Wzbogaceni w kilka ksiąg z biblioteki, awanturnicy przeszli dalej. Zgodnie z oczekiwaniami drzwi otworzyły się samoczynnie, umożliwiając wkroczenie do kolejnego pomieszczenia. Już na pierwszy rzut oka widać było, że to pracownia alchemiczna.
Na długich stołach stały rzędy szklanych naczyń, pojemników z resztkami kolorowych substancji, wagi, szpatuły, łyżeczki i wiele przedmiotów, których przeznaczenia ani nazw bohaterowie nie znali. Nad stołami biegły jakieś szklane rurki, powykręcane i zaopatrzone w zaworki, rozdzielające się i łączące w szklanych bańkach, które zwisały na łańcuchach z sufitu. Pod ścianą ustawiono kilka skrzyń, w których zachowały się resztki węgla, ziemi i jakiś kopalin, prawdopodobnie rud metali, siarki i wapienia. Większość powierzchni, wliczając w to podłogę zapisana była skomplikowanymi wyliczeniami i znakami, których jednak bez odpowiedniej wiedzy nie dało się rozszyfrować.
W kącie pomieszczenia, na drewnianym, rzeźbionym na podobieństwo rozpostartej dłoni stojaku, leżała księga. Spisana była w języku klasycznym, a po pobieżnym jej przeglądnięciu, Wolfgang doszedł do wniosku, że traktuje o zakazanej sztuce nekromancji.