Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-12-2017, 21:46   #64
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Aila szła zdecydowanym krokiem przez las. Starała się iść tą samą drogą, którą prowadził ją Alexander, gdy mieli pierwszy raz spotkać się z jego wilczym towarzyszem. Wierzchem dłoni wampirzyca pospiesznie otarła wciąż płynące z oczy łzy, rozmazując się teraz na jej rękach szkarłatem niby cienkie rękawiczki.

- Wiem, że tu jesteś! - mówiła donośnym głosem. - Wiem, że mnie obserwujesz! Musimy pogadać!

Przystanęła na moment, lecz odpowiedziała jej tylko cisza. Wampirzyca znów ruszyła przed siebie, a gdy dotarła do miejsca, gdzie poznała wilka, znów stanęła.

- Tego chcesz?! - krzyknęła. - Mam cię zawołać po imieniu? Myślałam, że tego nie lubisz... - Znów chwila przerwy. - Niech będzie. Ale gdybym ja miała dziecię, nazwałabym je Marcus chyba za karę. Toż nie dziwię się twojego wstydu. Mam powtórzyć głośniej?!
Jedyną odpowiedzią było miauknięcie kocura za jedną z chałup Przyklasztorów.
Aila stanęła nieruchomo.
- Marcus! Nie boję się ciebie. Przyzywam cię jak jakiegoś piekielnego ogara. Marcus!! - znów krzyknęła, po czym zastygła, nasłuchując.
- Nie jest mądrze wzywać piekielne byty - usłyszała od strony chłopskiej chałupy.
Powstrzymała odruch i nie obróciła się w tamtą stronę. Starczyło, że rozpoznała głos.
- Nie jest też mądrze przybywać bez obstawy i wystawiać się na środku placu. Wiem o tym. A jednak uznałam, że to konieczne byś pojął, że chcę się z tobą... układać. - Ostatnie słowa prawie wypluła z obrzydzeniem z siebie.
- Nie jest mądrze? Nie doszłaś już do tego, że nic ci nie grozi? Angus byłby stokroć niebezpieczniejszy nie musząc byc przykuty do klasztoru, nie musząc martwić się o nikogo. Niczym samotny wilk. Póki żyjesz… Nie może sobie pozwolić by nim być. Aż dziw, że cię nie odesłał. - Głos wciąż było słychać z tej samej oddali, jakby Marcus nie uznał, że powinien się zbliżyć. - Układać?
Zmarszczyła brwi, poza tym jednak nie drgnęła.
- Chcę ci zadać pytanie i zaproponować układ, przez który ja... ja... będę ci służyć. Prawdziwie. - Powiedziała, dodając - Ja i Alexander raz już przemogliśmy miłość do sire’a. To sprawiło, że nie da się nas związać w pełni. Alexander może mieć do ciebie słabość, ale to go nie powstrzyma by w chwili, gdy mu zagrozisz, wbić ci w serce kołek. Dlatego ja ofiaruję ci nie tylko tę wiedzę, ale i obietnicę służenia ci przez cały wiek. W zamian chcę byś uwolnił Alexandra i jego ludzi i puścił ich wolno. Tych w lochu Angusa i tych w twojej kryjówce.

Usłyszała dźwięk jakby ktoś zeskakiwał z wysokości.
- Zerwane więzy… On może to uczynić z moimi? - W tonie Marcusa był jakiś niebezpieczny zgrzyt.
Spojrzała na niego, unosząc dumnie głowę.
- Nie jesteś głuchy, cieszę się - skomentowała, po czym dodała: - Nic ci po nim. Oddal go i jego ludzi. Nie będziesz stratny, obiecuję. Zresztą to ogromna pokusa odebrać potomka znienawidzonemu bratu, czyż nie?
- Och oczywiście moja droga. - Marcus zbliżył się na odległość kilku kroków. - Jesteś za to gotowa oddać swe istnienie i wydać swego ojca? Nie interesuje mnie twoja służba kochanie, jego linia musi wymrzeć, jedynie moja może być spuścizną naszego ojca w krwi.
Skinęła głową.
- Dobrze. Choć pragnę jeszcze zadać ci pytanie nim zakończysz mój byt.
- Dobrze, jakie to pytanie?
Zmrużyła oczy, patrząc na tego, który z taką lubością niszczył ją, choć jego twarz zawsze była spowita maską obojętności czy nawet rozbawienia.
- Dlaczego to mnie uparłeś się łamać? Najpierw kazałeś mi zostawić Isottę, potem Alexandra, przemieniłeś go z mojego powodu... a teraz podesłałeś jeszcze istnego konia trojańskiego do klasztoru. Dlaczego? I nie mów mi, że chodzi spuściznę. Dręczyłeś mnie jeszcze, gdy byłam człowiekiem i kazałeś łamać swej córce, by mój mąż uznał mnie za nierządnicę. Powiedz więc... czemu?

Marcus zbliżył się jeszcze bardziej stając tuż przed nią.
- Masz na myśli… to? - powoli wyciągnął dłoń dotykając jej uda. Na twarzy wciąż miał leniwy spokój i ślad uśmiechu.
- A czy to jest odpowiedzią? - zapytała, nie spuszczając wzroku i nie cofając nogi, choć wzdrygnęła się, gdy dotknął wewnętrznej części jej uda.
- Byłaś śmiertelniczką. Jak robak, piesek, świnia w zagrodzie. Moje decyzje względem ciebie by mi uwłaczały. Schylić się nad kimś takim to już przesada, chyba żeby zatopić zęby, dla krwi. - Nie zabierał dłoni. - Lukrecja cię nie lubiła, kwestie pochodzenia, może twojego charakteru? To była jej chęć, jej decyzja, mi to było… niczym. Nie widziałem powodu by jej zabraniać. Hm… choć wiesz…? - uśmiechnął się. - Z początku nawet chciałem zabronić. Mój znak na kimś tak nieważnym… Ale była moją córką, wspaniałomyślnie dałem jej tę radość.
- To nie jest pełna odpowiedź. - Rzekła Aila, przyglądając mu się i z trudem opanowując, by nie zrzucić jego ręki. - Nie wmówisz mi, że to zbieg okoliczności, by za każdym razem zmuszać mnie do ulegania, łamania się, zostawiania towarzyszy i... bliskich. Czy w ten sposób chciałeś podważyć wszelkie inne więzi niż te oparte na krwi? A może jest jeszcze głębsze dno? - dopytywała się.
- Nie dostrzegasz go? - Wampir przekrzywił lekko głowę. - Łamanie, zmuszanie do uległości, ciężkich decyzji… to jeno środki. Punktowanie. - Ucisnął palcem jej udo. - Ważny jest efekt. Oto jesteś tu teraz, gotowa oddać siebie i wydać swego ojca. Sama się spytaj zatem dlaczego coś czynię lub czyniłem.

Znów zacisnęła usta.
Miał rację.
Tym samym zresztą przekonując ją, że poddanie się to jedyny sposób, by zakończyć cierpienia Alexandra - przynajmniej te, których powodem była ona.
- Rozumiem - odparła, po czym spytała. - Co teraz? Zabijesz mnie od razu czy zaprowadzisz do Angusa, by napawać się zwycięstwem?
- Mówiłem już, jesteś kulą u nogi Angusa. Zginiesz dopiero gdy go zniszczę, wcześniej pozwolę ci popatrzeć, jak Alexander odjeżdża wolny.
Skinęła głową.
- Może więc on sam spróbuje mnie zabić. Niech i tak będzie. Obiecaj, że dasz odejść jemu i jego ludziom i że ich ochronisz przed gniewem brata, gdy wyjdzie ma zdrada.
- Dobrze, ale gdy dojdzie do walki, masz stanąć przeciw ojcu. Zaatakować go, stanąć z nim do walki. - Marcus przeniósł dłoń z uda Aili na jej policzek. - Może wtedy zginiesz, z jego ręki, nie z mojej. - Uśmiechnął się. - Zanim zobaczyłem, że cię zmienili w jedno z nas, i tak miałem zamiar go puścić. Łowca wampirów. Wampir-łowca wampirów, wierny swym ideałom. Zionący nienawiścią do pobratymców. Miałem zamiar go z czasem przemienić i puścić, by siał chaos. Potem… okazało się, że może być pomocny inaczej, przemieniony wcześniej. - Zbliżył swą twarz do jej twarzy. - Gdy w walce zobaczy, że to Angus po raz drugi i ostateczny zabiera ci życie… Uwolnienie go będzie wtedy przyjemnością, moja droga.

Nie wytrzymała i odwróciła głowę w bok, starając się odsunąć. Miała ochotę znów nazwać go potworem, lecz wtedy przypomniała sobie, co sama uczyniła w monastyrze. Też stała się taka, dlatego nie powinna dłużej żyć. Śmierć coraz bardziej jawiła się jako wybawienie od trosk i spoglądania na własną degenerację.
- Myślę, że się mylisz. Już... nie jestem dla niego tak ważna. Niemniej zrobię, co zechcesz. Ruszę na Angusa.
- Myślę, że się mylisz. - Marcus powiedział łagodniej. - Jestem potworem, Angus jest litościwy. Gdyby było odwrotnie, to pewnie Alexander skomlałby o ciebie u stóp mego brata. Ot, on po prostu nie musi, bo wie, że Angus krzywdy ci nie uczyni.
- Żaden z was... z nas nie zna litości - odparła chwytając jego dłoń by zdjąć palce ze swego policzka. Ten łagodny dotyk drażnił ją bardziej niż chciałaby przyznać. Wolałaby już, aby zadał jej ból fizyczny, a nie pogrywał z nią, mimo że się mu poddała. - Mów, co mam robić teraz.
- To zarzut? - Stary Gangrel zainteresował się. - Tysiąc lat istnienia jako ktoś, kto dla ludzi mógłby jawić się jako pomniejsze bóstwo, a ty uważasz, że dziwnym jest brak litości dla tych worków krwi, lub nieumarłych młodych jak ty?
- Takiś stary? Więc pewnie głuchota nie jest ci obca. Nie mówiłam o żadnym dziwieniu się. Mówiła jeno, że nie wierzę w litościwość ani twoją, ani tweg brata - powiedziała hardo, strącając dłoń Marcusa z twarzy.

Chciał coś odpowiedzieć, lecz nim to uczynił, od strony klasztoru poniósł się dziki, pełen bólu wrzask mordowanego człowieka, a po nim kolejny. Aila spojrzała w tamtą stronę i już chciała tam popędzić, gdy spojrzała pytająco na wampira. Ten wyglądał na zaskoczonego nie mniej niż ona.
- Nie ruszaj się. Nawet nie drgnij - wycedził patrząc ze zmarszczonymi brwiami w stronę monastyru.
Prychnęła pogardliwie, lecz posłuchała.
- Pamiętaj, że nasza umowa ważna tylko jeśli Alexander i tamci przeżyją - powiedziała.
- Dlatego nawet nie drgnij… czy jest możliwość, by za to odpowiadał ktoś inny niż Alexander?
- Ty znasz lepiej swego brata, ale... nikogo innego nie podejrzewam - odpowiedziała, z trudem się opanowując, by nie popędzić wampira, aby sprawdził to.
- Mój brat, tak jak dwie noce temu, łamie układ krążąc po niebie. Widzi nas, sfrunąłby do walki, gdyby zobaczył, że chcę cię zniszczyć. A tam giną ludzie. Ucieknij, bądź bezpieczna ode mnie, to sfrunie do klasztoru, by zabić tego co morduje tam ludzi. Na razie miota się nie wiedząc co czynić.

Czy tak było w istocie?
Czy Angus tak nisko cenił życie swoich sług?
Czy to ona znów stała się powodem przelania krwi?
Zagryzła wargi.
- Moje słowo jest słowem szlachcianki. Nie odejdę, jeśli mi nie pozwolisz.
- Czemu Alexander miałby to robić?! Jest rozejm! - Aila po raz pierwszy zobaczyła na twarzy Marcusa większe emocje. Gniew, wściekłość.
- To... przeze mnie. - Domyśliła się bez trudu. - Powiedziałam mu wczoraj, że jego towarzysze zostali zabici, podczas gdy naprawdę ich uwięziłam. Musiał się dowiedzieć. Jak widzisz... też stałam się potworem.
- Chcesz mi powiedzieć, że on tam morduje ludzi, bo dowiedział się, że ci których miał za martwych żyją? On? Traktujący żywych wyżej niż nieumarłych?
Wampirzyca zamyśliła się.
- Raz jeden za życia zrobił coś podobnego. Cały monastyr wyrżnął za to, że... - zrozumiała - … Giselle. Mści się za to, co zbrojni zrobili jej za dnia - dodała, czując jak ogarnia ją rozpacz.

Kolejny wrzask, urwany nagle, aż można było sobie zwizualizować jak ktoś spadł z murów.
- Ciekawe… - złość na twarzy Marcusa zmieniła się w zadumę. - Jest słaby, głupi. Niegodny. - Pokręcił głową. - Idź. Nasz układ jest ważny, póki on istnieje. Martw się o to, by nie zabił go Angus.
- Jeśli ojciec go zaatakuje, wywiążę się ze swojej obietnicy - rzekła Aila hardo. - Gdy zginę... liczę, że ty wywiążesz się ze swojej części układu.
I to rzekłszy zerwała się do biegu, by jak najszybciej dotrzeć do klasztoru. Biegnąc, słyszała, że Marcus podąża za nią zachowując jednak pewną odległość. Jakby ścigał ale nie zagrażał bezpośrednio.

Jakby do ostatka chciał trzymać Angusa w szachu.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline