Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2018, 11:31   #115
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Wszystko stało się bardzo szybko. Mimo to, Partridge miał wrażenie jakby przeleżał pod rumowiskiem przynajmniej rok. Pomyślał, że kiedy śmierć już pląsa przed nosem, pojęcie czasu jest ulotne i względne. Z drugiej strony, spotkanie ze sporych rozmiarów kamieniem również mogło osiągnąć taki efekt.
Po chwili wygrzebał krwawą pozostałość po Lucynie. Kończyna lepiła się od krwi, w nozdrza uderzył świdrujący zapach juchy. W takich okolicznościach cieszył się ze swojej wady, choć i tak coś mówiło mu, że wszędzie wokół było ciemno jak gobliniej, no… jaskini.
Bogdan za to okazał się całkiem żywotny. Strzelec wszędzie rozpoznałby jego wściekłe parsknięcie, przy którym utyskiwanie małżonki z trzydziestoletnim stażem jest miłym dla ucha trelem.
- Nie podoba mi się to tak samo jak tobie - wytłumaczył zwierzęciu, podnosząc je z ziemi i chowając gdzieś pod koszulę.
Elf namacał kamienie i szybko (jak na własne możliwości) skonkludował, iż jest źle. Z każdej strony otaczał go gruz. Na ogół ukrywanie się w odizolowanych miejscach było jego ulubionym sposobem spędzania czasu. Lubił kiedy coś oddzielało grubą kreską jego kościste ciało od zagrożeń świata zewnętrznego. Jeśli potrzeby człowieka były piramidą, to u Partridge’a stanowiła ona warowny zamek z zasiekami.
To konkretne miejsce średnio mu jednak pasowało, choćby przez brak powietrza, do którego był całkiem przyzwyczajony. Krótko mówiąc, musiał działać i to szybko.
Przekopanie się odpadało. Użycie pancernika również. Nawet gdyby cisnął nim w zwał kamieni, istniało duże prawdopodobieństwo, że ten odbije się rykoszetem od ścian i zaprzestanie tej czynności, dopiero śmiertelnie godząc w Silverballsa. Elf niejasno wyczuwał, że ma z bogami na pieńku i przyszykowali mu równie osobliwy kres. Żadne konanie na rękach białogłowy, ani epicki koniec w sercu gorejącej bitwy. Czekało go coś w stylu spalenia przez nawiedzony toster, utonięcie w łyżce wody albo spotkanie z rozpędzonym zwierzęciem właśnie. Lepiej było nie kusić losu.
Wtem przypomniał sobie o Lucynie. Wciąż mogła mu się przydać. Średnio znał się na czarodziejach, ale miał nadzieję że ich ciała nosiły w sobie krztynę zaklęć nawet po śmierci. Odnalazł porzuconą chwilę temu kończynę i zastanowił się chwilę. Magia. Cóż o niej właściwie wiedział? Nie była osobą, więc... nie mogła mieć głowy. A to oznaczało… tu już poczuł bliskość epokowego odkrycia… że magia była głupia! Z pewnością miałaby problemy w odróżnieniu ręki z właścicielem i bez niego.
Ujął nadgarstek, po czym zamajtał nim. Wydawało mu się naturalne, że podczas zaklinania zawsze było jakieś majtanie.
- Dalej Świergotko - wycedził przez zęby. - Zrób mi tę ostatnią przysługę.
Stanął w rozkroku.
- A TERAZ NIECH SIĘ STANIE MOC, CO ROZNIESIE TE KAMULCE W PYŁ! A-albo zrobi mi wyłom, cobym mógł dać drapaka.
Pomyślał, że to za długa kwestia jak na zaklęcie. Zazwyczaj inkantacje były krótkie i treściwe.
- Walnij w końcu! - zawołał więc.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 09-01-2018 o 15:17.
Caleb jest offline