Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-01-2018, 14:21   #34
TomBurgle
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Korzystając ze spokoju który w końcu zapadł w osadzie, druid przemknął do bramy przez którą przedostały się gobliny. Minęła chwilka, krótka rozmowa ze strażnikiem i już cicho kroczył wśród niskich krzewów, tym razem wchodząc głębiej w las, szukając żywych stworzeń które mogły widzieć dzisiejsze wydarzenia. Ciemność nie stanowiła dla dla potomków niebios problemu, tak samo jak leśne poszycie. W końcu wybrał rozsiadł się pod drzewem, i czekał, rozglądając się po okolicy. Było ich co najmniej kilka. Niewiele wybierało miejsce tuż obok miejskich murów mając do wyboru leśne ostępy odrobinę dalej, ale druid usłyszał jedną sowę, kilka polnych myszy, jeża. Nieco dalej przemknęło nieduże czworonożne zwierzę, podejrzewał lisa. I kilka nietoperzy fruwających wcale nie tak wysoko nad głową Lugira.

Miał czas. Odpoczywał. Mało rzeczy dawało takie wytchnienie jak wyjście za miasto, i wtulenie się w ciepłe objęcia nocy. Sięgnął do przewieszonych przez pierś żelaznych fiolek, zawahał się jeszcze chwilę...i zostawił miksturę w spokoju. Lepiej było to zrobić należycie, wszak nikt nie stał nad nim z zakrwawionym toporem. Zaczął się wpasowywać w tutejsze leśne zwyczaje tak jak ludzie dopasowują się do nowego miasteczka, poły ucząc się, a poły naśladując zwierzęta. Dziś na przewodnika upatrzył sobie sowę, i to do niej chciał się zbliżyć, przekonać ją do siebie. Nocny ptak nie zaczął jeszcze polowania. Druid wypatrzył sowę dopiero po dłuższej obserwacji, siedzącą na jednym z drzew na skraju lasu, mniej więcej trzy metry nad ziemią. Zahukała, jak gdyby dając mu do zrozumienia, że ona także go widzi. Nie wykonała żadnego innego ruchu.

Powoli, ospale zaczął naśladować ruchy sowy. Nie tej konkretnie, a sów w ogóle. Zwykle zwierzęta łapały w lot, w kilka ruchów, że jest jakby jednym z nich. Ale teraz miał czas, i mógł się tym bawić. Obserwował sowę, reagował, i dawał obserwować siebie. Poznawali się. Ktoś przyglądający się w tym czasie druidowi mógłby sobie pomyśleć różne rzeczy. Ale nikt się nie przyglądał, więc Lugir kontynuował swoje podchody. Sowa zahukała raz jeszcze i przefrunęła na wyższą gałąź, ciągle niepewna tego nowego "samca". Nie spuszczała z niego oczu, błyszczących w panujących ciemnościach. Druid pofrunąć nie mógł, ale ptak pozwalał mu podejść na dowolnie bliską odległość do drzewa, na którym siedział. Mógł też próbować wejść na drzewo, ale, przy całym szacunku dla druidów których dotychczas spotkał, widział już takie próby. I zawsze kończyły się z powrotem na ziemi, zwykle przedwcześnie. Przesiadł się pod drzewo, oparł o nie i dopiero teraz wypił gryzący w gardło napar. Smakował padliną.

- Dobra, jasna noc na łowy - zaczął od prostych rzeczy. Nie miał dużo czasu, ale zwierzę i tak musiało się oswoić z faktem że mówił.

- Łowy. Dobre - zahukała sowa, ciągle się w niego wgapiając ze swojej pozycji na gałęzi. - Ruch. Dużo.

Lekko zaskoczony druid rozejrzał dookoła. Dużo ruchu?
- Więcej ruchu niż w inne noce? - doprecyzował.

- Dużo. Obcy zapach - sowa i człowiek mieli pewne problemy z doprecyzowaniem słownictwa. Zwierzę nie znało zbyt wielu słów. - Dużo ruchu. Łatwy posiłek.

- Poprzednia noc. Mało ruchu. Strach. Małe potwory?- jeżeli gobliny czaiły się tu w lesie rano, była szansa że zdrajca je odwiedził

- Nie. Dzień. Zapach smód. Nie jeść - sowa potrząsnęła łbem i zahukała z oburzenia w sposób niezrozumiały. - Obudzić. Małe. Jeden duży. Śmierdzieć inaczej. Jak inni z gniazda. Ale inaczej.

- Znajdź po smrodzie gniazdo dużego między innymi gniazdami, a ja zapoluję zamiast ciebie dziś i jutro - zaproponował białowłosy.

- On daleko. Odejść. Zapach słaby… - zaczęła słowa, a uderzenie serca później druid słyszał już tylko uuu-uuuu.

Niezrażony, Lugir wyciągnął rękę, wskazując osadę i przekrzywiajac pytająco głowę

Sowa znowu zahukała. Obce były jej ludzkie gesty typu potrząsanie głową, ale obróciła łeb w drugą, przeciwną do miasta stronę. I poczochrała swoje pióra, więc nie wiadomo o co dokładnie mogło jej chodzić.

Druid nieśpieszno wstał z ziemi, i ruszył we wskazanym kierunku. Ostrożnie, by nie zadeptać ewentualnych śladów. Nie miał zamiaru podążąć za nimi zbyt daleko - zwłaszcza obity i samotny - ale gdyby we wskazanym kierunku nieco dalej były lepiej widoczne, być może zrobiłby coś z tym nazajutrz

Niestety nie udało mu się odnaleźć konkretnych śladów w lesie. Ciemność przeszkadzała nawet jemu, a sprytne i małe gobliny nie zostawiały głębokich odcisków i nie łamały wielu gałęzi. Udało mu się jedynie odkryć kilka wgłębień wchodzących z las na drogę, ale nie potrafił tymi samymi śladami podążyć dalej. Wydawało się jednak, że te które podchodziły do bramy Sandpoint pozbawione były towarzystwa kogoś większego.


Ostry, miętowy zapach ziół dorzuconych do kociołka wiercił w nosie. Druid kontynuował swój niespieszny poranny rytuał, przechodząc z medytacji na mostku na skraju osady do doglądania kotów i przeglądania ziół i mikstur. Nawet wolniejszy niż zwykle; część zdobycznego prowiantu należało spożyć jak najszybciej by się nie zmarnował, czyli nie musiał poświęcać aż tyle czasu na pichcenie. Na patelni wylądował obfity kawałek słoniny wysypanych na ławę tobołków bandytów. Zapachniało, zaskwierczało.

Śniadanie musiał spożywać samotnie, wśród budzącego się miasta. Ludzie zmierzali ku swoim sprawom, otwierano sklepy i warsztaty. Kas wybrał karczmę, nie nocował więc już w domu Lugira, ten więc całe poranki i noce - przy nieobecności krasnoluda, który na noc nie wrócił - miał dla siebie.
Pokrzepiony solidnym śniadaniem, rześko wkroczył między ludzi. Swoim burkliwym tonem odpowiadał, gdy zagadywany, i słuchał, kiedy nie. Potrzebował zamienić dwa słowa z Hemlockiem, oddać goblińskie ostrza płatnerzowi na stępienie, a i może podnajć jakiegoś myśliwego na wyprawę. Nie mógł uciec w pełni od ludzi. Z piekarni wyskoczyła jedna z prowadzących ją młodych kobiet, wręczając mu zawiniątko z ciepłymi bułeczkami i obdarzając go ciepłym uśmiechem. Jakieś dziecko pokazało go palcem. Zanim dotarł jednakże w konkretne miejsce, mignął mu charakterystyczny, wojskowy krok Hemlocka wchodzącego właśnie do Rdzawego Smoka.

 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline