- Zobaczy się, panie Jorgow - odparł lakonicznie Leonard. Niespecjalnie mu się chciało gadać, bo jednak wciąż był zmęczony, niewsypany i nienajedzony. Najchętniej, zamiast bujać się po zapomnianych kryptach ze skazanymi hienami cmentarnymi, zmarnowałby cały zarobiony grosz na popijawę w Pińsku.
- To drzewo, znaczy demon - dodał po chwili z dumą w głosie. - To ja... ja go zabiłem. Odebrałem mu życie, jeśli to co się w nim tliło, jeśli można nazwać to życiem w przypadku demona. Pieprzonego stwora chaosu, znaczy się - dodał pewniejszym głosem. - Chcę więcej pieniędzy. Cztery dukaty za taką bestię, to za mało, o wiele za mało. Nie chcę roboty strażnika, tylko niezależnego kontraktu, jak Drozdow. Za zwierzoludzi, za zielonoskórych i inne poczwary też. Od głowy, skalpu, kuśki, wszystko mi za jedno. Do tego ustalona suma za sprawę kurhanu, trzecia część sumy jako zaliczka. - Zamilkł na chwilę i golnął sobie z piersiówki. - I wreszcie, te pieniądze za demona. Ta dodatkowa podwyżka... jeśli chciałeś wypłacać dodatkowe pieniądze ludziom Drozdowa, daj je mnie. Zasłużyłem, a nie lubię się dzielić. Niech sobie myślą co chcą.