Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2018, 15:43   #124
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Tawaif obudziła się nad ranem. Samoistnie. Nie było żadnych natarczywych pocałunków, żadnych liźnięć, żadnych łaskotek… nic… Wyspała się. Naprawdę wypoczęła.
Jakaś miła w dotyku dłoń gładziła ją czule, choć trochę niemrawo po policzku. Z początku nawet nie poczuła… jakby jej ciało było całe zesztywniałe. Z jakiegoś powodu czuła się wyjątkowo dobrze. Nie miała kaca… choć w połowie nocy urwał jej się film. Kielichem, który przypieczętował jej los, był ten… na toaście.
Kamala nigdy nie miała mocnej głowy, a dodatkowo wczoraj nic nie zjadła, za to piła… może nie dużo, ale wystarczająco sporo…
Otwierając oczy pierwszym co zobaczyła to odstająca kość biodrowa i… czyjś wzgórek łonowy. Nie był on Jarvisa, bo Jarvis był mężczyzną, a poza tym… był stosunkowo chudy.
W dodatku te palce były… takie miękkie, takie gładkie… takie ciepłe i zdecydowanie kobiece.
Bardka zaczynała czuć przedsmak ataku paniki.
Z KIM ONA DO KURWY BYŁA W ŁÓŻKU?!
Wstrzymując oddech, poderwała głowę i wlepiła obsceniczne spojrzenie w różowiutką kobiecość z malinką na jednym płatku.
“Czyżbyś się puściła z Godivą?” zapytała uprzejmie rozespana babka, kontemplując szczupłość ud nieznajomej w łóżku.
Dholianka wpadła w dygot… w ustach jej zaschło, nie wspominając o tym, że w zasadzie to głos uwiązł jej w gardle, choć chciała krzyczeć. Mocno… i głośno…
Zamiast tego zerwała się z łóżka, lecz noga na której stanęła ugięła się pod nią bez czucia i wylądowała jak wyłowiony szczupak na podłodze.
- Może mogłabyś mnie odwiązać, co? Ręka mi zesztywniała - odezwał się nieznajomy głos dziewczyny. Zapewne tej ślicznotki na łóżku. - Miałaś koszmar, że się tak zerwałaś?
- N-nie j-jesteś-ś Go-go-godivą… - wyjąkała czołgająca się do stolika tancerka.
Bogowie… z kim ona się przespała… i dlaczego akurat w pokoju Jarvisa. GDZIE JEST JARVIS??!! Chyba go nie sprzedała? BOGOWIE… mogła to zrobić… jak się upijała robiła bardzo głupie rzeczy.
“Może umarł i w końcu wrócisz do domu…” odparła z satysfakcją Laboni, a jej wnuczka złapała za przewieszony na krześle miecz… którego przytuliła do piersi.
- Nie. Nie jestem - odparł rozbawiony, kobiecy głos. - A Godiva byłaby zawiedziona, gdyby się dowiedziała, że ta wizja cię przeraża. No… odetnij mnie Chaayu. Nie chcę przywoływać Gozreha na pomoc będąc w takiej postaci. Kocur wytykałby mi to przy każdej nadarzającej się okazji.
Dziewczyna wstrzymała oddech, jakby nasłuchiwała… lub poprostu kalkulowała. Wstała na kolana i odwróciła się do łóżka. Jej umazana makijażem buzia była… zapłakana i przerażona.
Okrągłe jak złote monety oczy, wpatrywały się z lękiem i nadzieją w obcą na poduszkach, a miecz w dinozaurzej pochwie wciął się między kształtny biust, drżąc rytmem ciała swojej nosicielki.
- Jarvisie… to ty? - spytała tak cicho, że niemal bezgłośnie.
Tak… teraz gdy się mu przyjrzała… faktycznie to mógłbyć on… lub ona… z podziemi. Tylko dlaczego…
- No… ja… chyba mnie nie zapomniałaś po tym, co robiłaś ze mną przez pół nocy. - Uśmiechnęła się ciepło czarodziejka.
~ Chodź do mnie, choć do łóżka moja słodka Kamalo. ~ Posłyszała w głowie myśli czarownika.
- Oczywiście, że to ja. Widzisz? - Panienka musnęła swój biust palcem. - Nadal małe. Nadal nie rosną.
Drobne usta kurtyzany zafalowały złowrogo na smutnej twarzy, a kilka perlistych łez spłynęło po policzkach, zostawiając po sobie czarne zacieki.
- J-ja nie p-pamiętam… - powiedziała z takim bólem w głosie, jakby conajmniej mag przyniósł jej wieści o wybiciu całej jej rodziny. Na szczęście wstała z podłogi i podeszła do krawędzi łoża, tylko po to, by kucnąć przy torbie i gorączkowo ją przeszukiwać.
- Chodź tu do mnie i przytul się - zażądało dziewczę ciepłym tonem głosu.
Chaaya pokręciła gorliwie głową dosadnie zaprzeczając. - Nie, nie… nie chce. Nie… Nigdy… bogowie… - Jej dźwięczny głos załamał się niebezpiecznie i przywoływacz usłyszał jak chlipie i pociąga nosem, wyszarpując jakis papier.
- Co się stało? - spytała czule kobieta, wyraźnie zmartwiona stanem emocjonalnym bardki.
- Nie odzywaj się… prosze… póki się nie odmienisz… - Świsnęła zwojem na poduszkę, nawet nie wyglądając znad materaca.
Jarvis w kobiecym ciele był wyraźnie zaskoczony i zdziwiony jej zachowaniem, a oblicze dziewuszki wyrażało zaniepokojenie. Jednak posłusznie spełnił polecenie ukochanej, aksamitnym i niewinnym głosikiem odczytując zawartość zwoju. Zapisana modlitwa podziałała i czarownik zsunąwszy pierścień, dość szybko wrócił do znanej tancerce męskiej postaci.
- Chodź tu do mnie… przytul się i powiedz, co ci się stało - rzekł po wszystkim czułym i zmartwionym głosem.
Załzawione i czerwone jak u królika ślepia wyjrzały zza linii łóżka. Dziewczyna pociągnęła głośniej nosem i wdrapała się na materac. Nie przytuliła się jednak i ściągnąwszy obie ręce w pięści zaczęła okładać towarzysza na oślep… choć całkowicie bezboleśnie.
- Tak bardzo się bałam… TAK BARDZO!... bogowie jestem dziwką… myślałam… myślałam, że się puściłam, że cie zdradziłam… DLACZEGO BYŁEŚ KOBIETĄ?!
- Bo mnie w nią zmieniłaś - stwierdził głośno i dobitnie mężczyzna, próbując pochwycić kochankę, objąć w pasie i mocno przytulić do siebie. - Kocham cię Kamalo, nie potrafiłbym cię odrzucić z powodu jednej chwili słabości.
Po którymś razie przywoływacz złapał ją za nadgarstek i pociągnął na siebie. Bardka się nie opierała, od razu wtulając się w jego ramiona cicho szlochając z ulgi i… wstydu. W końcu płacz zamienił się już tylko w urywany oddech i jedynym wspomnieniem po nim była mokra pierś partnera.
- Nic nie pamiętam… przepraszam… - wydukała smutno, czując jak przebłyski świadomości bombardują jej umysł… lecz była zbyt zażenowana wspomnieniami, by je teraz drążyć.
- Więc zapamiętaj, że pożądałaś mnie i pragnęłaś równie mocno co zawsze… i pieściłaś z entuzjazmem. Kochałaś mnie… tak jak teraz mnie kochasz. A i ja byłem przecież przy tobie cały czas… może nieco inny z wyglądu. - Próbował ją pocieszyć magik. - Nie masz powodu do żalu, wstydu, czy strachu. Podobałem ci się jako kobieta… to trochę… hmm… pochlebiające, zważywszy, że nie byłem tak bardzo… kobiecy jak ty, tu i tam.
Dholianka długo milczała układając sobie wszystko po swojemu. Jarvisowe bicie serca uspokajało ją… tak samo jak jego znajomy zapach.
- A… czy tobie… się podobało? - spytała niepewnie, zadzierając głowę, by popatrzeć z ufnością godną niewinnego dziecka.
- Było inaczej… było miło… przyjemnie. I ty byłaś bardziej pewna siebie i władcza. I… może nie mógłbym być kobietą całe życie. Ale od czasu do czasu, dla ciebie…. czemu nie - rzekł ciepło i czule uśmiechając się. - Ale z tym krępowaniem to przesadziłaś. Nawet gdy ja cię wiążę, to tylko na chwilę… nie na całą noc.
- To na pewno była konieczność… popsułbyś mi plany… - odparła oglądając się na rękę chłopaka. - Poczekaj… już cie uwalniam. - Wychyliła się na podłogę, przez chwilę kręcąc pupą przed kochankiem.
- Mieczem będzie szybciej… z tej tasiemki to się jakiś oddzielny splot powrozu zrobił. - Uśmiechnęła się przepraszająco, rozcinając po chwili skórzany węzeł.
- Pewnie masz rację… niełatwo utrzymać dłonie przy sobie mając cię tak blisko. - I Chaaya poczuła tą wolną dłoń delikatnie zaciskającą się na swej piersi.
- Jesteś śliczniutka… wiesz? - szepnął Jarvis, pieszcząc jej krągłość. - I wiedz, że zawsze możesz szukać u mnie pocieszenia. Bez względu jakie zmartwienia będą cię męczyć.
Bardka uśmiechnęła się czule, ale trochę smutno. Pogładziła opuszkami szorstki od zarostu policzek, podważając ostre włoski z dziecięcym stuporem, jakby ich dotyk sprawiał jej przyjemność. Chwilę tak bawiła się na linii szczęki czarownika, po czym przysunęła się i pocałowała go w usta.
- Nie wierzę w ani jedno twoje słowo - odpowiedziała ze spokojem i wesołością. - Wystarczy zobaczyć czarną plamę na twojej piersi, by wywnioskować jak wygląda teraz moja twarz… - Kobieta położyła się naprzeciw mężczyzny, kładąc pod głowę rękę i wpatrzyła się w ciemne oczy przed sobą. Wprawdzie widział jak gdzieś na ich dnie czaiła się bezradność i niepewność wynikająca z luki w pamięci, ale było to lepsze od strachu i obrzydzenia, jakie prezentowała jeszcze kilka chwil temu.
- Mam cię zacząć przekonywać? Ustami? - mruknął Jeździec, głaszcząc dziewczynę po głowie i zamyślony wodził palcami po jej policzku mrucząc - Ale skoro już wiesz, że kobieta z którą figlowałaś, była mną to… chyba czujesz się już lepiej, prawda?
Sundari zarumieniła się zawstydzona, przygryzając dolną wargę.
- Tylko odrobinkę… - przyznała, wyżywając się na suchej skórce na ustach. - Ale… jeśli ci się podobało… to wstydzę się trochę mniej…
- Bardzo… było to intrygujące… - Palec maga przesunął się po wargach tancerki. - ...zobaczyć tę stronę twojej natury, której zwykle mi nie okazujesz.
Potem Jarvis pchnął delikatnie tawaif na plecy i nachylił się szepcząc ponownie - Jesteś śliczniutka.
Pocałował jej usta, długo i lubieżnie, wodząc językiem po jej ustach w niemej zachęcie do zabawy.
Odpowiedziała mu od razu, obejmując za szyją i wcałowując się z równą pasją co dzisiejszej nocy.
- Powtarzasz się… - odparła z chichotem, wcale nie mając mu tego za złe. - Tak w ogóle to… dzień dobry.
- Dzień dobry Kamalo… moja śliczna… pragnę się z tobą kochać… tak byś pobudziła jękami nasze smoki - mruknął zadziornie przywoływacz, pieszcząc znów usta i szyję dziewczyny, palcami sięgając między jej uda. - Pragnę cię wielbić i pieścić, tak jak ty czyniłaś to niemal całą noc.
- Nie boję się! - odpowiedziała dumnie, zarzucając z nonszalancją jedną nogę na biodro wybranka, na powrót się przytulając i łącząc ich wargi razem.
- Nie wypuszczę cię z łóżka… - zagroził jej kochanek, całując zachłannie raz za razem. Palcami zaś muskał na oślep jej łono i puncik rozkoszy ukryty na nim… niczym muzyk strojący instrument przed występem.
- Uważaj bo ci ucieknę - odmruknęła zadziornie, choć mag dobrze wiedział, że to tylko puste słówka. Kurtyzana lgnęła do niego jak pszczoła do kwiatu, wciąż nienasycona i niestrudzona w swym działaniu.
W dodatku jej kobiecość, ciepła i wyraźnie pobudzona, zdradzała więcej niźli Dholianka teraz chciała pokazać.
- Mam być delikatny, czuły, czy drapieżny i samolubny… mam pieścić jak niewolnik, czy brać wszystko jak władca? - szeptał, głośno się zastanawiając i smakując drżące piersi towarzyszki językiem.
- Na co tylko masz ochotę - wyszeptała z narastającą ekscytacją, nadstawiając się pod łakome usta mężczyzny i trącając go twardymi sutkami po policzkach.
- Mam ochotę… na ciebie… - Silne dłonie przesunęły się na biodra, pochwyciły za nie i Jarvis przewrócił się na plecy, tak, że bardka znalazła się na nim.
- Dosiądziesz mnie… chcę patrzeć na ciebie… i podziwiać - mruknął, łakomym spojrzeniem wędrując po ciele i twarzy kobiety. Jakoś ślady po makijażu nie odpychały go, gdy towarzyszyło im wesołe spojrzenie jej oczu i błąkający na wargach uśmieszek.
Chaaya podniosła się do siadu, napinając przy tym mięśnie brzucha, które zafalowały pod jej złotawą skórą. Jej drżące dłonie spoczęły z pietyzmem na klatce piersiowej czarownika, gładząc go delikatnie. Jakby nie dowierzała, że dostąpiła tak wielkiego zaszczytu jakim było współżycie z nim.
W brązowych oczach tliła się fascynacja i pożądanie, gdy prześlizgującym się leniwie spojrzeniem, rejestrowała każdy detal na skórze kochanka. Blizny stare i nowe… i znaki jakie pozostawiła na nim ona sama.
Kolejny rumieniec wykwitł na jej twarzy, ale nie miał on nic wspólnego ze wstydem, to było podniecenie i… niecierpliwość.
Tawaif już chciała zespolić ich ciała razem, ale jednocześnie nie mogła sobie odmówić, by dotknąć odstającej kości ramienia, by pogładzić palcem pod żebrem, by przespacerować się językiem po obojczyku, czy… by nie złapać jego przyrodzenia, jakby się z nim witała, pocierając opuszkami delikatną skóry z wprawą lubieżnicy, ale jednak czułej… jakby roztkliwionej.
- I znów… jestem twoją zabawką - zażartował Jarvis z uśmiechem, nie mając jednak ni sił, ni ochoty się opierać. Pieszczota jej palców pozbawiała go chęci opierania się figlom Chaai, więc błądził dłońmi po jej udach i pupie. Czasem chwytając za krągłe piersi, gdy akurat były w jego zasięgu.
Dziewczyna zawarczała gniewnie, gryząc delikatnie sutek przywoływacza. Chwilę go possała, zbierając się w sobie, by wrócić do siadu.
- Nie potępiaj mnie za to… - poprosiła przepraszającym tonem, świadoma jak wielką słabością darzyła ukochanego.
Ta sama dłoń, która go pieściła, pomogła mu zdobyć tancerkę, która zadrżała, pozbawiona na chwilę tchu, gdy poczuła w sobie jego obecność. Niczym dziewica, nie potrafiła się przyzwyczaić do uczucia wypełnienia, każdej nocy reagując tak samo.
- Pozwól, że poprowadzę, a tymczasem, niech twoje dłonie zadowolą się tymi o to wiernymi bliźniaczkami - odezwała się zadziornie, naprowadzając obie dłonie mężczyzny na swój jędrny biust, powoli zaczynając swoją miłosną przejażdżkę.
- Czy… ja… mógłbym cię… potępić… za… cokolwiek? - Palce Jeźdźca łapczywie wczepiły się w jej krągłości, delikatnie je czasem masując, czasem zaborczo zaciskając.
Nie odrywał oczu od jej twarzy ubrudzonej rozmazanym makijażem, patrząc na nią z zachwytem i pożądaniem cały czas. Sama zaś dziewczyna poruszając bioderkami, czuła ową nieustępliwą twardość kochanka. Czuła przeszywające ją doznania, gdy unosiła się i opuszczała na nim w dół. Czuła to wszystko… mając świadomość, że to ona jest powodem podniecenia, to na nią patrzy cały czas, i że to jej pragnie… Była dla niego najważniejsza.
Dlatego nie spoczęła na laurach ośmielona jego spojrzeniem. Chciała go spróbować na wszystkie możliwe sposoby. Zaczęła od bycia delikatną, by przejść we władcze tony, coraz bardziej dziko, szybciej i mocniej podskakując jak wojownicza amazonka. Puszczając wszelkie wodze swojej fantazji, aż nie przyćmiło ją spełnienie, które wstrząsnęło jej ciałem, wywołując jęk zadowolenia.
A jej ukochany towarzyszył jej cały czas w tej “podróży”, wpatrzony w jej poruszające się ciało, rozkoszując się pod palcami jej dwoma słodkimi owocami przyjemności i docierając na szczyt wraz z nią.
- Jesteś cudowna, słodka… śliczna - szeptał cicho przyglądając się drżącej po ekstazie partnerce.
- Chciałam być groźna, waleczna… szalona… - mruknęła z przekąsem, pochylając się, by cmoknąć czule wargi Javisa. - Miałeś się mnie bać - zażartowała prężąc swe walory, bez cienia wstydu.
- Jesteś cudowna… - mruknął chłopak, masując jej dwa skarby, które obejmował dłońmi. Nagle odchylił głowę i… spojrzał na bok. Dłonią sięgnął w tamtym kierunku i pochwycił mały drobny przedmiot. Przeklęty pierścień.
Przez chwilę mu się przyglądał, trzymając go w dłoni, po czym uśmiechnął się czule do bardki.
- Jeśli kiedyś… znów kusić cię będzie chęć nowych… wrażeń, to… czasem mogę go założyć. Jeśli będziesz chciałam. Ale tylko czasem - rzekł czule.
- Nie mamy już zwojów… zresztą, nie chce kusić losu. Wyśle go do domu… - odparła mu po chwili zastanowienia, przyglądając się “mrocznemu” oczku na obrączce.
- To takie… zabawne… nawet nie wiedziałam, że mogłabym być taka… a wszystko dzięki jakiejś małej pierdółce…
- Zwoje można kupić w świątyni… niemal każdej - stwierdził w zamyśleniu czarownik i uśmiechnął się z uczuciem. - Ale zrobimy jak zechcesz.
- Trochę jednak szkoda… nie dowiem się jak to jest być mężczyzną. - Westchnęła teatralnie, chyba nie za bardzo żałując swojego kobiecego losu.
Położyła się na przywoływaczu tak jak to miała w zwyczaju, cicho się śmiejąc do swoich myśli.
- Bycie mężczyzną nie jest niczym nadzwyczajnym - mruknął mag, obejmując tawaif w pasie i tuląc do siebie. - Zresztą co byś zrobiła, będąc w męskiej postaci?
- Poszłabym sikać na stojąco… - odparowała z dziecięcą szczerością, choć i pewnym… niezrozumieniem, jak Jeździec mógł nie wpaść na taką oczywistość…
“Może dlatego, że sam sika na stojąco?” Babka zadrwiła wrednie, krążąc niczym ciemna chmura dookoła Kamali.
- A nie doświadczasz bycia mężczyzn, przez wspomnienia Nveryiotha? Godiva wszak doświadcza ciebie, przez moje wspomnienia. - Zastanowił się czarownik, cmokając policzek dziewczyny.
- Nie zaglądamy sobie w te rejony… pozwala nam to zachować przynajmniej pozory prywatności - wyjaśniła wesoło, bawiąc się kosmykiem włosów.
- Godiva nie uznaje słowa “prywatność”. Dla niej ja i ty i pewnie nawet Nvery, jesteśmy jej własnością… choć także opiekuje się nami jak pisklakami. Nie ma barier, których nie mogłaby przełamać jej ciekawość. Poza jedną… co mnie dziwi. - Zadumał się kompan. - Naprawdę jej zależy na tobie. Na tym byś się dobrze czuła, byś była szczęśliwa, byś ją lubiła. To dziwne, ale tobie udaje się trzymać ją w ryzach. Ją i jej apetyt na nowe doznania.
- To mnie trochę cieszy… bo czasami boje się jej bezpośredniości… - przyznała się w zakłopotaniu. - Oczywiście zgrywam odważną… ale czasami… mam ochotę uciekać z krzykiem. Nie chce jej zawieść, ale czuje, że pokłada we mnie zbyt wiele nadziei.
- Dla niej to też nowość. Zwykle wszystko zdobywa siłą lub bezczelnością. - Zaśmiał się Jarvis i ucałował czule usta bardki. - A z tobą musi cackać się jak z jajkiem.
Chaaya pacnęła go w policzek niby to urażona.
- Sam jesteś jajko… - Po czym sturlała się na materac, zawijając w kołdre i pozostawiając tylko tycią szparkę do oddychania i podglądania ukochanego.
- Ja… ja jestem znacznie gorszy niż jajko… ja tylko ciągle cię pozbawiam odzienia. Ileż to razy gubiłaś przy mnie wszystkie ciuszki? - zapytał retorycznie z drapieżnym uśmiechem. A potem spytał już poważniejszym tonem. - A co planujesz na dzisiejszy dzień?
- Muszę oddać sukienkę… a później, później to nic… tylko wieczorem jak Nvery skończy pracę, umówił się ze mną na spotkanie w jakiejś karczmie - wyjaśniła kurtyzana, ziewając z nagła i zwijając się w kołderkowy kłębek, wysunęła rękę, by złapać za dłoń przywoływacza i porwać ją do siebie.
Wkrótce Jarvis trzymał ciepły policzek kochanki, która wtuliła się w swoją nową “poduszkę”.
Leniuchowanie wykonywała z taką samą gorliwością, co miłosne igraszki.
- Ja zaś… - zaczął czarownik rozmyślając. - …poniucham za Vantu i innymi plotkami. Wolisz się ze mną wałęsać po mieście, czy rozkoszować wygodą łóżka? Albo dać się porwać Godivie?
Kamala oczywiście nie chciała się rozstawać z partnerem. Zbieranie informacji wymagało jednak pewnych umiejętności, które najlepiej objawiają się w pojedynkę. Wiedziała o tym z autopsji…
- Ja pewnie… gdzieś wyjdę - odpowiedziała po chwili dłuższego zastanawiania się. Oczywiście… nie miała planów i nie pogardziłaby towarzystwem, choć… niekoniecznie w postaci smoczycy. Ta była męcząca… choć miała dobre serce i zapewne zamiary. - Przypomniało mi się, że muszę porozmawiać z Axamanderem, może wrócił już z misji.
- Spotkamy się więc na obiedzie? Poszukam też informacji na temat lochów, które odwiedziliśmy. Może znów się tam wkrótce wybierzemy, w większym lub mniejszym gronie? - zaproponował czule mag, obserwując tancerkę opatuloną kołdrą niczym kokonem.
- Możemy… o ile trafię na miejsce - odparła dziewczyna, wtulając się policzkiem w dłoń mężczyzny.
- Będę cię szukał. - Ten stwierdził wesoło, rozkoszując się delikatnością swej tawaif. - Szukać cię w okolicy tej karczmy, gdzie zabraliśmy beczki?
- Tam?... No możemy się spotkać i tam… - Chaaya nie wiedziała czy karczma Vittorio była po drodze do sklepu z sukniami, a później do siedziby Purpurowych Strzał, ale w końcu i tak większość podróży spełni w gondoli, więc co za różnica… niech się przewodnik martwi.
- To miejsce, które znasz… może też w tej gospodzie z bluszczem. Gdzie kochaliśmy się… nie dbając o to czy nas przyłapią - zaproponował z łobuzerskim błyskiem w oku.
- Nie… nie, tam nie - oznajmiła wartko, siadając z nagła pod kołdrą. Pokręciła głową na boki i zsunęła nogi na brzeg łóżka po dalszej stronie od przywoływacza.
- O której się mamy spotkać? - spytała już spokojnie, zrzucając z głowy okrycie i wstając, by podejść do wanny.
- Koło południa? Lub później jeśli tak będzie ci wygodniej. - Jarvis choć śledził spojrzeniem kobietę, to nie ruszył się z łóżka, wiedząc jak łatwo mógły ulec pokusie jeszcze jednej chwili z nią w swych ramionach.
- Bardziej jak tobie będzie wygodnie… ja nie mam specjalnych planów, uwinę się w trymiga. - Tancerka włączyła mechanizm z wodą i zaczęła przeszukiwać szkatułkę z kosmetykami.
- Więc w południe. - Jeździec przyglądał się towarzyszce zamyślony. - Chaayu… wiesz, że jesteś dla mnie ważna, prawda?
Dziewczyna odwróciła się przez ramię, ważąc w dłoni puzderko z czerwonym proszkiem. Jej twarz była cała umorusana w czarnym makijażu, ale oczy były jasne i… o ostrym jak brzytwa spojrzeniu. Przypominała nieco sokoła, który wpadł do komina.
- Tak… - odpowiedziała z ostrożną zapobiegliwością - zdaję sobie z tego sprawę. - Uśmiechnęła się nieznacznie, wygładzając swoje rysy. - Skąd cie wzięło na tak podniosły ton… coś się stało?
- Bo wiedz, że podobałaś mi się wczoraj… gdy byłaś pijana. Gdy zmieniłaś mnie w kobietę dla swojego kaprysu. Ten twój rys charakteru też kocham. Chcę byś czasem pozwalała sobie na odrobinę egoizmu… nawet moim kosztem. Byłaś wtedy wesoła i radosna. Byłaś piękna - rzekł w odpowiedzi czarownik. - Chcę widzieć to szczęście i ten uśmiech… zawsze.
Sundari odłożyła pudełeczko na miejsce, by wyciągnąć inne. Nie odpowiedziała, najpierw zajmując się przygotowaniem kąpieli. Dopiero gdy znikła w wylewającej się i pierzastej pianie o zapachu jaśminu, zanurzając się po samą brodę w ciepłej wodzie i upewniając się, że smutek nie przebije się przez jej ton głosu, mruknęła nonszalanckie - zastanowię się. - Po czym zanurkowała.
- Brzmi jakbym znowu cię jakoś obraził - odparł ze smutnym uśmiechem chłopak, podchodząc do wanny i kucając obok niej. - Przepraszam… nie takie były moje intencje.
- Nie, nie obraziłeś - odparła Dholianka, przemywając twarz raz za razem, by pozbyć się ciemnych zacieków na policzkach i pod oczami. - Nie przejmuj się tak, cenię sobie szczerość.
- Jesteś moim klejnotem Kamalo. Moim smoczym jajem. Więc nic dziwnego, że tak się o ciebie troszczę. - Pogłaskał czule po włosach tawaif, rozkoszując się ich sprężystością, jak i faktem, że tym gestem podkreślał jak ważna jest dla niego.
- O przedmioty nie trzeba się tak troszczyć kochany. Nie mają one ani uczuć, ani potrzeb… - odparła ze zgryźliwym uśmieszkiem, nadstawiając się po dodatkową pieszczotę.
- O klejnoty trzeba moja śliczna. W La Rasquelle wierzą, że każdy klejnot ma osobowość, duszę, każdy ma świadomość i moc. Że jeśli nie dba się o rodzinne klejnoty, te sprowadzają klątwę i niszczą cały ród. W każdym razie… w to wierzono jak byłem dzieckiem - odparł ze śmiechem Jarvis, nie przerywając głaskania kochanki i przyglądając się jej. - Teraz to mogło się zmienić.
- Ale bzdura… - Ta zaśmiała się pod nosem, wyraźnie rozbawiona wytłumaczeniem ukochanego. Dopiero pochwili się zreflektowała i spojrzała na rozmówcę badawczym spojrzeniem, by sprawdzić czy aby go nie uraziła swoją reakcją. - Ja nie rzucę na ciebie klątwy… nigdy. Nie musisz się więc obawiać - odparła potulnie, wpatrując się w pływające bańki na wodzie.
- Masz rację… bzdura - zgodził się z nią mag i znów zadumał.
- W większości przypadków przynajmniej. Natomiast są klejnoty, które są piękne, duże i… przyniosły pecha niektórym właścicielom. A nawet rodom. A poza tym… - Wyraźnie się wahał. Jakby miał ujawnić niewygodny lub straszny sekret, ale nie chciał jej przerazić.
- Jak już zacząłeś to dokończ… - Brązowooka burknęła, rozeźlona niepewnością jaka zawisła w powietrzu.
- Klejnoty… zwłaszcza te duże i ładne są ulubionym materiałem na filakterie liczy. Zwłaszcza elfich i smoczych drakoliczy. Dlatego te dbają, by coś, co jest esencją ich trwania, znajdowało się w zaufanych rękach. I dlatego tak powszechna była wiara w dusze klejnotów. Bo w klejnocie mogła być dusza… a konkretnie dusza nieumarłego maga - wyjaśnił mężczyzna cicho, przyglądając się dziewczynie i jej reakcji na tą porcję wiedzy.
“No to teraz powiedział! HA!” Laboni parsknęła śmiechem, wzbudzając nerwowy chichot dziewcząt.
Sundari spoglądała na czarownika, jakby właśnie urwał się z choinki i wpadł jej pod nogi. Grymas konsternacji rozkwitł na jej licu, a jedna brew podsunęła się po chwili nieco do góry w geście irytacji.
“Ja nie wiem czy mam to traktować jako komplement?... czy obelgę?” Żachnęła się Umrao na granicy głupkowatości.
“No już niech mu będzie, że jesteśmy klejnocikiem… trudno przeboleję tą zniewagę…” Seesha zamruczała niezadowolona, cmokając z niesmakiem na samo wspomnienie. “Ale z tym liczem to lekka przesada… teraz pytanie czy to my nim jesteśmy… czy on.”
“Co to w ogóle za bzdura z tym wszystkim?!” Nimfetka pisnęła wyraźnie nie godząc się na zaistniałą sytuację. “Co to?! Ja się nie godzę! Ja nie chcę! Dlaczego!”
“Ocho… kurduplica się przegrzała…” zaszczebiotała Ada z sarkazmem i reszta masek mogłaby przysiąc, że słyszała jak ta zapisuje coś niematerialnym rysikiem w swoim nieistniejącym pamiętniku.
“Nie nazywaj mnie tak! Jestem od ciebie starsza!” Dziewuszka wyraźnie się zagotowała na tą obsceniczną zniewagę.
“Ale niższa…” Babka zarechotała ukontentowana, że panny jak zwykle są w formie na dogryzanie pomimo swojego niebytu.
- Niemniej ogólnie opowieści o klejnotach raczej unikają tej kwestii. Dotyczą głównie potężnych i pięknych duchów zaklętych w nich. Nawet czasami potrafiących się objawić jako tajemnicze i piękne nieznajome. Kochanki, które obdarzają jedną cudowną nocą na rok swych właścicieli. Choć oczywiście to już są tylko romantyczne bajki - kontynuował swe opowieści i pieszczoty przywoływacz.
- W której części widzisz tu… romantyzm? - spytała zdawkowo bardka, ciągle nieco zagubiona w rozmowie. - Jesteś pewien, że to historie o duchach a nie dżinnijach, które oddają się właścicielowi, by zdobyć nowy klejnot do swojej korony? - Kobieta wyciągnęła rękę z wody i przetarła plamę na piersi mężczyzny, którą zostawiły jej łzy i makijaż.
- Gdy patrzę na ciebie, wszystko wydaje się romantyczne - rzekł pół żartem, pół serio mag i cmoknął czubek nosa dziewczyny. - Dlatego gadam od rzeczy, zamiast dać ci sie w spokoju umyć.
Tawaif uśmiechnęła się czule i pogładziła wierzchem palca policzek Jarvisa.
- Nie mów tak jamuun… to nie twoja wina, że ja nie rozumiem co do mnie mówisz… - odparła przepraszająco, opierając głowę o brzeg wanny i spoglądając w sufit. - My na pustyni nie przywiązujemy takiej wagi do klejnotów… to skała… pięknie wypolerowana. Droga. Błyszcząca… coś czym można się pochwalić lub sprzedać. Przedmiot cenny, ale bez wartości… r-rozumiesz co mam na myśli?
- A co jest cennego i pięknego dla twego ludu? - zapytał on na to, przyglądając się jej ustom, które po chwili musnął delikatnie.
- To skomplikowane - odpowiedziała po dłuższym zastanowieniu, ściągając komicznie brwi ze sobą. - W każdej wiosce… w każdym klanie lub nawet rodzinie, będzie to co innego. Jedynym punktem wspólnym jest jednak… niematerialność. To bardziej cecha, zachowanie, umiejętność, czy choćby zwykłe prawo natury. Nomadom na przykład podobają się wielbłądy i adorują wszystko co jest z nimi związane. Nawet zanikające ślady ich racic na piasku… - Sięgnięcie pamięcią wstecz, do swoich korzeni, nieco przygasiło spojrzenie tancerki, która umilkła, jakby w połowie niedokończonego zdania, kręcąc wodą wodą w wannie, by obmywała jej ścianki i kobiecą szyję.
- Obawiam się, że ty jesteś znacznie śliczniejsza od wielbłąda. Może... gazela? - zaproponował polubownie.
- To zwierze, którego jedynym celem jest nakarmienie innych… - mruknęła smętnie, ale kąciki ust drgały nieznacznie ku górze, jakby jakąś część Chaai nie chciała poddać się melancholii.
- To już wolę być twoim klejnocikiem. - Uderzyła dłońmi w taflę i usiadła z rozmachem. - Jeśli zapomnisz mnie ładnie wypolerować, przeklnę cię na kolejne dziesięć wcieleń.
- W takim razie… - Jeździec wlazł do wanny tuż za plecami ukochanej. Jego dłonie zaborczo chwyciły za jej piersi. Po czym zaczęły je ugniatać i masować.
- Lepiej żebym wziął się od razu do roboty, prawda? - zapytał wesoło i cmoknął czule ucho dziewczyny.
- Bardzo dobrze. - Ta oparła się plecami o tors partnera, rozkładając ręce na obu burtach, jakby rozsiadła się na tronie, po czym przymknęła w zadowoleniu oczy.
Przez kilka pierwszych chwil siedziała nieruchomo i w całkowitej ciszy, później jednak mężczyzna wyłapał spojrzeniem, że bardka go obserwuje wzrokiem osoby, która patrzyła na coś wyjątkowo cennego i pięknego. On zaś obdarzał ją czułym uśmiechem, jak oddany niewolnik, kochanek i władca zarazem. Równie nieodgadnionym jak on sam.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline