Wolfgang z nadzieją patrzył na Lothara. Ten jednak jak pozostali uznał, że trzeba spalić heretycką księgę.
Techler westchnął i kiwnął głową.
- Tu nie czas i miejsce na to. Zostawić jej nie możemy bo po nas kto inny w posiadanie jej wejdzie. Zabiorę ją i gdy będziemy sami bez krasnoludów na jakimś postoju spalę ją przy was w ognisku lub kominku.- Schował księgę na sam spód plecaka i gdy wstał dodał.
- To działajmy dalej.- Powiedział ze smutniejszym głosem po czym zaczął przygotowywać się do rzucania czarów przy wchodzeniu do nowej lokalizacji.
***
Gdy Lothar i Axel otworzyli środek Wolfgang stanął wślepiony w sufit. Nie mógł oderwać oczu od precyzyjnie oddanego nieba na sklepieniu. Kompani usłyszeli jak zaczyna mówić o tym co widzi. Nazywał gwiazdy i w końcu, że to przedstawienie nieba znad Reiklandu przeszło sto lat temu.
Mag był pod wrażeniem i aż zapierało dech w piersi.
- Nie możemy o tym miejscu nikomu powiedzieć. Niech to zostanie nasza baza na przyszłość.- Zaproponował swój dziecięcy plan. Kompani widzieli, że chyba Techler zakochuje się w tym miejscu.
Gdy w końcu zwrócili wszyscy uwagę na podłogę mag z problemami oderwał od sklepienia głowę.
- Eh. Co my tu mamy?- Starał się odwrócić umysł od malowanego nieboskłony skupiając się na nowym obiekcie.
Mag przyglądał się w skupieniu podłodze i otworom. W końcu wziął jeden z kluczy zabranym zombiakom i przymierzył. Te otwory o pięcioramiennych ściankach podobne było kształtem do cylindra a takowe były na szyjach truposzy.