jeszcze kilka dni, nim podzieli los obu towarzyszek wypita do cna, aby wzmocnić swoją krwią przybyłe z Wiednia wampiry. Dzięki temu Angus, Aila i Viligaiła nie musieli przez dni oczekiwania pić z towarzyszących im zbrojnych.
Problem w tym, że Aila tych zbrojnych znała raptem z miesiąc, a Hue blisko dwa lata. Wypitą do cna niedawno Uichi i osuszoną dziś Sybille, zresztą też.
- Nigdy tego nie rób sama, nie wypijaj Kainitów do końca - rzekł Angus wstając znad trupa.
Młoda Gangrelka patrzyła na zakołkołkowaną wampirzycę. Angus nie wiedział, że Hue była jej przyjaciółką w trakcie pobytu w klasztorze, jej - choć ciężko było samej się do tego przyznać - kochanką, jedyną osobą z którą była blisko poza Alexandrem, jedyną kobietą, z którą osiągnęła taki stopień intymności. A teraz miała doprowadzić do jej ostatecznej śmierci.
- Dlaczego nie mogę? - zapytała cicho, by zająć myśli czymś innym niż wyrzuty sumienia.
- Z ostatnim łykiem nie tyle uśmiercasz innego spokrewnionego, co przejmujesz jego esencję, duszę. Jeżeli można mówić o duszy u nas, przeklętych przez Boga. Możesz tak przejąć moc, potęgę… ale i ryzykować, że jeżeli ofiara była bardzo silna duchem, to… - urwał. - Chciałabyś aby w tobie było coś silniejszego od ciebie samej? Poza tym niektórzy spokrewnieni potrafią widzieć czy uczyniłaś coś takiego, gdy wglądają w twą aurę. Jest to źle przyjmowane. Czasem niechęcią, czasem wrogością, czasem to powód do zabicia spokrewnionego, który dopuścił się wypicia do cna innego wampira.
Aila chwilę ważyła te słowa w głowie, by w końcu bardziej stwierdzić niż zapytać.
- Bierzesz to na siebie, bo... już to robiłeś?
- Biorę to na siebie, bo mi nie grożą konsekwencje, Mała. A teraz zajmij się naszą cichą znajomą, obmyj jej ciało i przebierz w coś suchego. Ja zajmę się truchłami. - Mówiąc to Gangrel przerzucił sobie jedno, a potem drugie martwe ciało wampirzyc przez ramiona i wyszedł z nimi zostawiając swoją córkę krwi samą z dawną przyjaciółką.


Aila wyszła z lochów zamyślona ze wzrokiem utkwionym w ziemi i z początku nie zauważyła jak zbliżył się do niej jeden ze zbrojnych.
- Pani… przybyło dwoje ludzi. Od Marcusa. Czekają przy bramie… Angus wzywa Cię tam.
Od Marcusa?
To ją zdziwiło, a potem przypomniała sobie, że Alexander prawdopodobnie poszedł spotkać się ze swym ojcem krwi i trwoga zalała jej serce.
Prawie biegnąc, ruszyła szybko w kierunku bramy.

Angus stał tam, nieopodal sporego ogniska w którym można było rozróżnić dwie, szczerniałe już, płonące sylwetki ludzkie. Mierzył ciekawym lecz nieprzychylnym spojrzeniem dwójkę ludzi stojących przy bramie, których twarze oświetlane były przez pochodnie stojących obok zbrojnych.
Aila znała te twarze, jedną mniej, drugą… więcej. Jiri i Giselle jakby odruchowo spojrzeli na nią gdy wyszła z budynku. A więc Marcus otworzył kolejny rozdział tej farsy... Zmarszczyła swoje piękne brwi.
- Po co was przysłał? - zapytała szorstko bez powitania.
Czech i Walonka nie odpowiadali.
- Przekazał przez nich, że skoro głodzimy jego potomka, przez co musi zwierzętami się żywić w lesie, przysyła mu na pożywianie się tę dwójkę jego własnych ludzi - rzekł Angus. - Rozpoznajesz ich?
- Tak... - przyznała niechętnie - ten tutaj to jego kompan, a ona... - zamilkła na chwilę, wyobrażajac sobie jak usta Alexandra wędrują z lubością po ciepłej, tchnącej życiem szyi czarnowłosej dziewczyny. Nie było cięzko to sobie wyobrazić wszak po części Aila sama miała na to ochotę. - Ona to... policzek wymierzony mi - zakończyła.
- Zostańcie tu - stary wampir polecił odwracając się od dwójki przybyłych. - Ty zaś chodź ze mną - dodał spoglądając na Ailę i ruszając w kierunku wejścia do budynku klasztornego.
Wampirzyca spojrzała raz jeszcze na przybyłych, szczególnie długo wzrok zawieszając na Giselle, by następnie ruszyć za ojcem.

- Jesteś pewna, że idzie tu głównie o policzek dla ciebie, mała? - Angus odezwał się, gdy weszli do środka i przystanęli w przestronnej sieni. Nie pytał o jaki policzek może chodzić.
Spojrzała na niego ze smutkiem w oczach.
- Sam mnie uczyłeś, że za oczywistością kryje się kolejny i może kolejny powód, więc wątpię by tylko o to chodziło. Niemniej z pewnością Marcus lubi mnie denerwować. Ta kobieta... była kochanką Alexandra - powiedziała, odwracając wzrok.
- Czy są niebezpieczni?
- Alexander i jego ludzie polowali na wampiry. Sam więc możesz osądzić…
- Nie wiem co czynić. - Angus wciąż wyglądał na zamyślonego. - Pozwolenie im przebywania tu, to zagrożenie, wsparcie dla twego męża, gdyby, jak przyjdzie jednak do starcia, stanął przeciw nam. Z drugiej strony… ci dwoje mogą wiedzieć gdzie jest kryjówka Marcusa.
- Może warto ich pozostawić i po cichu uczynić niewolnikami krwi? Choć pewnie Marcus to przewidział i jeśli zaatakuje to nim minie trzecia noc…
- Możliwe. - Angus spojrzał na córkę. - Dlatego do minięcia trzeciej nocy, gdybyśmy mieli ich przyjąć… muszą być w odosobnieniu. Alexander mógłby z nich pić, ale wiązać, aby zdradzili kryjówkę Marcusa - uśmiechnął się - musisz ty. Chyba, że znając tych dwoje widzisz inny sposób, aby zdradzili to miejsce szybciej. Tortury?

Ta ostatnia propozycja nieco zmroziła wampirzycę. W końcu ci ludzie kiedyś byli także jej towarzyszami podróży... ale czy nie było tak, że patrzyli na nią jak na utrapienie? Niechętnie znosząc słabość swojego pana do szlachcianki i związane z tym problemy? Czy nie była zawsze wyobcowana w ich gronie? Co więc miało ją z nimi łączyć, skoro miała pić krew Hue i poprowadzić dawną kochankę do wrót śmierci.
- Cokolwiek zrobimy Alexander będzie miał mi to za złe i... będzie bardziej pragnął twojej śmierci - rzekła w końcu na głos. - Lepiej by myślał, że zginęli, gdy my tymczasem będziemy mogli trzymać ich w lochach i czekać aż moja krew uczyni z nich wierne sługi.
- To ma sens - zgodził się stary Gangrel. - Musimy jednak zakładać, że Alexander wie o tej, hm… przesyłce. - Spojrzał w kierunku wejścia do monastyru.
- Dlatego powiemy mu, że zostali zabici, gdy jeno dotarli pod mury. Wszak nieufność w naszej sytuacji jest uzasadniona. Ciała ich zaś spłonęły... tedy i tych dwóch szkieletów chować za bardzo nie będzie trzeba. - Aila mówiła, czując narastające obrzydzenie do siebie, ale i pewną dumę, że była wstanie uwić plan łączący kilka wątków.
- Dobrze mała. Zajmij się tym. - Angus uśmiechnął się znowu. - Zostawiam to w całości tobie. Jesteś odpowiedzialna za nich, aby nie przyspożyli nam problemów. Odpowiedzialna za reakcję Alexandra w razie czego, bo tobie mógłby wiele wybaczyć. I… - zbliżył się lekko - za wyciągnięcie od nich wieści o kryjówce Marcusa.
Chciała zapytać co z tego będzie miała, ale zmilczała uwagę. Czuła jak niewidoczne szczęki zaciskają się na niej. Chciała zachować neutralność, lecz sytuacja wyraźnie dążyła do tego, by postawić ją po którejś ze stron. Tylko jak można wybrać między jednym złem a drugim? Nikt tu wszak nie zdawał się mówić prawdy...
Aila skinęła głową i ruszyła, by wydać polecenia.


Blondwłosa wampirzyca wyszła na placyk, gdzie wciąż czekała dwójka przybyszów otoczona przez czwórkę zbrojnych Angusa.
- Nie ufamy wam, więc zostaniecie związani. Zrobimy to po dobroci lub nie. Wy decydujecie - powiedziała do dwójki dawnych kamratów.
- Nie zamierzamy sprawiać problemów. Gdzie Alexander? - spytała Giselle, a Jiri spoglądał na Ailę ze zmarszczonymi brwiami, nie wyglądał jakby zrozumiał coś ze słów wampirzycy.
- Nie jest tu więźniem. Często o tej porze wychodzi karmić się krwią - wampirzyca odpowiedziała, świadomie podkreślając fakt, że mężczyzna stał się wampirem. W tym czasie dwóch ludzi podeszło, by założyć więzy na ręce Jiriego i Giselle. Kilku innych zaś wciąż miało ich na oku, trzymając broń w pogotowiu. W tym jeden kusznik.
Mimo to Czech nie wyglądał na takiego, co by chciał się ot tak dać związać. Na jego twarzy wykwitło nawet zdziwienie, odstapił o krok od mężczyzny podchodzącego ze sznurem i uniósł ręce zaciskając dłonie w pięści, rozglądał się przy tym zaskoczonym wzrokiem.
- Jeżeli on nie jest więźniem, czemu my mamy być? - spytała Giselle, która w odróżnieniu od kompana nie poruszyła się. - Czy to jedynie twoja małostkowa pomsta, Pani?
- Chciałabyś. I nie zamierzam się tłumaczyć. Przekonaj go, albo zacznie się jatka. Mi to obojętne - rzekła chłodno Aila, patrząc dziewczynie w oczy.
- Beruhige dich, Jiri. - Czarnowłosa nie spuszczała spojrzenia. - Sie können uns töten.
Czech splunął tylko, ale opuścił ręce.

Szlachcianka przyglądała się jak strażnicy z pozbawionym emocji wzrokiem Angusa wiążą im ręce. Nie czuła satysfakcji z poniżenia Giselle i raczej nigdy by jej nie czuła. Dziewczyna bardzo wiele napsuła swoim pojawieniem, ale tak naprawde na jej miejscu mogła być każda inna niewiasta, która miałaby w sercu dość prawości i odwagi, by zwrócić uwagę Alexandra.
- Do lochu z nimi, do tej celi, gdzie trzymali mniszki, przykujcie ich na krótkich łańcuchach w oddaleniu od siebie - rozkazała i dodała: - Skoro Marcus uznał, że to dobre miejsce do trzymania ludzi, to niech tak będzie.
- Zaiste… - Giselle wciąż patrzyła Aili w oczy. - Jesteś jak Marcus, Pani. Łańcuchy u niego, łańcuchy od ciebie, celę dajesz tę, którą on komu przeznaczył.
Mogła jednak mówić co chciała, w wampirzycy bowiem pojawił się dystans, którego nie miała wcześniej. Czekała aż więźniowie zostaną wyprowadzeni z placu. Potem ruszyła z wolna za nimi, by dać ludziom czas na wykonanie swych poleceń.

[MEDIA]http://cdn2.tstatic.net/lampung/foto/bank/images/kaki-dirantai_20150629_154835.jpg[/MEDIA]

Zbrojni zakuli Jiriego i Giselle w łańcuchy w wyznaczonej celi, kilku wymieniało jakieś spostrzeżenia najpewniej dotyczące Walonki. Wyglądało na to, że szykowało się dbanie o to, aby czarnowłosa nie mogła narzekać na brak towarzystwa w dzień, gdy nieumarli będą spać. Ona traktowała to z rezygnacją i obojętnością, dużo gorzej na zakuwanie reagował za to Czech. Bluźnił strasznie, ale w swoim języku, co osłabiało efekt, a gdy doszło do zakładania kajdan nawet zaczął się siłować, choć w tym momencie było już za późno na jakikolwiek opór. Tyle osiągnął, że w łeb kilka razy wyłapał, z rozbitego łuku brwiowego zaczęła wąskim strumykiem cieknąć krew.
Czterech z ludzi Angusa, którzy zeszli do podziemi z wampirzycą i brańcami spojrzało na Ailę wyczekująco.
- Nim odejdziecie, oddajcie mi klucz do celi - powiedziała, wyciągając dłoń w stronę zbrojnych. - Ojciec uczynił tych dwoje moimi więźniami i nikt poza mną albo bez mego rozkazu nie będzie się nimi zajmował.
- Dobrze, pani - rzekł mocno zbudowany mąż z opaską w miejscu utraconego gdzieś, kiedyś oka. O ile Aila pamiętała zwał się Klaus i pochodził chyba z Alzacji, jako jeden z trzech zbrojnych znał francuski. Ciężko było jednoznacznie uznać, czy mocno do serca sobie wziął polecenie by nikt nie zajmował się jeńcami.
Gdy podawał jej klucz wampirzyca spojrzała mu w oczy, nic więcej nie mówiąc. Wiedziała, że zbrojni uważali ją w pewnym sensie za straszniejszą nawet od Angusa, bowiem była tylko niewiastą, a jednak potrafiła każdego z nich bez trudu obezwładnić czy nawet zabić.

Kiedy mężczyźni wyszli, Aila oparła się o kraty plecami i patrzyła na dwójkę w łańcuchach.
- Opiszcie mi miejsce, gdzie Marcus was trzymał i drogę jaką musieliście tutaj przebyć. - powiedziała, powtarzając po chwili polecenie łamanym niemieckim, którego uczyła się ostatnio dość intensywnie, przebywając z Viligaiłą.
- Nie - odpowiedziała Giselle zaskakująco łagodnie. Patrzyła w ścianę, nie na Aile.
Jiri tylko splunął też nie zwracając wzroku na wampirzycę.
Ta patrzyła na nich przez chwilę w ciszy po czym podeszła do Jiriego. Delikatnie pogładziła jego podbródek, a gdy mężczyzna próbował odwrócić głowę, przytrzymała go mocniej. Niespiesznie przejechała językiem po skaleczonym łuku brwiowym spijając krew i wygajając ranę, na ile była w stanie przez krótki kontakt z rozciętą skórą. Czech szarpnął się odsuwając od Aili na ile mógł. W jego oczach zobaczyła obrzydzenie. Uśmiechnęła się cierpko. Nie było to wszak nic, czego nie czuła względem siebie. A jednak nie ustępowała. Podeszła znów bliżej.
- Mówcie. - Rozkazała ze spokojem.
- Nie - z równym spokojem odpowiedziała Giselle. - Zapowiedział, że jeżeli zdradzimy, to zabije Noela i Bernarda.
- Nie zrobi tego. Może zabije jednego, ale nie dwóch. Wie, że tak ma wpływ na was i na Alexandra. - W głosie Aili nie było złości. - Ja zaś zabiję wasza dwójke, jeśli okażecie się nieprzydatni. Poza tym sami wiecie, że to kwestia czasu.
To mówiąc jedną ręką złapała Jiriego za włosy brutalnie próbując odciągając jego głowę do tyłu, lecz silniejszy od niej Czech nie dawał się złamać. Jako że Aila nie ustępowała, skończyło się to wyrwaniem mężczyźnie pokaźnej garści włosów. Na wpół krzyknął, na wpół jęknął z bólu.

