Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-01-2018, 15:52   #33
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację



Żenia zapatrzona w Zaara poczuła łzy cieknące po policzkach gdy z bólem wciągnęła haust powietrza.

Trzęsła się niekontrolowanie gdy iskierki zrozumienia, niedowierzania, szoku przebiegały przez jej ciało jednocześnie.
Uścisnęła dłoń Labradora i patrząc na niego z przerażeniem podniosła telefon. Z początku nie utrzymała komórki, musiała chwycić ją powtórnie.

Nie wiedziała jak znalazła się na balkonie.
Nie wiedziała jak odebrała połączenie.
Usłyszała swoje ciche pytanie:

- Ma… Marek?

Zaciśnięta na balustradzie balkonu była biała.
- Żenia? Gdzie jesteś? - padło pytanie znajomego głosu. Ton… ton głosu był obojętny. Nie niósł ze sobą więcej wspomnień.

- Czemu - dziewczyna odchrząknęła pytając cicho - czemu mnie szukasz?
Szok nieco mijał, obojętność rozmówcy pomagała się ogarnąć.
- A jak myślisz? Po tym co zrobiłaś ściągnęli mnie, żebym cię znalazł. Właśnie mnie. Ironia, co? - w głosie Marka słychać było, że się uśmiechnął. Choć trudno było posądzić go o wesołość.

- Nie wiem - odparła Żenia mając pustkę w głowie - Chyba nie nazwałabym tego ironią. Raczej celowością.

Przez chwilę nic nie mówiła.

- Jeśli powiem, że nie wiem o co chodzi to mi nie uwierzysz? - spytała z jakimś napięciem w głosie.
- Masz rację. Nie uwierzę. Nie po tym wszystkim. Ile to planowałaś?
W szybie drzwi balkonowych rozległo się pukanie. Stal tam Zaar ze swoją labradorską miną.
- Mogą cię namierzać. Nie gadaj za długo - wtrącił do rozmowy. Tymczasem zachęcony pauzą Marek kontynuował. A Żenia pokiwała głową do Zaara na znak, że rozumie.
- Pewnie jeszcze na Ukrainie. Cztery lata? Pięć?

- Dasz mi tydzień? Sama wrócę.
- I co zamierzasz zrobić? Spaliłaś mosty. Tu czeka cię wyrok śmierci. Wiesz o tym, prawda? Wiesz, że nie ściągnęli mnie przypadkiem.

- Wiem. Sprawdzają Ciebie też - Żenia odparła odruchowo - Wrócę byś nie musiał wybierać. - dziewczyna dorzuciła całkowicie intuicyjnie.
- Słuchaj, Żabo. Tylko ze względu na to, że jesteś moją siostrą dostaniesz ode mnie cztery dni. Później przestanę ich spowalniać. Ba, sam cię znajdę i zatłukę.

Po tych słowach usłyszała w tle jakieś pikanie. Czyżby faktycznie ją namierzał?
Rozłączyła się bez słowa.

Żenia weszła do salonu czując się jak żywy trup.
Stąpała sztywno i spoglądała wokół niewidzącym wzrokiem.
- Zaar?

Wilkołak stał przy witrynie w której chował notes z numerami. Właśnie wyciągnął z niej karafkę z brunatnym napojem i dwie szklanki. Bez pytania postawił je na ławie i napełnił.
- Tak, zakładam, że coś sobie przypomniałaś. I że chcesz się tym ze mną podzielić. - Po tych słowach wziął jedną ze szklanek.
Tym razem nie słuchała jego głosu.

Podeszła i bez słowa wtuliła ciasno, rozpaczliwie zagarniając jego ramiona i wtulając gwałtownie szukając ciepła i otuchy. Mokre policzki wcisnęła w zagłębienie szyi Labradora.

Odstawił szklankę na parapet. Objął ją i przycisnął mocno. Zagłębił dłoń w jej włosach. Najpierw chwilę poczochrał, a później przycisnął jeszcze mocniej do siebie.

- Jestem tu, kochana. Przejdziemy przez to.
- Nie. - chlipnęła dziewczyna otępiale - Nie przejdziemy. Nie mam wiele czasu a wiele do załatwienia. Będziesz tu bezpieczny, Zaar? - spytała podnosząc zapłakaną twarz do Jarka.

- Tak. Jestem nie do ruszenia. No chyba, że by tu spadł meteoryt, ale to skrajnie mało prawdopodobne - kciukiem starł łzę z jej policzka - chcę iść z tobą. Pomóc ci, w czymkolwiek tam ugrzęzłaś.

- To zrób tak by te plany stały się jawne. Opowiedz o nich komu zdołasz na skalę światową. Mam cztery dni. Dał mi cztery dni. Muszę dokończyć rytuał. On chyba nie wie, że jestem garou. Może mu nie powiedzieli? - Żenia była nagle rozgorączkowana, gdy umysł jej wskoczył na over-drive. - Potem będę mieć go na karku i obiecał, że sam mnie zabije. Ale mam cztery dni. Jeśli dopełnię rytuału, może Iwan będzie mógł mi pomóc ze wspomnieniami? - odsunęła się nieco od Zaara.

- Dobrze - Jarek sięgnął po swój telefon. Zaczął intensywnie wybierać kolejne katalogi, rozsyłać wiadomości.
- Notki poszły w świat. Myślę, że za kilka godzin pojawi się coś w wiadomościach. Żeniu? - ścisnął jej dłoń - nie puszczę cię. Jeżeli gdzieś masz iść, to idę z tobą.
- Przecież Litania i tak dalej? Marek Mazut to mój brat, Zaar. To mój brat. - musiała powtórzyć bo sama miała trudności z uwierzeniem w to.

Jarek uniósł brwi.
- No, to ci powiem, że masz ciekawą rodzinę. W sumie to wyjaśnia, czemu występuje pod nazwą odpadu z produkcji ropy. Ludzie nie mają tak durnych nazwisk. Coś więcej pamiętasz? Wiesz… rodziny się nie wybiera. - po tych słowach znowu ją objął. I pocałował w mokry od łez policzek. Żenia wczepiła się w Zaara rozpaczliwie, odwracając twarz i całując go gwałtownie.

Napięcie zbierające się w niej od czasu przebudzenia na śmietniku, eksplodowało i brunetka puściła wodze kontroli. Szlochając i posapując na przemian całowała usta Jarka napastliwie, desperacko.

Nie odsunął się. Zamiast tego oddawał pocałunki. Delikatnie, ale oddawał. Obejmował ją. Czuła jego ciepło. Nie powiedział “musimy się rozstać”. Nie przyzywał autorytetu Litanii z uporem kaznodzieji. Nie protestował w żaden sposób. Z tego co Żenia wyczuła gdy ją do siebie przycisnął: jego ciało też nie protestowało.

*


Żenia odsunęła pasmo ciemnych włosów z twarzy i wcisnęła nos w pierś Jarka rozkoszując się zapachem i ciepłem jego ciała. Było jej dobrze w jego ramionach. Wciśnięta w jego bok z nogami zaplecionymi z jego nogami broniła się jeszcze przez chwilę przed powrotem do rzeczywistości.

- Nie chcę... - mruknęła mu buntowniczo gdzieś w ramię, dłonią bawiąc się płatkiem ucha i na oślep przesuwając po policzku bruneta. - Nie chcę tego przerywać.

Splótł swoją dłoń, z jej dłonią i przekładał palce. Muskał opuszkami palców o jej opuszki i patrzył na to zjawisko, jakby unikając jej wzroku.
- Wybacz, potrzebuję chwilę na regenerację sił - powiedział udając, że nie wie o co chodzi dziewczynie. Po chwili zaś wypuścił powietrze i dodał:
- Myślę, że możemy to jeszcze jakiś czas ukryć - dodał już poważniej, ściągając dziewczynę raptownie na ziemię.

- Trzeba będzie znaleźć Ci kobietę - odcięła się naburmuszona i rozczochrana.
Podniósł ją lekko i otarł nosem o jej nos, patrząc jej w oczy zapytał:
- Żeniu, o co chodzi?
- O nic - dziewczyna zajrzała Jarkowi w oczy - Jesteś potrzebny wataże.

Nie dodała, że jej też. Uciekła wzrokiem.
- Zadzwonię do Zapalniczki - mruknęła, tłumacząc się mu trochę - Mówiłeś, że mam z nią pogadać. - zanim zdążył coś powiedzieć zamknęła mu usta pocałunkiem.

Odwzajemnił go. W tym czasie dłonią wodził po jej plecach. Całował ją namiętnie i tylko na moment oderwał się i powiedział:
- Ty też jesteś moją watahą.
Przez chwilę nie chciała nic więcej niż by to było prawdą.

A potem przypomniała sobie Marka.

Niechętnie wysunęła się z ramion Zaara, zostawiając go leniwie rozwalonego na sofie.
- Ten czarny notesik będzie miał też namiary na Grześka z Tucholi? - spytała drepcząc nago w poszukiwaniu rzuconego gdzieś telefonu. Przerzucała stosik rzeczy zerkając raz czy dwa na Jarka.
- Ten czarny notesik ma numery telefonów do wszystkich… którzy mają telefony.

Żeńka zachichotała na wspomnienie rozmowy i telefonowania na buta, gdy Zaar przeszedł z pozycji leżącej do siedzącej. Nie przejmując się brakiem jakiegokolwiek okrycia czy ubrania.
- Ale jak chcesz, to mam numer do Grzecha w swojej komórce. Będzie łatwiej.
- No. Czasem dobrze jak jest łatwiej. - uśmiech rozpromienił na chwilę twarz brunetki. - To chętnie. Poproszę - skinęła głową wybierając numer Zapalniczki.
Zaar wstał i kołysząc pośladkami podszedł do krzesła, na którym wisiały jego spodnie. Pochylił się, żeby znaleźć telefon w kieszeni. Z zamyślonego zapatrzenia, wyrwało Żenię pytanie dobiegające ze słuchawki.
- Młoda? Fajnie, że dzwonisz. Jak tam? Kiedy wracasz? - w głosie dziewczyny słychać było entuzjazm.
- Eeeee - myśli Żeni skoncentrowane na pośladkach Jarka nie chciały wrócić na właściwy tor - … tak… wróciłam już. Muszę z Tobą pomówić o Tomku. - stwierdziła odwracając się tak by nie mieć Zaara w zasięgu wzroku. Westchnęła bezgłośnie na nowo koncentrując się na rozmówczyni.
- To wleć do mnie. Coś musisz zobaczyć. Czekaj - przez chwilę w telefonie rozlegało się klikanie.
- Już - po tych słowach Żenia usłyszała piknięcie w swoim telefonie - wysłałam ci moją lokalizację. Jak będziesz na osiedlu, to dryndnij, otworzę drzwi na klatkę.
- Ok, do zobaczenia.

- Idziesz ze mną czy zostajesz? - odwróciła się ponownie do Jarka, klikając w telefonie by zaktualizować kontakt do Zapalniczki i dodać nowy kontakt do Grześka.
- Idę z Tobą - powiedział wciągając spodnie.

*



Po drodze do mieszkania Zapalniczki Żenia bawiła się wędrówką palcami w górę i dół po udzie Zaara. Jarek nie pozostawał dłużny. Jego Toyota z automatyczna skrzynią biegów dawała całkowitą wolność jego prawej ręce. I teraz wykorzystywał tę przewagę techniki. Żenia zaś przy uchu miała telefon i oczekiwała na połączenie z Dzióbkiem z plemienia Kruka. Pierwszy sygnał. Drugi. Trzeci. Gdzieś w głowie zadudniło wspomnienie słów Zaara o statystykach odbierania połączeń. Czwarty sygnał. Piąty….

- Słucham - rzucił od niechcenia znajomy głos.
- No i widzę, że czyste stopy nie pomogły - brunetka rzuciła smętnym głosem do telefonu.
- Ooo. Sosenka. Dobrze, że dzwonisz. Wiesz, wróciłem do lasu i nie mogłem cię znaleźć. Szukałem tej sosny, szukałem i nic. A z kumplami wróciłem, więc wiesz… siara trochę - głos Grzegorza przepełniało rozbawienie.

- No siara jeśli każdą laskę tak traktujesz to kiepsko, Ci powiem. A co do szukania sosenki to może to już wiek starczy? Wiesz, zaniki pamięci. To co? Teraz wy wpadacie do Poznania? Na dzień przed pełnią? Głupio by tak chyba było jakbyście nie wpadli, wiesz?

- Nadal ni cholera nie wiem o co biega. Chcemy pogadać, ale do was daleko. Spiknijmy się w Gnieźnie może? To prawie połowa drogi między nami.

- Grzegorzu, Ragabashu, ja mam dość kiepską prognozę na przeżycie. Jakieś ktoś terminy wyznaczył i mam cztery dni. Ja pojadę do Gniezna, zleję dla Twojego seksownego dzióbka mój rytuał a Wy mnie pososenkujecie, hm?

- Ale się zrobiłaś oficjalna. Dobra, macie tam w lesie to swoje miejsce mocy. Jak weźmiesz Czarnego to moglibyśmy tam pogadać za trzydzieści minut. Co? - ślady śmiechu zniknęły z jego głosu.

- Errrrrrrrrm… - Żenia na chwilę zamilkła.
Gdy cisza się znacząco przedłużyła mruknęła:
- Czarny… hm… to skomplikowane, wiesz? Głupio mi chyba będzie rozkazywać alfie. - westchnęła teatralnie - Jak Ty randkujesz? Ze Szramą było łatwiej - rzuciła wesoło.

- O kurde. Czarny został alfą? Grubo. Co tam się u was dzieje?
- Byś wiedział jakbyś mnie nie zlał - Żenia wbiła słodką szpilkę.
- Eh Sosenka, Sosenka… tak to my nie będziemy gadać. Słuchaj, dziś o piętnastej w Gnieźnie. Wezmę chłopaków. Chcecie coś robić z nami, to przyjedź na spotkanie. Weź kogo chcesz. Wrócimy sami, więc nie potrzebujemy twojego alfy, żeby otwierał nam most.

Żeńce cisnęło się na usta „on nie jest moim alfą”, lecz zamiast tego wypluła z siebie:
- Mam wziąć CV?
Niewinność pytania można było kroić nożem, więc by wypaść nieco bardziej dodała:
- Ok. Będę. I to nawet z telefonem!
- To jest twój numer jak rozumiem? Czekaj na kominie przy Chemirolu. Znajdziesz łatwo. Takie bydle widoczne z galerii.

- Tak, Grzesiu, to mój numer. Mhm, na kominie. Ermmm… Grześ… mam taką prośbę po starej znajomości. Weź tam jakichś mądrych i odpornych chłopaków, co? - Żenia westchnęła ciężko - Mam całkiem sporą listę osób, co chcą mi urwać łeb przy samej dupce i wolę nie dodawać kolejnych. Ok?


Wszystko to dziewczyna mówiła tonem jakby opowiadała o tym co jadła na śniadanie. W między czasie jej spojrzenie pływało po profilu Zaara, który zaśmiał się pod nosem słysząc prośbę o “inteligentnych chłopaków”. Dłoń Żenii nie mogła się zdecydować, gdzie go napiętnować dotykiem.
“Naprawdę? Inteligentna Tuchola?” usta Jarka ułożyły się w te słowa, a jego dłoń ścisnęła mocniej udo dziewczyny, wywołując u niej dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa.

- Wiesz - zaczął nieco skołowany Grzegorz - jeżeli nie będziesz ich denerwować, to powinno być ok. Wezmę im prochy na uspokojenie. To do zobaczenia, Sosenko.
- Pa, Grzesiu.

- Pojedziesz ze mną do Gniezna? - spytała Żenia Jarka rozłączając się i patrząc na towarzysza głodnym wzrokiem, prawie jak dziecko na eklerkę.
Jarek jedynie kiwnął głową i uśmiechnął się.
 
corax jest offline