Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2018, 18:16   #68
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Miały minąć setki lat, by ludzie odkryli czym są endorfiny i że jest coś uzależniającego w bieganiu, coś oczyszczającego. To właśnie poczuła Aila. Jej mięśnie nie męczyły się tak jak kiedyś. Wszystko było kwestią przepływu krwi. Tak, wszystko sprowadzało się do vitae. Nic dziwnego, że większość wampirów miała obsesję na punkcie pożywiania się.
Aila zresztą też czuła ogromną przyjemność w trakcie tej czynności i tylko pamięć o tym jak wiele zniszczeń może spowodować wampir, który się nie hamuje, trzymała ją w ryzach. Obrzydzenie... wyrzuty sumienia... to zacierało się coraz bardziej. Coraz bardziej Aila przestawała być człowiekiem i poczuła to wyraźnie, rozmawiając z Alexandrem. W potoku słów nazwała dawnych kamratów ludzkimi gnidami i choć sama poczuła się zawstydzona tym określeniem, musiała przyznać, że w myślach tak określała żywych, gdy sprawiali jej kłopoty. Jak choćby Giselle - głupia i pyskata, od lat polująca na jej męża, by tylko zagnać go do łoża. I kilka razy jej się to udało - świadomość tego bolała Ailę nawet w pośmiertnym życiu, bo nie chodziło już o sam akt, chodziło o przełamanie oporów kogoś tak upartego jak Alexander d’Eu. Blondwłosa piękność nieraz próbowała tej sztuki i zazwyczaj kończyło się to fiaskiem, kłótnią, obrażaniem, a nawet dramatycznymi rozstaniami. To właśnie bolało - świadomość, że inna kobieta potrafiła coś, czego nie potrafiła ona - niby to najdroższa jego sercu.

Biegła i biegła przez las, nie bacząc nawet na odgłosy jeźdźców, którzy gdzieś tam traktem zmierzali w kierunku klasztoru. Pomyślała nawet, że to pewnie ci łowcy, których Alexander powiadomił, ale... co ją to teraz obchodziło? Wreszcie zerwała łańcuchy, uwalniając się od nich wszystkich - Alexandra, Marcusa, Angusa, Merlina... Każdy z nich chciał ją najwyżej wykorzystać, żaden się o nią nie troszczył, dlaczego więc ona miałaby troszczyć się o nich i powstrzymać przed wzajemnym wybiciem się?
Wspomnienie Alexandra i ich ostatniej rozmowy piekło pod powiekami gorejącymi krwawymi łzami, jednakże młoda wampirzyca wiedziała już, że z czasem to uczucie zblednie i choć nie zniknie pewnie nigdy, będzie w stanie zepchnąć je gdzieś na dno swej potępionej duszy.
Oto ucieczka stała się wolnością... nawet jeśli krótką.

Aila nie wiedziała jak daleką drogę przebiegła, bowiem poruszała się lasem a nie traktem czy nawet wzdłuż niego. Przemieszczała się drogą dziką i nieprzyjazną śmiertelnikom, zagłębiając w mroczną puszczę porastającą dolinę oraz niskie partie stoków górskich.
Choć były to w większości drzewa iglaste, ich strzeliste sylwetki zasłaniały wampirzycy niebo. Toteż dopiero poczucie znużenia i narastającej ospałości, uświadomiły jej, że oto niedługo nastanie świt, a wraz z nim jej śmierć - jeśli szybko nie znajdzie schronienia.
Wampirzyca zatrzymała się i rozejrzała. Mogła spróbować odbić w lewo i wspiąwszy się na grań, poszukać tam jakiejś jaskini. Było to jednak ogromne ryzyko, co wszak, gdy nie znajdzie schronienia? Może lepiej zostać tu i przeznaczyć czas na zakopanie się w ziemi, przykrycie mchami i igliwiem, którego wszędzie było sporo w nadziei, że żaden leśny mieszkaniec nie zechce rozkopać jej prowizorycznej krójówki.
Doprawdy każde rozwiązanie wiązało się z ryzykiem…

Nagle Aila napięła mięśnie.
Teraz, gdy sama przestała być źródłem jakichkolwiek dźwięków, wychwyciła coś, coś, co towarzyszyło jej od pewnego czasu - dodatkowy szum, jakby wraz z nią poruszał się ktoś jeszcze. Była więc śledzona! Gangrelka warknęła i wyjęła miecz z pochwy, okręcając się powoli wokół własnej osi.
Szum ustał. Ktoś musiał przystanąć, przyczaić się. Kto? Może Marcus? Dla niego pewnie śledzenie młodej wampirzycy nie stanowiło wyzwania. Ale nie... Marcus nie robił jednej rzeczy, którą wyłapały czułe uszy blodynki. Nie dyszał ze zmęczenia. Czyżby któryś z łowców? W takim razie nie odda tanio swej skóry.
- Wyłaź! - warknęła rozkazująco, mniej więcej już orientując się, gdzie ów osobnik się ukrywa.
- Wyłaź, albo cię zniszczę! - krzyknęła, wściekła, że ktoś za nią podążał.
Usłyszała tedy szelest kroków, a między drzewami pojawiła się sylwetka człowieka. Ręce miał opuszczone, był nieuzbrojony.
- Obawiam się, że nie da się mnie bardziej już zniszczyć. - Usłyszała znajomy, nieco smutny w tonie głos. - Obojeśmy się bardzo zmienili w ostatnim czasie, pani.
Aila cofnęła się o krok na widok śmiertelnika. To niemożliwe! I choć z trudem poznała jego fizjonomię, to rysy twarzy i głos nie mogły należeć do nikogo innego. Przed nią stał Hans.


- Ty... to ty. - Nie wiedziała co powiedzieć, czując zamęt w głowie. - Myśleliśmy, że nie żyjesz. Alina... twoja żona jest w klasztorze... Ona wciąż chyba... czeka na ciebie.
- Jednak żyję. - Patrzył na nią spięty i z jakąś twardością we wzroku. - Czego nie da powiedzieć się o tobie. Wyczuwam w tobie splugawienie. Nieumarła.
Aila poczuła jak kielich goryczy przelewa się. Oto kolejny człek chciał ją obrażać za dokonane wybory.
- Czego chcesz? - zapytała ponuro, znów unosząc miecz.
- Długo żyłem wśród takich, ktorzy twierdzą, że powinienem cię zniszczyć, za samo to czym się stałaś - odpowiedział nie poruszywszy się nawet na przyjęcie przez nią bojowej postawy.
Przekrzywiła głowę, zastanawiając się o kim mówi.
- Ale. ..?
- Ciekawi mnie co się zmieniło, oprócz ustania bicia serca.
Skrzywiła się.
- Jeśli nie znajdę schronienia przed świtem, to niczego się nie dowiesz. - Powiedziała, po czym dodała jakby z pokorą: - Zmieniłam się. To pewne. Alexander mnie nienawidzi.
- Była w tobie jasność - Hans nie zbliżał się. - Dobroć, nieujarzmienie, ale i gotowość do poświęcenia. Wszystko odeszło wraz z mrokiem?
Te słowa ją zasmuciły. Spuściła wzrok.
- Zapłaciłam cenę za przetrwanie. I wciąż płacę. Wciąż... umieram po trochu w środku. Nie mi to oceniać ile dawnej mnie pozostało. Hans... a co z tobą? Jak tyś przetrwał?
- Ukrywam się wciąż, ale już nie jako bezwolny, apatyczny, pogodzony z losem. Moi prześladowcy przekonali się, że polują na drapieżnika. Odzyskałem coś, co kiedyś utraciłem. Nie odzyskałbym tego, gdyby nie ty.
- Tylko czy ja to wciąż ja... - odparła Aila z przekąsem, po czym spojrzała w górę. - Miło się rozmawiało, a przede wszystkim dobrze widzieć cię w zdrowiu... choć nieco zaniedbanego, Hansie, ale... sam rozumiesz. Czas na mnie.
- Gdzie masz zamiar się schronić? - szwajcarski rycerz spytał z ciekawością. - Ileż to do świtu, godzina? Dwie?
Skinęła głową.
- Ja... miałam właśnie szukać. - Wyznała zmieszana, zaczesując palcami pasmo blond włosów za ucho.
- Najbliżej klasztor, lub wieś pod nim - Hans zmrużył oczy i przechylił lekko głowę wciąż obserwując wampirzycę.
- Nie, tam nie wrócę. - Rzekła wampirzyca zdecydowanie. - Wolę już szukać szczęścia. Żegnaj Hansie.
- Szukać czego? Jakiejś jaskini? A jak nie znajdziesz, lub w dzień rozszarpie cię niedźwiedź mający tam leże?
Wzruszyła ramionami.
- Dlatego mówię ‘żegnaj’ i nie odbieraj tego jako dramatyzowanie. Po prostu... - zawahała się - wszystko mi już jedno.
- Wszystko? Słońce pali was niby ogień. Widziałem raz jak w Lozannie palili dziewkę oskarżoną o czary. Jej wrzaski świadczyły o tym, że… to straszna śmierć. Może chcesz bym dał ci zamiast tego szybką? Prawie bezbolesną.

Przyjrzała się mu swoimi błękitnymi oczami. Po prawdzie czy nie szukała śmierci? Czy nie utraciła wszystkiego, na czym jej zależało, tracąc też siebie? Czy był sens dłużej się oszukiwać?
Aila nagle skierowała ku mężczyźnie miecz - lecz nie ostrzem, a rękojeścią w jego stronę.
- Niech i tak będzie - powiedziała cicho.
- Użyj go inaczej - warknął. - Trzeba wykopać dół byś miała gdzie spędzić dzień. Przypilnuję cię.
- Ale…
- Może jest w tobie coś uprawniającego cię do istnienia. W tej dolinie są tacy, o których nie mógłbym tego powiedzieć. - Hans zmarszczył brwi.
Patrzyła chwilę na niego. Oto, gdy mrok całkiem pochłonął jej istotę, gdy pogodziła się z nim, ktoś wyciągnął do niej rękę. Ot tak. Z uwagi na dawne zażyłości.
Aila skinęła głową, żałując w duchu, że Alexander nie potrafił taki być.
- Dziękuję. - Rzekła, po czym wzięła miecz i zaczęła rozglądać się za dogodnym do letargu miejscem.

Nigdzie nie widziała żadnej jamy, ani wykrotu w ziemi, który wystarczyło by poszerzyć, aby zagłębić się w środku i pozwolić się przysypać Szwajcarowi uważnie obserwującemu jej ruchy. Wyglądało na to, że musiała wykopać dół od podstaw. Był jeszcze na to czas, ale miecz wykuty był do zabijania, wrażania żelaza w ciało, rąbania… nie do kopania w ziemi.
Aila wybrała miejsce pod wielkim dębem i uśmiechnęła się pod nosem.
- Może jeszcze zmienisz zdanie... - powiedziała, odkładając broń. Nagle jej palce zaczęły się przekształcać w potężne szpony, a wampirzyca poczuła głód krwi. Nie był dojmujący, by nie mogła go zignorować do jutrzejszego wieczoru, wiedziała jednak, że prędzej czy później będzie musiała się pożywić. I to porządnie. Odruchowo spojrzała na Hansa, który wciąż stał w niewielkim oddaleniu i spoglądał na nią wzrokiem z którego ciężko było szlachciance coś wyczytać. Tylko przez krótką chwilę zobaczyła zdziwinie na jego twarzy w reakcji na przeistoczenie jej dłoni w śmiercionośne pazury, szybko je jednak opanował.
Skoro nie pytał o nic, ona nie mówiła. Po prostu zaczęła kopać.

Mimo wszystko nie było to łatwe, ale zdecydowanie lepiej szło niżby miała próbować spulchniać ziemię orężem i przerzucać ją ostrzem. Zaletą jej stanu było też, że nie męczyła się jako nieumarła. Na próżno byłoby wsłuchiwać się aby wyczuć przyśpieszony oddech czy zadyszkę. Trochę jednak trwało to i nie było daleko do świtu, gdy dół był na tyle głęboki i szeroki, że mogła spokojnie się w nim zmieścić. Jego wielkość wskazywała, że musiałaby zwinąć się w nim w kłębek. Jak kot, lub dziecko w pozycji płodowej… niemniej zmieścić się mogła.
- Pomożesz mi się zasypać? - zapytała Hansa, przywracając dłoniom normalny wygląd.
Przytaknął jedynie skinieniem głowy i zbliżył się.
- Wejdź do środka. Przypilnuję, w dzień i… mam sporo do przemyślenia.

To było dziwne uczucie, gdy kładła się na ziemi, zwijając do pozycji embionalnej niczym kulące się ze strachu przed potworami dziecko. Tylko że to ona była teraz potworem. Spojrzała jeszcze raz na Hansa, po czym zamknęła oczy.
W chwilę później poczuła jak przysypuje ją ziemią.
Było to… dziwne uczucie. Jakby zostawała właśnie grzebana jak zmarła. Po części wszak taką przecież była i pewnie dlatego nie miała problemu z zaśnięciem.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline