Klucz ghula nie pasował! Był sześciokątny, w przeciwieństwie do pięciokątnych cylindrów noszonych przez pokonane zombie. A wszystkie otwory w podłodze miały właśnie kształt pięciokąta. Jednego klucza brakowało. Te, które mieli pasowały idealnie. Wsuwały się w otwory mniej więcej do połowy, po czym zaczynały jarzyć tym samym blaskiem, co wyryta w kamieniu figura.
Jednak bez ostatniego klucza sprawdzenie, jak działa magiczny mechanizm okazało się niemożliwe. Awanturnicy jeszcze jakiś czas spędzili w podziemiu, przeszukując jego zakamarki w poszukiwaniu pięciokątnego cylindra, jednak nadaremno. W wieży go nie było...
Gdy wyszli z wnętrza budynku, niebo na wschodzie zaczęło się już rozjaśniać. Z obozowiska krasnoludów dochodziły odgłosy grupowego, głośnego chrapania puentowane równie głośnymi pierdnięciami. Khazadzi spali. Nad rzeką unosił się mokry, gęsty opar. Awanturnicy udali się na barkę, aby przespać się trochę i w dzień zawiadomić Isembarda o rozwiązaniu jego kłopotu.