Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-01-2018, 20:07   #33
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Kas włączył się do rozmowy dopiero po zaspokojeniu głodu i pragnienia. Otarł dłonią wąs z sosu.
- A może to ten cały Foxglove? - mruknął, usłyszawszy szept Kyline. - W końcu był w pobliżu bramy. To, że gobliny chciały go zaciukać o niczym nie świadczy, to zdradliwe i perfidne kreatury. Albo ktoś kto je napuścił na miasto chciał pozbyć się świadka-wspólnika. Bo macie rację, wyglądały jakby kto je zaczarował. Kim on w ogóle jest, ten Foxglove? - zapytał gospodyni.
- Nie wiem o nim wiele - przyznała Ameiko. - Szlachcic z południa. Magnimaru lub okolicy, tak sądzę. Szarmancki wobec kobiet, nawet trochę za bardzo. Przybył z kilkoma ludźmi, ale tylko on sam ma u mnie pokój. Jeśli kolaboruje z goblinami to w żaden sposób nie dał po sobie tego poznać. Ale kurczę, kto normalny współpracuje z kimś takim? Prędzej uwierzę, że ktoś zaczarował gobliny w jakimś celu. Na przykład wy, aby zdobyć status bohaterów! - szturchnęła przyjacielsko Izambarda. W tym momencie do Smoka weszła też znajoma już im różowowłosa.
- A-ha, tu jesteście! - oznajmiła tryumfalnie, kierując w ich stronę wyciągnięty palec. W jej wyglądzie zmieniło się tylko tyle, że na jednym z kolczyków wisiał kawałek goblina. Chyba część ucha. - Ktoś tu miał mi do kolacji usługiwać!
Szeroko otwarte oczy Kilyne błyskawicznie przesunęły się z Ameiko - na którą czarnowłosa patrzyła z niedowierzaniem po ostatniej sugestii - na małą gnomkę.
- Ktoś miał mnie wymasować! - zrewanżowała się tym samym. Ale zrobiła też miejsce przy stole. - Gobliny mnie pokiereszowały, nasze zakłady muszą chwilę poczekać - spróbowała, zerkając na pozostałych w poszukiwaniu pomocy.
- Ha, w twoim pokoju mogę cię wymasować, jak mi rano podasz śniadanie do łóżka! - Ixa była twardą negocjatorką. Wskoczyła na ławę, skrzywiła się widząc jak wysoko jest blat stołu i rozejrzała się po zebranych. - Kto mnie weźmie na kolana? - wyszczerzyła się radośnie. - Słyszałam, że dostaliście trochę tych szczekaczy. Ja też dorwałam jednego! - dotknęła zwisającego jej z kolczyka odciętego ucha.
Skonsternowana Ameiko spojrzała najpierw na Izambarda, potem na Kilyne, szukając jakichś odpowiedzi. Najwyraźniej jeszcze nie miała przyjemności z różowowłosą gnomką.
- Jak dopadłaś jednego, to ty na swoje własne miejsce przy stole już dawno zasłużyłaś, a nie na kolanach - białowłosy druid rzucił ubawionym spojrzeniem na gospodynię, kiedy także się odsuwał żeby zrobić miejsce gnomce - Nie tak miał wyglądać ten festiwal, co? - zagadnął nietaktownie właścicielkę karczmy, ale szybko się zmitygował - Ludzie to udźwigną?
- No spójrzże na nią - prychnął Kas. - Przecie jak ona siądzie na samej ławie to jej może czubek włosów będzie nad stół wystawał. Wskakuj - zwrócił się do gnomki, odsuwając się trochę od stołu, by zrobić jej miejsce na kolanach i podając dłoń. - Kyline dzielnie się spisała, więc darowałem jej usługiwanie. Na dzisiaj. Mam nadzieję, że zostaje dłużej w Sandpoint, bo jutro z Lugirem wybieramy się za mury szukać jego zaginionego najomka. Może ktoś chce dołączyć?
Izambard uniósł brew przypominając sobie o zawodach, w których całkiem przypadkiem brał udział i równie przypadkiem nie zdobył ostatniego miejsca. Jak było to w ogóle możliwe? Myślał, że opuściła miasto wraz z pozostałymi grupami, kiedy święto zostało w nieoczekiwany sposób przerwane.
Zdał sobie przy okazji sprawę, że nie znał jej imienia. Przedstawienie więc jej zdecydował się pozostawić pozostałym.
- Przez jakiś czas chciałbym jeszcze pobyć w Sandpoint, nim gdzieś wyruszę - odpowiedział Kasowi, dyplomatycznie rozkładając ręce - Zbyt dawno nie byłem w domu i nie wiem kiedy znowu tu wrócę.
Ixa od razu wskoczyła na kolana Kasa, sadowiąc się wygodnie i wiercąc przy tym małą pupką. Mogła być wielkości dziecka, ale budowę miała kobiecą. Zaczęła wyjadać wszystko co znalazło się w powiększonym w ten sposób zasięgu jej rąk.
- Łazić po lesie? Nuuuudy! - skomentowała pytanie barbarzyńcy z na poły pełnymi ustami.
Ameiko patrzyła na to jeszcze przez moment, zanim potrząsnęła głową, reagując na zadane przez Lugira pytania.
- Już jutro jak sądzę ludzie będą koloryzować i wspominać to wydarzenie inaczej. Miasto będzie miało czym żyć przez najbliższy miesiąc albo i dłużej - wzruszyła ramionami. - Oprócz rodzin ofiar pozostali szybko przejdą do porządku dziennego. O ile atak się nie powtórzy oczywiście, jak to miało miejsce w przypadku Rębacza. Wtedy całe miasto żyło w strachu jeszcze długo po tym, jak przestał zabijać.
- Jakiego rębacza? - zapytał Kas.
- Dobre pytanie - zainteresował się zdziwiony mag - Nic nie doszło mych uszu, pomimo tego, że bardzo często pytałem o Sandpoint.
- To nie jest coś, czym chwalimy się światu - Ameiko zdobyła się na słaby uśmiech. - Rębaczem nazwano człowieka, który żył z nami od zawsze. Był nieco dziwny, wyprowadził się na wyspę. Teraz zwą ją Wyspą Rębacza. Zabił dwadzieścia pięć osób w czasie jednego miesiąca. Ostatnią ofiarą był ówczesny szeryf, który zdołał zadać także śmiertelną ranę zabójcy. Podążono po śladach i znaleziono go już martwego. To wszystko działo się kilka lat temu, niedługo po tym, jak spłonęła świątynia.
- To musiały być ciekawe czasy. Słyszałam takie przekleństwo: obyś żył w ciekawych czasach - zamyślona Kilyne odezwała się kiedy Ameiko skończyła swoją skróconą opowieść. - Wyspa Rębacza. Ktoś na niej teraz mieszka czy prędzej matki używają jej jako postrach na niegrzeczne dzieci?
- Jeżeli atak się powtórzy...najpierw młyn, potem karawana, a teraz festiwal...to jeszcze nie powtórzenie? Dlatego przywołałaś Rębacza? - druid rozglądał się po twarzach zebranych, szukając czy ktoś pomyślał o tym samym.
- W młynach nikt nie zginął i nikt z właścicieli nie mówił o śmiejących im się pod oknami goblinach - Kajitsu odgięła jeden palec. - Atak na karawanę nie dotyczył bezpośrednio miasta - odgięła drugi. - Poza tym nie było ofiar śmiertelnych. Dopiero tu, od goblinów. To powód do zdenerwowania, lecz nie paniki - przesunęła spojrzenie z Lugira na Kilyne. - Jedyne co zrobiono po odnalezieniu ciała, to zburzono schody na szczyt klifu. Ta wyspa to tak naprawdę skała, po której trzeba się wspiąć bardzo wysoko, żeby stanąć na ziemi. Nie słyszałam, aby ktoś się tam zapuszczał przez ostatnie lata.
- Gdzie leży ten klif? - druid wziął się za dopijanie piwa, miał do zrobienia jeszcze przynajmniej jedną rzecz tego wieczoru.
- To ta wyspa zaraz na północ od latarni - wytłumaczyła krótko Kajitsu.
