Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2018, 13:48   #112
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Zarówno Kowalski, jak markiz, zostali znalezieni przez Gillę bez większych kłopotów. Alessandro wspomniał wcześniej, że chciałby odwiedzić swoją siostrę i tam udała się ghulica zastając ich obydwu. Sprawne więc mogła przekazać polecenie i prośbę signory, zaś oni oczywiście chętnie dostosowali się do życzenia. Kowalski jako podkomendny, zaś markiz, ponieważ wcześniej tak się właśnie umówił. Czarodziej skłonił się wchodząc, markiz uśmiechnął.
- Signora Contarini, wzywałaś mnie na spotkanie – powiedział Kowalski. - Jakieś rozkazy?
- Nie do końca. Usiądźcie. - Wampirzyca uśmiechnęła się. - Wygląda to tak. O ile jestem kupcem i bardzo lubię zagarniać wszystko dla siebie, to spokrewnił mnie pewien wojownik, który wbił mi do głowy trochę inne zasady. .. Wczoraj udało nam się pozyskać łup opiewający na około 150 tys dukatów. W potyczce brali udział ludzie moi, markiza i twoi Kowalski. Wobec tego według wpojonych mi zasad powinna podzielić łup między trzech dowódców. Wychodzi około 50 tys dukatów na głowę. Co ty na to?
- Sporo, ale jeśli mogę, wolałbym te pieniądze zamienić na coś innego, mianowicie dożywotnie prawo korzystania ze źródła w piwnicach pańskiego pałacu, markizie, który, jak rozumiem, będzie wkrótce państwa wspólnym pałacem. Nigdy go nie sprzedacie, a jeśli zechcecie się go pozbyć, po prostu podarujecie mi - dla czarodzieja pewne rzeczy były znacznie cenniejsze, niźli złoto.
- Osobiście nie mam nic przeciwko temu - uznał markiz, chociaż rzeczywiście była to dla niego forma związania, zaś sam pałac pewnie miał koszt może nawet zbliżony do części Kowalskiego, był bowiem nowoczesny oraz piękny. Jednak źródło mocy czyniło go dla czarodzieja szalenie istotnym przy kształtowaniu magyi.
- O dużo prosisz. Może gdybym była śmiertelna. Jednak oczekujesz, że dopuszczę do tego by w mojej domenie cały czas przebywał mag. To warte dużo więcej niż 50 tys. - Zerknęła na markiza. Niby mogli się stąd wyprowadzić, jednak wydawało się jej, że to miejsce jest mu na swój sposób bliskie.
- Hm, wobec tego inaczej - zaproponował czarodziej - 50 lat. Potem albo kupię ten pałac, albo się wyprowadzę. Jednak wybacz signora, wsparcie maga, który mieszka w tym samym miejscu i ci nie wadzi, ale pomaga, jest chyba nieco warte. Wielu powiedziałoby, że bardzo warte.
- Zgadzam się, jednak sam wiesz jak inne wampiry podchodzą do magów. - Uśmiechnęła się. - Prawdą jest też, że chciałabym zabezpieczyć Sophie. Szkól ją. Za 50 lat wiele może się zmienić, może ty będziesz chciał jednak opuścić to miejsce, może ona będzie chciała w nim zostać.
- Zaproponowałem dwa rozwiązania. Żadne nie zostało przyjęte. Skoro tak albo zaproponuj coś sama, signora, bowiem dostrzegam, że tutaj ty masz opory, albo rzeczywiście wezmę trzecią część. Mając takie pieniądze spróbuję się czegoś wywiedzieć o źródłach oraz poszukać czegoś, co będzie dostępne. Żeby było jasne, doceniam twoją propozycję oraz potwierdzam uczciwe podejście. Dziękuję za nie, nie mniej, jak sama stwierdziłaś: magowie i wampiry to inne istoty, niekiedy niechętne sobie. Będę jednak zawsze pamiętał o naszej współpracy, jak była sympatyczna. Dodam, że radzę bardzo uważać na pannę Colonna. Krew magów, nawet potencjalnych magów jest bardzo atrakcyjna dla wielu wampirów - stwierdził signor Kowalski.
- Zgadzam się na drugie rozwiązanie Kowalski - Agnese uśmiechnęła się szerzej.- Proszę tylko byś zaopiekował się Sophie. Wybacz jeśli wyraziłam się niejasno.
- Rozumiem, wobec tego cieszy mnie to, bowiem za pół wieku Sophia powinna mieć już opanowane podstawy. Zbyt mało, żeby o siebie zadbać, ale wystarczająco, żeby czynić kompetentną magię. Natomiast co do dbania o pannę Colonna, także ty signora, będziesz musiała udzielić jej porad. Nikt bowiem, jak wampiry, nie potrafi ukrywać swojego prawdziwego wieku. Na takiego cudzoziemca jak ja, niewielu zwróci uwagę, ale nie na córkę rodu Colonnów.
- Co właściwie masz na myśli? - chciał się dopytać markiz.
- Pańska siostra pod moją opieką zatrzyma swój wiek, jak przypuszczam, na pewnie dwudziestu paru latach. To chyba dobry wiek dla kobiety, pełen dojrzałości oraz piękna jednocześnie. Moje umiejętności swobodnie na to pozwalają, jednak sam pan rozumie, markizie, że pożądana nie jest zbytnia ostentacja wspomnianej sytuacji.
- Rozumiem - markiz wydawał się przytłoczony otrzymaną informacją.
Agnese czule przyjrzała się swemu narzeczonemu.
- Skarbie… pijąc moją krew też przestajesz się starzeć i to dużo szybciej niż Sophie - Florentynka wymawiała imię swojej przyszłej szwagierki nieco z toskańska, lekko inaczej niż Rzymianie. - Zostaliście właśnie wplątani w nasz nieśmiertelny światek - wyjaśniła, zaś Kowalski potwierdzająco skinął.
- Takie rzeczy są normalne w naszej skrytej rzeczywistości, choć jedynie magowie specjaliści w szkole Życia, jak ją nazywamy, potrafią tak przystopować starzenie. Inne szkoły mają jednak inne metody na to samo. Morgan Le Fay byłaby, jako Verbena, najprawdopodobniej znawczynią tej szkoły, gdyby nie poszła inną drogą.
- Rozumiem, że objaśniasz, wszystko pannie di Colonna, Kowalski i dasz mi znać, kiedy będę mogła zacząć ją wdrażać w to jak żyć będąc wiecznie młodym? - Agnese przyglądała się magowi. - Moja wiedza na wasz temat jest… powiedzmy że skąpa, ale i tak nie pokazuję, że wiem cokolwiek wśród wampirów i innych istot.
- Kiedy zechcesz, pani. Obecnie i tak zajmuję jej część czasu na naukę łaciny, greki, aramejskiego, sanskrytu, hieroglifów i jeszcze kilku innych podstawowych języków, bez których przecież ani rusz.

Markiz słysząc to pobladł, Kowalski jednak tłumaczył dalej sytuację.
- Oprócz tego przecież obecnie panna Sophia nie może zostawić swojej kuzynki. Powinna mieć trochę też czasu dla siebie. Dlatego wzmacniam nieco jej ciało, żeby wytrzymało tryb nauki oraz choćby ażeby jej wystarczyło mniej snu. Dlatego jeśli zaczniesz ją przyuczać signora, to po prostu powiedz kiedy, wtedy nieco przeorganizuję zajęcia. Jednak uważam, że póki co panienka Sophia będzie normalnie starzeć się jeszcze trochę lat, więc ma czas, później zaś jeśli ktokolwiek się zdziwi, ponownie upłynie trochę lat. Nie ma więc problemu pośpiechu.
- Dobrze, bo i ja wolałabym się zająć teraz bieżącymi sprawami. - Wampirzyca chwilę patrzyła na markiza. To musiało być dla niego trudne. Czuła to. - Rozumiem, że jesteśmy umówieni Kowalski, czy chcesz bym jakoś przypieczętowała nasz układ?
- Po co? Możesz go zerwać w każdej chwili, ale jak słusznie przypuszczasz, signora, zabezpieczyłem się na ten przypadek. Jednak osobiście jestem bardzo zadowolony z naszej współpracy oraz służby u ciebie. Liczę, że także nie narzekasz, więc chyba taki układ jest najlepszym wspólnym zabezpieczeniem dla każdego. Czy coś jeszcze, signora? Przepraszam, ale mam pracę. Panna Sophia miała opanować na dzisiaj dwa kolejne hieroglify. To ważne, bowiem bez nich choćby nie przejdę do run futharku oraz celtyckich glifów. Wszystko powinno być całkowicie uporządkowane szkoleniowo.
- Myślałam, Ze jesteś osobą, która lubi trochę spontaniczności Kowalski. - Mrugnęła do niego. - Jeśli się zgadzasz, to nie mamy na ten czas nic więcej do omówienia. Jutro zgarnę z dwóch twoich ludzi, jako obstawę karety, jeśli byś mógł ich wytypować by zgłosili się po mundury markiza, byłabym wdzięczna.
- Normanowie. Wkurzają się, że nie mieli porządnej bitki, więc będą mieli urozmaicenie. Wedle tego, co słyszałem, na mieście panuje niezłe burdello, jak powiadają Italczycy. Więc chłopaki pewnie się rozerwą, zaś spontaniczność … oczywiście lubię, ale nie podczas szkolenia, signora. Wyszkolenie maga to praca na miarę arcymistrza zegarmistrzostwa, tylko jeszcze lepiej - Polak skłonił się przed Agnese i markizem, po czym opuscił pokój.

Agnese spojrzała na swego narzeczonego. Podniosła się i podeszła do niego. Chwilę gładziła jego twarz, po czym usiadła mu na kolanach.
- Masz jakieś pytania, skarbie? - Pocałowała go delikatnie w usta.
- Niech to. Myślałem, że ci magowie robią jakieś karciane sztuczki, ale to co rzekł Kowalski … - urwał potrząsając niepewnie, jakby zaczynając pojmować, że ci ludzie tutaj, te istoty raczej, nie rozumują niekiedy ogólnymi kategoriami pozostałego społeczeństwa.
- Magowie to jedna z nielicznych grup, których naprawdę obawiają się wampiry, mój drogi. - Agnese zanurzyła dłoń w jego włosach. - Potrafią znacznie więcej niźli karciane sztuczki.
- Właśnie widzę. Kowalski wydawał mi się zawsze taki normalny. Nawet jak słyszałem coś więcej, chyba do mnie nie docierało. Dopiero teraz … dziwne, aczkolwiek kiedy jestem przy tobie oraz czuję twoją dłoń, jakoś przestaję się tego obawiać - spojrzał czule na swoją ukochaną Agnese.
- Obawa nie jest niczym złym, ważne byś chciał zrozumieć. - Ucałowała jego czoło. - Więc, mamy 150 tysięcy do wydania, mój drogi. - Uśmiechnęła się do mężczyzny.
- Proponuję dobrze się zastanowić, jak zainwestować te pieniądze, bowiem chyba tak właśnie wspominałaś. Zatrudniłbym trochę zbrojnych, jest ich w Rzymie sporo, jednak z drugiej strony obawiam się zdrady. Chyba, żeby mieć ich pod ręką, ale trzymać poza pałacem. Oraz musieliby mieć absolutnie zaufanego dowódcę, typu Borso - widać było, iż markiz pierwej martwi się, ażeby byli bezpieczni, zaś szastanie pieniędzy zostawia na później. - Ponadto skoro chcemy wspierać della Rovere, parę tysięcy gotówką byłoby sensowne. Jeśli zasiądzie na watykańskim stolcu zwróci to po wielokroć niewątpliwie.
- Tak… to dobre pomysły. - Wampirzyca uśmiechnęła się. Widać było, że ma swoje.
- Dobre czy niedobre, ale choć nie mnie uczyć ciebie, jak postępować skrycie, najważniejsza jest tajność. Gdyby dowiedziano się, iż mamy tutaj takie skarby, już miałabyś szturm na pałac kilkuset spragnionych bogactwa łajdaków.
- Ważne by wyglądało, jakbym sprowadzała tu część swego majątku i sukcesywnie ją wydawała. - Agnese oparła się o niego. - To będzie nawet logiczne z uwagi na nasze zaręczyny.
- Wiesz, może owszem - nie był całkiem przekonany do jej pomysłu, ale skoro tak uważała, miała większe doświadczenie. - Jednak właściwie na co mamy wspomniane fundusze wydawać? Zresztą, może powoli sytuacja się uspokoi nieco, kiedy będzie Ojciec Święty.
- Handel, handel, handel. - Uśmiechnęła się. - Zawsze chciałam mieć filię w Rzymie.
Agnese wstała z jego kolan.
- Moje marzenie to utrzeć nosa także tutaj nosa Pazzim, a do tego muszę mieć wpływy.
- Możesz spróbować przejąć prowadzenie papieskich interesów bankowych. Jest to największy los wygrany dla bankowców. Medyceusze mieli to szczęście. Mając takie pieniądze, jesteś w stanie na bieżąco regulować wypłaty. Aczkolwiek do tego potrzebna byłaby ci odpowiednia instytucja, wyszkoleni kantorzy i tak dalej. To jednak mogłoby cie postawić przeciwko Medicim. Trudna sprawa - uznał markiz dumając jednocześnie nad czymś.

Tymczasem rozległo się pukanie do drzwi.
- Signora - usłyszeli głos służącego - nieznajomy signor przyszedł w odwiedziny. Wspomniał, że pani będzie go znać oraz oczekuje go. Obecnie czeka przy panu Borso przy bramie na pani polecenia, gdzie go pani przyjmie?
- Zależy kto to. Niech się przedstawi, a wtedy zobaczymy czy w ogóle go wpuszczać. - Poleciła wampirzyca, nie ruszając się z miejsca.
- Rozumiem, pani. Idę wobec tego zapytać.
- Czy znasz tego kogoś? - spytał markiz narzeczoną. - Czy ktoś po prostu próbuje się do ciebie wedrzeć?
- Możliwe… ale to trudne czasy. Nawet przyjaciele powinni się przedstawiać. - Chwilę się wahała po czym ruszyła w stronę drzwi. - Chodźmy tam.
- Trudne czasy - powtórzył słowa kobiety. - Chodźmy.

Poszli we troje, nie spotykając po drodze służącego. Kiedy dotarli jednak do bramy stał tak Borso, wysłany sługa, którego głos rozpoznali. Sługa ciągle twierdził, że pani Contarini oczekuje podania imienia, zaś stojący jako trzeci Leoncio odpowiadał, że był umówiony oraz że doskonale wiedzą, kim jest, zaś nie ma zamiaru podawać wszystkim swojego imienia. Oczywiście, gdyby nie zapowiadano go, musiałby się opowiedzieć, jednak tak … Właśnie takie toczono kompletnie bezsensowne dyskusje. Agnese musiała jednak pamiętac, że nawet będąc wkurzona na Leoncia, był on wysłannikiem księżnej, czyli jej wolą oraz myślą.

Wampirzyca pokręciła głową.
- Nie możesz im powiedzieć swego imienia? - Agnese skrzyżowała ręce na piersi. - Tylko Gilla wie kim dokładnie jesteś. Przepuść go Borso.
- Rzekłaś, signora. Proszę przejść, signor Tajemnica.
Także służący odsunął się natychmiast.

Leoncio poprawił lekko strój, po czym skłonił się formalnie przed Agnese, głęboko niezwykle oraz bardzo etykietalnie.
- Witaj, szlachetna pani oraz pan, wasza dostojność, markizie. Czy mógłbym z panią, signora, zamienić kilka słów na osobności, chyba że pan markiz chciałby posłuchać, jeśli pani wyrazi zgodę. Rzeczona osoba, którą pani zna, nie stawiała przeszkód.
- Porozmawiajmy we trójkę. - Uśmiechnęła się. - Znów przerywasz mi igraszki z markizem Leoncio. Za mną.
- Pani, nie jest to moim zamiarem. Mogę jedynie przepraszać za pewien niewłaściwy dobór okresu wizyty - mówił spokojnie, podczas gdy markiz czerwieniał. Niby wiedział, iż Agnese jest praktycznie bezpruderyjna, jednak osobiście się wstydził takiej otwartej postawy.

Agnese poprowadziła ich do jednego z saloników na piętrze. Tam usiedli we troje. Zaś Leoncio, niezwykle dystyngowanie poczekał, aż Agnese rozpocznie.
- Czyżbyś miał dla nas zaproszenia na bal u kardynała? - Wampirzyca uśmiechnęła się ciepło, zajmując miejsce obok markiza. Ku uldze mężczyzny nie sięgnęła jak zazwyczaj do jego uda.
- Rzekłaś pani - wyjął zza pazuchy zaproszenie, które właściwie wyglądało niczym list. Było pięknie napisane, odpowiednio podbite pieczęcią, na której zaznaczone zostały kardynalskie insygnia oraz jakieś kompletnie nieokreślone bazgroły. Zaproszenie było niezwykle krótkie, ale treściwe, mianowicie brzmiało:

Cytat:
Oddawca niniejszego zaproszenia zostanie wpuszczony na bal dobroczynny Jego eminencji kardynała Luciusa Cyntio w jego pałacu kardynalskim przy Via Fontana dnia 7 września wieczorną porą. Oddawcy może towarzyszyć osoba towarzysząca oraz sługa, za których bierze on całkowitą odpowiedzialność
podpisano
sekretarz kardynalski
baron Mauricio Babbello
Leoncio skinął podając jej.
- Jak signora widzisz, pismo na okaziciela. Wedle naszych informacji wszyscy zaproszeni otrzymali wyłącznie pismo na okaziciela, jakby ktoś obawiał się napisać nazwiska.
- Cóż, to także jest na swój sposób ryzykowne. - Wampirzyca złożyła list i odłożyła go na biurko. - Dziękuję. Zgodnie z obietnicą pojawię się na tym przyjęciu.
- Bardzo proszę uważać, signora. Wydawało mi się, że księżna naprawdę była przejęta całą wspomnianą sprawą.
- Zgodnie z jej zaleceniami, staram się nie postępować pochopnie. - Wampirzyca uśmiechnęła się i jej dłoń w końcu powędrowała do uda markiza, którego mięsień zareagowal drżeniem. - Po za tym będzie ze mną mój narzeczony, więc będę się pilnować jeszcze bardziej.
- Jak pani wie, będzie miała tam pani współpracownika. Cóż, jednak będzie ich dwóch, udało nam się przemycić jeszcze jedną osobę do obsługi. Proszę zobaczyć, to właśnie ona - poruszył lekko dłonią pokazując bardzo lekko oraz wyjątkowo przezroczyście ubraną kobietę.

[MEDIA]http://data.whicdn.com/images/16041252/large.jpg[/MEDIA]

Wszyscy chwilę wpatrywali się w pokazany wizerunek.
- Widzicie tutaj kurtyzanę, ghulicę. Jest dobra w tym co robi. Kardynał przygotowuje jakieś inscenizacje, przedstawienia, podobno nawet walki gladiatorskie. Ona będzie tam gdzieś. Słucha wyłącznie barda, ale będzie się starała wspomagać was wszystkich, jeśli zajdzie taka konieczność.
Agnese uśmiechnęła się widząc wizerunek. No to wampirek znalazł sobie atrakcję na ghula.
- Zgodnie z obietnicą nie będę się wtrącać jeśli nie zostanę poproszona. - Delikatnie pogładziła udo Alessandra. - Ładniutka. - Uśmiechnęła się do Leoncio. Sam nie wybierasz się na przyjęcie?
- Nie wyszedłbym cało, signora, gdybym się tam udał. Nie, nie wybieram się, natomiast będę niedaleko z oddziałem szturmowym. Gdyby cokolwiek stało się, co usprawiedliwiłoby wiesz signora, jakieś zamieszki lub cokolwiek, będziemy owych zamieszkowiczów mieli pod ręką, zaś wśród nich oczywiście grupę tęższych graczy. Jednak takie podejście, takie rozwiązanie to kompletnie ostateczność. Księżna uważa, że trzeba raczej tonować zamieszanie, które ostatnio się wydarzyło oraz ciągle przydarza, niźli robić kolejne wojenki. Oczywiście niekiedy nie uda się uniknąć takiego rozwiązania, dlatego jakby co, będziemy gotowi.
- Będę się czuła bezpieczniej. W razie czego pod pałacem zostanie oddział moich ludzi, z Borso na czele. Upewnię się by także zareagował we właściwym momencie. - Zerknęła na markiza.
- Skąd będziesz wiedziała, signora, który to właściwy moment? Jeśli pragniesz, przygotuj ów oddział, ale przypuszczam, że księżna wolałaby, iżby ów oddział zgłosił się wcześniej do mnie. Nie, żebym rozkazywał twoim ludziom, tylko dał znak, iż teraz wolna wola. Ponadto ukryję ich w miejscu bezpiecznym, gdzie nie zostaną dostrzeżeni. Inaczej kardynalscy ludzie mogą dostrzec twoich. Przypuszczam wtedy, że księżna nieco by się poddenerwowała nieudaną akcją. Nie chcę straszyć ciebie signora, po prostu mówię jak jest. To ważna kwestia dla mojej pani. Stanowczo nie chce, ażeby jej cokolwiek przeszkodziło.
- Poznałeś już Borso. Jeśli chcesz by moi ludzie ruszyli w momencie dogodnym też dla ciebie i księżnej ustal z nim sygnał. Ja po prostu przyzwę go gdy będę miała kłopoty. - Uśmiechnęła się odwracając twarz z powrotem w kierunku Leoncio. - Interesy księżnej są dla mnie bardzo ważne, ale musisz zrozumieć, że bezpieczeństwo moje i moich bliskich. - Zacisnęła dłoń na udzie markiza. - Jest troszkę istotniejsze.
- Pani cieszy mnie twa przychylność. By nie było między nami porozumień, szczególnie w tych trudnych dla wszystkich czasach, pozwól, że uczulę cię jeszcze raz. Zrobisz, jak zechcesz, ale jeśli zechcesz w niewłaściwym momencie, może to zostać niewłaściwie odebrane. Księżna wprowadziła cię w swój plan i wierzy w twój osąd, acz z uwagi na ostatnie wydarzenia jest bardzo wyczulona. Wierz mi, to nie groźba, ale doświadczenie. Gdyby książęta postępowali inaczej, nie byliby książętami. Szczerze mogę jedynie radzić, rozumiejąc fakt, że nikt nie chce dla siebie niebezpieczeństwa, żebyś starała się omijać groźne sytuacje. Chociaż zdaję sobie sprawę, iż może się to okazać niemożliwe. Spróbuj po prostu radzić sobie sama, lub po prostu w grupie, którą tam będziecie. Natomiast jeżeli wybuchłby pożar choćby jakiś większy, jakaś większa walka … wtedy oczywiście takie wejście mogłoby być uzasadnione. Oczywiście spotkam się z panem Borso, przekażę mu sygnał, ale uprzedzam, że Jej Wysokość nie będzie zadowolona. Osobiście zaś starałbym się spełniać jej życzenia na jej własnym terenie. Szczególnie dlatego, iż była dla pani wyjątkowo życzliwa.
- Dziękuję za te rady. - Agnese uśmiechnęła się słabo. Trochę obawiała się jaki stosunek ma, po ostatniej rozmowie, do niej księżna. - Dołożę wszelkich starań by nie narazić planów księżnej na szwank.
 
Aiko jest offline