| Technicy dostali od przełożonych tylko tyle czasu ile było konieczne na zebranie danych z miejsca zdarzenia. Fizycznie nikt nad nimi nie stał, ale przez ściany cały czas czuli wyczekiwanie komendanta. W końcu Patel i Ross dali znać że są gotowi.
Corday i Sinclair zastali trzech techników w laboratorium. Dodatkowa osoba została chyba tylko zaproszona w roli statysty. Adam wcielił się w rolę Andersona, a Joshua i “młody” w role agentów.
Według nas scena walki wyglądała tak - zaczął Patel, a Ross złapał od tyłu młodego technika. - Anderson trzymając agenta w ten sposób pozbawił go broni, a następnie strzelił do drugiego - Adam ruchem dłoni zasymulował oddanie strzału prosto w pierś Patela, który mimo nadziei obserwatorów nawet nie próbował upaść na ziemię. - Wydaje nam się, że wtedy musiał skręcić kark swojemu zakładnikowi, który stanowił dla niego tarczę przed uzbrojonym przeciwnikiem, a teraz był już zbędny.
- Zastanawialiśmy się jak doszło do tego zdarzenia - wtrącił Adam. - Anderson na pewno nie wydostał się z samochodu samodzielnie. Nie było żadnych śladów operowania przy kratce oddzielającej więźnia od kierowcy ani przy zamku otwartych drzwi, które miały blokadę przed otwarciem z wewnątrz. Samochód nie miał też żadnych śladów zatrzymania przez osoby trzecie - technik na chwilę przerwał jakby chciał stworzyć jakąś namiastkę suspensu. - Co ciekawe znaleźliśmy też kluczyk od kajdanek w miejscu gdzie leżał agent ze skręconym karkiem - nastąpiła następna krótka przerwa.
- Sugerujecie, że agenci usiłowali wypuścić Andersona? - nie wytrzymał lekko zirytowany Sinclair.
- No, tak... - odparł lekko zbity z tropu Ross.
- Pytanie brzmi czy chcieli go tylko wypuścić. W końcu przecież z jakiegoś powodu zginęli - rzucił w pomieszczenie komendant.
Irya kiwała głową, oglądając zaprezentowaną przez techników inscenizację, czym wyrażała swoją aprobatę do tego co przedstawiali. Zgadzało się to z tym co sama widziała oczami wyobraźni, kiedy byli na miejscu zdarzenia. Na koniec, po pytaniu Sinclaira, Corday wzruszyła ramionami.
- Trzeba by rozpatrzyć dwie sytuacje. Jedna kiedy agenci są sprzedajnymi kurwami i za wzbogacenie się podrobili papiery oraz odstawili ten cyrk. No i jest jeszcze to, że zanim skończyłam zmianę to minęłam się z Morganem na korytarzu, ale odesłałam go do pana Komendancie gdy ledwo co zdążył się pochwalić, że reprezentuje Andersona. Pamiętajmy, że ten prawnik należy do najwyższej półki i nawet ja bym się dwa razy zastanowiła czy mnie na niego stać - uśmiechnęła się ironicznie, żartując z tego.
- Co?! - Sinclair aż wyprostował się na krześle. - Dlaczego ja nic o tym nie wiem?! Morgan wcale się u mnie nie pojawił!
Irya wzruszyła ramionami.
- Nie mam pojęcia. Ja i tak nie mogłam uczestniczyć w przesłuchaniu, bo miałam za sobą prawie dwadzieścia godziny w pracy non stop. Morgan na pewno by to wyciągnął przed sądem, żeby podważyć zeznania gdyby mu się one nie spodobały, powołując się na błędy wywołane przemęczeniem policjanta prowadzącego czynności - prawie jednym tchem Inspektor wytłumaczyła się ze swojej decyzji.
- Czyli Morgan też nie miał okazji porozmawiać z Andersonem? - zaciekawił się Sinclair.
- Nie sądzę, ale można sprawdzić w papierach czy ktoś go doprowadził do zatrzymanego - odpowiedziała Irya, po krótkiej chwili zastanowienia.
- Roztrząsanie tego co się stało, jak jeszcze mieliśmy Andersona w garści, nie ma sensu w obecnej chwili. Wewnętrzni zadziałali zbyt szybko żebyśmy mogli cokolwiek zrobić - podsumował komendant. - Za to możemy jeszcze pogadać sobie z Morganem. Może on wniesie coś do sprawy. - Widać było, że pomysł na jaki wpadł bardzo mu się spodobał. - Zgadnij kto powinien się tym zająć - szef zadał retoryczne pytanie, z brzydkim uśmiechem na twarzy, patrząc Inspektor prosto w oczy.
Blondynka przewróciła oczami, ale powstrzymała się od ostentacyjniego wesrchnięcia wyrażającego niezadowolenie.
- Dobrze, zajmę się tym - odparła z rezygnacja w głosie.
- No to możemy kontynuować - odparł z zadowoleniem i nową falą entuzjazmu w głosie Sinclair - Co z tymi przedajnymi kurwami? - zapytał pokazując godną podziwu podzielność uwagi.
- Wtedy rozstrzelanie ich jest zacieraniem śladów. - Irya okazała się jednak godną rywalką. - Wraz z ich śmiercią szansa dotarcia do tego kto ich przekupił staje pod sporym znakiem zapytania - blondynka skrzyżowała ręce przed sobą.
- Nie było żadnych śladów osób trzecich. Wszystko wskazuje, że Anderson poradził sobie sam. - wtrącił się Ross w desperackiej próbie zabrania głosu.
- No i jest zawsze druga opcja, brzmiącą co prawda mało prawdopodobnie, ale skoro już bawimy się w przypuszczenia… W tej wersji wydarzeń Anderson jest tajniakiem. Agenci zabrali go i wypuścili w jego naturalny habitat. No ale czemu zabił och? Ano na poczekaniu mam dwie odpowiedzi. Jeden - nie chciał już być kretem. Drugi - agenci byli debilami, nie sprawdzili terenu i zostali przyuważeni przez kogoś z tych, których rozpracowuje Anderson. Facet spanikował i zaczął improwizować. Kto wie, może informacje jakie ma wyciągnąć będą na tyle ważne, że zabicie dwóch tępych agentów ujdzie mu płazem?
- Ta druga opcja jest cholernie naciągana. Współpraca z wymiarem sprawiedliwości kompletnie nie pasuje do Andersona. Robię to niechętnie, ale raczej bym obstawiał, że agenci mieli się go pozbyć - zabrał głos Sinclair. - Wygląda na to, że opuszczone magazyny wybrali sami. Nikt ich nie śledził, a to żeby ktoś dotarł tam przed nimi jest mało prawdopodobne. Założę się, że rozkuli Andersona i kazali mu uciekać, ale się przeliczyli - zrobił małą przerwę. - Corday, jak byś określiła ich relację gdy go im przekazywałaś?
-Hymmm - blondynka zamyśliła się nad pytaniem Komendanta. Pamięcią sięgnęła do tamtej chwili. - Osobiście odniosłam wrażenie jakby agenci byli żółtodziobami, sami chcieli iść wyciągać Andersona z celi - wspomniała. - Ale im zaproponowałam, że go przyprowadzę i chyba im się trybiki w mózgach ruszyły, bo przytaknęli mi - wzruszyła ramionami. - Sam Anderson był spokojny i stosował się do poleceń zarówno moich jak i tych agentów. Nic nadzwyczajnego nie zauważyłam. Kopie dokumentów tych agentów mam, przypilnowałam, żeby podpisali czytelnie każdy jeden wymagany dokument - spojrzała po zebranych w pomieszczeniu. - No ale cóż... Chyba nie ma sensu sobie tym już głowy zaprzątać? Ani Anderson, ani zabici agenci nie są naszym problemem - podsumowała wszystko i uśmiechnęła się z ironią. - Wydział wewnętrzny może nam skoczyć, nie mają gdzie się przyczepić do nas i nas obwinić za to partactwo z ich strony.
Sinclair zamyślił się chwilę po usłyszeniu relacji inspektor. Wstał wyciągając telefon i ruszył w kierunku korytarza wybierając numer. Wrócił po kilku minutach.
- Tak jak się spodziewałem - zaczął gdy tylko drzwi za nim się zamknęły. - Oficjalnego raportu jeszcze nie ma, ale już wiem, że będzie to przedstawione tak, że Anderson zaatakował agentów w trakcie jazdy, zmusił ich do wywiezienia go do dzielnicy portowej i potem ich z zimną krwią zabił. Informacje jakie udało nam się zebrać na miejscu zdarzenia są nieoficjalne i możemy jedynie zachować je dla siebie.
- Pozwól ze mną Corday - polecił Sinclair przytrzymując uchylone drzwi na korytarz. - Sprawa Andersona być może wróci do nas, ale wtedy musimy prowadzić ją tak, aby było to spójne z raportem wewnętrznych - mężczyzna kontynuował w drodze do biura. - Cholernie ciężko będzie wykorzystać go jako ogniwo do połączenia Crimeshield z Syndykatem. Nie powiem tego oficjalnie, ale jak zostanie aresztowany to chwilę później znajdziemy go martwego w celi, a w raporcie opiszą to jako samobójstwo. Do tej pory znalazłaś coś więcej?
Irya krótką chwilę zastanawiała się czy wspomnieć mu o rozmowie z Morganem. Po szybkim rachunku zysków i strat stwierdziła, że szkoda tylko nerwów jej i Komendanta, więc zrezygnowała z mówienia o tym. Musiała jednak dać jakiś komentarz do pytania przełożonego.
- Będzie pan pierwszą osobą, do której zadzwonię gdy przyjdzie mnie odwiedzić tak jak ten Hill - stwierdziła Irya, z gorzką ironią w głosie. - Z tym że Anderson wydaje się być typem samowystarczalnym, nie sądzę że prędko go zobaczymy czy choćby o nim usłyszymy.
- Na jego miejscu bym się przyczaił na pewien czas - przytaknął komendant. - W jakiś sposób zaszedł za skórę wewnętrznym na tyle, że próbowali się go pozbyć.
__________________ Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start. |