Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2018, 02:11   #48
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Dzień wstał ponury i mglisty, jakże pięknie korespondujący z Janowym nastrojem. Kazał wyrychtować wszystko do drogi i gotów był, gdy się panie dopiero wyłuskiwać poczęły z pieleszy.

Ktoś jednak również był gotowy i na nogach od dawna. Na posłańców pani z Bejsagoły czekała malutka, chuderlawa, młodziutka ghulica o pobielonej twarzy i wysmarowanych sadzą z tłuszczem oczodołach.
Pokłoniła się Janowi, jako że jego jedynego na gumnie zastała. Nisko, do ziemi samej. Głos miała tak sliczny, jak ciało nieurodne.
- Jam sługa marna wielkiej pani Samboi. Szlachetny Jan ze Skrzynna spocząć może, wszystkim zajmę się.
Na odpowiedź, że wszystko gotowe – prócz Diablic – ghulica skrzywiła się prawie niedostrzegalnie.
- Szlachetny Jan ze Skrzynna w walce uczestniczyć będzie? - zapytała z szacunkiem, jednak chyba tylko dlatego, że uznała iż wypada podtrzymać rozmowę. Skinęła trzem odzianym w skóry wojownikom o głowach przyozdobionych wilczymi łbami, którzy z nią przybyli. Ci dla odmiany byli rośli a w barach rozrośnięci, ale w ich oczach próżno było szukać inteligencji czy własnego zdania, które widział u dziewki.

Tak szczerze mówiąc, ich oczy wydawały mu się jakieś nieprzytomne. Jan nie skomentował jednak dziwnego stanu wojów. Samboja coś im robiła. Najpewniej by byli bardziej posłuszni, mniej strachliwi czyli generalnie bardziej wydajni jej celom.

- Szlachetny Jan został poproszony o to przez równie szlachetną Panią June. Więc najpewniej tak.
Wymalowane oblicze rozjaśnił uśmiech, szczery i nieudawany..
- Pani Samboja wielce rada będzie. A w jakiej broni szlachetny Jan mocny i jaką walczy? - zaciekawiła się.
- Miecz i Łuk. Przeciwnikiem ponoć lupiny. Przeciwnik to groźny i dla mojego rodzaju odwieczny.
Dziewczyna pokiwała energicznie głową i uśmiechnęła się szeroko, ukazując rzadko osadzone zęby.
- Strzały to dla lupina jak komara ugryzienie… ale miecz, to co innego, zwłaszcza w rękach wprawnych. Ja szlachetnego Jana mogę okrzyknąć i przedstawić, przed naszymi wojami - zaoferowała.
- Czemu by nie. Byle odpowiednio godnie. - zgodził się Jan.
- Oczywiście - dziewczynie rozbłysły oczy - Sama to uczynię, spod stóp mej pani. Jaka będzie rada, jaka rada - weseliła się nader ekstatycznie.

Jan tymczasem nie rzekł nic. Odczekał do przybycia June i skierował do niej najpierw swoje kroki. By rozmówić się z nią jeszcze przed naradą.

Rozmowa z June.

- Pani chciałbym z tobą porozmawiać. Przed wyprawą i naradą. - powiedział Jan gdy stanął przed obliczem wampirzycy.
Prześlizgnęła się po nim uważnym spojrzeniem, pstryknęła na towarzyszącego jej woja, by wyniósł ciało leżące podle barłogu.
- To słucham.
Rumieńce po posiłku wystapiły jej na twarz i zdawała się niemal ludzka.
Co było z pewnością mylnym wrażeniem.
- Chciałem chwilę porozmawiać i zadeklarować oczywiste wsparcie. Jak każdy roztropny człek uznałem, że dobrze byłoby zapoznać się z sytuacją i radą starszej krwi. - skinął głową z uznaniem i w geście komplementu.
- Wiem od niedawna, że łowczy Bleizygas wraz z córką Egle zaginęli. My natomiast jesteśmy wyprawą odwetową by rozprawić się z lupinami. - w tym momencie zamilkł nie wystawiając pytań czy domysłów. Czekał czym zechce o ile zechce podzielić się z nim June.
- Prawda to… jednego po drugim, tracimy lojalnych lenników na odległych rubieżach. Tych, co z dziczą najlepiej zaznajomieni - machnęła ręką. - Jak tak dalej pójdzie ostaną się jeno dworscy klaskacze.- wydęła pogardliwie wargi.
- Egle towarzyszył ważny poseł krzyżacki. Komtur Elbląski przez samego Wielkiego Mistrza wysłany. - Jan nie wiedział czy starsza to wie. Zakładał, że warto o tym wspomnieć dla dobra dyskusji.
- Jak wyciągnął nogi, to zaraz krzyk się podniesie, jacy my to niehonorowi, posłów i umów nie szanujemy… - machnęła lekceważąco ręką. - Szkoda, że go nie mamy, owego komtura. W kawałkach by się go posłało do Rygi, każdy kawałek w złotym puzdrze, by obaczyli, że godność posła szanujemy.

Jan nie zareagował na wzmiankę o dekapitacji. June i Jawnuta miały prawo decydować co z kim i jak robią na swojej ziemi. Trochę mu się kłóciło to co powiedziała June teraz z informacją od Biruty o tym, że Jawnuta chciała się jednak z Krzyżakami układać. Nawet kosztem samego Jana.
- Pani idziemy na lupiny bo zaatakowały Łowczego? Czy dlatego bo czas ich zhołdować i porządek zrobić? W każdym przypadku mój miecz jest naturalnie z rodem Jawnuty. Tylko tak zaobserwowałem, że za dużo zbiegów okoliczności się teraz wydarzyło i nie wiem czy to czasem nie fortel przeciw nam lub pułapka. - Jan stąpał w rozmowie bardzo ostrożnie. Zadawał pytania ale i uzasadniał je i wyjaśniał swój tok myślenia.
- Shołdować? Jakby to było możliwe, stało by się już dawno - westchnęła ze złością. - To wyprawa odwetowa, za Bleizgysa, a i dbać trzeba nam przy tym, by wilczków zbytnio nie przetrzebić. Wszak to nasza tarcza, gdy zakonne rycerstwo się ruszy. Mogą mieć nas za plugastwo… ale gdy pójdą walczyć i zdychać w polu, tratowani przez zachodnią konnicę - i to ku naszemu pożytkowi będzie.Tu nie o ziemie ni lupinów idzie, a o wizerunek, by nikt nie pomyślał, że bezkarnie rękę podnieść może - wpiła w Jana jasne oczy. - Zaskoczony?
- Trochę. Lecz tylko pozytywnie Pani - uśmiechnął się
- To nad wyraz rozsądnie i roztropne słowa. - pokiwał głową. Powiedział szczerze co myśli nie zamierzał jednak zwyczajowo kadzić, pamiętał ostrzeżenie Biruty.
- A jeśli to nie oni? My ich wtedy do odwetu zmusimy. Wilki nie koniecznie roztropny będą. Potrzebne zaś nam żywe do czasu by spełnić swoją rolę.
- Odwet nastąpi tak czy inaczej. Moja głowa w tym, by ten wezbrany strumień poszedł właściwym korytem - skrzywiła pełne usta. - Jesteś mi w stanie w tym pomóc?
- By odpowiedzieć muszę mieć jasność sytuacji. Przez właściwy strumień rozumiemy jakie koryto wydarzeń? - podpytał Jan.
- Takie, w którym Zakon Najświętszej Panny, a przynajmniej jego światłe i decyzyjne jednostki pojmuje, że nie poradzi sobie na tych terenach sam. I paktuje z nami, byśmy stanęli pomiędzy nimi, a dziczą.
- Rozumiem. Jan uważał to za strategię rozsądną. Pokazywało też gdzie skieruje się June i najpewniej Jawnuta. Wątpił by June miała inne stanowisko niż pani tych ziem. To być może też tłumaczyło ruch wampirów ze wschodu. Nowy zamiar Jawnuty skłonił ich do reakcji. - Może na początek wyruszyłbym przed wyprawą i spróbował odzyskać komtura o ile żyje? Chyba, że masz już do mnie Pani konkretne zadanie. - Jan nie był pewien na ile June już wiedziała o co chce go “poprosić” a na ile badała Jana nastawienie.
- To dobra propozycja - spojrzała na Jana życzliwiej niż dotąd. - A jak się zamierzasz do tego zabrać?
- Już poniekąd działam. - przyznał Jan - Niedźwiedź, Montwił i mój ghul są na zwiadach. Dołączę do nich i zadziałam odpowiednio do sytuacji jaką tam zastanę. W grę wchodzi odbicie pod osłoną mocy Nosferatu lub inny fortel. - Jan nie bał się wyzwań - Czy mogę liczyć na twoją małą pomoc Pani? By zwiększyć moją skuteczność. - młody Tzmimisce miał w głowie kilka elementów o które należało zadbać.
- Zależy, jak mała i w jakiej materii - rzekła, rozsiadając się wygodniej.

Jan przeszedł na mowę myśli. Bojąc się podsłuchiwania.
- Ojciec nauczył mnie solidności w działaniu. Zdążyłem zorientować się, że waszym rodzie Pani obecnie są dwie wizje. W uproszczeniu jedna mówi o współpracy ze wschodem, druga z rycerzami bożymi. Nie mnie oceniać kto ma rację, podważać czy dywagować. - Jan szczerze mówił co myśli. - Jeśli mam komtura szukać... zadbaj Pani by w tym czasie dyskretnie Eufemię czymś zająć. By nie miała czasu od swego ciała się oddalić nawet na chwil kilka. - Jan zaczął od pierwszego prostego choć być może kontrowersyjnego elementu. Był też z June szczery co wcale nie było łatwe bowiem stąpał po grząskim gruncie. Nie chciał urazić diablicy. Uznał jednak, że lepiej mówić prawdę niż spartaczyć robotę wpadając w łapy siepaczy ze wschodu.
- Skąd pomysł, że zrobiłaby coś wbrew interesom rodu? - zmarszczyła się Jaune. - A sympatie… każdy ma jakieś. Ona akurat ku wschodowi.
- Ktoś przeciw tym interesom działa. Egle napadnięto jak z posłem wracała. Nie wcześniej i nie później. Las znała niczym Gangrele. Zwiadowczyni biegła z niej była. Ten ktoś musiał znać jej zwyczaje i ją samą. Żeby nawet w formie duchowej za nią podążać i nie zgubić. Wtedy zobaczył jak przekazałem jej posła. Prawdopodobne, że to ktoś z wewnątrz. Nie podejrzewam Eufemi konkretnie, podejrzewam Pani wszystkich. - Jan tłumaczył swój punkt widzenia.
- Chciałbym zminimalizować ryzyko skoro karku mam nadstawiać. Ostrożności nigdy za wiele a natura każe podejrzewać wszystkich skoro nie znamy prawdy. Tylko ci którzy są tu z nami teraz... Wiedzieć będą, że gdzieś zniknąłem. Zatem tylko oni mogli by mi szyki pomieszać. Formę duchową przybrać z tu obecnych możesz ty Pani i Eufemia. Więc by mieć pewność wolałbym ją wykluczyć. To jedynie ostrożność, choć jak wiadomo… Ostrożność jest ważna zawsze.
- I podejrzewasz Eufemie… o co właściwie i dlaczego ją właśnie? - cisnęła diablica nieubłaganie.
- Jak mówiłem podejrzewam wszystkich. Nie żeby Eufemie jakoś szczególnie. Po prostu ktoś jest zdrajca, nie wiemy kto więc działać trzeba tak jakby wszyscy byli podejrzani. Jeśli mam iść w las dobrze bym nie skończył jak Egle i Łowczy. Zdradzić moje zniknięcie mogą osoby które są z nami na wyprawie. Ci jednak nie znikną na wystarczająco długo niezauważeni. Jedyną osobą która może to zrobić jest Eufemia w formie duchowej. Bo tylko ona taką moc posiada. Dlatego chciałbym się przed tym zabezpieczyć. Ot wspomniana ostrożność. Wszak nie sugeruje żadnych działań poza zapewnieniem jej zajęcia. - Jan nie wypowiedział na głos podejrzeń z wizji “Niech się biją i krwawią”, ani podejrzeń Krzesimira. Dlaczego? Bo to za mało i sam nie miał pewności. Nie odważył się też zasugerować June by obserwowała Eufemie. Osoba o mocy June mogła zapewne obserwować ją nawet gdy ta przebywała w formie duchowej. To jednak wymagałoby sformułowanie oskarżeń lub podejrzeń. Jan grał w inną nutę. Kto może mieć mu za złe że dba o swoje bezpieczeństwo? Obawia się zdrady każdego skoro mają szpiega. Nic to ponad ostrożność i rozwagę. June chciała usłyszeć więcej. Jan mógł powiedzieć więcej jednak nie chciał nikomu zaszkodzić bez dowodów.
- Rozumnie - pochwaliła go Diablica, i klepnęła otwartą dłonią w skóry obok siebie, bardziej polecenie niż zaproszenie, by usiadł obok. - A zdrady ode mnie się nie obawiasz?
Jej usta rozciągnął drapieżny uśmiech godny węża.
Jan usiadł obok June. Uśmiechnął się miło na wypowiedzianą uwagę.
- Jestem ostrożny i podejrzliwy wobec wszystkich. - wzruszył ramionami - Jednak pytasz Pani o obawy. Nie obawy nie mam. Nie masz powodów…. chyba. - ostatnie słowo dodał z uśmiechem i podniósł brew do góry. Nadając twarzy wyraz stosowny do żartobliwego tonu. Faktycznie nie spodziewał się po niej obecnie zdrady. Raz, że łeb mogła mu urwać tu i teraz. Gdyby do Jana coś miała. Co niosłoby odwet jego rodziny. Marne to jednak pocieszenie dla ofiary śmierci ostatecznej. Mogłaby June Jana i krwią wiązać wbrew woli. Arsenał starych przeciw młodym był liczny. Jednak zawsze przychodziło pytanie po co… Jan nie dostrzegał powodu. Lepiej było zrobić z niego sojusznika. Czasy niepewne więc lepiej mieć jedną kartę więcej. Był również osobą z zewnątrz co sprawiało, że nie miał licznych sojuszy i przyjaźni. Wysłać to można było przeciw wszystkim. Przynajmniej tak się mogło zdawać.
- Jak mawiał Skomand z Jaćwieży, gdy są chęci, znaleźć powód nietrudno - uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - Co cię łączy z Birutą? - strzeliła znienacka pytaniem i na pewno patrzyła teraz nie tylko śmiertelnymi zmysłami.
- Jeszcze nie tak wiele jak bym chciał. - odpowiedział zgodnie z prawdą. - Jak nie trudno zauważyć miętę czuję. Co z tego wyjdzie czy zgodę dostanę od niej od rodu waszego… Ciężko rzec, trzeba się zasłużyć czynami. Zasługi zdobyć i ziemię. Co czynię choćby w tej chwili. Pani jeśli chodzi o bieżące zadanie. Jeśli się okaże że jest taka potrzeba chwili układać się mogę?
Zmierzyła go wzrokiem z góry, najwyraźniej jego osoba jako przedstawiciel Jawnuty niezbyt jej leżała. Jednak jednocześnie palcami sięgnęła, by pogładzić go po policzku.
- Jeśli okaże się, że do układów są przychętni, powiadomisz mnie. Niezwłocznie.
- Może być na to czas albo nie. - powiedział Jan zgodnie z prawdą.
- Może przydziel mi Pani Birute. Biegła w negocjacjach jest. Zaufanie dworu ma na które ja zapracować muszę. Przypilnuje mnie okiem wprawnym a ja naciesze nią oko swoje. - Jan powiedział wprost nie ględząc.
- Jest jedyną pamiątką, jaką nasza pani ma po ukochanej córce. Takie zaszczyty kosztują, Janie ze Skrzynna - stwierdziła fakt.
- Oczywiście. Stąd na początek misji się podjąłem i nie oczekuje wiele tylko towarzystwa. Sam jeszcze nie wiem jak sie to potoczy. Uczucia to śliska sprawa. Rozumiem jednak Pani intencje. Lojalność, zasługi i ciężka praca. Nic za darmo. Chyba Pani, że cena jest bardziej sprecyzowana? - zapytał Jan cały czas starając się mówić otwarcie i szczerze.
- Wzięłabym cię na sznurek, ale tylko głupi spodziewałby się, że cię tu posłano, nie związawszy uprzednio - uśmiechnęła się krzywo. - Jeden sekret twego ojca, i będę ukontentowana. Sekret wart uwagi. Że się ku męskiemu towarzystwu chętniej skłania, to akurat wiem i to bezużyteczne.
Czyli jednak coś szykują przeciw nam? Przeszło przez umysł Jana. Inaczej po co jej sekrety ojca?
- On mnie stworzył. Nie tylko dał życie. Co byłbym wart tak łatwo językiem mieląc? Również dla ciebie byłbym wtedy bezużyteczny. - odmówił. Jednak zaznaczył, że użyteczny być może.
- Jak chcesz - machnęła ręką, dając znak, że audiencja skończona.
Jan skinął głową. Podniósł się i zapytał
- Mogę ją zabrać? - dawał coś jednocześnie z siebie jadąc na misje. Ojca nie zdradził. Machnęła ręką gwałtowniej, drzwi wskazując. Nie patrzyła już na niego. Jan mimo braku uwagi skłonił się lekko przy wyjściu. Nie rzekł już jednak oczywiście nic.

Godzinę później przybył do Jana ghul June. Chłop wielki i barczysty o twarzy niemal cherubina. Widać diablica pracowała mu nad licem. Rzekł by Jan na naradę się szykował. Ubrał odpowiednio godnie a jak nie ma w co znajdzie się coś dla niego. Jan odrzekł jedynie, że przybędzie i godnie się ubierze. Może brakowało jego strojom wschodniego przepychu... Jednak syn Bożywoja miał odpowiednie ubrania. Bogate i na polską modłę.
 
Icarius jest offline