- Sam również zbyt pochopnie bym nie powiązywał wszystkich już wspomnianych wydarzeń. Gotów jestem zaryzykować stwierdzenie, iż były one dziełem zbiegu okoliczności… nie licząc ataku goblinów - pociągnął dalej temat Izambard, rozważając go - Właściwie to środek dnia, ważniejsze przemowy właśnie miały miejsce, ludzie zebrani na placu, całkiem przypadkiem otwarta brama do miasta. Rażące zaniedbanie obowiązków, a może ktoś nakłonił gobliny do współpracy? Nie można wykluczyć oczywiście przypadków, ale jestem dość sceptyczny co do tego. Chyba - zawahał się na chwilę - Chyba zaoferuję szeryfowi swoją pomoc w rozwiązaniu tej sprawy. Może się bardziej przydam używając szarych komórek, a nie mięśni, choć przyznać muszę, że noszenie kilogramów książek dobrze wpłynęło na mój siedzący tryb życia - zaśmiał się i machnął ręką.
- To nie tak, że nie przydajesz się w walce - rzekł do maga Shoanti. - Przyjąłeś na siebie cios włóczni, który mógłby trafić kogoś innego. - barbarzyńca wyszczerzył zęby, całkiem białe i w komplecie o dziwo. - No dobra, a na poważnie to może istotnie nie najlepsze wykorzystanie twych talentów. Ja też jestem skłonny szeryfowi pomóc, bo co mam tu lepszego do roboty? Trakty nie są dość bezpieczne, żeby samemu opuszczać Sandpoint, więc żem tu utknął. Trzeba popytać czy coś jeszcze się nie wydarzyło podczas napaści goblinów. Bez powodu nikt ich na miasto nie nasłał, a raczej żeby wykorzystać zamieszanie do jakichś niecnych celów. Ktoś widział Arlo Hussa, tego handlarza końmi? - pytanie skierowane było do wszystkich, ale Kas zatrzymał spojrzenie na Ameiko.
- Szeryf na pewno doceni dodatkową pomoc - zgodziła się karczmarka, kręcąc jednocześnie przecząco głową na pytanie Shoanti. - Nie widziałam go, podejrzewam, że ciągle mieszka w Białym Jeleniu. O ile nie jest członkiem tej powrotnej karawany.
- Szłedztfo, fchodże f to! - zapaliła się Ixa ciągle z pełną buzią, przez co niezbyt wyraźnie. Przełknęła dopiero po chwili. - To my musimy dopaść tego co pracuje z gobosami!
- A po tobie...no, takiego robienia nożem tom się nie spodziewał. Gdzieśże się tego nauczyła? - Lugir odchylił się na bok, do Kyline, odwracając uwagę od głównego toru rozmowy.
Wyrwana z zamyślenia Kilyne zamrugała oczami, wgapiając się przez kilka chwil w druida.
- Niezbyt dobrze się nauczyłam - spojrzała wymownie na swoją nogę. - Nie jestem wojowniczką, a kiedy trzeba wolę miecz. Ten jednak został w pokoju - uśmiechnęła się krzywo. - Nauki pobierałam w mieście, walka nie była głównym ich punktem… - nagle jakby sobie coś uświadomiła, jej uśmiech się poszerzył. - Zaraz, przebywasz tu już jakiś czas, prawda? Znasz jakieś okoliczne rośliny lub zwierzęta, których właściwości lub jad mają… no wiesz… nieprzyjemne skutki?
- Wilczomlecze, tojad, jaskry…a ze zwierząt, to choćby węże da się znaleźć - druid zaczął przyglądać się kobiecie jeszcze uważniej - Tyle że z tych roślin to raczej nie będziesz zadowolona, jeżeli dobrze myślę o czym mówisz.
Kilyne w zamyśleniu wyjęła szuriken, jeszcze nie w pełni oczyszczony z krwi goblina i zaczęła go polerować.
- W tym przypadku masz rację, ale można je wykorzystać na wiele sposobów. Gdyby to ostrze posmarowane było czymś odpowiednim, znacznie łatwiej powalałoby wrogów - czarnowłosa mówiła o tym jak o zwyczajnej, codziennej rzeczy. - Z tego co jednak mówisz, to w okolicy nie ma egzotyki. Muszę jeszcze odwiedzić tutejszego zielarza. Tak sobie myślałam, że może na tej wyspie wyrosło coś niezwykłego - uśmiechnęła się do Lugira.
- A ja alchemika, najwyższy czas zaopatrzyć się w należyte narzędzia - białowłosy odwzajemnił uśmiech, lekko rozbawiony uwagą o szukaniu zielarza - A na wyspie chłostanej słonym wiatrem prosto z Zatoki Varisiańskiej...nie oczekiwałbym za dużo roślin. Raczej ptactwa.
- Oh, nawet jaszczurki? - czarnowłosa była szczerze zmartwiona. - Zawsze myślałam, że w takich odosobnionych miejscach może się kryć coś ciekawego. U alchemika za narzędzia na pewno przepłacisz, lepiej poszukać wśród straganiarzy, którzy jeszcze nie uciekli z miasta.
- Co najmniej piękny widok na zatokę; dla samego tego warto się wspiąć - Lugir chyba miał trochę inną definicję ciekawych rzeczy. Albo i nie, pamiętając jak starannie wybierał łupy - A jaszurki - duże jaszczurki - są dookoła Sandpoint, a jakże. Ale zwykle nie są jadowite.
- Takie duże, żebym mogła na nich jeździć? - Ixa nagle zwróciła uwagę na wcześniej niezbyt ją ciekawiącą rozmowę. - A z tego klifu musi być taaaki widok! Chociaż z tej latarni kiedyś był na pewno lepszy, ah… - rozmarzyła się, a Ameiko podniosła się.
- Na mnie już czas. Przekażę służbie, że macie u nas darmowe spanie i jedzenie. Korzystajcie! - uśmiechnęła się, potargała fryzurę Izambarda i skierowała w stronę baru i zaplecza.
- Dla widoku spróbuję kiedy moja noga będzie naprawiona - Kilyne skinęła na pożegnanie Ameiko i sama także się podniosła. - Myślę, że i ja udam się do pokoju, skoro oferują osobne. Jak chcesz mnie wymasować to zapraszam - mrugnęła do Ixy, wstając od stołu i dopijając wino ze swojego kielicha.
- No, czas już na mnie - białowłosy skończył swoje piwo dobrą chwilę wcześniej, ale że rozmowa była interesująca, to został jeszcze chwilę. Podtrzymując wcześniejszą obietnicę zwrócił się do nomadycznego wojownika - Kas, załomotaj w drzwi jakbym już spał, to otworzę.
- Się wie - skinął głową Shoanti, po czym wychylił duszkiem resztę kufla i otarł dłonią wąs. - Ja się przejdę do Białego Jelenia, poszukać Hussa. Dajcie znać, jak będziecie się wybierać na wyspę. Nigdy nie byłem na wyspie.
Również wstał od stołu, rzucając jeszcze na pożegnanie:
- Niech gwiazdy wam świecą do snu - co było najwyraźniej shoantyjskim odpowiednikiem “dobranoc”. Dla sypiających często pod namiotami lub wręcz gołym niebem nomadów czyste niebo oznaczało spokojny sen.
- Dobrej nocy wam życzę! - Izambard skinął reszcie głową na dobranoc - Ja tu jeszcze chwilę zostanę, by zapisać wydarzenia z dzisiejszego dnia w swoim dzienniku.
Czarodziej musiał przyznać przed samym sobą, że był to naprawdę długi dzień i warty zapisania. Miał zamiar opisać same fakty na temat festiwalu, bardzo dokładnie zilustrować atak goblinów oraz przedstawić swoje domysły i również przedstawić swoich towarzyszy boju, ponieważ miał wrażenie, że ich ścieżki przez długi czas będą podążały równolegle do siebie. Popatrzył jeszcze za Ameiko, ale zrezygnował z pomysłu opowiadania jej co tam w Akademii było słychać, gdyż tego dnia już wystarczająco dużo się wydarzyło.
 
Sekal jest offline