Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2018, 22:10   #113
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Leoncio wyszedł eskortowany przez strażnika, który odprowadził go do bramy, zaś Agnese, Gilla i Alessandro zostali sami.
- Kochanie, spodziewasz się jeszcze jakichś odwiedzających? - spytał ją markiz.
- Nic sobie nie przypominam. - Wampirzyca słysząc głos narzeczonego wyraźnie się uspokoiła. Widać, było że markiz ma na nią zbawienne działanie. Po chwili nawet się uśmiechnęła, ale już tym swoim ciepłym uśmiechem. - Masz ochotę kontynuować, igraszki z początku nocy? - Mrugnęła do niego, a jej dłoń powędrowała wyżej.
- Mam oczywiście, ale zanim to nastąpi, chciałbym, żebyśmy poszli na dziedziniec. Co ty na to? Gillo, mógłbym cię prosić, za pozwoleniem Agnese oczywiście, żebyś wezwała moją siostrę oraz najważniejszą część służby na dziedziniec pałacowy?
Agnese podniosła się, puszczając udo mężczyzny i dała znak Gilli by ta wykonała jego polecenie. Chwyciła Alessandro pod ramię i dała się zaprowadzić na dziedziniec.

Dziedziniec zamkowy Palazzo di Venezia był wyjątkowy. Otoczony kolumnadą, zarośnięty palmami, miał jeszcze wspaniałą ozdobę pod postacią fontanny wykonanej przez słynnych mistrzów mediolańskich na wzór tych dawnych, antycznych sprzed wieków. Fontanna została zrobiona później, niż sam pałac, ale doskonale uzupełniała dziedziniec.


Właśnie pod tą fontanną, przy szumiących liściach palm, pod światłem księżyca i gwiazd zebrała się silna grupa pod wezwaniem. Oczywiście, pomimo późnej pory, była panna Sophia di Colonna. Jednak ze względu na to, iż Kowalski wspominał, że wzmacnia jej ciało, nie był to problem. Magik zresztą był także, ponadto Borso, także kilku spośród innych, między innymi ksiądz przyłączonego do pałacu kościoła św. Marka. Co ciekawe, była młoda panna Vittoria, chociaż północ już dawno minęła. Rzecz jasna także Gilla oraz oczywiście Agnese i Alessandro.

Markiz chwileczkę poczekał, aż wszyscy się zbiorą i spojrzał na otoczenie. Zazwyczaj podczas jakichś okazji spotkań oddawał głos najpierw Agnese, jednak teraz on musiał zacząć, więc zaczął.
- Droga Sophio, szlachetni państwo, wierni słudzy. Niedawno temu nadarzyło się spotkanie, które odmieniło mój los. Spojrzałem inaczej na osobę, która odwiedziła komnaty Palazzo di Venezia. Spojrzałem pełnią siebie oraz ujrzałem tam piękno, które nie ma sobie równych na ziemi. Co więcej to piękno przemówiło do mnie, sprawiło, że się zmieniłem, że inaczej spojrzałem na nie i uderzyło mnie ono swoją wspaniałością tak, jak żadne inne na tej ziemi, na całej ziemi. Spotkałem panią Agnese Contarini. Kocham ją. Składam u jej stóp moją przyszłą radość.
Przykląkł przed florencką wampirzycą na prawe kolano.
- Signora Contarini, albo lepiej, moja ukochana Agnese, czy zechcesz przyjąć moją miłość dajac mi także swoją, czy zechcesz dzielić ze mną swoją przyszłość wspólnie przyjmując te rzeczy, które los nam nadąży, czy zechcesz być moją żoną? - wyciągnął ku niej dłoń na której spoczywał klasyczny zaręczynowy pierścionek.


Niewątpliwie klejnot, który długo spoczywał na dłoni kolejnych markiz Colonna i był w rodzie symbolem. Agnese otworzyłą szeroko oczy. Musiała przyznać, że po raz pierwszy zaręczano się jej w ten sposób. Za pierwszym razem ją sprzedano, za drugim sama się sprzedała chcąc wżenić się w rodzinę która powiększy jej wpływy. Teraz jednak… Szybko starła krwawą łzę, która zaczęła się perlić w jej oku. Mimo wszystko była tu też Vittoria i lepiej by nie widziała, takich rzeczy.
- Markizie di Colonna… - Markiz wyczuł że jej głos lekko drży. Ale mogło to być niewyczuwalne dla osób, które znały ją słabiej. Wyglądało na to, że Agnese naprawdę zależało na takich zaręczynach. - ... Alessandro. Jest dla mnie wielkim zaszczytem, ale przede wszystkim wielką radością dać ci odpowiedź twierdzącą. Przyjmując twe zaręczyny i przysięgając, że uczynię wszystko co w mej mocy by w tym małżeństwie więcej było łez szczęścia niźli smutku, dzieląc z Tobą wszystkie chwile dobre i złe.

Markiz powstał. Podszedł do Agnese unosząc jej dłoń i wkładając na odpowiedni palec pierścień czerwony niczym ich miłość oraz ognisty jak ich seks. Pochylił się do jej dłoni calując ją ceremonialnie z ukłonem, a potem nie mogąc się powstrzymać, krzyknął:
- Heeeej! - widać było, jak straszliwie jest uradowany. Objął ją, po prostu mocno objął oraz trzymał w tym objęciu, jakby nie chcąc nigdy puścić. Pewnie zresztą nie chciał. Agnese słyszała jakieś wesoły krzyki, siostra uśmiechnęła się, Vittoria krzyczała, żeby się pocałowali, zaś wszyscy klaskali, nawet ucieszony ksiądz. Agnese objęła go mocno i ucałowała, on zaś serdecznie oddał pocałunek.
- Dziękuję. - Szepnęła cicho. Wciąż miała wrażenie, że był to ceremoniał wynikający z jej kaprysu. Ceremoniał, który sprawił jej wiele radości. Markiz widział, że była wzruszona. Zresztą on także, oraz strasznie dumny, że ma taką wspaniałą narzeczoną. Gdyby znał jej wszystkie myśli, może przeklinałby się, że wśród natłoku kompletnie fantastycznych informacji, całkiem zaręczyny wyleciały mu z pamięci, ale nie potrafił, więc fruwał niczym skowronek.
- Moi drodzy, myślę, że będzie to odpowiednie i wyrażę wam wraz z moją panią wdzięczność, iż byliście świadkami naszych zaręczyn, jeśli zaproszę was na wspólny obiad za parę dni, kiedy, jak wiecie, warunki na mieście się nieco uspokoją. Oczywiście nie wyobrażam sobie, żebyście nie zaszczycili, jeśli będzie to możliwe, naszej ceremonii ślubu - markiz musiał odegrać głowę przyszłej rodziny, ale naprawdę uważał, że to jest drobna rzecz, taki obiad dla wszystkich czy zaproszenie, przekonany, że Agnese nie będzie miała nic przeciwko. Oczywiście oni będą na obiedzie jedynie na początku na moment, wiadomo, Agnese miała ograniczenia pod tym względem. Jednak takie postępowanie było całkowicie wedle etykiety, więc nie obawiał się. - Jeszcze raz bardzo wam dziękujemy.

Wspaniała wampirzyca zerknęła na niego i delikatnie uszczypnęła przez materiał jego stroju. Delikatnie nachyliła się do jego ucha.
- Pragnę ciebie.
- Ja też, pędźmy do ciebie jak najszybciej, bo jeśli nie, wezmę cię gdzieś na ławce, a wolałbym jednak by służba nas przy tym nie obserwowała
- powiedział głosem skrzącym namiętnym pożądaniem.
- Chodźmy do ciebie. - Odsunęła się od mężczyzny i chwyciła go pod ramię.

Słusznie, do niego było wszak kilkanaście metrów bliżej, zaś te kilkanaście metrów stanowiło obecnie potężny dystans. Wampirzyca natomiast, po prostu chciała w końcu zrobić to tutaj. Zaznaczyć swoją obecność w “jego” miejscu. Po prostu pobiegli, zaś Gilla zwyczajnie usuwała im wszystko z drogi, Później zaś otwarła i zamknęła przed nimi i za nimi drzwi. Byli sami, ale markiz po prostu nie chciał nawet czekać na zdjęcie sukni. Po prostu stanęli przy biureczku i markiz nacisnął narzeczoną tak, że góra jej ciała pochyliła się i ułożyła na blacie. Agnese uczuła jak markiz zarzuca jej na plecy dół sukni, usłyszała jakiś szelest, niewątpliwe opuszczanych spodnie i pantalonów, a potem po prostu wdarł się w nią gwałtownie, nie mogąc już znieść słodkiego napięcia.

Piękna wampirzyca chwyciła się krawędzi stołu i jęknęła głośno. Jej pośladki naparły na mężczyznę, jeszcze pogłębiając ten ruch. Była potwornie rozpalona i tak bardzo chciała szybko doświadczyć spełnienia. Na palcu przyjemnie ciążył jej pierścionek zaręczynowy. Wewnątrz zaś szparki rozsadzał oręż narzeczonego, który po prostu był poza opanowaniem. Brał ją dziko, namiętnie, ruszając się, wbijając, nie dbając o nic niemal, poza ta płynącą z intymności ekstazą. Narastającą ekstazą, taką która utwardzała miecz, która sprawiała, że zaczynał jęczeć, zaś na dnie jego korzenia zbierały się coraz bardziej przygotowane do wystrzału krople. Coraz więcej, więcej, aż wreszcie wystrzeliły z potężnym jękiem wydobywającym się z jego ust. Agnese krzyknęła, sama przeszywana przez potężny wstrząs rozkoszy.
- Alessandro - Imię markiza wypełniło przestrzeń jego sypialni.

Przez moment kobieta uleciała, uniosła się ku górze wewnątrz swej jaźni otoczona kokonem przyjemności.


Niesamowicie było, tak bardzo niesamowicie. Zresztą on też to czuł, bowiem nie ruszał się w niej, tylko stał przytulony do jej pośladków i przepływał przez wspólny ocean rozkoszy. Agnese wyprostowała się lekko, napierając przy tym na jego męskość. Delikatnie obróciła się, zerkając przez ramię.
- Chcę byś mnie wziął w swoim łóżku. - W jej głosie było pożądanie i zachłanność. Czuł, że wampirzyca go pragnie i że chce wypełnić całą jego przestrzeń swoją osobą. - Na każdym meblu, który jest w tym pomieszczeniu.
- Kochanie, tutaj jest jednak naprawdę kilkanaście części umeblowania. Nie dam rady na raz, ale jesli tego chcesz, tym intensywniej musimy się za to zabrać
.
Wysunął się z niej.
- Rozbieramy się, moja pani. Na łóżku będzie nam niewygodnie mając na sobie te ciuszki - szybko pocałował ją i zaczął rozpinać z tyłu haftki jej kobiecego, skomplikowanego stroju. Agnese poddała się temu zabiegowi, czując jak materiał na niej jest coraz luźniejszy. Potem zaś całkiem poluzował się, by wreszcie zostać odrzuconym na bok. Rozbierali się. Czasem pomagając wzajemnie, czasem samemu. Uśmiechając, łapiąc pocałunki, aż wreszcie nago położyli obok siebie na szerokim łożu komnaty markiza. Kobieta na wznak, mężczyzna zaś obok na boku. Prawa dłoń markiza spoczywała na jej brzuchu.


Wpatrywali się w siebie.
- Moja kochana chce być wzięta na każdym spośród tutejszych rzecz. Czy do pozycji też ma jakieś dyspozycje? - widać było przekomarzankę wewnątrz głosu.
- A co jak chcę być wzięta na każdy sposób, który przyjdzie mi do głowy? - Agnese była też rozbawiona. Chwyciła jego pościel i zakryła swoje ciało. - Chcę byś myślał o mnie, patrząc na dowolny element tego pokoju. Byś widział mnie nagą, by wszystko pachniało ci mną i seksem ze mną. Byś nie mógł tu zasnąć nie dotykając się wcześniej.
- Ja też tego chcę i nie chcę tu spać bez ciebie. To będzie nasza i tylko nasza wspólna komnata, co ty na to? Zaś co do pozycji, właśnie taki miałem zamiar, może zaczynając od klasycznego, choć chwilkę jeszcze musimy poczekać
- cóż, jako mężczyzna miał spore możliwości, jednak nie aż takie, by nie była mu potrzebna krótka przerwa pomiędzy poszczególnymi zbliżeniami.
- Wiesz… możemy co noc celebrować jakiś inny przedmiot. - Wampirzyca ucałowała jego szyję i przesunęła po niej swoim noskiem.
- Oczywiście kochanie, także uważam, że powinniśmy postępować systematycznie. wobec tego wracamy na stół, czy jednak uznamy tamto za grę wstępną, zaś pierwszym właściwym elementem będzie łóżko? - spytał całkiem poważnie. Chyba wspomniany maraton przypadł mu do gustu.
- Łóżko będzie co noc, byś mógł spać otoczony moim zapachem. - Chwyciła kołdrę i przykryła ich. Położyła się na markizie, całując jego szyję, powolutku przesuwając dłonie po jego ciele.
- Nie chcę sypiać bez ciebie. Zresztą już się przestawiłem na tryb nocny. Przy tobie nie przeszkadza mi to. Mrr, proszę, rób tak dłużej … - wymruczał poddając się jej pieszczocie.
- Powinnam się tu przenieść dopiero po ślubie. - Mrugnęła do niego i po chwili poczuł jej pocałunek na swoim obojczyku. Potem odrobinkę niżej. Jej dłonie sunęły początkowo po jego bokach, by gdy dotarła do jego brzucha, spocząć na klatce piersiowej. Jego miękka męskość na chwilkę znalazła się między jej piersiami. Nie widział jej, gdyż schowana była pod kołdrą. Czuł jej dotyk i miał wrażenie, że przez to że nie może na nią patrzeć, czuje ją mocniej. Bardziej. Agnese ugryzła go lekko, ale tylko zaczepnie.
- Moja Amazonko, czy myślisz że tak łatwo poddam się na tym polu. Mrr nie znasz mnie jeszcze - jego usta okrasił wielki uśmiech, zaś mruczenie wskazywało, jak bardzo jest to przyjemne. Zresztą Agnese poczuła to na sobie, ponieważ jego męskość zaczęła leciutko drgać, jeszcze słaba oraz malutka niczym drobny palec u ręki. Zrozumieć niełatwo, jak taki drobiazg mógł się potem zamienić w taki wielki oręż? Oparła się o jego miecz piersiami. Czuł jakie są rozpalone, jędrne. Całując jego brzuch i klatkę piersiową, poruszała nimi lekko. raz na jakiś czas czuł lekkie ugryzienie albo jak Agnese zasysa jego skórę. Już wiedział, że jego ciało usiane wręcz będzie malinkami. Tyle, że wcale mu to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, dumny był niezwykle, że TAKA kobieta wybrała właśnie jego.
- Hm, wiesz, podoba mi się - wymruczał, bowiem chyba to był jego najłatwiejszy sposób mówienia podczas chwil seksu. - Proszę, dalej, mrrrrrrrrrr.

Śliczna Agnese ruszyła dalej w dół. Jej piersi zsunęły się z lekko już twardszej męskości i już po kilku pocałunkach na podbrzuszu, poczuł na swoim czubku jej pocałunek. Widział jak jej pupa uniosła się pod kołdrą, tworząc wzorzyste wzgórze. Wampirzyca zakręciła nią zawadiacko i wzięła całą męskość markiza do ust. Uczyła, jak gwałtownie rośnie.
- Ach! - jęknął markiz. - Dobrze, poddaję się twym pragnieniom kochanie. Wszystkim. Stanowczo zbyt mi dobrze, by proponować coś samemu - widać było, że po prostu mężczyznę zaczyna ogarniać słodka poezja miłości. Wampirzyca ssała go mocno, zlizywała wypływające z niego soki. Przerywała tylko na chwilę by zostawić kolejną malinkę na jego podbrzuszu, udach. W pewnym momencie, gdy jego męskość drżała już z podniecenia, miał wrażenie, że w jej najbliższej okolicy nie ma ani jednego nie podrażnionego, zaczerwienionego miejsca. Wtedy Agnese ponownie ułożyła się na nim swymi piersiami i liżąc jego brzuch ruszyła ku górze. Widział jak górka z kołdry znika, czuł jak jego męskość najpierw przesuwa się między jej piersiami, potem po brzuchu, by na chwilę zanurzyć się w jej intymnych włoskach. Język Agnese przesunął się po jego szyi, grdyce, podbródku. Zobaczył jej radosną twarz i poczuł jak szczypie swymi wargami jego wargę. Jego męskość zahaczała o jej rozpalone płatki.
- Naprawdę nie chcesz nic zaproponować? - Wpatrywała się w niego roziskrzonym wzrokiem.
Kobieta potrafiła go chwytać w sytuacjach, w których nie mógł zaprzeczyć. Nie miał nic do powiedzenia, poza jednym.
- Usiądź na nim.

Chciał ją, rozgorączkowane ciało pragnęło tej kobiety oraz chciało jak najszybciej zaspokojenia w jej pięknej intymności. Pocałunek! Tak. Łapał powietrze poddając się jej pocałunkom oraz oddając swoje. Chciał jej ust, chciał spić z nich nektar.
- Agnese, błagam usiądź! - krzyknął niemal.
Wampirzyca podniosła się, odsłaniając przed nim swoje wdzięki. Zobaczył na jej ciele wilgotny ślad, który pozostawił jego penis. Chwilę pozwoliła mu delektować się swoim widokiem i powolutku opadła na niego, biorąc go w siebie. Wszedł gładziutko, pomiędzy rozchylone płatki, wprost w mokrą czeluść.


Przez chwilę czuł, jakby coś cudownego stało się, tak potężna fala od czubka męskości popędziła przez jego ciało. Później zaś było jeszcze cudowniej. Jego dłonie ujęły jej piersi, zaś biodra poruszyły się podskakując, tak właśnie, że znalazła się niczym na rozpędzonym ogierze. Wampirzyca zamiast dostosować się do jego rytmu, przeciwstawiła się mu i ich ciała zderzały się niemal brutalnie w powietrzu. Markiz czuł jak malinki, które zrobiła na jego podbrzuszu i udach lekko bolą przy każdym zetknięciu, jednak przyjemność którą czuł zderzając się z jej tylną ścianką, wynagradzała to aż nadto. Widział jak bardzo jest rozpalona, ba… czuł to, czuł jak każdy najmniejszy mięsień jej wnętrza zaciska się na nim. Wpatrywała się w niego rozpalonym wzrokiem jak w swoją własność. Jej piersi poruszały się przy każdym ruchu, niemal podskakując gdy ich ciała się ze sobą zderzały. Czuł to pod swymi dłońmi. Czuł jak jej twarde sutki zahaczają o każdą nierówność, sztywniejąc przy tym coraz bardziej.
 
Kelly jest offline