Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2018, 17:33   #11
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację

Frank podążył wzrokiem za spojrzeniem Richarda i roześmiał się tak rubasznie, że przez krótką chwilę skupił na sobie spojrzenia gości restauracji. Wzniósł palec dając znać, by zaczekali i podniósł się po niedokończone jedzenie, szklankę coli oraz kurtkę. Zamoczył zimną już frytkę w ketchupie, a następnie wskazał nią na wystraszoną, oświetloną na wszelkie sposoby kobietę. Czerwona, gęsta kropla pacnęła cicho o stolik, lecz Cross nie zwrócił na to najmniejszej uwagi.

- To jest Adela Walker. Pani Tesla. Bardzo sympatyczna, troskliwa kobiecina. Jest właścicielką elektrowni wodnej przy wodospadzie Wahkan... to znaczy na zachód od miasta. Biedaczka cierpi na ostry przypadek nyktofobii.

Przeniósł ziemniaczany wskaźnik na właściciela potworka, lecz Alex wiedziała, że to nie wszystko. Było coś, czego właściciel "Bliżej Natury" nie mówił o kobiecie.

- Wilhelm MacNab i Zgrzyt, nasz zegarmistrz z psem. Ma swój zakład niedaleko. Jeśli chcielibyście skorzystać, to wystarczy wyjść i przy "Loli" skręcić w Złotą. "Watchex" jest naprzeciw posterunku. Sprawdzajcie swoje zegarki, bo te ustrojstwa lubią się psuć, a taniej naprawić niż kupować nowy - ostrzegł ich i wsunął trzymaną, wyginającą się pałeczkę do ust, by po pociągnięciu łyka ciemnego napoju sięgnąć po kolejną.

- Tamten facet, z którym siedzi Wódz to John Isleman, zawodowy sąsiad MacNaba. Prowadzi sklep wielobranżowy na skrzyżowaniu Złotej i Zachodniej. No i mój sąsiad.

Miękki wskaźnik zatrzymał się na milczącym Indianinie.

- Wódz nie mieszka w Lake Hills tylko w obozie, gdzieś w połowie drogi między miastem a Canoe Lake przy przewężeniu pomiędzy torami kolejowymi a D01. Czasem widać jego ognisko i słychać śpiewy, ale spokojnie, nie są głośne z tej odległości. To mało kłopotliwa osoba, nie będzie sprawiał problemów. Nigdy w nocy nie wyszedł z obozu. Ci dwaj staruszkowie za mną to Płonące Bydlaki.



Nagle mężczyźni zwrócili się ku nim słysząc znajomą im nazwę. Pierwszy, jeszcze przed chwilą siedzący tyłem miał długie, siwe włosy i wąsy w końską podkowę. Był szczuplejszy od swego wychylającego się towarzysza. Ten z kolei włosy miał podobnej długości oraz barwy, lecz pozbawiony był chusty obszytej skórzanym pasem w dolnej jej części. Posiadał za to długą, zaplecioną w dwa warkoczyki brodę.

Podstarzali rockmani jak na komendę wywalili jęzory, wznieśli w górę dwie dłonie z wyprostowanymi palcami małym oraz wskazującym i zagrowlowali. Następnie odwrócili się do siebie ponownie przy akompaniamencie głośnego śmiechu.

- Wąsaty to Brian Anderson, brodaty - Bruce Burton. Jedni z pacjentów Larch Peak Lodge, ale całkowicie niegroźni. W latach 80. dawali wspaniałe koncerty w swojej Arenie. Jakbyście chcieli zobaczyć to miejsce, to 319 na południe i odbijcie w C20. Piękne czasy. Sam chadzałem na ich koncerty, a zjeżdżało się pełno ludzi nie tylko z Larch Hills. Ich pokazy pirotechniczne były cholernie widowiskowe, a oni sami grali w płonących kombinezonach. To było coś. Ich kapela powstała... Hmmm... Bydlaki! Kiedy zaczęliście muzykować?

Brian ponownie obrócił się w ich stronę i odparł bez wahania.
- To była piękna jesień. Wrzesień 1979, tego się nie zapomin...

- Co ty pieprzysz! Śniegu było po czapkę! Zaczęliśmy w styczniu 1980!

- Nie mów, że pieprzę!

- Bo pieprzysz! Nie pamiętasz jak się wygrzmociłeś na lodzie?

- Ja? To ty i to było w '82. Nie pamiętasz jak wyrżnąłeś brodatą mordą w pień, bo nie zauważyłeś korzenia przykrytego liśćmi?

- Ja? To twój wąsaty ryj wyrżnął w drzewo i to było w '76.

Anderson opadł ponownie na siedzenie. Kłótnia rozgorzała w najlepsze, zaś Frank podrapał się po lewej brwi.

- No, w każdym razie coś koło tego. Grali dziesięć lat. Kiedyś miałem wszystkie ich płyty, ale okazało się, że są jedynymi egzemplarzami w Lake Hills i oddałem je do muzeum. Kawał pięknej historii. Upierają się, że są bliźniakami - roześmiał się ponownie Cross.

- Pat Haldridge to drwal. Jeden z nielicznych w naszej społeczności. Większość woli pracować w Carbon Hills. Praca ciężka, pod ziemią przy wydobywaniu węgla, ale lepiej płatna. No i nasza urocza Dawn Carter. Zdaję sobie sprawę z tego, że mogą wyglądać nieco dziwnie, ale każdy tu zyskuje przy bliższym poznaniu. Nawet MacNab - dodał nieco ciszej.

Najwyraźniej postanowił to udowodnić, gdyż zwrócił się w kierunku zegarmistrza.

- Jak mija dzień, panie Wilhelmie?

MacNab skierował głowę na niego bardzo powoli z miną tak posępną, że wpędziłaby w depresję dementora z Harry'ego Pottera.
- Wszyscy umrzemy. I dobrze.

Wrócił do kawy, a Frank przez chwilę trwał w niezmienionej pozycji. Alex widziała, że nie do końca wiedział jak wybrnąć, więc chwycił kilka frytek, by zająć usta przeżuwaniem.

- Włącz kokoska! - wydarł się Brian.

- W dupie mam twojego kokoska! Nienawidzę tej piosenki!

- Ale ja ją lubię!

Właściciel "Bliżej Natury" pociągnął colę ze szklanki, zaś Dawn sięgnęła pod ladę. Z głośników popłynęła nowa muzyka...


... z głosami Płonących Bydlaków. Obaj zamilkli na dłuższą chwilę. Ciszę przerwał Bruce.

- Patrz, niby taka młoda, a jak się na muzyce zna!

- Ano. To co mówią o dzisiejszej młodzieży jest przesadzone.

Frank nie skomentował.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 07-01-2018 o 17:56.
Alaron Elessedil jest offline