Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2017, 17:21   #251
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Planeta Pohl
Kaitos System

kolonia badawcza Chulonów

Kolejny dzień na tym zadupiu, kolejne nudy, i jak co dzień, kolejna “drobnica” jaką musiał się zająć. Jimmi “Tomi” Thomson, łebski młodzian z niejednym doktoratem… no dobra, gdyby chodził jak typowy jajogłowy do odpowiednich szkół, to by je miał… w każdym bądź razie, jakieś tam szkoły ukończył, a teraz te cholerne Chulony zdegradowały go niemal do roli podrzędnego technika. Tu coś napraw, tam doglądnij, niemal już jak jakiś “przynieś, podaj, pozamiataj”, i kto by pomyślał, że ta wielce wychuchana i och i ach rasa, może mieć predyspozycje rasistowskie? No ale co się dziwić, w końcu to była ich zakichana kolonia, więc “obcym” ograniczali dostęp do tego, co niezbędne.

Idąc w kolejne miejsce pracy, Jimmi spojrzał na swoją kartę. Napis na niej, brzmiący “Poziom dostępu 7” wprost zdawał się drwić z niego i jego umiejętności, za każdym razem gdy sięgał po ową kartę, wywołując lekkie zgrzytanie zębami. Poziom 7 z… 20.

To nie był dobry pomysł, by tu się ukrywać. Zrozumiał to już po tygodniu, nie było jednak już odwrotu, a przynajmniej przez następne 2 miesiące. Bowiem co 2 miesiące przylatywał statek zaopatrzeniowy, jako jedyne połączenie kolonii z resztą cywilizowanej galaktyki. Było co prawda na miejscu kilka mniejszych jednostek, jednak żadna nie nadawała się do podróży międzyplanetarnej, więc opcja zhakowania któregoś transportera odpadała… no ale jeszcze 3 tygodnie, tylko 3, tylko 21 dni i wreszcie będzie mógł wynieść się stąd w cholerę. A kto wie, może zostawi tym ciotom jakiegoś wirusa w systemie na pożegnanie.



Kolejne drzwi stanęły przed nim otworem. Nieco rozkojarzony, rozejrzał się, gdzie właściwie jest. A tak, poziom korytarzy 3, skrzydło C, dział… przetwórstwa odpadów fizjologicznych. Moment! Jak oni sobie myślą, że będzie grzebał w czyiś gównach, to im serio zmajstruje jakąś bombkę i rozrzuci ich wszystkich w promieniu kilometra po tej cholernej dżungli!
- Thomson? - Zagadał go jakiś nie-Chulon, a gdy Jimmy przytaknął głową, mężczyzna od razu przeszedł do rzeczy, wskazując nawet kierunek palcem.
- Coś nawala klimatyzacja, nie żeby śmierdziało kupskiem, ale jest duszno i ciepło. Komp już wypluł info, że coś nie tak z pompą w szybie 23... - Koleś wzruszył ramionami, po czym wrócił do swojej roboty, polegającej na grzebaniu w owym wspomnianym komputerze.


No i tyle, to było całe info jakie Thomson dostał… zdążył się już przyzwyczaić do takich szczątkowych informacji, wiedział jednak swoje, skoro chodziło o szyb wentylacyjny, to drona naprawczego tam nie wcisną, stąd zapotrzebowanie na jego osobę. Jeszcze 21 dni, jeszcze 21 dni...


~


Kobieta uwijała się w jednej z 3 kuchni kolonii. Ledwie bowiem skończyło się śniadanie, i związane z nim sprzątanie, już należało zająć się przygotowywaniem obiadu dla… bagatela, 800 osób. Dobrze chociaż, że miejscowi jadali swoją jednolitą, monotonną papkę, gorzej jednak było z tymi wywodzącymi się spoza rasy Chulonów, a na miejsce, w którym pracowała Esta Galimba, przypadała ich okrągła setka… niby prawie wszystko zautomatyzowane, ale i tak trzeba było talerze i inne naczynia ręcznie chować i wyciągać ze zmywarek, wcześniej oczywiście i pozbywać się z nich resztek jedzenia, gotowanie również odbywało się pół-automatycznie, i w 100% po prostu nie dało się nigdzie tego chyba we wszechświecie rozwiązać, w końcu co talent kucharski, to talent, żaden komputer czy inne ustrojstwo nie potrafiło jeszcze tak dobrze dobrać smaku potrawy, by nie był do tego potrzebny żywy osobnik.

Czy ta robota była dla kobiety ujmą na honorze? A jaki ona miała honor… no dobrze, może trochę. Ale w tej chwili inaczej się nie dało. Po przylocie postawiono przed nią sprawy jasno: albo będzie w czymś pomagać na stacji, albo może wracać skąd przybyła. A że Esta wracać nie chciała - no i przede wszystkim, nie miała gdzie - zgodziła się na przydzielenie do jakiś obowiązków. Och, jak to wszystko pięknie na początku brzmiało… “przydzielenie obowiązków”. Ale gdzie tam, nigdzie jej nie chcieli, znaczy się, komputer nie chciał przydzielić po Wstępnych Testach Przydatności Społeczeństwu. Do zaganiania innych do roboty, ba, rozkazywania im, jako nie-Chulonka, nie było mowy. Do machania gnatem, choćby i jako strażnik jednej z nielicznych ekspedycji w dżunglę, też nie miała co liczyć. Na grzebaniu w jakiś ustrojstwach, czy tam i innych takich się nie znała, a do majstrowania bomb, czy innych wesołych niespodzianek się nie przyznała, co więc pozostało? Albo kuchnia, albo sprzątanie. Co więc wybrała? Ano kuchnię, w końcu nie będzie za nikim sprzątała… no i masz w potylicę gazrurką, w kuchni jednak też musiała sprzątać. Ale póki się nie wychylała, wcale nie było tak źle, a robota tylko przejściowa, do następnego transportu, do zarobienia na niego kredytów, a liczyło się w końcu tak naprawdę jedynie zniknięcie z eteru na 2 miesiące...

- Dwójka już miga - Wyrwały ją z rozmyślań słowa Gzuvyok Ballatsuz, Chulonki będącej w kuchni szefową personelu. Esta spojrzała na “Gzu”, po czym kiwnęła głową i skierowała swoje kroki do zmywarki nr 2. Tą akurat Chulonkę kobieta nawet odrobinę polubiła, o ile było to możliwe przy obcowaniu z przedstawicielką tej na wpół skostniałej rasy.







Planeta Pohl
Kaitos System

statek Fenix,
kolonia badawcza Chulonów

Łajba zmierzała do celu, lecąc jakieś 200 metrów ponad dżunglą, prowadzona dłońmi Becky, a załoganci dokonywali ostatnich przygotowań do przeprowadzenia swojego planu, i na ewentualne spotkanie z rasą lubującą się w kwiatkach…

Doc z pomocą Nightfalla przeniósł Isabell z kapsuły medycznej na mobilne łóżko, uważając przy tym, by dziewczyna nadal pozostała podłączona do wszelkich koniecznych urządzeń. Zabieg ten był wymagany już teraz, jeśli bowiem Chuloni łykną tą całą ich wielką ściemę, Bullita na pokładzie już nie będzie, więc i nie byłoby nikogo, kto mógłby czuwać nad wspomnianym wcześniej procederem, poza ewentualnie zerkaniem jedynie przez Vis, co w sumie i tak byłoby w razie czego niewystarczające.

Rose, na polecenie pani kapitan, poszła założyć coś “szykownego”, by omotać sobie ewentualnych negocjatorów wokół paluszka, a i co za tym szło, by załoganci uzyskali jak najlepsze korzyści z owych negocjacji… Bixa również odpowiednio przygotowano, z inicjatywy Leeny. Jeśli bowiem by się wszystko powiodło, jak sobie zaplanowali, dla lepszych efektów (i po prawdzie, i z konieczności), “Młotek” również był potencjalnym pacjentem do leczenia. Założyli więc mięśniakowi temblak na rękę, dodali nieco bandaży na pomniejsze rany, ważne, żeby wyglądało groźnie. Poinstruowany Bix z kolei, gdy przyjdzie pora, miał grać poważnie rannego (oj, boli, oj kurna, jak boli), co w sumie daleko od prawdy nie odbiegało. Leena w tym czasie grzebała w transponderze statku, by zmienić jego tożsamość.

Sam Night i Fenn (wraz z Vis i Bixem) mieli czekać w obwodzie, siedząc cicho na pokładzie Fenixa, póki w końcu gadanina z gospodarzami nie przyniesie efektów. I to obojętnie jakich efektów. Albo wszystko pójdzie spokojnie, i wtedy wyjdą z rannymi ze statku, albo… no właśnie, co? Tego jeszcze tak na 100% nie byli pewni, jednak opcja druga z całą pewnością oznaczała już rozwiązania siłowe...

***

Wkrótce Fenix został wywołany w eterze, jednak rozległo się jedynie niezrozumiałe charczenie, będące chyba narzeczem Chulonów… po kilku sekundach w końcu odezwano się jednak i w zrozumiałym już dla wszystkich języku:

- Stacja badawcza K'Tada do niezidentyfikowanego statku na kursie 3-32-11, proszę podać cel podróży i identyfikację, powtarzamy, stacja badawcza...

Leena zarządziła skanowanie stacji, czego dokonała Vis siedząca obok Becky na fotelu co-pilota… stacja skanowała ich, Darakanka więc dostała polecenie zakłócania sygnału. Stacja skanowała Fenixa, Fenix skanował stację… i ta pipidówa na końcu świata, pośrodku dżungli, okazała się wcale nie taka bezbronna. Mieli kilka wyrzutni rakiet, parę działek, systemy obronne, no pięknie.

- Statek transportowy “Cucumaria”, Arda System, zostaliśmy ostrzelani przez piratów zanim dokonaliśmy skoku nadprzestrzennego, mamy spore uszkodzenia i rannych, prosimy o pomoc... - Odezwała się kapitan, jedynie na audio.
- Proszę czekać... - Odezwał się ktoś po drugiej stronie łącza. Więc czekali, lecąc na pół gwizdka w kierunku kolonii.

