Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2018, 12:18   #67
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Droga do klasztoru była dla Alexandra ciężka, choć bynajmniej nie fizycznie. Szedł pogrążony w rozpaczy i wściekłości, a przez to wszystko przebijało poczucie beznadziei i rezygnacji. Sam już nie wiedział czy żałował tego iż Aila przybyła na Kocie Łby, czy że jej szukał po zniszczeniu Elijahy, a może, że nie odjechali po prostu z klasztoru po porwaniu Merlina. Nie wiedział czy za wszystko winić wampiry, w szczególności Marcusa, permanentnie oddziaływujące na los ich dwojga, czy też przez te wszystkie wydarzenia z Aili wychodzi prawdziwa, zgniła natura.

Szczury nażarły się i jedynie pojedynczo przemykały po dziedzińcu nie zwracając już uwagi na makabrycznie ogryzione ciała. Widok ich był… zaiste koszmarny i nieumarły rycerz zdecydował się uprzątnąć zmasakrowane trupy.
Dwóch Węgrów, którzy zginęli atakując go razem, łysy Szwajcar przybity mieczem do wrót, starszy siwowłosy Niemiec leżący poza zabudowaniami monastyru po tym jak celny rzut włócznią zdmuchnął go wręcz z murów. Jeszcze dwóch, których Alex prawie w ogóle nie kojarzył - wszyscy dołączyli do Nicholasa-jąkały pozostawionego przez bękarta tam gdzie go zabił, w podziemiach wieży strażniczej.

Gdy zaciągał tam zwłoki, wspomniał słowa Aili, w których zarzucała mu wymordowanie tych wszystkich ludzi, mogących mieć rodziny.
Nie czuł winy, te bydlaki same wybrały swój los.
Alex zaklął w myślach. Za gwałt karano zwykle kilkoma grzywnami, a kościół zarządzał pokutę. I tyle. Co innego, gdyby chłop lub mieszczanin zgwałcił wysoko urodzoną, tu karano gardłem, często w męczarniach. Giselle szlachcianką nie była, ale Alexander nie czuł się źle z sięgnięciem po samosąd. Ileż to razy wśród pospólstwa ojciec, brat, czy mąż pohańbionej przechodził do krwawej zemsty i darowano mu to, lub zasądzano jeno niewielką główszczyznę?
Wampir kopnął ostatnie ciało zabrane z dziedzińca wrzucając je przez otwór w podłodze wieży.
Banda bydlaków na usługach wampirów, przekonana o swojej bezkarności. Jeżeli którykolwiek z nich miał własną rodzinę, Alex gotów był zjeść własne onuce.

Był jeszcze jeden, ten w podziemiach i to do nich bękart skierował się po zamknięciu klapy. Towarzyszyły mu piski pojedynczych szczurów. Po prawdzie zaciągnął tu trupy zamiast je spalić, bo nie chciało mu się po prostu szukać drewna i układać go w stos, ale nagle zdał sobie sprawę, że tym samym zrobił gryzoniom w ten sposób ‘spiżarnię’ na parę dni. Póki ciała nie zaczną gnić na tyle, ze nawet szczur ich nie ruszy.
Zrobiło mu się niedobrze…

Nie zdążył przejść z wieży, do głównego budynku monastyru, gdy z lasu rozległo się wilcze wycie.
Nawoływało, wzywało.
Jego.

Westchnął kierując się do wrót.
Ta noc zapowiadała się bardzo intensywna.


Jeden z wilków, który poinstruowany przez nowego Alfę jak uleczyć się krwią, którą napoił go Alexander, czekał za murami. Bez obecności przywódcy watahy nie zbliżał się tak chętnie do nieumarłego i trzymał dystans.
- Jestem - Alex wywarczał patrząc wilkowi w oczy. Moc jaką dostał od Marcusa z jego krwią pozwalała nawiązywać więź ze zwierzęciem i porozumiewanie się nie wymagało tego warkotu. Z drugiej strony drapieżnik zdecydowanie lepiej reagował gdy taka ‘rozmowa’ polegająca na emocjonalnej więzi wybudzanej darem, poparta była odgłosami, które choć same w sobie nic nie znaczyły, to przynajmniej kojarzyły się zwierzęciu z jakimś przekazem.
- Chodź - przekazał mu wilk wskakując między drzewa.
Bękart nie tracąc czasu udał się za zwierzęcym przewodnikiem, lecz zaraz stracił go z oczu. Drapieżnik wrócił się po nieko i zirytowany czynił to za każdym razem, gdy wampir idący po ciemku przystawał nie wiedząc w którą stronę ma kierować się dalej.

Księżyc i gwiazdy dawały jedynie nieco światła zasłanianego zresztą przez korony górskich sosen, toteż nieumarły nie zobaczył z początku kolejnych wilków. Było ich więcej, Dopiero rozróżniając sylwetki, warknięcia, błysk ślepi zorientował się, że więcej niż półtuzin, może z dziesięć? To musiała być cała wataha jego wilczego przyjaciela, a od niedawna sługi krwi. Szczególnie jeden z wilków wściekle warczał i szczerzył kły. Osłaniał mniejsze sylwetki.
Wilczyca.
Młode.
Alex nie ruszał się.

Nowy Alfa warknął i stanął między wampirem, a samicą, ta wycofała się wciąż szczerząc kły.
- Gratulacje. Cieszę się. - Nieumarły spoglądając wilkowi w oczy warknął cicho. Poprzednio nie mieli okazji porozumiewać się, bo przerwał im Marcus dręczący Ailę. - A tamten?
- Martwy. On mnie oszczędził. Błąd.

Alex pokiwał głową.
- Czemuś mnie wzywał?
- Trop. Nieumarły z kamienn…

Wilkowi przerwały piski dobiegające z drzewa.
Wampir zbliżył się do niego i zauważył na nim kilka szczurów. Wspomniał jak jeszcze w podziemiach poprosił gryzonie o wyśledzenie Viligaiły. Spojrzał w oczy jednego z nich nawiązując z nim więź.
- Zabierz je. Zabierz! - w tonach popiskiwań wampir wyczuł strach, ale i złość. - Obiecałeś dużo jeść. Za pomoc. Nie ma jeść. Są wilki. Zabójcy! - Bękart nie wiedział, czy ten szczur był tym samym, z którym negocjował pomoc jego i innych za ucztowanie na wypitym do cna Nicolasie i jego kamratach.
- Obiecałem i jest pożywienie…

Znów przeszło mu przez myśl, że wydał ośmiu ludzi na pożarcie zwierzętom, ale nie czuł głębokiej winy. Gryzonie mu pomogły, a tamci… Wspomniał słowa Aili, jak mówiła iż od pewnego czasu więcej ceni zwierzęta niż ludzi. Wspomniał żal za zabijanym wierzchowcem na polanie banitów, na krew dla Theresy i brak wyrzutów sumienia po wymordowaniu klasztoru ojca Armanda. To było właściwe. Zabijanie ludzi świadomie czyniących zło, a nie zwierząt niezdolnych najczęściej do tego. Tylko gdzie tu było to człowieczeństwo o którym mówił Aili? O potrzebie walki o nie, by wciąż być ludzki, nie potworem.
Westchnął.
- Tam gdzieśmy się spotkali. Twoi bracia i siostry już jadły, żaden szczur co został w klasztorze nie głoduje.
- Wrócić chcemy. Zabierz je. Zrobiliśmy o co prosiłeś. Wrócić. Zabierz!
- W końcu zejdą. Zjemy je -
warknął wilk.

Wampir znów westchnął.
Był za młody i nie potrafił zbyt pewnie wykorzystywać swoich mocy. Może kiedyś byłby zdolny przywoływać całe stada i wydawać im polecenia. Teraz na jego zew przybywały po jednym, po dwa zwierzęta i musiał negocjować udzielaną przez nie pomoc. Jak z wilkiem łaknącym wsparcia w odzyskaniu swej watahy. Jak z głodnym szczurem w podziemiach wieży strażniczej, łaknącym (jak większość gryzoni w okolicy) pożywienia, wobec odejścia ludzi z klasztoru i wsi, oraz zabrania przez nich ze sobą zapasów.
Teraz wkroczył na zupełnie nowe pole problemów.
Jak pogodzić dwa gatunki, z którymi się dogadał, a wśród których jeden chciał ten drugi zeżreć. Tu jeszcze nie było to problemem gdy alfa drapieżników był związany krwią, ale to co tu się rozgrywało wymuszało w przyszłości mądrzejsze dobieranie sojuszników i dawanie im zadań. Gdyby nie więź krwi z przywódcą watahy prosząc szczury o pomoc właśnie wydałby je na pożarcie wilkom.
- Zostawcie je, pozwólcie im wrócić do kamienny dom ludzi.
Alfa szczeknął na zgodę, ale na to kilka innych wilków zawarczało ostrzegawczo i z protestem. Alfa warknął wściekle tłumiąc ten bunt.
Posłuchały cofając się.
Wsparty wampirzą krwią, musiał stając do walki sam sprawić im spore manto. Świeżo po walce miał apogeum posłuchu.

- Tak tedy… i jedni i drudzy mieliście wyśledzić wielkiego dwunoga… i trafiliście tu.
- Tak -
zapiszczał szczur. - Tu!
- Trop urwany -
potwierdził wilk warknięciem. - Tu. - Zakręcił się obok drzewa bacznie obserwowany przez gryzonie.

Alexander zamyślił się.
Zwierzęta źle reagowały na nieumarłych, bo w mig je wyczuwały, tedy niemożliwe aby ot tak straciły trop. Gdyby Viligaiła miał wampirzą moc pozwalająca mu latać, albo jak Angus i Markus potrafił zmieniać się w ptaka lub nietoperza, odleciałby już z klasztoru, a nie uciekałby najpierw tu, na piechotę. Gdyby umiał rozwiewać się w mgłę, uczyniłby to jeszcze w podziemiach. To nie miało sensu…
Zespolenie z ziemią?
Jeżeli tak, to wciąż tu był.

- Wracajcie do kamiennego domu dwunogów, dziękuję - Bękart znów spojrzał na szczura i wydał z siebie piski, aby zaraz przejść na warczenie zwracając się do wilka i spoglądając mu w oczy. - Zostawcie je w spokoju i zostańcie tu do świtu. Przed zmrokiem wróćcie tu. Pilnujcie. Jak nieumarły się pojawi, wezwijcie mnie.
Alfa pochylił głowę i wycofał się trochę.
Jeden ze szczurów, jakby na próbę zaczął ostrożnie schodzić z drzewa, aż w końcu zeskoczył na ziemię. Wilki powarkiwały, ale żaden nie rzucił się na gryzonia, który nie niepokojony czmychnął w ciemność. Zachęcone tym pozostałe szczury podążyły jego śladem.
Alexander ruszył za nimi powoli, próbując wypatrywać drzew i korzeni w ciemności rozświetlanej jedynie lekkim poblaskiem księżyca.
Jak żesz zazdrościł Aili widzenia w mroku.
Wracał do klasztoru myśląc o niej.


- Chciałbym wydać go Wilhelmowi. Egzekucja, jak my te dwie suki w Wygódkach - Alexander mówił patrząc na Angusa przebitego kołkiem, ale słowa te kierował do Jiriego uważnie oglądającego bełty przed wsuwaniem ich do kołczanu. Czech był bardzo skrupulatny w wyborze pocisków i potrafił na targu spędzić parę godzin marudząc handlarzom i psiocząc na temat jakości grotów, mocowań lotek, lub skaz samych drzewcy. Przed nim było rozsypane może sto, może dwieście bełtów, a on cierpliwie oglądał je i wybierał te najlepsze. Kusza leżała obok.

[MEDIA]http://2.bp.blogspot.com/-dRy3FcMZ4a8/T5NBFMhhXTI/AAAAAAAAAA0/aYM3vwE6hzs/s1600/crossbow-3.jpg[/MEDIA]

- Zbędny zachód - mruknął w odpowiedzi.
- Problem w tym, że jak nie wydam go Marcusowi na godzinę przed świtem, to on może zabić Noela i Bernarda. A jak wydam… Nie jestem pewny czy chodzi o zniszczenie tego tu. Marcus może go związać krwią i uczynić sługą. Jak Merlina, dawnego sire Aili. Jak tę Italkę, z którą przybył dwie noce zanim mnie… - Alex urwał krzywiąc się w grymasie.
Jiri nie odrywał wzroku od swoich “zabawek” ani się nie odzywał, jakby w ogóle nie słyszał Gangrela.
- Co ty zrobiłbyś na moim miejscu? - spytał nie zrażony postawą Czecha.
Ten podniósł wreszcie na niego spojrzenie.
- Rzuciłbym się na miecz lub z murów. A najlepiej oba naraz - powiedział, po czym dodał. - To już nie twoja sprawa. Ty jesteś martwy.
- Pytam o Bernarda i Noela - odwarknął wampir. - Oni jeszcze żyją.
- Może żyją. - Poprawił go Jiri. - A może są już w mocy tego... - splunął - wąpierza. Pytasz mnie o radę, dobrze, dam ci ją. Wykorzystaj to. Wiesz kiedy i gdzie pojawi się potwór. Przygotuj pułapkę.
- Problem w tym, że ten kurwi syn może w jedną chwilę rozwiać się w mgłę i tyle widzieli zasadzkę - mruknął nieumarły rycerz z ponura miną. - Nie wiadomo czy zjawi się sam, czy ich cała trójka. - Znów spojrzał na Czecha. - Wtedy w Wygódkach… chybiłeś o włos, czy to bełt wystrzelony z kuszy za słaby, aby go przebić?

Jiri zrobił minę, jakby Bękart obraził jego matkę i gotów rzucić się z gołymi rękami, by bronić jej honoru. Na szczęście wiedział jednak jak ważna jest odpowiedź nie tylko dla sprawy, ale i życia ich przyjaciół.
- Chybiłem. - Przyznał ponuro.
- Niełatwo trafić, ale i nieumarli potrafią wzmacniać swe ciała. - Alexander wskazał palcem miejsce na swoim czole, gdzie parę godzin temu tkwił bełt. - To stary wampir. Trzeba liczyć się z tym, że nawet utrafiając w sedno nie da to wiele, a drzewce nie sięgnie serca. Spróbujesz raz jeszcze? Zapolujemy wspólnie może po raz ostatni, Jiri?
Czech skinął twierdząco głową.
- Najpierw on. Potem ta twoja... - znów splunął - a potem ty. Ta ostatnia śmierć, postaram się, by była najlżejsza.
- A inne? Przy nich postarasz się by najlżejsze nie były? Co się z tobą stało Jiri?
Mężczyzna podniósł na niego ciężkie spojrzenie.
- Wyrównuje rachunki. Jemu należy się za to co ci zrobił. Jej... za Giselle. Byłem tu. Widziałem co jej robili. A ta twoja... pozwoliła na to. Nie daj się po raz kolejny zwieść jej ładnej twarzyczce i wielkim oczętom. Ona od początku tylko chciała nas zniszczyć, żebyś był tylko jej.
- Dlatego zostawisz jej los Giselle - Alexander odrzekł złym głosem. - Marcus ma szczeznąć. Giselle zdecyduje o bycie Aili, ty o moim, a o wszelkich pozostałych, jeżeli będą w naszej mocy rozsądzi Wilhelm.
Jiri uśmiechnął się krzywo.
- Niech będzie, choć... wątpię, by było tak łatwo, cobyśmy planowali kogo i jak ubić. Jeśli będzie okazja, to trzeba to czynić i tyle. Ty jednak póki co bezpiecznyś. Tyle mogę zapewnić w imię... dawnych przyjaźni.
- Może być i tak, że szczeźniemy - wampir wzruszył ramionami - to srogi hazard. Sam jednak dobrze wiesz, że nieumarłego łatwiej unieruchomić drewnem w sercu, niż ubić w boju. A wtedy wolę zawczasu jasno sprawę postawić, co byś zbytnio nie szalał, mając któregoś pod mieczem.
Czech skinął głową.
- Niech będzie.
- Przygotuj się i broń. Niech to będzie silny i celny strzał. Nie mam z nim szans w walce, więc gdyby nie wyszło to uciekaj, zabierz kobiety wozem i pędź ku ujściu doliny. Zrobię ile się da wtedy, aby choć powstrzymać go przed pościgiem. Będzie wszak niedługo przed świtem.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 03-01-2018 o 17:19.
Leoncoeur jest offline