Wątek: Strefa Junty
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2017, 10:56   #24
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Nie było sensu dalej rozmawiać. Samay użyczył Chrisowi swojego noktowizora, a ten bez trudu za jego pomocą obserwował drogę. Co jakiś czas dawał Crackowi krótkie wytyczne w którą stronę skręcić. Kierowca nie zapalał świateł, więc jechali w absolutnych ciemnościach, powoli i ostrożnie wybierając trasę po czymś, co nie mogłoby czasami być nazwane ścieżką, a co dopiero drogą. Wszechobecna wilgoć także nie pomagała. Trzęsło niemiłosiernie, a nie raz i nie dwa - na początku zwłaszcza - musieli wychodzić z samochodu i używać wyciągarki, aby wydostać się z co głębszego błota. Wjechali znów w dżunglę i posuwali się nią na północ. Veha kilka razy przyznał, że ten tu wydaje się rzeczywiście znać okolicę jak własną kieszeń. Zwykle na GPS-sach widzieli satelitarny obraz koron wysokich drzew zarastających tu cały teren, nie było mowy o ujrzeniu prześwitu. Ani nawet zaznaczonych gdzieniegdzie dróg, którymi poruszali się rzadko. Wolno, ale skutecznie podążali na północ nie napotkawszy nawet jednego człowieka po drodze - co najwyżej jakieś chałupy w bezpiecznej odległości. Minęło tak kilka godzin, a do Phaav ciągle mieli kawałek drogi, kiedy Chris kazał się zatrzymać.
- W okolicy wieś. Nie wiem gdzie chcecie jechać i co robić. Mogę prowadzić dalej, ale jak sobie nie ufamy to wysiądę tu - powiedział po khmersku. - Tu droga na północ.
Shade zrozumiała jego słowa bez tłumaczenia przewodnika. Popatrzyła na Desmonda, a potem na tubylca i zapytała:
- Znasz dobrze ścieżki prowadzące na północny wschód?
- Znam całą okolicę - odpowiedział zapytany bez wdawania się w szczegóły.
- Jak do tej pory to się opłaca - Desmond po angielsku zwrócił się do Shade. - Może nas podprowadzić w okolice.
- Co masz z dalszej pomocy nam? - zapytał tymczasem Veha, na co Chris pokazał zęby w uśmiechu.
- Unikacie rebeliantów, to mi wystarczy by z wami przebywać. Macie ładną kobietę. I brzmi to jak dobra przygoda - odpowiedział.
- W takim razie, jeśli lubisz niebezpieczeństwo, zapraszamy na wycieczkę - Zwiadowczyni uśmiechnęła się do niego odpowiadając w jego języku. - Ładna kobieta ma na imię Shade i wita na pokładzie.
Odpowiedział uśmiechem, co wywołało lekki grymas na ustach Cracka. Samay nie skomentował w żaden sposób, ale nie wyglądało na to, że nie zgadza się z tym pomysłem.
- Ciekawe imię - powiedział Chris, tym razem patrząc już bezpośredniego na Valerie. - To gdzie jedziemy?
- Chcemy dostać się do Phaav. Wiesz jak tam dojechać tak by nikogo nie spotkać po drodze? - Odpowiedziała kobieta.
- Bez samochodu to wiem - skinął głową. - Od południa nie ma dróg, podmokły teren. Bagno i rzeczka. Drogi od północnego wschodu i zachodu, okrężną drogą można się dostać do jednej bez wjazdu na główną. Nie wiem co chcecie w Phaav, ale ja bym zostawił pojazd i poszedł pieszo. Pięć kilometrów. Wtedy doprowadzę od południa najdalej jak się da.
Shade przytaknęła.
- Myślę, że to całkiem dobry pomysł. - Ponownie popatrzyła na Desmonda i powiedziała po angielsku:
- To zadanie koło Phaav jest w odludnym miejscu, gdzie i tak nie było drogi dojazdowej. Powinnam poradzić sobie sama. Zostaniecie z Samayem przy samochodzie, a ja pójdę z Chrisem.
- Nie wiem czy to najlepszy pomysł - Crack nie wyglądał na zachwyconego pomysłem. - Nie wiadomo kim jest ten tutaj.
- Ani czy umie odpowiednio cicho chodzić - zgodził się z nim Veha. - Lepiej już zostawić samochód sam, a przy wsi w razie czego pójdziesz osobno.
Valerie uśmiechnęła się szeroko obdarzając każdego z mężczyzn przeciągłym spojrzeniem:
- Jakie to słodkie. Martwicie się o mnie. Potrafię sobie poradzić, a według naszych danych to miejsce powinno być opuszczone, więc nie będzie problemu z zachowywaniem ciszy. Zostawienie samochodu z wyposażeniem to ryzyko. Zawsze ktoś może na niego trafić, a noszenie całego ekwipunku ze sobą spowolni nas i zmęczy. Jeśli pójdę sama i zabiorę tylko najniezbędniejsze rzeczy, będzie mi łatwiej się poruszać.
- Później będzie chciała sama dostać wypłatę - Samay mruknął do Desmonda, ale zaraz się uśmiechnął i zasalutował. - Przewodnik do znajdowania lepszych przewodników melduje się, psze pani!
Crack pokręcił tylko głową.
- Tak czy inaczej, jedziemy od południa - powiedział w stronę Chrisa, a tłumacz przełożył jego słowa. - Pójdziesz z naszą piękną panią aż do samego Phaav?
Tubylec obdarzył Shade długim, badawczym spojrzeniem, zanim skinął głową.
- Tylko ja nie komandos.
- Wystarczy że pokażesz mi drogę, a kiedy ci powiem, będziesz siedział cicho na wyznaczonej pozycji. - Kobieta odpowiedziała mu uśmiechem. - Nie musimy wchodzić do miasteczka. Miejsce, które nas interesuje, znajduje się na uboczu, od północnej strony.
- Zgoda. Musimy zdążyć tej nocy? - dopytał. - Przez bagno trzeba wolno.
- Nie musimy, pod warunkiem że droga w dzień jest bezpieczna. Możemy znaleźć jakieś ustronne miejsce i odpocząć. Co o tym myślicie? - Zapytała towarzyszy.
- Lepiej dotrzyjmy do końca drogi jak najszybciej, potem zdecydujemy. Możemy odpocząć przy wozie w razie czego - zasugerował Desmond.
- Ok. W takim razie jedźmy. - Zgodziła się z nim Rusht.

Ruszyli, podążając do przodu w podobnym stylu co wcześniej. Crack kierował, jadąc wolno i ostrożnie, a Chris prowadził go niewielkimi, zarośniętymi i często zalanymi drogami. Shade i Samay mogli się co jakiś czas zdrzemnąć, ale odpoczynek tak naprawdę nikomu nie był dany kiedy przedzierali się przez co bardziej grząskie tereny, zwykle używając wyciągarki. Przewodnik jednakże dotrzymywał słowa: nie spotkali żywej duszy przez kilka godzin, nie wspominając nawet o jakimkolwiek wojsku. Wreszcie tubylec oznajmił, wskazując na dom, który pojawił się w zasięgu noktowizji.
- Antung Vien, ostatnia osada przed postojem. Musimy przez nią przejechać.
Był środek nocy, w oknach nie zauważyli ani jednej zapalonej żarówki czy choćby świeczki, przejeżdżając pomiędzy domami. Nie było ich wiele i z każdym metrem robiło się coraz mniej. Aż droga się skończyła zaraz jak minęli ostatni niewielki domek i kilka pól na wykarczowanym terenie. Przed sobą mieli ponownie ścianę dżungli. Samochód bez trudu dało się tu skryć w gęstej roślinności.
- Dalej nie ma drogi. Trzeba pieszo. Przed świtem możemy nie zdążyć - oznajmił przewodnik, zdejmując noktowizor.
- Poczekamy do świtu i dopiero ruszymy. - Odpowiedziała mu Shade. - Spróbuję się trochę przespać na tylnym siedzeniu. - Dodała wychodząc z samochodu i rozciągając mięśnie.

Wokół panowała cisza. Ukryli samochód i mogli nawet wyjąć namioty, tworząc sobie dość przyjemne miejsce do przespania tych kilku godzin. Przeszkadzały tylko budzące się insekty i robaki pełzające po ziemi, choć na nie dwóch rodowitych mieszkańców Kambodży znało całkiem skuteczne sposoby i potrafiło zabezpieczyć posłania. Ciemność przeszła w świt szybciej niż by chcieli, pobliska wieś zaczęła się budzić.
- Veha tu na miejscu by wystarczył - Crack podjął rozmowę o dalszej wyprawie. - Nie rzuci się tak bardzo w oczy jak ktoś się napatoczy.
- Tu blisko granicy, a daleko od świata - wtrącił Chris. - Nie warto mówić, żeście razem z rebelią. Ani bezpośrednio, że z rządowymi. Tutejsi chcą być jak najdalej od tego.
- Jesteśmy tylko dziennikarzami, którzy próbują dowiedzieć się co naprawdę dzieje się w tej części świata. - Powiedziała Zwiadowczyni spoglądając na niego. - Nie jesteśmy po żadnej stronie. Na wszelki wypadek pamiętaj o tej wersji. Nazywam się Pauline Anthons, a ty jesteś moim przewodnikiem.
Potem popatrzyła ma Cracka:
- Rozumiem, że nie masz ochoty zabijać insektów, kiedy ja będę spacerować po dżungli. - Wzruszyła ramionami. - Chodź skoro masz ochotę, ale zabierz kamerę.
Ponownie przeniosła spojrzenie na Chrisa i wskazując najemnika dodała:
- To jest mój operator, Hans Gruber.
- Nie lubię siedzieć w miejscu - Crack wzruszył ramionami, zabierając zarówno karabin jak i kamerę, spakowane do torby, którą przewiesił przez plecy. Chris tylko skinął głową, nasuwając sobie chustę na twarz.
- Zasłońcie usta, na bagnach mnóstwo robactwa i oparów. Za to brak ludzi.
 
Eleanor jest offline