[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=gFg8XEHVKOM[/MEDIA]
Jack Dove nigdy w życiu nie była tak przerażona i zdeterminowana za razem. To był przełomowy moment jej życia i nie trzeba było być narratorem tej opowieści by zdawać sobie z tego sprawy. Cały świat, jego istnienie i kondycja zależały od niej i od kolejnych ruchów jakie postanowi wykonać. Wiedziała o tym, co wcale nie poprawiało jej sytuacji.
Ruda zatrzymała się spoglądając na Voida.
-
Musisz ją doprowadzić bezpiecznie w odosobnione miejsce. Ja.. - zawahała się, nie do końca wiedząc co chce zrobić -
muszę odciągnąć jego uwagę - stwierdziła w końcu bo to było najrozsądniejsze wyjście -
ale nieważne co by się działo, ona ma przeżyć, rozumiesz to? - błękitne przenikliwe oczy wpatrywały się usilnie w Voida, jakby samym spojrzeniem chciała przebić jego maskę i wedrzeć się do jego głowy by poznać jego myśli.
Void odetchnął ciężko i spojrzał na Dove.
-
Najważniejsze… to żeby Mazzentrop nie przejął kolejnego żywiołu - po tych słowach przeniósł spojrzenie na Beckett i zacisnął pięść.
-
Przydałoby się aby i mojej mocy nie przejął - mruknęła niezbyt wyraźnie pod nosem, próbują opracować plan, który wykluczyłby ewentualność, w której to Mazzentrop nauczyłby się czytać w myślach.
-
Rozumiemy się więc - powiedziała już na głos i przytaknęła -
idźcie w tym kierunku - wskazała im drogę do portu, tak by mogli minąć się z Mazzentropem -
ja odbiję tam.. I powtarzam, nieważne co by się działo, Isobel ma uciec i przeżyć. - przez ostatnie kilka miesięcy nawykła do wydawania rozkazów, a ten mimo ciężaru jaki odczuwała, przyszedł jej niezwykle łatwo.
Beckett najwyraźniej była zbyt przerażona, żeby cokolwiek powiedzieć i tylko wodziła czerwonymi od płaczu oczami z Voida na Jack.
Mężczyzna chwilę milczał lustrując sytuację.
-
Zostań - powiedział w końcu. -
Pozwól mu kupić nam czas. Niech przynajmniej tyle się odkupi - wskazał na wychodzącego naprzeciw Mazzentropowi Jakiro.
[media]https://i.imgur.com/LHhizbs.jpg[/media]
Lovan był cały czas w postaci zbroi i choć zwykle imponujący teraz wydawał się wręcz drobny w porównaniu do lidera Mroku.
Mazzentrop przygladał mu się z góry.
-
Zaskakuje mnie twoja obecność tutaj. Miałem cię za mądrzejszego.
- Nie ma jej tutaj, spóźniłeś się - odparł David i rozstawił na bok ręce. Spod warstwy śniegu wynurzyły się cztery kamienne golemy, zbudowane po części z asfaltu i betonowych płyt z jakich zbudowano podjazd do portu. Każda z istot miała prawie dziesięć metrów. Dove jeszcze nigdy nie widziała, by Lovan stowrzył tak wielkie golemy.
Pewnie gdyby było to możliwe, to M podniósłby brew ze zdziwienia.
-
Zmieniłeś nagle zdanie i chcesz stawić opór? Mi?
-
Nie doceniasz nas - odparł Lovan, ewidentnie grając na czas. Komandosi SPdO w tym czasi zajmowali pozycje dookoła olbrzymiego Obdarzonego.
Jack patrzyła na ten obraz z broczącym boleśnie sercem. Nie mogła być jednocześnie w kilku miejscach, bilokacja nie była w jej zasięgu. Musiała zdecydować i to szybko.
-
Nie rozumiesz - zwróciła się do Voida -
to moi podwładni, moi ludzie, nie mogę ich zostawić - oderwała wzrok od Lovana i golemów, które stworzył by spojrzeć na Voida, oczami, w których strach walczył z poczuciem obowiązku.
-
Rób co uważasz - odparł wreszcie zamaskowany Obdarzony -
tylko nie pozwól, żeby przejął twoją bazową moc. Chodź - zwrócił się do Beckett i pociągnął ją za rękę.
Tymczasem oddział pod dowództwem Jakiro zaatakował na jego sygnał. Kilkunastu komandosów rozpoczęło gęsty ostrzał. Granatnik z amunicją z pocisków magnezowych potrafił się przepalić przez najtwardsze zbroje i był najlepszą bronią zwykłych ludzi przeciwko Obdarzonym.
Tak było i tym razem, a i trafić było łatwo. Cel był duży i momentalnie został zasypany pociskami, które natychmiast przemieniały się w czerwone plamy, wyżerające pancerz Mazzentropa.
Do walki włączył się też Lovan i dwójka jego podwładnych, którzy jak do tej pory ukrywali swoją obecność. W jednej chwili przybrali postaci zbroi.
[media]https://orig00.deviantart.net/7a30/f/2014/128/6/1/combat_robot_by_alexpascenko-d7hmr9a.jpg[/media]
Sebastian “Hit” Senna mierzył w postaci zbroi cztery metry i natychmiast wzbił się w powietrze ostrzeliwując celnie twarz kolosalnego przeciwnika.
Doświadczony Gabriel “Jakal” Romero był znacznie większy.
[media]https://img00.deviantart.net/9ae5/i/2016/263/7/4/jura_mech_battle_suit_by_ryonok-d6vss5b.jpg[/media]
Z swoimi dziewięcioma metrami dorównywał Jakiro. Dove pierwszy raz widziała go w postaci zbroi. Kilka lat wcześniej cofnął się z pierwszej linii walk do pracy za biurkiem, gdyż brzydził się przemocą pomimo swoich licznych przewag. Od tamtej pory żadna z jego czterech mocy nie była użyta.
Silniki na jego plecach rozżarzyły się i Jakal skoczył do przodu uruchamiając piły tarczowe na swoich przedramionach. Przeleciał pomiędzy nogami Mazzentropa nim ten zdążył się choćby ruszyć i przejechał po wewnętrznej części jego ud.Rozpędzony wpadł na zamarznięta zatokę i przejechał prawie sto metrów ślizgając się, zanim się zatrzymał.
Serce w piersi Dove waliło jak oszalałe, kiedy biegła przez ośnieżone ulice, próbując się nie przewrócić. Na szczęście zima w Wyoming, domu jej dzieciństwa i mroźne Chicago nie rozpieszczały jej zimą i chodzenie po śniegu i lodzie miała opanowane, na tyle, by nie zastanawiać się nad każdym najmniejszym krokiem. Oddalała się od kierunku, w którym zmierzał Void i Beckett, chciała odciągnąć od nich Mazzentropa, potrzebowała więc chwili by przebiec kawałek i dopiero wówczas przybrać formę ośmiometrowej zbroi, która przy Mazzentropie wydawała się malutka. Musiała najpierw zorientować się w sytuacji, czekała więc, nie oddychając nawet na to jaki skutek przyniósł atak Davida i chłopaków.