Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2017, 20:06   #32
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
W Rdzawym Smoku

Kilyne nie podążyła w stronę furty, lecz również nie pałała ochotą na wracanie do karczmy pod rękę z Aldernem. Uśmiechnęła się do niego słodko.
- Idź odpocząć, jutro musisz mieć siły opijać nasz sukces i płacić to! - pogoniła go ręką. Dopiero jak odszedł, zaczęła kuśtykać w stronę głównego placu. Może Zantusowi została jeszcze odrobina mocy leczących? Zostały tam także szurikeny. I kto wie, czy nie jeszcze jakaś okazja. Foxglove zrobił zawiedzioną minę, ale zaraz uśmiechnął się znowu i pomachał Kilyne na pożegnanie.
- Do zobaczenia w Smoku.
Oddalając się nawet nie kuśtykał, jego nogi oberwały znacznie mniej niż udo czarnowłosej. Kobieta jednakże bez trudu dotarła do głównego placu. Ojciec Zantus i jego ranni gdzieś zniknęli, zapewne przeniesieni w lepsze warunki. Kręcił się jeszcze jeden z akolitów, pytając ludzi czy trzeba im pomocy. Tych w okolicy nie było wielu - głównie sprzedawcy wracający po swój dobytek. I jeden strażnik, ściągający trupy goblinów w jedno miejsce. Kilyne rozejrzała się uważnie, szukając wzrokiem właściciela kramu z szalami i błyskotkami. Odnajdując go ruszyła w stronę strażnika okrężną drogą, unikając wzroku handlarza. Najpierw postanowiła odzyskać gwiazdki. Kupiec nie zwrócił nawet na nią uwagi, wątpliwe, aby w obecnych okolicznościach pamiętał co i komu sprzedał. Strażnik właśnie wrzucał dwa ostatnie ciała na stos, kiedy stanęła obok przyglądając się im. Dostrzegła jednego szurikena wbitego w ciało zielonoskórego. I drugiego za pasem znoszącego ciała młodego stróża prawa, który próbował ją gestem zatrzymać, kiedy sięgnęła najpierw po gwiazdkę ciągle zagłębioną w martwym ciele.
- Niech panienka lepiej nie dotyka, to różne choroby takie paskudztwo przenosi!
- Chyba żartujesz - parsknęła w odpowiedzi Kilyne, sięgając po szuriken i wycierając go o ubranie jednego z martwych pokurczów. Wtedy się wyprostowała i spojrzała strażnikowi w oczy, wskazując na drugą gwiazdkę. - To moje. Poproszę - wyciągnęła dłoń, oczekując oddania przedmiotu.
- Oh, to ty jesteś jedną z tych, którzy powstrzymali gobliny przed wdarciem się do centrum miasta! - chłopak otworzył szeroko oczy. Najwyraźniej opowieść o ich potyczkach nabierała większych rozmiarów. Szybko podał dziewczynie szurikena. - Bardzo przepraszam, myślałem, że to ich rzecz. Nigdy nie widziałem czegoś takiego. Bardzo przepraszam - powtarzał.
Kilyne schowała gwiazdkę i uśmiechnęła się słodko. Takie traktowanie to było coś!
- Ten szuriken zabił jednego z tych potworów - oznajmiła dumnie, zbliżając usta do ucha młodego strażnika. - Gdybym miała je posmarowane trucizną, to każde draśnięcie by wystarczyło… - dodała szeptem.
Młodzieniec zadrżał, uśmiechając się krzywo.
- Tak… no właśnie… dobrze, że tu byliście… - wydukał, zbyt blisko ładnej kobiety, aby myśleć rozsądnie. Jeśli większość strażników była jak ten tutaj, obronność miasta była naprawdę nikła.
- Popracujcie lepiej nad sobą i zabezpieczeniem miasta. Skoro raz im się udało, gobliny mogą spróbować ponownie - odsunęła się, posłała mu buziaka i ruszyła w stronę świątyni, nie oglądając się za siebie. Uznała, że wizyta u Ojca Zantusa jest niezbędna. Oby jeszcze miał trochę leczących mocy. Lub przynajmniej dobre maści.

***

Znacznie po fakcie, ale za to już w pełni uzbrojony Lugir zastukał do drzwi Larza Rovankiego w drodze do Rdzawego Smoka. Upewnił się jedynie, że u garbarza wszystko w porządku. Bądź co bądź, byli sąsiadami. W domu zastał rodzinę Larza. On sam był znów w garbarni. Skoro święto się skończyło to mógł wrócić do pracy.
Stan domowych zapasów był lepiej niż wystarczajacy na jutrzejsze poszukiwania. A jeżeli Huss nie sprzedał jeszcze zdobycznego konia, to była szansa, że uda się objechać okolicę w przyzwoitym czasie. Hussa nigdzie po drodze nie spotkali, w międzyczasie zapadł także zmrok. Kilku zdesperowanych i bardziej niż wypadało przerażonych przyjezdnych sformowało karawanę i pomimo ciemności wyruszało właśnie na południe. Nowi bohaterowie Sandpoint dowiedzieli się przy okazji, że gobliny zabiły czwórkę ludzi, sporo zwierząt, ranili wiele osób oraz spaliły kilka kramów oraz osmaliły jeden dom.

Mimo tego, główna izba Rdzawego Smoka była pełna, kiedy docierali do niej pojedynczo. Plotki szerzyły się jak zawsze błyskawicznie i już godzinę po zmroku każdy mieszkaniec, który nie zamknął się sam ze sobą w swoim domu, znał rysopis czwórki bohatersko powstrzymujących na rynku gobliny osobników. Rysopisy, podobnie jak same opisy walki i ilości przeciwników, były oczywiście przesadzone - lecz chyba nikomu to zbytnio nie przeszkadzało. Z podobnym ożywieniem rozmawiano również o czwórce zabitych - żadnego z nich jednakże nie znali nawet ze słyszenia. Nie wiadomo też w jaką prawdę uwierzyła Ameiko, ale przyjęła ich z otwartymi ramionami i szerokim uśmiechem.
- Strawa i pokoje dla bohaterów na tydzień! - zakrzyknęła, kiedy zebrali się już wszyscy, opatrzeni, odświeżeni i głodni. Nic tak nie przywoływało apetytu jak dobra potyczka. Kajitsu zrobiła sobie miejsce, siadając między Izambardem a Kilyne kiedy jedna z jej kelnerek stawiała jadło i napoje. - Opowiadajcie jak to naprawdę było, bo ludzie zaraz uwierzą w atak smoków! - zaśmiała się, a czarodziej od razu zrobił swoją minę świadczącą o tym, że się nad czymś zastanawia i zapewne coś zaraz powie.
- Gdybyśmy - i tak też się stało, mag się odezwał zaraz po tym, jak się lekko uśmiechnął - zamiast goblinów zobaczyli szarżujące na nas koboldy to owszem, byłby to atak smoków, ale wielkości niziołków. Nie wiem co gorsze, te drugie przynajmniej mają trochę rozumu. Muszę przyznać, że gdybym sam się również gdzieś schował jak większość ludzi, to pewnie Kyline, Chasequah’owi oraz Lugirowi pewnie by to różnicy nie zrobiło. Nie byłem tam zbyt przydatny - zaśmiał się nieco zażenowany, drapiąc się po głowie.
- Kra? Ja byłem! - kraknął głośno Mesmir, wskakując z ramienia Izambarda na jego głowę, a później przeskakując na głowę Kyline - Prawda? Kraa!-wda?
Ameiko posłała czarodziejowi współczujący uśmiech i objęła ramieniem, przytulając przez chwilę. Mag uniósł brew i zachichotał pod nosem.
- No wiesz? Ofiarą chyba nie byłem. Dowiedziałem się, że potrafię rzucać kamieniami! - powiedział z satysfakcją w głosie - Choć raczej nie planuję tego powtarzać jeśli nie będzie to konieczne. Preferuję raczej powszechny “cud” współczesnej techniki inżynieryjnej zwany “kuszą” kiedy trzeba w jakiś sposób wykazywać się w walce dystansowej. Widząc jednak pierwsze prototypy broni palnej stwierdziłem, że ta “cudowna kusza” przynajmniej nie jest tak wadliwa. Kusze dla wszystkich!

Druid dołączył kiedy skończył najpilniejsze sprawy po drodze - rozpoznał mikstury, oporządził zdobycznego konia. Po drodze ostrzegł też uciekinierów którzy chcieli wracać nocą szlakiem gdzie poprzedniego dnia gobliny napadły karawanę - ale dysponował jedynie głosem rozsądku, a nie pałką do wybijania z głów głupich pomysłów i koniec końców każdy robił to co uważał.
Zdążył akurat po powitaniu “bohaterów” przez Ameiko. Czy też może faktycznie bohaterów - bo choć cztery morderstwa drapały jego poczucie porządku natury, to jednak coś udało im się zdziałać. Za to rzeź zwierząt dziabnęła go głębiej - jeżeli tyle zła uczynili w tak krótkim czasie w osadzie, to jak będą wyglądać okoliczne lasy i wzgórza?
Z lekką tremą skłonił się ludziom i niepewnym wzrokiem odszukał miejsce, gdzie mógłby się skryć przed powszechną uwagą. Akurat za słupem przy stoliku nowo poznanych awanturników.
- Każdy ma swoje miejsce - druid wzruszył ramionami - Powiedz no, mówiłeś coś na placu więcej o goblińskich zwyczajach, że to nienaturalne, tak?
- A tak, zgadza się - nauczycielski ton na chwilę przemówił w tonie maga, ale zniknął po cichym odchrząknięciu, ustępując przyjacielskiemu, ale z wyczuwalną nutą wychowania w wyższych sferach głosowi - Gobliny nie lubią zapuszczać się w tak zaludnione miejsca, a co dopiero w same centra z olbrzymią ilością ludzi. Atakują z zaskoczenia, ale tylko kupców na trakcie. Coś musiało je wypłoszyć… Albo sprowokować.
- Nie wyglądały na wypłoszone - wtrąciła Kilyne, biorąc duży łyk wina. Była już od niego lekko wstawiona, co nie przeszkadzało jej w dolewaniu sobie z dzbana. - Te śmiechy i śpiewy i cała reszta. Wcale się nie bały! Może te przy bramie trochę, na sam koniec. Nie mam wiedzy o goblinach, ale nie wydaje mi się, żeby to były tak odważne stworzenia - ściszyła głos do konspiracyjnego szeptu, nachylając się do ucha Ameiko. - I ktoś je wpuścił do środka!
 
Lady jest offline