Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2018, 16:02   #69
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Angus półsiedział uwiązany za ręce do belki wspierającej daszek nad studnią na jednym z placyków pomiędzy chałupami Przyklasztorów. Był świetnie widoczny w świetle ognia pochłaniającego jedną z chałup, którą Alexander podpalił z kilku różnych powodów. Podstawowym był ten, aby wszystko doskonale widzieć, a ni bazować jeno na bladym świetle księżyca kończącej się nocy. Patrząc na buzujący ogień przypomniał sobie płonącą karczmę w Wygódkach. Wtedy, wiedząc już o strachu nieumarłych względem ognia, burza żywiołu pochłaniająca domostwo Filipa jawiła mu się bezpieczeństwem. To pod kamienną ścianą parteru karczmy chronili się w kupie mimo płomieni strzelających wyżej. Teraz starał się być jak najdalej od pożaru czując panikę na samą myśl, że mógłby się tam zbliżyć. Kto wie, mogło tak płonąć i do świtu, gdyby im się nie udało, to Jiri mógł przeżyć stając w upiornym gorącu na tyle daleko od płomieni by nie upiec się żywcem, a na tyle blisko by mieć pewność iż żaden nieumarły nie podejdzie zbyt blisko.
Przez blask ognia klasztor był niewidoczny, ale Alexander zerkał w tamtym kierunku. Polecił Alinie i Urszuli przygotować wóz, a Jiri zaprzągł konie. Zmaltretowana Giselle i przemieniona w wampirzycę, zakołkowana mniszka Hue zostały ukryte w wygodnych skrytkach pod podłogą, w których z Wiednia podróżowali Angus, Aila, Isotta i Viligaiła. Pozostałe odratowane w podziemiach mniszki znalazły miejsce w powozie, a siostry miały wywieźć je i siebie z tego przeklętego miejsca gdy w Przyklasztorach zacznie się jatka.
Zadbanie o dziewczęta popłaciło, bo ghulice Aili zdradziły mu przy tym w jaki sposób czwórka wampirów żywiła się podczas długiej podróży z Wiednia. Viligaiła uciekając z Klasztoru nie miał czasu zabrac worka powierzonego mu przez radę Tremere, a wciąż było w nim sporo niepozornie wyglądających orzechów włoskich…
Nieumarły wyciągnął jeden z sakwy przy pasie i przypatrzył mu się, po czym skupił dobywając z niego zaklętej esencji. Owoc rozpadł się w proch, a bękart poczuł lekkie uczucie nasycenia.
Cóż za moc…
Niejako z obrzydzeniem i frustracją odpędził od siebie myśl ileż krwi Wiedeńscy Tremere musieli wykorzystać, by nasycić nią te orzechy za pomocą znanej sobie magii.
Jeszcze raz rozejrzał się, ale nie mógł dostrzec Jiriego, który ukrył się dobrze ze swoją kuszą. Wszak Czech zdawał sobie sprawę, że idzie tu nie tylko o sukces polowania, ale i jego życie. Zreszta nawet gdyby wszystko poszło tak jak zaplanowali, to… Alexander pokręcił głową.
Nawet gdyby bełt utrafiający w nieumarłe serce sparaliżował Marcusa, to czy starczy mu sił i umiejętności by stanąć przeciw Isottcie i Merlinowi, gdyby okazało się iż stary Gangrel przywiódł ich ze sobą?
- Jeżeli w coś wierzysz stary sukinsynu, to módl się - Alex szepnął przykucając przy Angusie i sprawdzając czy kołek trzyma się mocno. Kiedyś w pieczarze banitów zastanawiał się czy Theresa świadoma jest otoczenia z majac przebite drewnem serce. Teraz już wiedział, że tak. - Jakież to zabawne, że nadzieje na przetrwanie, może dać ci tylko wpadnięcie w łapy łowców, podczas gdy od spokrewnionych… od własnego brata, dostaniesz niewolę krwi, albo ostateczną śmierć.
Nieumarły rycerz wyprostował się i zerknął na płonący budynek, a potem wrócił do przypatrywania się otoczeniu.
Czekał.
Marcus pojawił się na godzinę przed świtem spływając z nieba pod postacią czarnego kruka. Jego przybycie uprzedziło pojawienie się Isotty, która na koniu przejechała obok wsi kierujac się ku klasztorowi. Wraz z nią było dwóch jeźdźców w kapturach.
Marcus tymczasem podszedł w kierunku brata, ale jednak trzymając pewien dystans.
- Więc to prawda... legendarny Krogulec poległ z ręki młodzika. Fascynujące.
- Gdzie moi ludzie? - Alexander spytał nie komentując spostrzeżeń starego wampira.
Gangrel powoli podniósł na niego wzrok.
- Bezpieczni. Wrócą do Ciebie, gdy załadujesz mojego drogiego brata na konia Isotty, która, jak pewnie wiesz, czeka u bram monastyru. Zanim jednak to nastąpi, chciałbym coś sprawdzić. To, o czym mówiła, twoja droga małżonka, która postanowiła zakończyć swój byt tegoż ranka. Doprawdy, niemądre dziewcze, tak na marginesie mówiąc. W każdym razie mam prośbę do Ciebie Alexandrze. Udowodnij mi swoją lojalność i pozbaw się teraz jednego oka. Dowolnego. - Rzekł z tym samym niezmąconym spokojem.
- Co mówiła? I czemu mam się go pozbawiać? - Bękart nie musiał udawać zdziwienia, choć doskonale wiedział co o nim Aila rzekła Marcusowi. Tym okiem jednak faktycznie go zaskoczył. - Jeżeli zaś Isotta ma zabrać tę mendę, to musi tu podjechać, nie będę tachał go z powrotem do klasztoru.
- Będziesz. Zaraz potem, jak wydłubiesz sobie oko, by okazać mi lojalność. Teraz! - Powiedział z naciskiem stary wampir.
- Ale… to moje oko… - Alexander wyjął nóż i przez chwilę jakby się wahał. W końcu uniósł go do twarzy.
Nie chodziło nawet o samą kwestię bólu jakiego się spodziewał, ten mógłby znieść. Nie chodziło też o absurdalne okaleczanie się własnoręcznie, bo jeżeli Marcus potrzebował takiego dowodu, to danie mu go mogło tylko pomóc uśpić czujność starego nieumarłego.
Bękart patrząc na ostrze po którym pełgał poblask płonącej chałupy, zastanawiał się czy utraci to oko już na zawsze…
Moc krwi pozwalała leczyć rany, nawet te bardzo ciężkie, o czym przekonał się prawie tracąc rękę jako człowiek, ale… Czy mogła odtworzyć część ciała której się pozbawi?
Spojrzał raz jeszcze na Marcusa nie udając rozterek.
Z drugiej strony za niedługo mógł być już ranny, co za różnica czy z okiem czy nie.
Zagryzł zęby i przybliżył nóż do twarzy.

[MEDIA]https://i.imgur.com/5onWiZW.png[/MEDIA]

- AAaaaaaargh!!! - nawet nie do końca zdawał sobie sprawę, że to on tak wrzeszczy. Ból był koszmarny, toteż by skończyć jak najszybciej pomógł sobie palcem drugiej dłoni.
Pole widzenia zmieniło się nagle, a młody wampir aż oparł się o słup podtrzymujący daszek nad studnią, do którego przywiązany był Angus. Zdrowym okiem patrzył na oko… jego własne oko spoczywające na dłoni.
- Dla… dlaczego…? - wystękał wciąż targany bólem i spojrzał na Marcusa.
Ten spoglądał na niego z satysfakcją, którą starał się ukryć pod płaszczem obojętności.
- Potrzebowałem dowodu twej lojalności. Aila... nieźle namieszała. Doprawdy czasem nie wie czy ta dziewczyna jest tak głupia, czy tak sprytna. A teraz każ otworzyć bramę, by wjechali moi jeźdźcy.
- Czyli to przez nią… - Alexander spuścił nieco głowę i zacisnął szczęki.
Wciąż nie miał zielonego pojęcia czemu ta wariatka wyjawiła Marcusowi jego odporność na więzy krwi. Przypłacił to okiem, a i tak zaufanie Marcusa względem kontroli swego sługi mogło mieć w głębi jakąś skazę mimo tego poświęcenia. Uniósł głowę na powrót.
- Wrota nie powinny być zamknięte. Idąc tu z Angusem wyszedłem furtą w nich, a wątpię by ktoś za mną zamykał. Przygotowałem kobiety do drogi, może są przy wozie na dziedzińcu, może w środku. Pozwól im odjechać proszę. Poza tym klasztor jest pusty.
- A Viligaiła i Czech? - zapytał Gangrel, rozglądając się wokół.
- Ten wysoki poganin umknął gdy zakołkowałem Angusa, trop urwał się w lesie. Jiri… - Bękart pokręcił głową, ból już trochę zelżał. - Aila uwięziła go z Giselle w podziemiach i napoiła go przemocą swoją krwią. On zawsze był uparty i na wampiry cięty. Kiedyś w Norymberdze to on zainicjował przysięgę między nami, że gdyby nieumarły był bliski związania krwią któregoś z nas, prędzej ubijemy towarzysza niż do tego dopuścimy. Przez to czym się stałem… nie dowierzał chyba, że się z tego wywiążę. Giselle skuta, w lochach jak on, Bernard i Noel w twej mocy. Słabo go doglądali przykutego do ściany, to roztrzaskał sobie o nią łeb.
Wampir chwilę przyglądał się swemu potomkowi, po czym gwizdnął przeciągle. Następnie zapadła cisza. Wampir czekał na coś lub kogoś, a Alexander nie ruszał się stojąc przy Angusie. Skupiał się na wypełniającej go krwi, ale nie w celu leczenia rany, a wzmocnieniu swego ciała. Jeszcze jako śmiertelnik, ghul Elijahy, korzystał z tej mocy, ale wtedy zmuszony był ostrożnie szafowac niewielkimi ilościami krwi starego Malkaviana, którą go z rzadka zaszczycał. Teraz bękart czuł w sobie wiele vitae, dzięki której mógł doprowadzić swe ciało do siły, sprawności i odporności daleko poza granicami ludzkiego pojmowania.
Gdy tak stał walczył ze sobą by nie rozglądać się jak czynił to wcześniej Marcus. Zastanawiał się czemu Jiri nie strzela.
Tajemnica rozwiązała się sama, nagle, w całkowitej niemalże ciszy ktoś wyrzucił z otworu stryszka obórki stojącej przy wiejskim placyku ciało martwego Jiriego, jakby kusznik był szmacianą lalką.
Merlin.
Stary wampir przestał być podobny do samego siebie teraz, gdy Marcus związał go swoją krwią. Nosił czarną, długą szatę, a srebrzyste włosy miał splecione w króciutkie warkoczyki, przez co bardziej niż mędrca, przypominał teraz jakiegoś pogańskiego wojownika.
W dłoni Merlina znajdował się zakrwawiony dziwny miecz wschodniej roboty, którym wampir podciął gardło niczego nie spodziewającego się Czecha. Nieumarły uśmiechnął się paskudnie, stojąc w otworze stryszku. Uśmiechał się nawet wtedy, gdy jego ciało zostało przeszyte naraz 3 bełtami, z których jeden wbił się w czoło Merlina, zaś dwa pozostałe przeszyły jego ramię i pierś. Bezwładne ciało wychyliło się do przodu i spadło na placyk, gdzie stali Marcus i Alexander. Rozległ się znajomy bękartowi dźwięk rogu. Wilhelm przybył wraz z innymi łowcami.
Zakląwszy bezsilnie nieumarły rycerz spojrzał na Marcusa.
Merlin nie mógł łatwo umknąć, a łowcy Wilhelma na niego właśnie zmarnowali swoje bełty, podczas gdy stary Gangrel mógł w chwilę jeno rozwiać się w dym, lub wzlecieć pod niebo jako kruk.
- Drugi raz przede mną uciekasz - powiedział patrząc na swego stwórcę. - Jak pies, z podkulonym ogonem…
Nie mówił tego by sprowokować Marcusa do starcia. Stary wampir świadom był wszak zagrożenia. Wystarczyło aby napastnicy przeładowali kusze i nawet dla tak potężnego nieumarłego oznaczało to śmiertelne niebezpieczeństwo.
- Jak pies… - młody wampir powtórzył wciąż spoglądając w wykrzywioną nienawiścią twarz, która zaczęła rozwiewać się w powietrzu w dym.
Czuł gorycz, że nie udało się ubić bydlaka, czuł rozpaczliwy żal, wiedząc iż Bernard i Noel będa martwi jeszcze przed świtem.
Czuł jednak również satysfakcję po raz pierwszy widząc tak silne emocje na obliczu Marcusa.
Merlin poprzebijany bełtami próbował podnieść się na kolana, ale ciężkie rany zadane bełtami nie dały uleczyć się ot tak, w krótką chwilę. Stary Tremere był potężny, dysponował silnymi darami i umiał posługiwać się magią krwi, ale fizycznie, nawet wzmacniając swe ciało, dopóki vitae nie zaleczyła ran zadanych nieumarłemu ciałum, nie był dla łowców żadnym przeciwnikiem.
Dwóch mężczyzn szło na niego w milczeniu, ostrożnie. Jeden z mieczem, drugi z włócznią.
- Zabij go - rzekł dawny sire Aili spoglądając w oczy jednemu ze zbrojnych i wskazując drugiego. Mężczyzna zmylił krok, zawahał się i uniósł miecz, ale…. zagryzając szczęki stał w bezruchu. Alexander wiedział co się z nim dzieje. Całą swą siłą woli opierał się wampirzej mocy nakazu. Zwykły człowiek nie potrafiłby tego przezwyciężyć, ale Wilhelm w Alpy nie zabrał zwykłych ludzi, a łowców, którzy znali wampirze moce i wiedzieli iż sięgając po pokłady woli mogą się przeciwstawiać.
Choćby przez chwilę.
Drugi z mężczyzn wykorzystał tę chwilę zawahania kamrata i wbił włócznię w serce Merlina, zanim ten podniósł się z ziemi.
- Alexandrze… - mocny głos przepełniony autorytetem poniósł się ponad huk ognia płonącej chałupy. - Z drugiej strony placyku stał starszy mąż, oraz kobieta celująca do bękarta z kuszy.
- Wilhelm… - odpowiedział bękart nie ruszając się z miejsca.


Stary łowca był nieuzbrojony i nosił mnisi habit.
- Opuść broń Gretel, przywitaj się z Alexem.
- Witaj, morderco - dziewczyna nie opuściła kuszy, na jej twarzy malowała się jakaś determinacja.
Bękart uniósł brwi i spojrzał na dawnego mistrza.
- Gretel to siostra Hansela - wytłumaczył Wilhelm spoglądając na Angusa wciąż półleżącego przy studni z kołkiem w sercu. Rzucił spojrzenie też na Merlina przebitego włócznią. - Dwóch… Nieźl… - urwał przyglądając się dawnemu uczniowi.
- W wozie, pod podłogą jest jeszcze jedna, młoda. Pod klasztorem jest też ciut starsza nieumarła. “Dwórka”. - Alex doprecyzował zwyczajowym wśród łowców określeniem Ventrue. - Do świtu mniej niż godzina, więc nie skryje się nigdzie indziej niż tam. Łatwo osaczycie ją w monastyrze. Jest jeszcze jeden, w lesie, moi przyjaciele pilnują miejsca gdzie jak mniemam się skrył.
- Alexandrze… - zarówno w tonie Wilhelma jak i na jego twarzy malowało się niedowierzanie.
- W imię starych czasów… proszę tylko o jedno. Porozmawiaj ze mną, zanim zniszczysz którekolwiek z nas. - Bękart wysunął kły prezentując je, aby rozwiać ostatecznie niepewność łowcy względem tego co widzi. Rozłożył szeroko ramiona. - Strzelaj, Gretel.
Dziewczyna nie dała sobie tego dwa razy powtarzać.
Bolało, gdy bełt wbił się w martwe serce… ale gorsze było to co było później. Pełna świadomość tego co dzieje się wokół i niemożność reakcji na nic. Brak możliwości choćby poruszenia gałką oczną by zerknąć w inną stronę.
Upiorna mordęga bezsilności.
Alexander pożałował Theresy… a nawet Angusa.


Ciała leżały w celi, w której wcześniej przykuci byli Jiri i Giselle.
Równiutko, jedno obok drugiego.
Angus, Merlin, Isotta, mniszka, którą Aila nazywała Hue. Każde z drewnem w sercu, czy to kołkiem, czy zwykłym bełtem.
Dwóch zbrojnych stało czujnie w pewnym oddaleniu, jeden z naładowaną kuszą, drugi z włócznią. Lekką kuszę gotową do strzału miała też Gretel stojąca pod ścianą.
Alexander był przykuty łańcuchami do ściany, ale mimo to te środki ostrożności i skupienie na twarzach ludzi gotowych do natychmiastowej reakcji - nie dziwiły. Wampir, nieumarły. Ryzyko…
- Jak to się stało? - Wilhelm cofnął się nieco z okrwawionym bełtem w dłoni. Gdy wyciągnął go z serca Alexandra ten odzyskał możliwość ruchu, ale nie korzystał z tego poza lekkim ruchem głowy i spojrzeniami lustrujacymi celę.
- Ten który zbiegł jest celem wampirów z Wiednia, przybyli tu niedługo po tym, jak ja i moi ludzie skrewiliśmy i dostaliśmy się w moc nieumarłego. - Bękart spojrzał na starego łowcę. - Marcus, ten który uciekł, uznał, że przyda mu się ktoś, kto pomoże powybijać napastników. Któż jest groźniejszy od łowcy? Nieumarły łowca. Zabił mnie, przemienił wbrew swej woli i związał krwią. - Alexander ni słowem nie wspomniał o Aili. - Przynajmniej próbował, jestem odporny na więzy. Pamiętasz? Mówiłeś mi o tym, udało mi się opierać im gdym jeszcze żył. Teraz to we mnie jeszcze silniejsze.
Wilhelm milczał dłuższą chwile.
- Przykro mi… naprawdę to wielka strata. Opowiadałeś o tej Theresie… Słyszałem też o nieumarłym z Kocich Łbów, oraz o tym coś uczynił tu w górach dwa miesiace temu z okładem. - Spojrzał na leżące obok wampiry. - Gdybyś nie rzekł o tej “Dwórce”, tez udało by się jej pewnie ukryć przed nami, nieświadomymi jej obecności. Są łowcy co przez całe życie gonią w piętkę nie odnajdując nieumarłego. Ty zaś masz na rozkładzie czwórkę, a i tych wypada policzyć przynajmniej po części tobie… - Pokręcił głową wskazując gestem nieruchome ciała.
Alexander nie odpowiadał, jego myśli pobiegły do Aili. To z jej powodu zerwał więzy zamiast żyć jako sługa Elijahy na Kocich Łbach, później zaś coś niewytłumaczalnie ściągało ją ku nieumarłym i w efekcie pojawiały się w jego życiu kolejne wampiry. Łącznie z tymi z zamku Kreuzenstein spotkał w swoim życiu aż kilkanaścioro z nich, większość właśnie dzięki ukochanej.
- Najważniejszy zbiegł - powiedział ponuro. - Strzelaliście nie do tego co trzeba, to będzie kosztowało kilka żyć. W tym Bernarda, Noela.
- Przykro mi.
- Tak… przykro. - Bękart oparł głowę o ścianę i przymknął oczy.
- Nie wydam cię na słońce, nie będziesz cierpiał - Wilhelm odezwał się po dłuższej chwili ciszy. - Zginiesz w czasie dziennego snu, nawet nic nie poczujesz. Tyle mogę dla ciebie zrobić. - Gretel na te słowa zmarszczyła brwi, chyba gdyby to od niej zależało, przywiązałaby Alexandra do pala w półcieniu.
- Jeżeli zniszczysz mnie i ich, Marcus nie będzie miał tu czego więcej szukać - bękart odpowiedział powoli. - Jesteście dla niego niczym, jak pchły, robactwo. Nie schyli się by mścić się na was. Odejdzie. Jeżeli po zmroku wciąż będę istniał, to zechce zemścić się na mnie za wszelką cenę, aby zabić mnie nim wy to zrobicie. Jeżeli oni będą istnieć, może chcieć ich odbić, aby odzyskać nieumarłe sługi związane krwią.
Wilhelm zmarszczył brwi, ale nie rzekł nic.
- Pomogę wam go zniszczyć i wytropię tego co skrył się w lesie - bękart kontynuował - po zmroku...
- Za cenę własnego istnienia? - stary łowca przerwał mu lekko skrzywiony.
- … dam też coś jeszcze, wiedzę. Wiedzę głęboką o nieumarłych z jaką nie może równać się nawet twoje doświadczenie. Prawie kompletną, większą niż ma o swym rodzaju większość wampirów. Dam też wiedzę cóż dzieje się pośród nich. O wojnie krwi, wojnie sług nocy.
- Za cenę własnego istnienia? - powtórzył Wilhelm.
- Zaraz świt - odezwała się Gretel.
Alexander czuł to, uderzała go pewna ospałość gdy gdzieś tam nad szczytami pewnie gorzała jasność przedświtu.
- Nie - rzekł po chwili. - Za sąd nad każdym kogo będziecie mieć w mocy, poza Marcusem, który szczeznąć musi. W tym sąd nade mną. Jak na Śląsku, gdyś oszczędził nieumarłego na zamku grodzieńskim.
- On opiekował się ludźmi.
- Sam zdecydujesz. Ale pochylisz się nad każdym dziecięciem nocy w tym klasztorze zamiast po prostu niszczyć. Jutrzejszej nocy, albo po niej. Za to dam wiedzę i pomogę.
Wilhelm milczał.
- Co wiesz o tych tu? - spytał w końcu.
- Ten - nieumarły rycerz wskazał Angusa - jest stary. Bardzo stary i potężny. To “Dziki” jak Marcus i… ja. Jest jego bratem krwi. Mówiono mi… - urwał wspominając Ailę - mówiono, że nie jest potworem, szanuje ludzkie życie, na ile ktoś taki jak on może szanować. Jest jednym z tych, co chcą istnieć pokojowo wśród ludzi. Ale ileż człowieczeństwa w nim po tylu wiekach? Nie wiem, chyba nie jest zły, ale jest niebezpieczny. Nie wyciągajcie mu kołka, bo zniknie w mgle, jak ten w wiosce.
- Ten - wskazał Merlina - też jest stary i też należy do kliki głoszącej współistnienie ze śmiertelnymi. Jest w nim wiele człowieczeństwa, nawet rzekłbym: dobra. To mędrzec. Nieobce mu przejmowanie się losem śmiertelnych. To jego siedziba, miał tu mniszki, które uczył i opiekował się nimi. Krew przyjmował jeno z darów.
- Ona - wskazał Hue - to jest młodziutka. Ileż może mieć? Miesiąc? Tydzień? To jedna z mniszek, przeistoczona zapewne jak ja, wbrew woli. Narzędzie. Ile zostało z delikatnej dobrej dziewczyny? Nie wiem, sam oceń, ona wam tak łatwo nie umknie gdybys pod strażą i skuciu jej wyciągnął kołek. Chyba sama nie w pełni zdaje sobie sprawę ze swych mocy.
- Ta ostatnia - palec Alexandra skierował się ku Isottcie - bardzo chce żyć, gotowa jest poświęcić godność, zhańbić się, oddać w niewolę krwi byle istnieć. Ma jakiś żal do nieumarłych za to co z nią czyniono i… jest “Dwórką”, to manipulatorka. Więcej o niej nie wiem nic, rozmawialiśmy tylko raz. Jeżeli dobrze się zabezpieczycie, to i ją możesz wziąć na spytki, ale bacz na jej moce. Sam wiesz jak korzystają z nich “Dworaki” by mamić ludzi.

Wilhelm skinął głową trzymał w ręku bełt, ale jakby nie wiedział co z nim zrobić.
- Przemyśl to mistrzu - bękart powiedział cicho walcząc z sennością. Słońce już pewnie wyszło nad szczytami. - Dam ci zaliczkę. - Powoli ujął bełt wyciągając go z dłoni starego łowcy. Na to kusznik i Gretel nerwowo unieśli kusze, a włócznik z zaciętą miną pochylił broń. - Wampiry trawi wojna - Alex rzekł nie zwracając na to uwagi. - Wojna straszna. Inkwizycja i łowcy… ich działania są śmieszne przy tym ile leje się krwi nieumarłych przelewanej przez nich samych. Starszyzna chcąca pokojowo żyć wśród ludzi i kierować nimi przeciw młodym, zagrożonym przez łowców, nie posiadającym wpływów, domen, pozycji. Cokolwiek postanowisz… wykorzystaj to, mistrzu.
Alexander patrząc Wilhelmowi w oczy wbił sobie bełt w serce.
I zastygł w bezruchu.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline