Olgraph... miał problem z Thyri. Duży problem. Nie bardzo wiedział jak „go ugryźć”. Jak w ogóle podchodzić do tej sytuacji. Maskował więc ów problem dobrodusznością. Bądź co bądź obaj byli krasnoludami. To bardzo zbliżało ich do siebie. Mogli pogadać o rzeczach, o których nie dało się z innymi członkami drużyny.
Dla Olgrapha polowanie na trolle miało swój urok. Głównie dlatego, że nie wymagało łuku, a oszczepu. Oręża bardziej solidnego od tej delikatnej broni ludzi i elfów. Z oszczepami kupiec sobie radził. Choć od oszczepów wolał jednak solidny topór. Choć akurat lepiej było nie podchodzić za blisko do trolla, dopóki on żył.
Po śmierci w sumie też nie było warto. Ale tam gdzie są trolle, tam zwykle są i skarby. A na to Olgraph wielce liczył.
- Kociołkami i drzwiami. Jakoś nie bardzo mogę sobie to wyobrazić pa... - przerwał nagle zadumany nad rewelacjami pobratymca. Bo brzmiały niewiarygodnie. Tak samo jak te, które usłyszał od młodego Heathertona. Duch? Może... ale gdzieś na zapomnianym polu bitwy, lub w starożytnym grobowcu. Nie tutaj. Nie w Bree.
Pochwycił więc swój wierny topór, by towarzyszyć Thyri i pogonić dowcipnisia z cmentarza. Bo to był z pewnością głupi żarcik.