- Nieuzbrojeni tak? - Leena zamrugała teatralnie oczkami do Nightfalla.

Lecieli i czekali, lecieli i czekali… minutę, dwie, trzy…

- I jak wyglądam? - Na mostku zjawiła się uśmiechnięta Rose w nowym wdzianku.


- ”Cucumaria”, odbiór - Chuloni w końcu się ponownie odezwali. Trwało to zdecydowanie dłużej, niż w normalnych okolicznościach. Czyżby się naradzano, jak dalej postąpić?
- Odbieramy - Odpowiedziała kapitan.
- Macie pozwolenie na lądowanie i dokonanie niezbędnych napraw, opatrzymy również waszych rannych. Przesyłamy koordynaty.
- Dziękujemy, do zobaczenia za chwilę, bez odbioru - Powiedziała Leena, po czym zakończyła transmisję, spoglądając po zebranych na mostku.
- Pierwszy krok za nami, łyknęli bajeczkę - Wstając ze swojego fotela, kobieta odezwała się zarówno do załogantów przy niej, jak i pozostałych na statku, przez Unicom.

Nie pozostało więc nic innego, jak przygotować się do aborda… do negocjacji z kolonistami. Sama Leena również poszła się przebrać, rzucając na odchodne, iż oprócz Rosy i Becky będzie jej towarzyszył również Doc.


Im bliżej kolonii Chulonów, tym wydawała się coraz większa i większa. Zdecydowanie miała rozmiary gdzieś ze 2 kilometrów, a charakteryzował ją z tuzin ogromnych kopuł, wewnątrz których mogły pomieścić się wielopoziomowe budynki… całość zaś była połączona pomniejszymi budynkami i masą korytarzy, wszystko zaś wyjątkowo gęsto “zbite w sobie”, co sprawiało wrażenie, iż spogląda się na jakiś ogromny statek, czy i miasto(którym w końcu owa kolonia niejako była).

Wbrew pozorom, znalazł się i wystarczająco duży hangar, do którego Becky wleciała Fenixem bez większych problemów. Gdy zaś zamknięto za statkiem wrota, a ten osiadł na płycie, wpompowano ponownie powietrze. Pojawiły się również pierwsze schody całego ich planu.

Czy tam na ścianach były niewielkie działka, wycelowane w ich łajbę??

Pojawił się również komitet powitalny, w postaci… 2 Mecha, i dwóch humanoidów. Czekali na załogę “Cucumarii” przed głównym trapem, nie pozostało więc nic innego, jak wyjść im na spotkanie?
- To co, pęka ktoś? - Spytała Leena z drwiącym uśmieszkiem.

Rose zaprzeczyła potrząśnięciem głową, ale i tak dygotały jej kolana… wyszli więc w końcu na zewnątrz statku, a kapitan pozostawiła swój Unicom włączony, by reszta wewnątrz łajby mogła podsłuchiwać.

Zarówno Mecha, jak i humanoidy(które okazały się robotami), były uzbrojone w karabiny, choć te nie były wycelowane w wychodzących z Fenixa, dobre chociaż i to. Na przyłbicach owych robotów zaś widniały holo twarzy Chulonów.
- Witamy - Odezwał się jeden z robotów/Chulonów - Jestem jednym z Administratorów, Gorgan Kneebo Daeli - Przedstawił się(chyba?), przyglądając czwórce na lądowisku.
- Również witam, i dziękujemy, jestem Ethelene Lindberg, kapitan “Cucumarii” - Odezwała się Leena, przedstawiając również na szybko pozostałych - To nasza pilotka, Celeste Kavanaugh, to mój doradca Suza Hollen(Rose wyprężyła się sexy, co jednak… nie wywołało żadnych reakcji), a to nasz ochroniarz, Zacrom Laval - Kapitan zakończyła na Bullicie.

Robot-avatar Gorgana Kneebo Daeli minimalnie skinął każdemu głową, po czym spojrzał ponownie na “Lindenberg”.
- Nie zezwalamy na broń w kolonii, musicie ją oddać - Powiedział, wbijając wzrok w pistolet przy udzie pani kapitan, a trzymane przez Mecha w ich łapskach karabiny minimalnie drgnęły.
- No cóż... - Uśmiechnęła się Leena, szczerząc ząbki - Tego się w sumie spodziewałam...
- Proszę o złożenie broni, poddanie się kontroli osobistej, a następnie możemy rozpocząć negocjacje odnośnie dalszego postępowania - Powiedział beznamiętnym tonem Gorgan, po czym wskazał kierunek w jakim mają się udać, do jednych z kilku niewielkich wrót w hangarze, gdzie zapewne będą musieli przejść przez czujniki wykrywające broń i materiały wybuchowe.

A więc kolejne, ewentualne schody w ich planie?

- Oczywiście - Leena wymusiła na swoich ustach jeszcze większy, niezwykle czarujący uśmiech.




***

Jest i post w komentarzach
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline