Wybuch Oskara nieco zdziwił Ericha. To jemu najbardziej powinno zależeć na pozbyciu się polującego nań łowcy nagród, a tymczasem von Hohenberg zdawał się zupełnie ignorować obecność tego oprycha. Cóż, jeśli tylko ten ostatni nauczy się rozpoznawać ludzi, których ściga, to Erich nie powinien mieć z nim więcej do czynienia. - Jeśli choroba będzie rozwijać się w takim tempie jak do tej pory, to jest całkiem mała szansa, żeby w Fortenhaf przeżył ktokolwiek zdolny powiązać nas z uwolnieniem starca. - Von Kurst zażartował ponuro. - Jakoś nie wydaje mi się, żeby osoba lub osoby odpowiedzialne za zarazę nie dbały o swoje bezpieczeństwo i pozostawały niechronione przez swoich wyznawców lub pozostałych pielgrzymów. Nawet nie wiemy, kogo tak naprawdę szukać wśród nich. Jeśli ich szeregi powiększyły się o niektórych mieszkańców miasta, to zdecydowanie nie uda się nam znaleźć i zabić lub schwytać kogo trzeba. Nie wspominając o wciąż szalejącej zarazie, która niekoniecznie ustąpi po śmierci roznosicieli. - Ocenił. - Dlatego chodźmy po starca. Jeśli on potrafi coś pomóc, to warto spróbować. Gdyby potrafił uleczyć kogokolwiek z choroby, to pielgrzymi straciliby swoich dopiero co zdobytych wyznawców. - Powiedział. - Bądźcie jednak gotowi na każdą ewentualność. - Dodał jeszcze wymownie unosząc zbrojną w miecz rękę w górę.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |