Lhanni spojrzała na Admeda z czułością, która nigdy wcześniej się u niej nie pojawiła. "Co się ze mną, do licha ciężkiego, dzieje?" przeleciało jej przez głowę "Za dużo stresu" skwitowała. Obróciła się w stronę rycerza.
- Zazdroszczę mu łatwego snu - westchnęła.- Pójdę po wodę. Za domem jest studnia. Zaraz będę spowrotem.
Obróciłą się jeszcze w drzwiach.- Morze nie jest to pałac, ale na chwilę powinien wystarczyć.
- Nie krępuj się - dodała po chwili.- Rozejrzyj się, jeśli to cię uspokoi. Są tu tylko stare mury, przegniłe meble i miejscami dziurawy dach. Może znajdzie się gdzieś kawałek naczynia.
Stojąc przy studni patrzyła na tę ruderę, która kiedyś była domem Lolli. Ciepłej, wesołej i otwartej Lolli. Pogrążyła się w smutnych myślach mechanicznie ciągnąc linę z wiadrem. W pewnym momencie jej myśl przeskoczyła na inne tory. "Menalass, Światynia, miasto szczurów" westchnęła i przeciągnęła wiadro ponad cembrowiną. "Czeka nas dłuuga droga" odczepiła wiadro od sznura.
Wracając do wnętrza znów patrzyła na dom: mech, wybite okna, wyłamane drzwi, spadające dachówki. Kurz, grzyb i zgnilizna. Ale przez parę godzin będzie im musiał wystarczyć za... "dom?" pomyślała i zaśmiała się na głos.
Weszła do środka i postawiła wiadro przy wejściu. Zaczerpnęła wodę dłońmi i upiła łyk. Przetarła sobie twarz. Kucnęła w pobliżu głowy Admeda. Zdjęła pelerynę i przykryła go delikatnie. Osunęła się po ścianie i usiadła w kurzu, głowę oparła o ścianę. Bordowa spódnica zaszeleściła miękko. Gorset strasznie ściskał.
- Rycerzu, jak ci na imię? Nie lubię mówić w formie bezosobowej- Zwróciła się do Edwarda.- Ja nazywam się Lhanni. Lhanni Harrekinne.
__________________ Discordia (łac. niezgoda) - bogini zamętu, niezgody i chaosu.
P.S. Ja tylko wykonuję swój zawód. Di. |