Dług u kapłanki Umberlee mógł się przydać, więc Tajga nie zastanawiała się długo i kilka dźwięków później Kassandra mogła wędrować o własnych siłach. Tajga zabrała swój przydział jedzenia wylewnie dziękując helmicie za wzorowe zorganizowanie ich grupy. Potem raźno ruszyła z innymi plażą, trzymając się blisko Thazara i Kassandry. Jedynie w myślach klęła na upał, wilgoć i piach w butach oraz majtkach. Mimo że urodzona na wsi zdecydowanie była miejskim dzieckiem i wygodę ceniła na równi ze swoim życiem. "Kilka dni drogi", które przewidywała Kassandra wskazywały na to, że bardka wyczerpie swój cały repertuar brzydkich słów, a był on na prawdę pokaźny...
Trup, pięknie... I tak nikt nie chciał iść lasem, a teraz zupełnie stracili już szansę na wędrówkę w cieniu.
- Czy to ktoś z naszego statku? - spytała półorka, wbijając w niego zatroskane spojrzenie. Przynajmniej wraki łodzi świadczyły o tym, że to zamieszkane miejsce a nie jakaś zapomniana przez bogów i ludzi wysepka, więc Tajdzie poprawił się nieco humor. Co prawda były wiekowe... ale zawsze coś. Z ulgą klapnęła w cieniu starych desek, by zaraz zerwać się na propozycję calishytki. Z ulgą przemyła sobie twarz słodką wodą, która była o niebo lepsza dla jej skóry niż słona i podstawiła bukłak pod dłonie Jasmal, błyskawicznie zaliczając ciemnoskórą ślicznotkę do grona ludzi użytecznych. Niezbędnych wręcz, jeśli nie wejdą w las by poszukać źródła. Szansa, że jakieś w tym upale dopływa do morza była pewnie nikła.