Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2017, 14:55   #66
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Trudno powiedzieć czy zdawał sobie sprawę z tego, że jest obserwowany. Aila starym zwyczajem wdrapała się na wieżyczkę strażniczą, by tam czekać na przybycie Marcusa i stamtąd oglądać okolicę. Widziała tedy jak Alexander idąc krużgankiem niesie na rękach czarnowłosą dziewczynę. Jej twarz była pozbawiona emocji, a oczy puste, jakby pogodzone z losem.
Tymczasem na dziedzińcu zaczęła się uczta…
Szczury wyległy z zakamarków klasztoru i nie niepokojone zaczęły obgryzać ciała zbrojnych. Może nie byłoby to dziwne, gdyby nie ilość tych gryzoni i otwartość takich poczynań. Wyglądało to jakby rój tych zwierzaków wychynął by zasiąść do przygotowanej dla nich uczty.
Zaiste koszmarnej uczty.

[MEDIA]https://media.giphy.com/media/nulqSxrEONiEM/source.gif[/MEDIA]

Dawne mniszki pozostawione w podziemiach jako ‘pokarm’ dla swoich trzech przeistoczonych koleżanek wciąż leżały i głównie spały nabierając sił, były tak osłabione, że nie mogły się jeszcze same swobodnie poruszac, skazane na opiekę Aliny i Urszuli. Te dwie z kolei miały sporo pracy i zapewne zajmowały się teraz Giselle. Jiri siedział w podziemiach pogrążony w nieciekawych myślach, a Viligaiła gdzieś zniknął. Klasztor był ciemny, cichy i pusty, wypełniały go tylko piski, chroboty i obleśne chrupnięcia.

Aila zobaczyła w końcu sylwetkę Alexandra wspinającą się po schodach na zewnętrzne mury klasztorne. Czy powinna do niego dołączyć? Znała swego męża i wiedziała, że nawet jeśli byl na nią wściekły, pewnie nie będzie chciał pozwolić jej dopełnić umowy z Marcusem. Lepiej więc było, aby jej już nie znalazł - odejść bez pożegnania.
Wampirzyca otarła jedną krwawą łzę, która zakręciła się w kącie jej oka.

Bękart stał jakiś czas w bezruchu.
Trwało to długo, a on tylko patrzył w ciemność rozciągającą się u stóp wzgórza pod klasztorem.
W pewnym momencie pochylił się na chwilę i trwał tak kilkanaście sekund, po czym znów się wyprostował.
Wśród tych szczurów które mniej fanatycznie ucztowały na trupach zbrojnych Angusa (zapewne już się najadłszy) zapanowało pewne zamieszanie. Część miotała się po dziedzińcu, niektóre zniknęły w zakamarkach, aż wiele z nich z różnych stron zaczęło kierować się na swych łapkach w stronę wieży w której przebywała Aila. Alexander podniósł wzrok spoglądając w tamtym kierunku.
Wampirzyca uśmiechnęła się cierpko. No tak, miał teraz swoje sposoby. Pytanie czy chciał ja naprawdę odnaleźć. Nie uciekała, nie chowała się. Siedziała w okiennicy wieżyczki, skryta w cieniu jej daszku.
Z początku nic się nie działo, tylko Bękart znów się pochylił, ale wkrótce Aila usłyszała chrobotanie i w wieży zaroiło się od szczurów. Przemykały wokół niej to w jedną, to w drugą stronę, w końcu któryś lekko ugryzł ją w stopę.
Aila warknęła na delikwenta, odruchowo zabierając nogę i strząsając zwierzątko. Zmarszczyła brwi i spojrzała na Alexandra.
- Co to za końskie, a właściwie szczurze zaloty? - zapytała, choć nie była pewna czy ją usłyszy.
Nie sprawiał takiego wrażenie, po prostu stał patrząc na wieżę i chyba nawet nie wiedział w którym oknie mógłby szukać jej wzrokiem. Nie potrafił też jak ona widzieć w ciemnościach, więc i tak by jej nie dostrzegł.

Jeden ze szczurów zeskoczywszy z belki wplątał się wampirzycy we włosy, a nim uciekł drugi przebiegł jej po udzie. Zwierzątka buszowały wokół coraz częściej ocierając się o nią.
Aila nie bała się ich, jednak zaczynało być to irytujące.
- Alex, do cholery! Zaraz zacznę je wysysać, jak ich stąd nie zabierzesz! - krzyknęła i znów zawarczała, strasząc szczury obnażonymi zębami.
Nie robiły sobie z tego wiele.
Dar krwi Angusa, był tu przekleństwem, bo zwierzęta zwykle unikały wampirów, ale nie tych z klanu Gangrel. Tych traktowały tak jak zwykłych ludzi, a może nawet i lepiej. Z jakiegoś powodu nie bały się też jej reakcji, ale i dla szczura szczerzenie przez nią wampirzych kłów nie musiało być zbyt dużą groźbą.
- Czynić krzywdę, wysysać, zabijać… Tylko to już w tobie jest? - Usłyszała jego krzyk. - Obiecałem im, że nie będą zagrożone skłaniając cię do opuszczenia wieży. No dalej, złam moje słowo im dane, zabijaj.
To ja zirytowało.
Dlaczego miała odpowiadać za jego obietnice?
- A jak nie zechcę, to mają obiecane, że mogą mnie zeżreć tak? Obietnice dane szczurom są więcej warte niż moja wola, by tu pozostać? Jeśli chcesz czegoś, to wiesz już gdzie jestem! - odkrzyczała. Sytuacja wyglądała tym samym co najmniej groteskowo - dwoje skłóconych, nieumarłych małżonków przekrzykiwało się pomiędzy pożeranymi przez szczury trupami ludzi.

Nie odpowiedział.
Tymczasem jeden ze szczurów chyba na dobre wplątał się jej we włosy, zaczęły już otwarcie po niej biegać.
Wampirzyca spróbowała go złapać i zdjąć z siebie. Powiedzieć, że szczur opierał się, byłoby przesadą, po prostu zaplątał się łapkami we włosy, przez co ciężej było go zdjąć. Inne zaś nie próżnowały. Aila poczuła kolejne lekkie ugryzienia. W stopę, przedramię drugiej ręki, biodro. O dziwo jednak, wciąż zachowywała spokój tak jakby nawet towarzystwo małych, głupiutkich stworzeń było dla niej pociechą samotności.
- Ej, zostawcie mnie! - warknęła, wreszcie wyjmując szczurzego lokatora ze swoich włosów. Gdy w końcu oderwała go od swej czupryny kręcił łebkiem węsząc i piszcząc. Niezbyt mocno odrzuciła go w kierunku pozostałych kamratów.
- Uciekać stąd, już!
Szczury nie sprawiały wrażenia jakby ją rozumiały, jednak rozumiały mowę jej ciała. Kłębiły się więc teraz wokół popiskując jakby z tęsknotą, lecz już nie włażąc na wampirzycę. Ta pokręciła głową ni to zirytowana, ni rozbawiona.

Alexander patrzył jeszcze chwilę na wieżę, po czym wyskoczył za mur klasztorny. To zdziwiło Ailę na tyle, że szczury znów poczuły się pewniej i zaczęły wspinać na jej nogi. Wampirzyca jednak nie reagowała. Zastanawiała się co planuje jej szalony małżonek i... postanowiła ruszyć za nim. Zeszła po drabinie, żegnana entuzjastycznymi piskami szczurów, a następnie przez uchyloną bramę pomknęła w las, w kierunku gdzie spodziewała się, że zeskoczył Alexander.

Śledzenie kogoś, kto porusza się ostrożnie nie widząc w ciemności, dla widzącej w mroku dzięki wampirzemu darowi Aili nie było czymś trudnym. Sam Alexander zresztą nie sprawiał wrażenia jakby miał zamiar się ukrywać. Może nawet miał świadomość, że jest śledzony przez wampirzycę, ale jeżeli tak, to ostentacyjnie to ignorował.
W pewnym momencie przystanął, zadarł głowę i zaczął wyć.

Czekał.
Czekała też Aila, przytulona do pnia jednego z drzew, obserwując męża z pewnego oddalenia.

Trochę to trwało, lecz w końcu Aila zobaczyła wychodzące z ciemności cztery wilki. Jednego znała, tego który szedł na przedzie, ale pozostałe widziała po raz pierwszy. Dwa były mocno poszarpane, jeden z nich kulał mocno na zranionej łapie. Alexander przyklęknął i znajomy Aili wilk podszedł do niego.
Przez chwilę brzmiało tylko ciche warczenie i skomlenie, aż pozostałe wilki też się zbliżyły do wampira, który rozgryzł sobie skórę na przegubie.
- Ujmujące… - Aila usłyszała za sobą cichy głos. - Tworzy własną armię - w tonie, który słyszała przebrzmiewał sarkazm.
Nawet się nie oglądała. Znała ten głos.
- Twego brata przechytrzył - odparła cicho, nie spuszczając oka z Alexandra i czując jakiś dziwny rodzaj dumy.
- Co tam się wydarzyło? - Marcus stanął obok wampirzycy patrząc na swego potomka, który karmił krwią poranione wilki.
- Czemu pytasz? Czujesz niepokój? - Uśmiechnęła się kpiąco. - Przecież jesteś tak potężny, że możesz zejść do lochu i sam sprawdzić.
- Nie jestem tak głupi, by wystawiać się memu bratu. Potęga, tak. Ważne, by wiedzieć przeciw komu się staje. Przeciw komu ta potęga znaczy niewiele.
- I ile jesteś gotów zapłacić za tę wiedzę? - zapytała Aila, zerkając na niego.

Poczuła dłoń zaciskającą się na jej gardle dopiero gdy już leżała na ziemi.
- Nie igraj ze mną - rzekł stary gangrel przyciskając ją do ziemi i przybliżając twarz do jej twarzy.
Spojrzała mu odważnie w oczy, nie mając już nic do stracenia.
- Bo? Zabijesz mnie? - zapytała ironicznie.
- Tak, niedługo. Ale teraz… bo zabiję jego.
- Złamałbyś umowę, a to by oznaczało, że straciłbyś prawo do mojego życia i do sprawienia przykrości swemu bratu moim odwróceniem się od niego - odparła, nie okazując strachu. Po czym dodała: - Pochylasz się tak nade mną jakbyś chciał mnie pocałować, a nie zabić. Może się wahasz? - zapytała z bezczelnym uśmiechem. Chciała, by Marcus swoją złość skupił na niej, a skoro i tak miała umrzeć... chciała choć trochę napsuć mu krwi.
- Umowy, Mała, są po to by je przestrzegać, póki się chce. - Marcus nie odwracał twarzy, ale i nie przybliżał jej bardziej. Aila poczuła jak jego palce zmieniają się w szpony. - Zawsze mogę zakończyć tu i teraz tę romantyczną komedię. Zabić was oboje, Zostanie sam Angus z tym wielkim bydlakiem przeciw mnie, Merlinowi i Isottcie. Daj mi powód bym tego nie uczynił. - Wyglądało na to, że nie wiedział nic o losie swego wampirzego brata.
Wampirzyca patrzyła na pochylającego się nad nią Gangrela, który od dana stanowił jej własną obsesję nienawiści i strachu. Zupełnie niespodziewanie jednak dzisiejsze starcie z Angusem i to jak Alexandrowi i Giselle udało się wyprowadzić potężnego wampira w pole dodały dziewczynie odwagi. Trzeba było po prostu przełamać schemat, zagrać tak, by stracili poczucie panowania nad sytuacją.

Mimo gorejącej w sercu nienawiści, Aila uniosła głowę i przylgnęła wargami do zimnych ust Marcusa w namiętnym pocałunku.
Nie oddał pocałunku, oderwał głowę i zamachnął się. Aila poczuła ból, gdy dostała policzek okraszony szponami nieumarłego.
Jęknęła boleśnie - głośniej niż chciała. Nie wiedziała jednak czy zaalarmowała tym Alexandra i wilki.
- Och... taki niedostępny... - wymruczała zmysłowo. Sama nie wiedziała skąd brała tyle odwagi. Chyba po prostu nadmiar strachu sprawił, że... było jej już wszystko jedno.
- Taka młoda… wciąż jeszcze bardziej człowiek, niż spokrewniona. - Kolanami brutalnie rozchylił jej uda. - I czego ty chcesz? - Zobaczyła szpony przed własną twarzą, lecz zaraz zabrał je i poczuła dotyk zabójczych pazurów na swoim udzie, w okolicach wypalonego piętna. - Wszystko co ode mnie możesz dostać to ból.

Ból przywołał strach, lecz siła woli Aili była wciąż niezachwiana.
- To twój... wybór... - choć czuła obrzydzenie, pozwalała mu się dotykać. Była ciekawa czy w tej zgniłej mentalności został jeszcze ślad dawnych pragnień... czy miała rację domyślając się, że coś więcej stoi za prześladowaniem jej niżby może sam Marcus po sobie się spodziewał. Z wyrazu jego twarzy jasno wywnioskowała, że tysiącletni wampir wszelkie pragnienia zostawił za sobą, być może wieki temu.
A więc ból.
- Zostaw ją, to nie ma sensu - Aila usłyszała gdy Angus już miał szarpnąć szponami wywołując cierpienie splecone z jej wrzaskiem. - Angus przebity kołkiem, ten drugi zbiegł i się ukrywa. Wygraliśmy. Ona zginie z ręki śmiertelniczki, którą skrzywdziła.
Za Marcusem leżącym na Aili stał Alexander, a obok warczały wilki, wampirzyca jednak nie patrzyła na niego, wciąż patrzyła na Marcusa - wyzywająco, choć w oczach jej teraz czaił się też strach. Stary wampir natomiast podniósł się z jakimś ociąganiem.
- Od kiedy to szczenie dyktuje warunki przewodnikowi stada? - zapytał pozornie spokojnym głosem, odwracając się w stronę potomka.
- Od kiedy szczenie robi wszystko za przewodnika. - Alexander zbliżył się do Aili brutalnie chwytjąc ją za włosy. Syknęła boleśnie. To nie była udawana brutalność, Alexander faktycznie szarpnął ją za włosy mocno, zmuszając, by podniosła się na kolana.
- Wybrałeś drogę, którą wybrałeś - bękart kontynuował nie przejmując się reakcją ukochanej. - Stoisz z boku, patrzysz, czekasz… Masz swoje zwycięstwo, ale ona umrze z ręki mej służki.
Marcus przyglądał się przez chwilę bez słowa dwójce małżonków.
- Niech będzie. Ale wydasz mi Angusa w zamian.
- Mam w dupie Angusa. Ona zostanie zniszczona za to co uczyniła. Reszta mnie nie interesuje. Zajmij się szukaniem tego wielkiego bydlaka, poza tym wszystko jest pod kontrolą - Alexander zupełnie bez udziału świadomości zaczął wydawać polecenia nie przewidując jak może odebrać to jego ojciec w krwi.

Ten był o dziwo jednak bardzo opanowany.
Aż nazbyt opanowany.
- Tym niech zajmą się twoi nowi znajomi. - Wskazał na wilki, po czym dodał tonem nie znoszącym sprzeciwu: - Godzinę przed świtem wystawisz na plac w Przyklasztorach Angusa. Jeśli nie, sam zakończę żywot nie tylko Aili, ale i wszystkich tych, których nazywasz swoimi kompanami. A na końcu zabiję ciebie. - To rzekłszy jego sylwetka zaczęła się rozmywać. Po chwili był już jedynie obłokiem mgły, która odpłynęła pomiędzy drzewa.
- Znajdźcie nieumarłego, który zbiegł z kamiennego domu dwunogów - wywarczał Alex do wilka.
Drapieżniki spojrzały na to jedynie na swego prowodyra, a ten stał dłuższą chwilę w bezruchu. W końcu schylił łeb i skoczył w mrok, jego towarzysze pobiegli za nim.
Alexander ruszył w stronę klasztoru ciągnąc Ailę za włosy.
Znów stęknęła.
- Potrafię chodzić... - warknęła, chwytając dłońmi jego dłonie, ale reakcją na to było jedynie brutalniejsze szarpnięcie.
Prychnęła, nie mówiąc jednak nic więcej.

Czuła się zraniona bardziej niż bólem rwanych z głowy włosów. To było upokarzające. I choć chciała wierzyć, że jest to tylko pokaz przed Marcusem... nie miała pewności.
- Wybrałaś drogę potworów, tak? - Alexander rzekł coś co mogło rozwiać te wątpliwości. Wciąż ciągnął ją w stronę klasztoru. - Wygodne, niedługo będziesz jak Marcus.
Przymknęła oczy, starając się w milczeniu znosić to traktowanie. Odpowiedziała dopiero, gdy wyszli z lasu na ścieżkę, prowadzącą do monastyru.
- Nie ma innej drogi - szepnęła tylko.
- Bzdura. Płonąc na słońcu uderzą cię myśli, czy mogłaś istnieć inaczej.
Otworzyła oczy i spojrzała na niego ze smutkiem.
- Szkoda, że w ciebie nie uderzy świadomość własnego fałszu.
- Pierdolę to Ailo, nie chcę istnieć bez ciebie, a Twój los to kraniec, nie ma innej drogi. Trzeba to tylko doprowadzić do końca.
- Ciągnąc mnie za włosy... wiesz, dobrze, żem się pogodziła. Poszłabym sama. Ale widać nawet w obliczu tego, że zaraz przestanę istnieć, nie możesz zdobyć się na przełamanie, wybaczenie... doprawdy nie pragnę już niczego więcej niż śmierci. Może ona będzie mi czulszą kochanką…
- Nie dziwię się. Ktoś z tak czarną duszą… ale to zawsze coś, gdy rozumiesz, że na tym świecie nie ma miejsca na takie potwory.
Prychnęła.
- Prawda to, wszak większość zajmuje ludzka głupota. Chciałam oszczędzić te twoją drugą żonę... znowu. Chciałam się ulitować nad nią, lecz choć wiedziała dobrze co jej grozi, obrażała mnie i lżyła na mnie. Mówisz, żem drobiazgowa, ale czy to ona nie powinna tego już wiedzieć? Mów co chcesz, stawiaj mnie wśród najgorszych, ale ta głupia dziewka sama wybrała swój los. - W nagłym zrywie spróbowała się wyrwać, nawet kosztem własnych pukli i udało się jej to. Alexander nie trzymał mocno, nie przeszkadzał w jej wyswobodzeniu się. - jak to wcześniej z nią zrobił Jiri.
- Wybrała swój los przykucia do ściany w lochach na użytek ponad pół tuzina najemnych oprychów? - Obrócił się do niej przekrzywiając głowę.
- Może sam jej zapytaj. Czy nie chciałam ich zamknąć, zabierając ze sobą klucz. Może też odkołkuj Angusa i spytaj czy by ich nie zabił, gdybym nie wymyśliła innego rozwiązania. - Odskoczyła i spojrzała na niego wściekle. - Tak, Alexandrze, nie jestem siostrą miłosierdzia. Twoja Giselle działała mi na nerwy od bardzo dawna, gdy tylko znikasz z otoczenia obrażając mnie i mówiąc jaka to jestem ciebie niegodna. Nie rozpaczam specjalnie nad nią. Mogła się ze mną układać, widać jednak to, co ją spotkało, nie było dla niej dostateczną motywacją, by ugryźć się w język. Jiri zaś... od początku był tylko twoim kompanem. Jednym z tych, z którymi wieczorami siedziałeś w gospodzie, gdy ja zostawałam sama w alkierzu. Jednym z tych, z którymi śpiewałeś nieznane mi pieśni w drodze. Nie budził więc mojej sympatii i dopiero, gdy zobaczyłam jego opór, zyskał w moich oczach szacunek. Jednak dla ciebie jestem potworem... może jestem, może faktycznie nic mnie nie usprawiedliwia, jednakże miłości to nie powinno obchodzić. A twoją... obchodzi.
- Może to nie jest kwestia tego, że jesteś potworem. Może po prostu jesteś bezdennie głupia, Ailo?
Zmarszczyła brwi.
- Skoro tak chcesz się ze mną żegnać... Chyba nie ma sensu, bym mówiła dalej. - Powiedziała, wyraźnie urażona.
- Nie ma - zgodził się. - Skazałaś dwoje ludzi na lochy, jednego na śmierć, drugą na gwałcenie cały dzień. I tłumaczysz się, że uraziło cię iż nie byłaś traktowana jak rodzina, lub bliska przyjaciółka, przez obce ci osoby? Może nie głupia, możeś jest po prostu szalona?
- Ty za to zabiłeś tuzin ludzi, z których przynajmniej część miała rodziny i jest wszystko w porządku, prawda? Skoro jestem tak potworna, głupia i szalona powiedz mi Alexandrze, dlaczego więc nie uciekam, nie zostawiając ciebie i tych ludzkich gnid na pastwę Marcusa?
- Ludzkich. Gnid…?
Podniosła na niego rozwścieczony wzrok.
- Powinnam dodać “wychędożonych”?
Alexander zbliżył się do Aili.
- Może to nie tak, że gdy zginiemy, zginą dwa potwory - powiedział cicho. - Nawet gdybyśmy nimi nie byli, to śmierć nam potrzebna. Prędzej zostawić przy życiu Marcusa niż ciebie Ailo. On potwór, ale tyś szalona.
Odsłoniła kły.
- Spróbuj więc... - rzekła i rzuciła się do biegu w knieje.
- Nie zniszczę tej, którą kocham. Nie w moich rękach twój los. - Alex patrzył za Ailą, a z oczu pociekły mu krwawe łzy. - Moje przekleństwo, żem zakochał się w dziewce pustej, patrzącej jeno na siebie. Niedługo mi z tym jeszcze istnieć.

Gangrelka jednak nie słyszała jego słów, gnając przed siebie. Nie myślała nad tym czy ma szanse i kto może ją pochwycić. Czuła wiatr we włosach, czuła opór powietrza, czuła każdy mięsień ciała i te odczucia wyjątkowo koiły jej nerwy. Chciała tak biec choćby i na koniec świata, zostawiając za sobą ból i troski.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline