Im bardziej szukali, ty bardziej szóstego klucza brakowało. To znaczy był, ale nie taki. Czyli równie dobrze mogłoby nie być go w ogóle. W końcu zmęczenie dało się we znaki i Lothar uznał, że czegokolwiek by te klucze nie otwierały, to do jutra to nigdzie nie ucieknie i udał się na spoczynek na barkę, po drodze zabierając ze sobą znalezione wcześniej obrazy.
Ranek przyniósł mgłę znad rzeki. Kluczy nadal było pięć, ale przynajmniej rozwiązali problem krasnoludów. O ile nocą żaden nie wpadł po pijaku do rzeki.
Jak się okazało po dotarciu do obozowiska inżynierów - nie wpadł. Isembard początkowo nie dowierzał, że czterech ludzi rozwiązało problem w ciągu jednej nocy, ale po pokazaniu mu klapy w podłodze i resztek jeszcze do niedawna "żywego" trupa zgodził się na wypłatę umówionych pieniędzy. Lothar podpytał go też, czy żaden z robotników nie znalazł może dziwnego cylindra na łańcuszku.
Później szlachcic podzielił zarobione pieniądze na cztery równe części i zaproponował odpłynięcie, zanim krasnoludy poproszą o klucze do środka.