Wampirzyca skrzywiła się, lecz to jej nie powstrzymało. Mężczyzna był na łańcuchu, a ona miała coś więcej - wampirzą zdolność czynienia swego ciała silniejszym. Skorzystała z niej teraz i rzuciła się na Jiriego zmieniając zamiary.
Jej kły wycelowane były w szyję ofiary, opierającej się dziko, ale skuty Czech nie miał szans na dłuższą metę walczyć. Aila zagłębiła kły w jego skórze, na co jęknął. Mimo wampirzego pocałunku wciąż były w tym echa odrazy i ulotnie dłużej potrwało nim mężczyzna wyprężył się w końcu w rozkoszy jak na wampirzy pocałunek reagowali zwykle śmiertelnicy.
- Zostaw go ty nieumarła dz…! - Giselle krzyknęła i urwała szarpiąc się w swoich kajdanach.
Wampirzyca spojrzała jej w oczy, nie przestając pić z ofiary. W duchu podziwiała opór Jiriego, jednak nie zamierzała odpuszczać. Skoro już przyszło jej być tą “złą”, postanowiła być zła i skuteczna. Piła z ofiary aż mężczyzna w jej objęciach bliski był utraty przytomności. Wtedy dopiero wysunęła kły z jego ciała i wykorzystała je do rozorania własnego nadgarstka, by następnie przyłożyć go do ust Jiriego. Był osłabiony, ledwo przytomny, ale i tak starał się odwracać głowę.
- Zostaw go! - krzyczała Giselle. - Weź mnie zamiast niego!
- Jestem wielkie wrażenie. Żadne krzywda. - powiedziała łamaną niemczyzną trochę już za późno Aila, ignorując czarnowłosą dziewczynę. Przechyliła głowę osłabionego mężczyzny i tym sposobem sprawiła, że jej vitae sama skapnęła do jego gardła, na co Czech zaczął pluć krwią przemieszaną ze śliną w odruchu wymiotnym. Wampirzyca trzymała jednak zdecydowanie rękę przy jego ustach, przez co nie tylko nie mógł pozbyć się tego, co już spłynęło do jego gardła, ale wręcz zachłystywał się kolejnymi kroplami krwi, która wolno ale bez ustanku płynęła do jego ust.
- Przykro mi... - szepnęła mu jeszcze do ucha szlachcianka tak, by nie słyszała tego Giselle.
Jiri robił wszystko by nie przełykać, by nie pić. Wampirzyca widziała jak zaczynają wstrząsać nim mocniejsze torsje. Walczyli tak w milczeniu jeszcze jakiś czas - dłużej niż Aila mogłaby przypuszczać, że ktoś potrafi opierać się wampirzemu wpływowi. Doprawdy Jiri zyskał w jej oczach więcej szacunku niż żywiła do niego kiedykolwiek w trakcie wspólnych podróży.
- Jesteś potworem… - wycedziła zimno ciemnowłosa przykuta naprzeciw Czecha, który przestał już się poruszać.
- Zabiju tě… - szeptał pomiędzy strużkami krwawego płynu wlewanego mu do ust.
- Możliwe - odrzekła i odczekawszy jeszcze chwilę, by mieć pewność, że Czech przełknął jej krew, pochyliła się nad jego szyją i zalizała rankę. Dopiero wtedy puściła ofiarę.
Jej wzrok przeniósł się na Giselle.

- Mam prośbę - rzekła cicho Walonka patrząc Aili w oczy. - Oszczędź mnie, bym mogła zobaczyć, co Alexander ci za to zrobi. Nic więcej, tylko tyle…
- Głupia! - prychnęła Aila. - Robię to właśnie po to, byście nie musieli ginąć. Będziesz walczyć jak on czy po prostu napijesz się mojej krwi?
- Nie musieli… - Giselle spojrzała na Jiriego. - On będzie martwy nim zapadnie kolejny zmierzch, właśnie go zabiłaś. Napiję się, nie dam satysfakcji oporem.
Aila podeszła bliżej i podsunęła pod usta Giselle swój zakrwawiony nadgarstek.
Czarnowłosa nie rzekła nic i zaczęła pić wciąż patrząc wampirzycy w oczy. Była tam pogarda, żal, strach. Wampirzyca w końcu zabrała rękę.
- Wygląda, że ci zasmakowało - powiedziała z krzywym uśmiechem, po czym zalizała ranę.
- I dzięki za radę. Zwiążemy wam dodatkowo ręce. Nad ranem dostaniecie jeść i pić. Radzę skorzystać z tego poczęstunku, bo do następnego wieczora nie dostaniecie nic.
- Jiri gdy tylko będzie miał siłę by unieść głowę, rozbije ją sobie o skałę. Nie silcie się na dwa posiłki. Zabiłaś go, żyj z ty… Istniej z tym.
- Wtedy wasi kamraci na pewno zginą. Nie wydaje mi się, by Jiri był tak krótkowzroczny jak ty. Nigdy pewnie o tym nie myślałaś, prawda? Że łażąc za moim małżonkiem i wyczekując okazji, by zająć moje miejsce popychasz nas do śmierci... Gdybyś go wtedy nie wyciągnęła w środku nocy nie doszłoby do kłótni, nie miałabym powodów by dać się ugryźć Angusowi, a Marcus nie miałby powodów, by skazywać Alexandra na wieczne... - Aila powstrzymała się. Kiedyś wdałaby się w pyskówkę, teraz to nie miało sensu. Ona i Giselle były sobie całkiem obce. Tylko widno dawnych animozji sprawiało, że Aila odczuwała odruchowo wrogość wobec czarnowłosej.
Gangrelka skierowała się ku wyjściu z celi, lecz dogoniły ją ciche słowa kruczowłosej.
- Ja Jiriego po prostu znam. Jeden posiłek. Ty zaś, istniej dalej w swoim świecie pusta panienko, która uważa, że wszystko należy jej się za nic. To ja zostałam przy nim na Kocich Łbach, gdyś odeszła zostawiając go samego miast stanąć wraz z nim przeciw Elijasze.

Szlachcianka spojrzała na nią ponuro, jednak nie odpowiedziała. Wezwała za to strażnika lochu i zwróciła mu klucz od celi.
- Niech jeden z was zawsze ma na oku tę dwójkę - mówiła zimno - Czech może próbować się zabić. Każdy wartownik będzie odpowiadał życiem by nie dopuścić tegoż. Do jutrzejszego wieczora mają pozostać żywi i względnie zdrowi. - Spojrzała na Giselle - Reszta mnie nie obchodzi. Dostaniecie nad ranem żywność dla nich od moich służących. Nic więcej im nie dawajcie. Rozumiesz?
- Tak. - Jednooki skinął głową.
Aila opuściła lochy, rzucając jeszcze za sobą:
- I zamykajcie zejście tutaj. Jeśli Alexander będzie chciał przejść, pod żadnym pozorem go nie puszczajcie. Dla niego tych dwoje ma być martwych.
Po tych słowach skierowała się do celi, którą zajmowały jej osobiste służące.

Choć głowę pełną miała dylematów moralnych, Aila działała sprawnie. Po tym jak nakarmiła obie ghulice własną krwią, dodała kilkanaście kropli posoki do dzbana z wodą.
- Upieczcie mi chleb z tej wody, a do reszty dolejcie wina i niech jedna z was zaniesie do lochów. Tam przekażcie je strażnikowi z informacją, że to ode mnie - poinstruowała zaspane, ale jak zwykle chętne by służyć Alinę i Urszulę.
Gdy opuściła ich komnatę, wampirzyca spojrzała przez okno na tonący w mroku las. Pozostało jej już tylko czekać na Alexandra.


Dopiero na dwie godziny ze świtem Aila usłyszała jak strażnicy obwołują się, a w chwilę później brama została otwarta. Bękart wszedł wolnym krokiem w obręb murów klasztornych i przystanął przy pogorzelisku, w którym widać było poczerniałe, spalone ciała. Zawołał coś do jednego ze zbrojnych, ale ten nie bardzo chciał gadać z wampirem wskazując jedynie wnętrze budynku.
Aila miała ochotę schować się gdzieś lub uciec jak najdalej od monastyru. Dla niej był to najtrudniejszy moment i nawet pamięć o zaznanych krzywdach czy grzechach jej męża nie ułatwiały sprawy. Stała więc w korytarzu, patrząc przez wąską okiennicę na placyk i czekając aż burza sama ją znajdzie.

Wkrótce zobaczyła Alexandra idącego korytarzem, gdy nie mogąc dowiedzieć się niczego od zbrojnych wszedł w końcu do budynku. Zobaczywszy Ailę, przystanął niepewny, wszak nie był do końca pewien jej reakcji po tym jak rozstali się tuż po zmierzchu. Ona nie odzywała się zresztą tylko patrzyła mu w oczy, starając się zapamiętać ich wyraz, gdy jeszcze nie były pełne odrazy do niej. Jak oczy Jiriego.
To go ośmieliło, zbliżył się powoli czujny i wciąż niepewny.
- Ktoś zginął? Stos na dziedzińcu… - W jego spojrzeniu widziała obawę. - To chyba nie… Urszula…?
- Nie... - Odwróciła wzrok, po czym zbierając w sobie siły rzekła: - To Jiri i Giselle. Marcus ich przysłał.
- C…. c-c-c… Cooo?! - Alexander otworzył szeroko oczy, był zszokowany.
- Ludzie Angusa uznali ich za zagrożenie. Jesteśmy wszak w stanie wojny z nieumarłym. Byli martwi, gdy ich rozpoznałam - kłamała bez zająknięcia i choć nie była w tym mistrzynią, a Alexander świetnie czytał ludzkie emocje, to ból wypełniający bękarta nie pozwolił mu przejrzeć tych kłamstw. Z jego oczu pociekły krwawe łzy. Dygotał na całym ciele. - Kto… którzy ich… Kto ich zabił…? - pytał jakby łapał powietrze.
- Nie mogę ci tego powiedzieć. Ci ludzie wykonywali tylko rozkaz. Jeśli chcesz kogoś obwiniać... możesz winić Angusa lub bliżej... mnie.
- Kto… ich… zabił… - Do nieumarłego rycerza jakby nie docierały do końca jej słowa. - KTOOOO!!!!?? - ryknął, sprawając, że szlachcianka spojrzała jednak na niego. W jego oczach Aila zobaczyła, iż nie jest sam. Czaiła się tam Bestia.
- Marcus - powiedziała więc.

[MEDIA]https://i.imgur.com/ERj1HSS.jpg[/MEDIA]

Prawie czuła jak wypełniająca go krew spala się i rozwiewa gdy wzmacniał swe nieumarłe mięśnie. Jej ostatnie słowa były chyba ostatecznym ciosem w walce jaką toczył by nie poddać się bestii i dzikiemu dążeniu do zniszczenia.
Ryknął jeszcze raz, przeszywająco, z bólem, wściekłością. W oczach wampira nie było już Alexandra, a jednak Aila nie poruszyła się. Patrzyła ze smutkiem na to, co działo się z jej mężem. Czy tak wiele ci ludzie dla niego znaczyli? Czy mogła zmienić jeszcze swoją decyzję? Zatopiona w myślach i własnym bólu nawet nie uświadomiła sobie najważniejszego - zagrożenia płynącego ze spotkania z Bestią.

Ocaliło ją chyba tylko to, że Alexander nie potrafił zmienić swych dłoni w śmiercionośne szpony, jak ona, Marcus, czy Angus. Cios jaki dostała zadany był gołą pięścią, ale było to marne pocieszenie. Wampirzyca poczuła uderzenie w pierś chyba silniejsze niżby bojowy rumak fryzyjski uderzył kopytami z zadu. Żebra i mostek pękły jakby były z lichych drewienek używanych do rozpalenia ogniska. Poleciała w tył przez cały korytarz i wyrżnęła plecami w ścianę z nie mniejszą mocą niż otrzymany cios.
Gdy osuwała się na posadzkę, widziała jak bestia jeszcze przed chwilą będąca Alexandrem biegnie ku niej z rozłożonymi rękami i kłami wyszczerzonymi z otwartych ust. Wydobywał się z nich wciąż ryk zapowiadający to samo co oszalały przejęciem kontroli przez bestię wampir miał w oczach.
Czystą żądzę krwi i mordu.
Nie wiedziała czy gdyby potrafiła się poruszyć, zachowałaby się w tej chwili inaczej. Czy to potworny ból w ciele, czy raczej ciężar grzechów sprawił, że nie chciała walczyć. Zamknęła oczy oczekując ciosu.

Poczuła nawet pęd powietrza, gdy Bestia, która była jej mężem, zskoczyła by ją rozszarpać.
Cios jednak nie nadszedł. Po chwili oczekiwania Aila usłyszała ryk potwora, lecz tym razem z bólu. Otworzyła oczy.
- Szybko się poddałaś - powiedział z niezadowoleniem w głosie Angus, który trzymał młodszego wampira za nienaturalnie wygietą rękę. Bestia wiła się, ryczała, prychała, lecz była bezradna. Kość w ręce strzeliła niemal równocześnie z ciosem Angusa, który trafił Alexandra w potylicę.
Wampir padł nieprzytomny.

Stary gangrel spojrzał na niego bez sympatii, po czym stęknąwszy uniósł ciało wielkiego mężczyzny, jakim był przecież Alexander d’Eu i przerzucił go sobie przez ramię.
- Zaniosę go do twojej dawnej celi, a ty doprowadź się do porządku - rzucił jeszcze na odchodne do córki krwi.

Aili nie pozostało nic innego jak się dostosować.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline