Wątek: Posiadłość
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2018, 22:59   #51
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Zimno. Nie wiesz czy to wynik pogody, czy atmosfery. Ale czujesz zimno.
Zbliżasz się do drzwi frontowych budynku, wraz z drepczącą za tobą Jenny. Prawie przyklejoną ci do pleców.
Deszcz leje nieprzerwanie. Strugi wody, które nie mają mieć końca. Jeśli zabłądziłabyś przy takiej pogodzie w lesie. Hipotermia dopadłaby cię po dwóch godzinach, śmierć wkrótce po niej. Jak dobrze że jesteś lekarką, prawda? Znasz tyle dobijających faktów na temat możliwych rodzajów zgonu.
Jednakże obecne działania też nie wyglądają zachęcająco. Trudno ci zdecydować czy willa obecnie przypomina jaskinię potwora, czy tak naprawdę jest potworem, a wrota jego paszczą.
Coś ci mówi, że to co czynisz nie jest dobrym pomysłem, ale po prawdzie nie ma w tej chwili dobrych rozwiązań. Każde wiąże się z ryzykiem. Gdzieś tam czeka na ciebie wroga istota, która ma tylko jeden cel. Zabić was obie.
Drzwi są duże i pięknie zdobione. Dowód Ego właściciela.


Potężne masywne wrota, przypominały ci obecnie wrota do starożytnego zamku za którymi kryły się starożytne i straszne tajemnice. I paradoksalnie, zapewne tak było. Paziutek był złowrogą i starożytną istotą. Prastarym złem, które według Jenny, obudziliście zupełnie przez przypadek. Jak nieświadome zagrożenia dzieci bawiące się odbezpieczonym granatem niczym piłeczką.
Drzwi… wyglądały na masywne i ciężkie. Ale czy były otwarte? Jeśli nie, miałyście kłopot. Były za ciężkie by je wyważyć. Nawet za pomocą łyżki do opon, którą miałaś przy sobie.
Nie były zamknięte i zamontowano je tak, że udało ci się je otworzyć bez trudu.


I weszłyście do środka znacząc swe kroki strumyczkami wody spływających z waszych ubrań. Hall był duży i pełen “mistycznych” ozdóbek porozwieszanych na ścianach. Podczas słonecznego dnia pewnie skwitowałabyś ten widok drwiącym uśmieszkiem. Były takie pretensjonalne.
Teraz jednak w mroku deszczowej nocy, hall przypominał dom jakiegoś wampira albo szalonego naukowca.
Wywoływał zimny dreszcz na plecach. Tym bardziej, że na ziemi leżała “ozdoba” która ten nastrój taniego horroru podsycała.
Człowiek… w kałuży krwi. Twarzą do podłogi i z afrykańską dzidą tkwiącą głęboko w jego plecach. Absurdalny widok, acz… przypominał ci, że:

-Uciekaj! Szybko! - słyszałaś jego głos za sobą. Spanikowany. Tak samo przerażony jak ty. Biegłaś przodem z trudem łapiąc oddech. Byłaś na skraju paniki. Gdyby nie on, rozkleiłabyś się. Schody, szybko… na dół. Samochód. Musieli do niego dopaść, musieli wsiąść i odjechać jak najszybciej. Później zadzwonią na policję, do egzorcysty, kogokolwiek.
- Szybko. Jest za nami.- słyszałaś za sobą jego głos. A drzwi widziałaś przed sobą. Oby nie były zamknięte. Oby… bo wtedy.
Nie chciałaś nawet o tym myśleć.
- Szybciej! - usłyszałaś znów. Nie potrzebowałaś ponagleń, dotarłaś do klamki.
- Uważaj!- usłyszałaś za sobą. Odmykając drzwi , zerknęłaś przez ramię i zobaczyłaś jak cię zasłania. Zobaczyłaś jak oczy zachodzą mu mgłą, a z pomiędzy ust wypływa stróżka krwi.
- Uciek…- zdołał jeszcze wydusić, po tym jak przyjął na siebie pocisk ciśnięty w ciebie.



Uciekłaś. Jak tchórz. Zostawiłaś mężczyznę, którego Jenny nazwała twoim partnerem.
Bo to on leżał tu, twarzą do podłogi. Mężczyzna z komórki. Ten który nie był z tobą spokrewniony.
Był martwy. Zginął ratując ciebie.
- Wszystko w porządku?- zapytała Jenny zabrała się za wyrywanie wbitej w jego ciało włóczni. Krok racjonalny, ale i bezduszny zarazem.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 09-01-2018 o 23:09.
abishai jest offline