Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2018, 21:40   #37
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Żenia rzuciła spojrzeniem na Jarka.
Znanym mu zapewne.
Nie chciała o tym mówić.
Jeśli wspomnienia dotyczyły bardziej auta niż domu, dziewczyna instynktownie wybrała za cel właśnie niebieskiego forda.

- Zaar, Grześ. Michał i Gustaw niech zrobią zadymę z tymi tajniakami. Jeśli auto jest na podjeździe to on powinien być w domu. - Żenia tworzyła plan na biegu. - Zaar możesz coś zachachmęcić z autem? Pewnie ma alarm, wystarczy dobrze kopnąć. Jeśli ktoś jest w środku powinno to zwrócić uwagę.

Zaar patrzył na dziewczynę z uśmiechem.
- Tylko alarm? Ok. Myślałem, że chcesz, żeby gdzieś pojechało czy cuś. No to włączam alarm. Michał i Gustaw ogłuszają ABW. I co dalej?

Teraz to dziewczyna zapatrzyła się na Labradora:
- Możesz podpiąć się do komputera offline? No to niech jedzie w cholere. Nawet lepiej. A system alarmowy w domu też rozwalisz? - uśmiechnęła się lekko kryjąc zaskoczenie - Grześ, zostaniesz na zewnątrz na czujkę? Bo mam wrażenie, że ta dwójka cwaniaków to tylko czubek góry lodowej. - w zasadzie nie wiedziała czemu aż tak ufa nowopoznanemu. Czarna dziura w szufladzie ‘dom’ niepokoiła ją mocno. - Jakby coś to spierdalaj, tak? - poważna i spięta Żenia popatrzyła na Kruka z Tucholi.

Nikt nie musiał powtarzać dwa razy. Gustaw i Michał ruszyli wkładając ręce w kieszenie. Dwaj mężczyźni byli naprawdę tym, kogo nikt nie chciałby spotkać w ciemnej ulicy. Grześ spod bluzy wyjął niewielką maskę kruka, którą założył na twarz. Jego ciało pokryło się piórami i po chwili wzleciał już w postaci kruka i lądował na dachu domu. W sam raz, żeby zobaczyć jak brama otwiera się. Samochód odpalił wydając przyjemny pomruk silnika.
- Oho. Ma sportowy tłumik - powiedział Zaar.
Auto wyjechało na wstecznym i ruszyło z piskiem opon mijając czarne Audi. Ford ledwo zmieścił się w zakręt.
- Ale prowadzi się dobrze.

- Cieszę się, że się dobrze bawisz - Żenia roześmiała się cicho - Uważaj na siebie, dobrze?
Sama skoncentrowała się na domu obserwując wejście z garażu i wejście do piętrowej willi.
- Nigdzie nie idę, więc będziesz mogła ty na mnie uważać - odpowiedział Zaar. Dwie ulice dalej z piskiem opon zatrzymał się Ford. Rozległ się alarm. W końcu z Audi wyszedł facet siedzący na miejscu pasażera. Zarzucił na siebie marynarkę, pokonał może dystans trzech metrów, gdy zza drzewa wyskoczył na niego Gustaw trafiając go w szczękę.

Dom stał bez ruchu.

- Hmm… podpucha? - Żenia mruknęła do Zaara. Pierwsze skojarzenie jakie miała faktycznie podpowiadało, że męża zagarnął Marek, zostawiając auto pod domem jako wabik dla niej.
Zastanowiła się co w takim razie znajduje się w domu. Czy może ABW miało zgarnąć ją nim się tam dostanie? A może mąż i Marek współpracowali? Jakie wytłumaczenie byłoby na świeżutki domek i odjechaną furę? - Nie mówiłam kim był ten niby mąż, co?

Wykorzystując atak Gustawa na ABWowca, dziewczyna ruszyła by przemknąć na tyły domu.

Przy Audi tymczasem rozgorzała zadyma. Kierowca postanowił ratować kolegę. Spokojne osiedle nawiedził chyba pierwszy w historii huk wystrzału. Ale to nie wystarczyło, żeby przeszkodzić Michałowi. W czasie gdy Gustaw wiązał swój łańcuch wkoło pasażera, Michał uderzał głową kierowcy o krawędź dachu.

Żenia była już na tyłach domu gdy usłyszała, otwierające się drzwi z drugiej strony. Przez ogromne okno widziała salon i aneks kucheny. A w okienku kuchni widziała jakąś postać, która była właśnie po drugiej stronie domu. Jej mąż wyszedł zobaczyć co się dzieje. Musiał się srodze zdziwić widząc w jakim stanie jest jego “ogon”.

- Żeniu, rzadko opowiadałaś cokolwiek o swoim mężu. Może martwiłaś się jak kochanek to zniesie? - powiedział Zaar stojący tuż przy niej.

Gdy Jarek mówił, Żenia sprawdzała okno weneckie, sprawdzając sposób dostania się do środka. Wyglądało jednak na to, że musiałaby rozbić szybę.
Nie po to tworzyli całe zamieszanie z frontu domu by teraz zwracać na siebie uwagę.
Dziewczyna ruszyła dalej poszukując innych opcji wejścia.
- A jakbyś zniósł? - szepnęła przemykając na bok domu w kierunku garażu, z nadzieją dostrzegając ciemną plamę drzwi.

Jarek wzruszył ramionami.
- Wierzę, że nie chciałaś mnie ranić. Ciężko mi przywyknąć do wizji ciebie z innym facetem.
Żenia nie skomentowała więcej. To nie był czas ani miejsce.

Szybko omiotła spojrzeniem zamek - nic specjalnego, kilka chwil i będą w środku.
Ale…
...wolała te chwile spędzić myszkując po domu lub na rozmowie z mężem niż na rozpracowywaniu zamka.
- Możesz to otworzyć? Może będziesz szybszy? - spytała Zaara, którego ciepło czuła za sobą.
Zaar wziął głęboki oddech. Przymknął oczy. I nacisnął klamkę. Zamek ustąpił, zaś wilkołak wcisnął coś na swoim smartwatchu.
- Jeżeli masz jeszcze jakiś zamek, to lepiej się pośpiesz.

Weszli do środka garażu. Wewnątrz były dwie pary drzwi. Jedne z pewnością prowadziły do wnętrza will, drugie prawdopodobnie do kotłowni.
W garażu stało białe auto.


Nie przywoływało wspomnień.

- Tu - Żenia wskazała drzwi, które według niej prowadziły do wnętrza domu - Czemu? Co mierzysz? - zapytała z niepokojem
Stare auto schowane, nowe na oczach sąsiadów.
Dziewczyna zmarszczyła brwi. Niewiele z tego rozumiała.
- Czas. Mierzę czas. Możemy minąć każde drzwi, ale ważny jest czas.
Ruszył do drzwi obchodząc Skodę i otworzył je bez wahania. W tym momencie rozległ się dźwięk dzwonka.
Zaar rozszerzył oczy ze zdziwienia i wlepiał je w Żenię. Dziewczyna poczuła wibracje w kieszeni.

- Fuuuuuuck… - równie zaskoczona Żenia wyrwała komórkę z kieszeni wyciszając jej dźwięk. Była pewna, że telefon był całkowicie wyciszony. A jednak…
Spojrzała na wyświetlacz.
Coś ją tknęło. Zapisała wtedy ten numer. I teraz do niej dzwonił. W najgorszej możliwej chwili.

Marek Mazut.

Pokazała wyświetlacz Zaarowi.

Chwilę rozważała, czy odebrać czy nie.
W końcu przesunęła palcem po wyświetlaczu próbując opanować trzęsące się dłonie.
Odebrała lecz nie odezwała się nasłuchując.
Gestem wskazała Zaarowi bezruch.

- Mam nadzieję, że jesteś daleko od swojego domu - powiedział zimnym tonem jej brat.
- 4 dni. - mruknęła Żenia do słuchawki - Umówiliśmy się na 4 dni, braciszku.
- Cztery dni, żebyś mogła spierdalać. A nie, że dostaję czerwony alarm z Kamionek. Ja dotrzymam swojej obietnicy, ale za jakiś kwadrans będziesz tam mieć komandosów - mówił powoli i spokojnie, jakby ignorując jakąkolwiek powagę sytuacji.

Tymczasem Zaar zmieniał się. Ubrania na nim zaczynały pękać. Ciało pokrywało się futrem. Szykował się do walki.

- Potrzebuję odpowiedzi, Marek. Zadzwonię. - Żenia rozłączyła się i truchtem wpadła do mieszkania. - 8 minut. - rzuciła do Zaara skracając czas podany przez brata. Nie wierzyła mu w kwestii szczegółów.

Zaar ruszył przez drzwi na czterech łapach. Ledwo mieścił się w przejściu. Wypadł na korytarz łączący się z salonem. Żenia była tuż za nim. Salon uderzał zmysły przepychem. Wielki telewizor, kanapa na kilkanaście osób w kształcie litery U, szklany stolik. Ozdoby w surowym stylu i dużo przestrzeni. Crinos wyprostował się i pociągnął nosem. Warknął i wskazał pyskiem korytarz po lewej. Już nie tak otwarty jak salon. Mały. Ciemny. Ciasny. Z kilkoma parami drzwi. Biuro? Sypialnia? Łazienka? Schowek na szczotki? Nie wiedziala. Nie pamiętała co jest w jej własnym domu!

Nie czuła się tu u siebie. To wszystko zupełnie nie pasowało jej do niej. Nic dziwnego, że więcej czasu spędzała u Jarka.
Nie traciła czasu na kolejne rozważania
. Otwierała kolejne drzwi na oścież.

Pierwsze z lewej były najbliżej kuchni. Pomieszczenie za nimi było małe, ciasne i wyposażone w jedno okienko pod samym sufitem. Światła było w nim mało, ale wystarczyło żeby zobaczyć stojący w środku mop, odkurzacz, deskę do prasowania i szereg innych rzeczy mających nikłe znaczenie dla megakorporacji i spisku mającego na celu pozbawienie pamięci biednej wilkołaczki. Zaar nie kłopotał się nawet, żeby próbować wejść do pomieszczenia. Ruszył do kolejnych drzwi. Niemal wyrwał je z zawiasów gdy pociągnął je pazurzastą łapą. Wtedy Żenia usłyszała strzał.

Gdy wychyliła się na korytarz zobaczyła, że różnokolorowe futro Zaara jest spowite krwią. Jednak wilkołaka to nie powstrzymało, rzucił się do wnętrza pomieszczenia znikając z oczu dziewczynie.

Zaskoczona Żenia rozejrzała się po korytarzu, oczekując, że z kolejnych drzwi wysypią się wrogowie.

Pozornie nic się nie zmieniło, poza wielka plamą wykwitłą na drzwiach stojących na przeciw pomieszczenia, w którym był teraz wilkołak. Musiał mocno oberwać. Maleńkie kule powybijały otworki w drzwiach.

Wciąż wyczekując pułapki i napływu wrogów, Żenia skupiła się na wsłuchaniu w szepty.
Nic jednak nie usłyszała.
Oni mieli działać w ciszy, podczas gdy członkowie ABW, czy też stronnicy Marka działali Jawnie. Nie słyszała niczego… aż ciszy nie przerwał kolejny wystrzał i skamlenie.

Żenia poczuła przypływ adrenaliny i nim zaczęła zmieniać formę wyszarpała z plecaka nóż. Wężowy nóż.
Zacisnęła na nim dłoń i sięgnęła po czarną waderę i jej gniew.
Znowu do głosu dopuściła instynkt i siłę.
Ktoś robił krzywdę Zaarowi...
Ruszyła...

Poruszała się z nadludzką szybkością. Niemal wyrwała ze ściany ościerznice. Wpadła do pomieszczenia biurowego. Kątem oka jedynie dojrzała Zaara, który poza wielką czerwoną plamą na klatce piersiowej miał rozharatany pysk. Lewa strona jego głowy przypominała okrwawione drzwi z maleńkimi otworkami po śrucie. Ale wściekła Wadera nie miała czasu rozmyślać o tym. W pomieszczeniu był przeciwnik, który tak urządził jej kochanka.


Stał i mierzył w nią z broni. Jednak stał bez ruchu. Dopiero po chwili do Żenii dotarło, że to ona w formie bestii rusza się niespotykanie szybko. Wymierzyła szerokie cięcie w ciało Agenta. Nóż wszedł gładko. Tuż powyżej prawego ramienia. Wędrował rozcinając kamizelkę kuloodporną i wybijając mu strzelbę z dłoni aż po samo biodro. Choć rana nie była tak głęboka, jak chciałaby tego dziewczyna. Jakby nie wiedząc co się stało Agent naparł na nią swoim ciężarem.
Wadera czuła krew wroga i chciała jej więcej. Przypomniały jej się słowa węża i poczuła dumę i kolejny skok adrenaliny. Potrafiła zabić i nie bała się odebrać życia wrogom. Naparła swoim ciałem, nie wyciągając noża z ciała przeciwnika. Zaryczała wprost w twarz mężczyzny, siejąc wokół drobinkami śliny. Zamachnęła się wolną łapą by nadziać go na pazury i rozszarpać na strzępy.

On zaś złapał ją kurczowo za futro. Tuż nad brzuchem. Wtedy poczuła ten rozdzierający ból. Wkoło rozbłysło światło. Do nozdrzy wilkołaczki dotarł zapach palonej sierści. Przez jej ciało przechodziły wyładowania elektryczne o potężnej mocy. Ból zdawał się nie do zniesienia. Ale wadera była silna. Atak, który powaliłby większość ludzi ją jedynie spowolnił.

Rozczapierzony pazur opadł powoli na twarz mężczyzny. Bardzo celnie. Bardzo mocno. Szpony skruszyły czaszkę, rozdzierając okulary. Córka Ognistej Wrony czuła jak ciepły, okrwawiony mózg rozlewa jej się między palcami. Krew tryskała wkoło, gdy odrzucała oderwany czerep stronnika Marka. Nie miał szans przeżyć tego ciosu.
Zawyła choć słabiej niż przed chwilą, urągając wrogowi…

Niemal w momencie w którym jego truchło padło na podłogę spod ściany podniósł się Zaar. Warczał coś niezrozumiale i słaniał się na nogach.

Żeńka wróciła do ludzkiej postaci i ruszyła ile miała sił w nogach w jego kierunku:
- Zaar, Zaar! Zmień się! On nie żyje! Musimy spierdalać - tłumaczyła zdawało jej się głośno. - Chodź, wesprzyj się na mnie!

Jej futro zmieniło się w bluzkę. Miała wypalony ślad po dłoni zabitego żołnierza. Przez tę dziurę było widać poparzoną skórę, która miejsca i popękała. Z otwartych ran powoli sączyła się krew, by skapnąć na podłogę i mieszać się z krwią przeciwnika, pokruszonymi kośćmi czaszki i rozpływającym się mózgiem.

Coś ją bolało, mdliło ją i musiała często mrugać, ale nie zwracała na to uwagi. Zaar był w gorszym stanie, nie mogła teraz zwracać uwagi na siebie, musiała skupić się na nim. Czuła jak z każdym krokiem otwierają się nowe rany. A może rany, których wcześniej nie czuła przez zaaferowanie walką? Skóra na niej pękała odparzona.

Szła dziwnie wolno...

- Chodź, wesprzyj się. Zmień się! Kochanie! Zmień formę! Zaar!

Zaar zdawał się być otępiały. Dostał w głowę. W końcu pomachał pyskiem jakby strząsając z siebie skórę Crinosa. W ludzkiej postaci okazało się, że lewa strona jego twarzy wygląda jak ociekający krwią kotlet mielony. Miejscami wystawały białe kości żuchwy. Nos był strzępkiem. Lewego oka nie dało się zlokalizować. Na środku klatki piersiowej sytuacja wyglądała nieco lepiej, ale i tam broń Agenta zasiała spustoszenie.

Wyciągnęła ramię do swojego Labradora, wciskając nóż za pasek. Wyszarpała komórkę i wybrała numer Zapalniczki. Nie kłopotała się oczekiwaniem na odbiór połączenia.

- Zaar chodź, rusz się!

Złapała Jarka w pasie i pozwoliła mu się na sobie wesprzeć choć całe jej ciało zaprotestowało.

Uśmiechnął się szeroko obserwując jej wysiłki. W uśmiechu odpadł mu kawałek mięsa zwisający z policzka. Wyglądał przerażająco. Żenia była przerażona. Możliwością, że mógłby nie przeżyć.
- Razem - powiedział łapiąc jej dłoń, dziewczyna skinęła potakująco głową. W przeciwieństwie do dziewczyny Jarek zdawał sobie sprawę, że ona oberwała równie mocno.

Powlokła się ku głównemu wejściu, podtrzymując i ciągnąc Jarka. W czasie gdy on podtrzymywał i popychał ją. Z głośnika dobiegało powtarzane: „Halo. Słucham. Żenia odezwij się!”

Po drodze kombinowała dalej:
Komandosi zaraz tu będą.
Do auta daleko w tym stanie, dotarcie do niego zabierze całą wieczność.
Sprzęt agenta, komputer męża, kasa, mąż.

Okulary i płaszcz do niczego się nie nadawały. Na strzelbie nadal kurczowo zaciskała się dłoń agenta. Komputera nigdzie nie było widać. Pieniądze pewnie miał przy sobie mąż… mąż...
Na zewnątrz rozległy się odgłosy bójki. Czyżby mąż trafił na grupę uderzeniową “Tuchola”?
No i najważniejszy Zaar...
Może Umbra?

Zaar jakby wyczuwając jej obawy podniósł smartwatcha tak, żeby mogła odczytać czas. Odmierzał do zera. Jeszcze sześć i pół minuty.
- Żenia, co się dzieje? - dobiegało z telefonu.

Brunetka w końcu uniosła telefon do ucha:
- Zaar. Ciężko ranny. Kamionki. Tuchola pomaga. - Żenia wypluwała z siebie informacje. - Komandosi w drodze. Sześć minut. Jak wejść do Umbry do cholery?! - brak niewiedzy doprowadził zestresowaną do granic dziewczynę do białości. - Nie wiem gdzie zabrać Zaara? Lekarz, szpital?
- Czarny. Bierz go do Czarnego. Do wskoczenia do Umbry potrzebujesz lustro. Albo coś w czym możesz zobaczyć swoje odbicie. I… kurwa, mam ci to w sześć minut przez telefon wyjaśnić?
- Dasz rady szybciej? - zaciśnięte zęby dziewczyny pozwoliły na wydanie syku. - Nóż może być? - Żenia dopytywała Zapalniczkę.

Wlekli się oboje, ich ciała nie nadążały za umysłem dziewczyny.
- Tutaj! - wrzasnęła ile miała pary w płucach czując, że niewiele zostało im sił. Wbrew temu spojrzała na Jarka:
- Damy rady - wrzuciła ile miała przekonania w tę wypowiedź.
Zaar skupił się na moment, ale po chwili wypuścił powietrze. Nic się nie stało. Powłóczył dalej nogami.
- Idź do łazienki. Patrz w lustro i pomyśl, że chciałabyś być po drugiej stronie - powiedział Zaar plując krwią.
- Nie mów - Żenia poprosiła Jarka - Oszczędzaj siły, proszę. - dodała nieco łagodniej. - Zaraz tam pójdziemy.

Znowu wrzasnęła licząc, że bojówki Tucholi ją dosłyszą:
- Tutaj! Grześ! Michał!
Ciężkie drzwi antywłamaniowe otworzyły się. Stał w nich Michał. Za nim Gustaw wypuszczał z rąk bezwładne ciało osoby, która chyba była mężem Żenii.
- O kurwa - elokwentnie podsumował wojownik z Tucholi - co się wam stało?
- Fomor - wypluł z siebie Zaar - Żenia go załatwiła. Pentex w drodze.
Michał wyszczerzył kły.
- A więc wyzwanie.

- Michał, muszę zabrać Zaara do Czarnego. Spadamy stąd. Zabierz sprzęt agenta - jest w biurze. Gdzie Grześ? On żyje? - dziewczyna wskazała na zwisające ciało, którego nadal nie kojarzyła. - Mamy sześć minut, żeby się stąd zmyć. Obiecuję Ci, że powalczysz i powalczysz by wygrać, ale nie teraz. Proszę. - spojrzała pobladła na intelektualistę.

- Grzechu, chodź tu - krzyknął. Jego mięśnie pęczniały rozpychając koszulkę. Momentalnie stał się kilka centymetrów wyższy.
- Zabiorę was do auta - wszedł między nich obejmując w pasie oboje rannych i uniósł lekko.
- W tym Poznaniu was nie karmią?
Żenia stęknęła pod uściskiem Michała.
- Widać - zajęczała - nie tak dobrze jak w Tucholi.
Czarny kruk wylądował na podjeździe i spojrzał na pozostałych przekrzywiając łepek w bok.

Gustaw splunął.
- Żyje. To człowiek.
- Zabierzmy go.
Gustawowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Podniósł faceta i zarzucił go na plecy.

- Grześ, weź spluwę tego gnoja. I wszystko ze sprzętu z niego co znajdziesz. Dwa strzały Zaara załatwiły. Strzelał ze shotguna. I strzelał prądem. Rozsmarowałam jego mózg po ścianie - dodała cicho ale z jakąś wściekłą, zawistną dumą. Zaświatała jej myśl, że brat wie o jej obecnym stanie więcej, dużo więcej.

Kruk zmienił się w człowieka i ruszył do wnętrza budynku. Pozostali członkowie “grupy tuchola” zajmowali się niesieniem zdobycznego męża i rannych towarzyszy. Czas biegł nieubłaganie.

Byli w połowie drogi do samochodu, gdy Grzegorz wybiegł z budynku ze strzelbą ściskaną w lewej dłoni. Biegł w ich stronę. Do samochodu zostało jeszcze kilkanaście metrów, gdy usłyszeli ciężki warkot. Nie zatrzymywali się. Już prawie dotarli do auta.

Żenia wybrała numer Marka poganiając Grzesia gestem.
Czekała na połączenie.
- Mąż do bagażnika, wy się ładujcie do środka. - mówiła szeptem.

Gustaw nie zastanawiał się długo. Złapał mężczyznę pod szyją, a drugą ręką w kroczu. Upchał go do bagażnika dopychając jego kolana. Potem próbował zamknąć bagażnik. Nie udało się za pierwszym razem. Więc w drugą próbę włożył więcej siły.
- Chyba nie chcesz prowadzić w takim stanie? - zapytał Grzegorz podając jej strzelbę lekko zdyszany.
- Może ja powinienem się tym zająć?

- Możesz jeśli chcesz - Żenia jakoś dziwnie jak na siebie nie oponowała. Sama siebie tą ugodowością zaskoczyła, ścinając nieodebrane połączenie - Tylko go nie zabij. - rzuciła do Gustawa, słysząc łupnięcie bagażnika.

Gustaw wsiadł do samochodu.
- Kurwa? Gdzie się kluczyk wkłada?
- Nie wkłada się. Wciśnij start. - powiedział Zaar radośnie rozplaszczając się na miejscu pasażera i okrwawiając fotel.
Żenia została wepchnięta między dwóch osiłków z tyłu. W końcu Grzegorz ruszył bezszelestnie. Kluczyli chwilę wąskimi uliczkami. Chyba byli bezpieczni. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi.

Żenia co i raz sprawdzała co z Zaarem i czy nie stracił przytomności albo czy ma puls.
Nie przestawała też dziękować trójce z Tucholi, którą wkopała w gówno większe niż oczekiwała.

- Grześ co ci się udało wyciągnąć z trupa?

Cierpła jej skóra na myśl o spotkaniu z Czarnym - pierwszym od ich ostatniej kłótni - i starała się zagadać ‘czarne’ myśli.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 06-01-2018 o 00:51.
corax jest offline