Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2018, 14:59   #1
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Szablą i Rogiem

Krzysztof Potocki miał swoją siedzibę w Chełmie, tam też przyjmował petentów i zapraszał gości. W czasach pokoju urządzał też noworoczne przyjęcia, na które spraszał szlachtę z ziemi chełmskiej, by ich głosy zdobywać lub kupować. Obecnie sytuacja ta była trochę inna. Ciemne chmury zaszły nad Rzeczpospolitą i petenci przybywający do Potockiego przychodzili z poważniejszymi problemami niż najeżdżający sąsiad. A sam starosta chełmski spochmurniał ostatnio wyraźnie i zmarkotniał. Coś go gnębiło, ale dokładnie?
Tego nie wiedział nikt.
Dlatego też towarzystwo zebrane w sali jego pałacyku nie wiedziało, czemu zostali tu zaproszeni. Ot, jeno że to było ważne i dla ich Fortuny korzystne. Takoż i wielce mieszane towarzystwo się tu spotkało.


Oprócz szlachciców, była tu i szlachcianka, Ormianka oraz kozak. Towarzystwo nie było może zbyt liczne, ale niewątpliwie wyjątkowo barwne. Sytuację nieco komplikował fakt, iż prawie nikt tu nikogo nie znał. Czemuż więc właśnie z nimi chciała się widzieć tak znana persona?
Trudno było dociec i nie było czasu, gdyż sam jegomość Krzysztof Potocki wszedł wraz z towarzyszącą mu bladą na licu ochmistrzynią.

Była to osoba przy tuszy, dość posunięta w latach, ale nadal krzepka. Niski szlachcic z karabelą przy pasie rozejrzał się po zebranych. Krzysztof nie próbował kłuć w oczy bogactwem stroju, ale od jego persony emanowała pewność siebie i duma magnackiemu rodowi przynależna.
- Przyjaciele moi, bracia… mógłbym rzec nawet. Spotykamy się w ciekawych czasach i trudnych czas. Ludmiło…- tu zwrócił się do towarzyszącej mu kobiety, która to na stole postawiła jeździecką sakwę, brzęczącą od wypełniających ją monet.
- Mam ja, problem który dla was szansą być może, szansą na zyskanie faworów u mnie, szansą na zarobek szansą wręcz na…- zanim dokończył, do sali wkroczył kulawy szlachcic w którym niektórzy rozpoznali Jeremiego Podolskiego, podstarościego chełmskiego i formalną prawą rękę Krzysztofa.
- Co się stało? - rzekł lekko poirytowany Krzysztof, zły zapewne że mu przemowę przerwano.
- Wybaczcie żem przeszkodził, ale Ezekiel przybył i rwetes robi błagając i prosząc co by mu pieniądze należne już zapłacono. - wyjaśnił Jeremi gnąc się w pokłonie.
- Przegoń tego Żydka, niech mi głowy swymi żalami nie zawraca. Przeca mam jeszcze….- zaczął liczyć na palcach Krzysztof.- … z dwie niedziele na spłatę długu.
- I on to wie, ale wojna go martwi i Szwedzi. Chciałby aby wasza łaskawość już ową należność spłacił -
wyjaśnił Jeremi.
- Pies trącał jego zmartwienia.- burknął Krzysztof i machnął ręką.- Weź paru pachołków i obij mu żebra kijami. To go nauczy cierpliwości.
- Jako rzeczesz panie.-
rzekł Jeremi i ruszył do drzwi.
- Czekaj! Czekajże kochanieńki.- Krzysztof nagle zmienił zdanie. Przeszedł parę razy wzdłuż sali koncept w słowa przemieniając.- Zamknij Ezekiela w sali jaśminowej. Poślij tam jednego ze sług moich wraz z kwotą jaką mu winien jestem. Dorzuć jeszcze dwieście do niej, co by sobie Żydek nie myślał, że polski szlachcic jest dusigroszem jak Abrahamowe plemię. Niech sobie monety przeliczy, acz z sali go nie wypuszczaj wraz z nimi. Niech poczeka, aż tu skończę. Bo chcę z nim rozmówić się jeszcze.
- Będzie jak waszmość sobie życzy.- potwierdził jego polecenia Jeremi, po czym opuścił salę.
- Na czym to ja… a tak.- zadumał się Krzysztof pocierając podbródek. Po czym spojrzał na zgromadzoną kompaniję.
- Mam dla was misję. Otóż doszły mnie wieści, że Lublin został złupiony niedawno. Nie wiadomo jeszcze przez kogo, choć podejrzenia pada na Szwedów. Wraz z miastem złupiono także klasztor Kapucynów położony w mieście. A ta kwestia dotyka mnie osobiście. - wyjaśnił Krzysztof, co mogło zdziwić każdą osobę znającą starostę. Bo czemuż to kalwiński szlachcic miałby się przejmować katolickiego klasztoru.
- Otóż… klasztorowi temu ufundowałem relikwię. Kość z palca świętego Izydora Oracza.- wyjaśnił, co tylko gmatwało zrozumienie sytuacji, dopóki nie padło kolejne zdanie.- W ściance ufundowanego przeze mnie relikwiarza umieściłem drogi memu sercu dokument. Cyrograf z moim nazwiskiem. Uważałem, że tam będzie bezpieczny. Jak widać nie był.
Te słowa były jak piorun z jasnego nieba. Cyrograf. Żadne z nich nie widziało owego dokumentu, od czasu złożenia podpisu na nim. Natomiast każde z nich wiedziało, że bez tego dokumentu diabły nie mogły zażądać duszy swej ofiary. Bez piekielnej umowy, duszyczka sądzona była wedle swych grzechów. Nic więc dziwnego, że diabły pilnowały cyrografów jak źrenicy swoich oczu. To że Krzysztof miał w swych rękach ów przeklęty dokument wiążący jego duszę z piekłem, wydawało się niemożliwe.
- Jak się więc domyślacie, chciałbym ten dokument odzyskać.- kończył swą wypowiedź Krzysztof.- Ta tutaj sakwa to pieniądze przeznaczone na zakup wszystkiego co będzie wam potrzebne, od koni do przychylności miejscowych władz. Każde z was dostanie identyczną sakwę po zakończeniu zadania. Co więcej… powiem wam jak mi się udało mój cyrograf dostać w swoje dłonie. Myślę że ta wiedza, będzie wystarczającą nagrodę, pomijając już srebro i moją przychylność, prawda?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 08-01-2018 o 15:47.
abishai jest offline