Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2018, 20:29   #163
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Łuczniczka odwróciła się by ruszyć do Spencera. Dobrze się składało, że znał się na autach.
- Hej! - położyła mu dłoń między łopatkami - To znowu ja. I znowu mam sprawę. - tym razem uśmiech dziewczyny był mniej beztroski - Sprawdziłbyś ze mną jedną brykę? I tak siedzisz i się nudzisz, hm?

- No a tak dokładniej to jaka bryka i jakie sprawdzanie? - zapytał kierowca odwracając się w stronę pytającej dziewczyny i popatrzył z zaciekawieniem wyczekiwaniem.

- Ciemna osobówka - Bri wzruszyła ramionami - i sprawdzić, czy w ogóle działa. Nic przy Twoim potworze, ale lepsze to nic niż łażenie na piechotę. To jak? Przejdziesz się?

- A gdzie ta fura? - zapytał ze zwłoką Spencer. Brianna miała wrażenie, po tym jak spojrzał na skwar za oknem, że niespecjalnie mu się chce wyłazić na zewnątrz w ten upał i wodę po kolana. Ale też jeszcze nie powiedział, że nie.

- Niedaleko - dziewczyna uniosła dłoń by zwrócić na siebie uwagę Lou, by dopytać tego ostatniego o Robin. Kółko od breloczku kluczyków zawlokła na palec dłoni.

- Trochę to mało precyzyjne. - uśmiechnął się Spencer ale czekał dalej co z tego wyniknie. Zaś barman podszedł przywołany gestem klientki i stanął naprzeciw niej po drugiej stronie baru. - Tak? - zapytał uprzejmie czekając na to co ona powie. Gdy okazało się, że chodzi o Robin wskazał jej znaną już z widzenia dziewczynę w dżinsowych szortach która niedawno wizytowała ze Spencerem wnętrze monster trucka.

Zwiadowczyni jęknęła w duchu i obrzuciła Spencera spojrzeniem jakby chciała mu natrzeć uszu.
Westchnęła, chowając kluczyki do spodni.
- Dzięki, Lou.
- Ehhh ta Twoja funfela może pomóc. - mruknęła do mężczyzny - Długo ją znasz? - rzuciła z niewinną złośliwością do Spencera.

- No w tym sezonie to jeden numerek. I w poprzednim też jeden. A co? - zapytał kierowca trochę bezczelnie a trochę wesoło. W spojrzeniu błyszczały mu wesołe ogniki.

- Zadowolona była? - Brianna uniosła brwi pytająco.

- Jej się pytaj. Ale wiesz, jak sama się pcha w tym sezonie po poprzednim… - brunet z podgoloną po bokach głową wymownie zawiesił wzrok ale Brianna czuła, że pęcznieje z samczej dumy gdy mógł się pochwalić takim wyczynem.

- Czyli mogę przehandlować Twoje usługi za jej pomoc - Bri wyszczerzyła się bezczelnie do Spencera - Doskonale. - poruszyła brwiami w górę i w dół.

- Ależ dziewczyno droga, sympatyczna sama się przehandluj. - roześmiał się rozbawiony kierowca. - To co? Chcesz z nią gadać sama czy mam ją zawołać? - zapytał patrząc zaciekawionym i podszytym ironią wzrokiem na tropicielke.

- Lepiej zawsze handlować sprawdzonymi i ...chodliwymi towarami, moj drogi - odcięła się dziewczyna - Pogadam z nią sama.
Fuknęła na koniec rozbawiona, zmartwiona i jednocześnie poddenerwowana zwiadowczyni.

Ruszyła w stronę Robin, byłej podrywki Spencera.
- Hej! - rzuciła podchodząc - Pamiętasz mnie? Możemy chwilę pogadać?

Spencer pożegnał się z Brianną rozbawionym prychnięciem ale miała wrażenie, że jest zaciekawiony rozmowy jej z Robin. Przynajmniej czuła, że śledzi ją wzrokiem chociaż został przy barze. Robin też nawiązała z nią kontakt wzrokowy gdy tropicielka już podchodziła do stołu przy ścianie jaki zajmowała siedząc nad jakąś szklanką z wystającą słomką. To jednak nie było aż tak trudne bo w tą ospałą porę nie dość, że gości zostało dość niewielu to jeszcze w tym momencie przez salę szła tylko drobna brunetka i to szła w stronę kobiety w szortach.

- No cześć. - odpowiedziała dość neutralnie dziewczyna. Tropicielka wyczuwała naturalną barierę ostronej podejrzliwości tak często spotykaną wobec obcych. - No usiądź. - powiedziała niepewnie dziewczyna wskazując na miejsce naprzeciw siebie. Sama sięgnęła po szklankę i zacisnęła usta na słomce czekając co powie ta nowa.

- Słuchaj, pogadajmy chwilę jak laska z laską. - Bri wspięła się na siedzisko tak by kątem oka widzieć Spencera. Mówiła tonem ściszonym by nie mógł dosłyszeć - Lubisz Spencera, nie? Poudawajmy, że mówimy o nim. Średnio fajnie cię potraktował, szczególnie w taką pogodę. - brunetka mierzyła spojrzeniem Robin sączącą swój napój. - Ta lekarka, która tu była wspomniała, że kręciłaś się wokół ciemnej bryki przyjezdnych. Widziałaś coś ciekawego? Daleko jest zaparkowana?

Początek rozmowy wyszedł chyba nieźle. Brianna miała wrażenie, że polała dziewczynie miód na uszy i w duszy. Pokiwała twierdząco głową zerkając nad szklanką w stronę siedzącego przy barze kierowcy. On zaś dalej się im przyglądał z zaciekawieniem. - No. A jak tak się ucieszyłam jak znowu przyjechał. A on chyba nawet nie pamięta jak mam na imię… - wyżaliła się dziewczyna dziewczynie wracając spojrzeniem od mężczyzny którego obgadywały do swojej szklanki w której zaczęła mieszać słomką. - Nie znam tej lekarki. Pierwszy raz ją widzę. Ale nie przyjechali swoim samochodem. - powiedziała dość obojętnym tonem dziewczyna w szortach.

- A bryka przyjezdnych no to weź. Jaka? I kiedy? - Robin temat bryk chyba trochę zainteresował bo podniosła głowę i spojrzała pytająco na tropicielkę.

- Chyba pamięta - mruknęła Bri - Tylko to taki rodzaj samca. Lubi zdobywać i się tym chwalić. Ale Ty nie zasługujesz na traktowanie jak dzisiaj. Nie on jeden na świecie. Może następnym razem to niech on się postara?

Brianna odwróciła się ku Spencerowi mierząc go chwilę spojrzeniem i spojrzała na nowo na Robin.

- Wczoraj przyjechali. Ciemne, osobowe. Gdzie normalnie parkuje się tutaj auta? Szczególnie jak się nie zna miejscówy?

- E. Większość facetów tak ma. Zwłaszcza jak nie muszą za to płacić. - uwaga tropicielki o Spencerze Robin zbyła obojętnie a nawet mogła ją trochę rozbawić. Wyjęła słomkę ze szklanki i upiła z niej łyka bo już zbyt dużo w niej nie zostało. Potem odstawiła właściwie pustą już szklankę i popatrzyła na dziewczynę po drugiej stronie stołu. Wydawało się, że myśli nad czymś patrząc na nią i bawiąc się pustą szklanką.

- Znaczy szukasz jakiejś fury albo kogoś z tej fury? - zapytała upewniając się czy mówią o tym samym. - Postawisz mi drinka to ci pomogę z tą furą. Jak ktoś tu bywa i to furą i to jakąś fajną a wart jest poznania to pewnie znam. - dziewczyna mówiła jakby miały właśnie zawrzeć jakąś umowę.

- Słuchaj a zamiast drinka nie wolałabyś czegoś bardziej hm wymiernego?

- Na przykład co? - zapytała Robin chyba tak samo zdziwiona jak i zaciekawiona. Przerolowała pustą szklankę z jednej strony dłoni na drugą i tak zatrzymała czekając na odpowiedź tropicielki.

- Na przykład na kąpiel? Spencer zdaje się lubić świeżo wykąpane dziewczyny, więc mogłabyś to wykorzystać. Jeśli chcesz…

Robin podniosła brwi i lekko przekrzywiła głowę. Zagryzła wargi popatrzyła na siedzącego przy barze kierowcę a po chwili wróciła spojrzeniem do kobiety naprzeciwko. - Znaczy co? Zamówisz mi kąpiel? Czy jak? - zapytała marszcząc brwi i patrząc niepewnie na kobietę i jej pomysł.
- No tak. Zamówię. A potem pójdziemy poszukać we trójkę bryki. A potem zostawiam kwestię w twoich łapkach - tym razem to Bri spojrzała z niewinnym acz cwaniackim uśmiechem na Spencera. - To jak?

Robin zastanawiała się chwilę nad tą propozycją. Trochę odruchowo bawiła się pustą szklanką znowu zerkając na kierowcę. Ten jednak chyba o czymś rozmawiał z Lou. Potem obydwaj zerknęli w stronę schodów i chwilę potem wyszedł z nich ten młody kelner co go dłuższą chwilę nie było. - I myślisz, że on gdzieś pójdzie? - zapytała z powątpiewaniem dziewczyna w szortach znowu wracając spojrzeniem do siedzącego kierowcy z wygoloną głową. - On wszędzie jeździ tą swoją ekstra furą. A teraz to w ogóle napsioczył na tą powódź tutaj to nie wiem czy będzie chciał gdzieś wyjść. - dziewczyna wahała się zastanawiając się jednocześnie. - I tej bryki to szukać gdzieś trzeba? Myślałam, że chodzi ci jakąś furę co tutaj jest albo przyjeżdża. - Robin spojrzała znowu na brunetkę po drugiej stronie stołu.

Brianna zaczynała tracić cierpliwość.
Zazwyczaj rzutka i bystra, miała trudności z akceptacją mniej lotnych umysłów. Robin nie robiła wrażenia igły intelektualnej. W zasadzie tropicielka nie była w ogóle przekonana, że potrzebuje jej pomocy.

- Słuchaj. Potrzebuje znaleźć ciemne, osobowe auto. Wiem, że je widziałaś i je oglądałaś. Gdzieś stoi zaparkowane. Więc chciałabym żebyś mi wskazała miejsce gdzie to było lub gdzie auto jest. - brunetka starała się brzmieć na cierpliwą a przy tym miała przykre uczucie upływającego czasu. - Przyjechał nią wczoraj koleś, który dzisiaj tutaj szalał. - spojrzała znowu uważnie na Robin, bawiąc się kluczykami wyjętymi z kieszeni. - Kojarzysz? - niecierpliwie przeplatała kluczyki między palcami.

- Pokaż. - Robin zmarszczyła brwi i wyciągnęła dłoń w kierunku kluczyków.

- Kluczyki? - Brianna spojrzała na nie i niewielką kolorową kostkę. Podała je dziewczynie - Kojarzysz je?

Dziewczyna wzięła kluczyki w dłoń i obejrzała je chwilę ale prawie od razu pokiwała twierdząco głową. - Tak, wyglądają jak te co miał Randall. - pokiwała głową przesuwając palcami po kluczykach i niewielkiej kostce. - Taki Fiat GTA. Góra granatowa a dół złoty. Przyjeżdżał codziennie po zaopatrzenie. Zgrywał się na strasznego cwaniaka i ważniaka jak mnie bajerował. I w ogóle. Był gdzieś z tydzień albo jakoś tak. Ale nie był stąd. Mieli gdzieś obozowisko za miastem ale nie wiem gdzie. - podniosła głowę znad kluczyków i spojrzała na drugą dziewczynę. - Ale dzisiaj go tu nie ma. Znaczy przynajmniej jego fury dzisiaj nie widziałam tutaj ani w mieście. - powiedziała oddając kluczyki i lekko kręcąc głową. Brianna zaś w tej chwili też nie kojarzyła by dwukolorowe auto o barwach jakie opisała właśnie Robin stało przy barze albo gdzieś w mieście. Ale choć nie była pewna czy dokładnie takie to jakieś stało w tej poszatkowanej powodzią kawalkadzie wozów na wjeździe do tej osady. Tymczasem Robin odruchowo złapała za szklankę ale ta była pusta. Skrzywiła się kwaśno gdy na nią spojrzała i spojrzała z żalem na tropicielkę. - I co? O to ci chodziło nie? I co wszystko powiedziałam za darmola nie? - westchnęła rozżalona i lekko stuknęła ze złością szklanką o blat stołu spoglądając smętnie gdzieś w boczną ścianę.

- Ok. Dzięki, Robin. Wolisz drinka czy tę kąpiel? - Briannie zrobiło się żal dziewczyny. Odruchowo ochrzaniła samą siebie o wpływ Sola. Im starsza była, tym mocniej jego idealizm zaznaczał na niej piętno.

Głowa dziewczyny szybko wróciła ze ściany na tropicielkę. Grymas na twarz też się jej błyskawicznie zmienił z rozżalonego na niedowierzanie. Chwilę jej oczy chodziły krótkimi ruchami po twarzy rozmówczyni jakby szukała czegoś na dnie jej oczu czy układzie warg. - Naprawdę?! - zapytała nadal z niedowierzaniem ale już nagle przesyconą ogromną falą radości.

- Mhm - Brianna zacisnęła szczęki - No to jak? - z drugiej strony jednak, Bri pocieszyłą samą siebie, Robin jako miejscowa może się jeszcze jakoś przydać. Taki drink czy balia mogą zaprocentować. Wstała z ławy i wyprostowała się na całą niedużą wysokość.

- Oh dziękuję! - dziewczyna też wstała a nawet można było powiedzieć, że poderwała się z ławy i z radości objęła Briannę przytulając się do niej i ją do siebie. - Jesteś kochana. - powiedziała wciąż pod wpływem tych radości gdzieś do pleców Bri. - Bo wszyscy są tacy wredni. Też na początku myślałam, że jesteś wredna jak zapukałaś do Spencera. Ale widzę, że jesteś jednak fajna. - zwierzyła się Robin dalej mówiąc do pleców obejmowanej tropicielki. - Bo ten Randall to się strasznie przechwalał jaki to biznes tutaj mają do zrobienia i jak się obłowią. Że ich szef to megacwaniak i już niejednego wyrolował. Się chwalił jakby sam te rolowanie wymyślił a sam mówił, że to ten szef. A niby taki z niego cwaniak a tylko po zakupy im jeździł. Gdzieś tam się rozbili niedaleko. Potem mieli jechać do Vegas albo Hegemonii by opylić towar. Strasznie się tym jarał jakby już był bogaty. Ale wiesz, fajną miał tą furę to tam udawałam, że mnie to jara, i że mnie zbajerował. Właściwie to mi ta fura się bardziej podobała. To ja bym wolała tą kąpiel jak się nie pogniewasz. To już drinka ktoś mi chyba postawi. - Robin odkleiła się od Brianny bo łatwiej było mówić do twarzy niż do pleców więc tak mówiła. A mówiła szybko, jakby w ogóle nie musiała nabierać powietrza do tego paplania a Bri nagle stała się jej najlepszą funfelą do plotek i w ogóle.

- Cieszę się, że zmieniłaś zdanie. Nie kojarzysz ilu ich tam w obozie mogło być? - Brianna próbowała sobie przypomnieć kierunek widzianego auta - I co zazwyczaj kupował? Tylko żarcie? Czy coś jeszcze? Sprzęt?

- No wiesz chyba nie dużo. Bo jak się pytałam jakie fury mają to powiedział tylko, że dwie jeszcze. To pewnie tylko kilku. - Robin zastanowiła się i dla pomocy spojrzała w sufit. - No i nie był stąd to kupował żarcie tutaj. Lou mu przygotowywał co trzeba a przecież wiadomo, że swoje doliczy nie? Brałby u kogoś z miasta to by było to samo ale taniej. Przecież Lou też sam nie robi wszystkiego tylko ma swoich ludzi po mieście i tylko tutaj składa wszystko do kupy. No ale jak ktoś obcy i miasta nie zna no to tak zamawia. - Robin mówiła szybką paplaniną jakby sprzedawała swojej funfeli oczywiste, oczywistości znane wszystkim miejscowym.

- I dużo nie brał. Znaczy nawet ten jego Fiacik nie był taki obładowany, w bagażniku się zwykle wszystko mieściło. I tak brał zwykle na dwa dni by co dzień nie przyjeżdżać. No raz tylko jak po paliwo pojechał to było inaczej. Bo wiesz, po drugiej stronie rzeki jest tańsze więc mu to powiedziałam to tam pojechał. To wtedy był później bo najpierw tam pojechał. I wtedy miał w bagażniku te kanistry. To ten prowiant od Lou mu się nie zmieścił i wtedy była zawalona ta tylna kanapa. No i wtedy musieliśmy to zrobić na przednim siedzeniu ale było strasznie niewygodnie ale jakoś w końcu rozłożył siedzenie to no daliśmy radę. - Robin chyba wreszcie zmęczyła się tym ciągłym trajkotaniem choć trochę bo oparła się tyłkiem o krawędź stołu przy jakim przed chwilą siedziały i zrobiła chwilę pauzy. Wydawało się, że w miarę trajkotania przypominają się jej kolejne sceny i fragmenty z poprzednich dni. - A ty jaką masz furę? I skąd przyjechałaś? Na długo przyjechałaś czy tak tylko na jedną noc? - dziewczyna spostrzegła się chyba, że wypada czegoś dowiedzieć się o swojej nowej funfeli.

- Na kilka nocy, potrzebuję się dostać do Pendleton. Szukam kogoś. - Brianna zdołała się w końcu wbić w tyradę Robin - Znasz tego DJa osobiście?
W duchu kminiła, że skoro jeden z obozu był zarażony syfem, cholera wie co stało się z pozostałymi jego członkami. Trzeba by się tam ruszyć i sprawdzić.
Na myśl o brodzeniu w wodzie po raz kolejny, westchnęła ciężko.

- DJ-a? DJ Witt? No pewnie! Wszyscy go znają! - Robin zmrużyła oczy gdy się upewniała czy mówią o tym samym człowieku ale gdy zobaczyła potwierdzenie wydęła wargi gdy widocznie nowa funfela zapytała ją o jakąś oczywistą, oczywistość. Potem zaraz znów zmrużyła oczy i spojrzała nieco mniej pewnie na Bri. - Ale on jest stary i gruby i ma tylko zdezelowanego pickupa. - dodała szybko by ostrzec kumpelę przed stratą czasu na interesowanie się takim przeciętniakiem. - I Pendleton? No tak dużo osób jeździ tam albo stamtąd. Właściwie większość przyjezdnych. O. Choćby Spencer. - dziewczyna w szortach lekko machnęła dłonią w stronę kierowcy monster trucka.

- Ale Pendleton. No teraz przez tą powódź to ciężko. Wszędzie woda. Łódką chyba najłatwiej. Chociaż… - zawahała się i twarz jej znieruchomiała gdy nad czymś intensywnie myślała. - Znaczy można pojechać na okrągło, w górę rzeki i spróbować przez Little Rock. Ale to bardzo okrągła i długa trasa a to niebezpieczne miejsce. Wiesz podobno tam kiedyś coś walnęło i do dziś nie jest w pełni okey. Ale ja tam nigdy nie byłam, ludzie tylko tak gadają. No ale niby powinno się dać bo najpierw jedziesz do Little Rock po tej stronie rzeki, tam przejeżdżasz przez most i zasuwasz z powrotem po tamtej stronie rzeki. - twarz Robin nabrała sceptycyzmu i zamyślenia i wydawało się, że niezbyt polecałaby taką trasę swojej nowej funfeli.

- Możesz te poczekać. Ta woda kiedyś zejdzie. Przy rzece były już powodzie, no ale tutaj to żadna nie doszła. Ale do Gil już się zdarzało. Wtedy stała z tydzień, przy samej rzece z dwa albo dwa miesiące. No ale wiadomo, najgorzej na początku. Potem coś się dzieje, ktoś jeździ, pływa i takie tam. No i jest najkrótsza droga do Pendleton. - Robin trajkotała płynnie przechodząc z jednego tematu na drugi. Przy najkrótszej drodze zawahała się patrząc na szatynkę jakby ją oceniała. - No w Pendleton jest most. Kiedyś ludzie nim jeździli przez Arkansas. Ale teraz jest rozwalony. Na samym środku. No i taka dziura akurat żeby próbować przeskoczyć jak ma się dobrą furę. Szybką. Bo trzeba by się dobrze rozpędzić. No ale jak dotąd podobno tylko jednemu się udało a i tak skasował sobie przy tym brykę. A reszta rozwalała się o most albo spadała do wody. - popatrzyła znowu na tropicielkę kończąc kolejną porcję gadaniny. - A słuchaj tak gadamy jak kumpele to tak na sucho będziemy nawijać? - zapytała nagle delikatnie i przepraszająco się uśmiechając.

- Leć do Spencera, ja lecę do DJa. Gdzie go znajdę?

Rudowłosa dziewczyna przygryzła wargi i spojrzała niepewnie przez szerokość sali na bar przy którym siedział kierowca. Wyraźnie się wahała lub coś kalkulowała. - A może pójdę z tobą? Spencer już mnie bzyknął to teraz będzie udawał, że mnie nie zna. - skrzywiła się znowu trochę zasmucona dziewczyna w szortach.

- Ok, to chodźmy. - Smith chciała już naprawdę ruszyć by skontaktować się z Solem i Sashą. - Prowadź, kochanieńka. A potem wracamy na Twoją kąpiel.

Przed wyjściem z pubu, Brianna skoczyła jeszcze do swojego pokoju po broń, łuk i pozostały ekwipunek. W drodze do wyjściaj poklepała Spencera przyjaźnie po ramieniu i mrugnęła do niego. Zdała się na przewodnictwo nowej kumpeli.

- Lubi cię. - westchnęła z żałością i zazdrością Robin gdy wyszły na zewnątrz. Chociaż przez chwilę humor się jej poprawił gdy okazało się, że kumpela nie zapomniała o obiecanej jej kąpieli to widząc jak się poufale traktują z kierowcą jednak trochę zmarkotniała. Kawałek od baru brodziły przez wodę i rudowłosa nie była zbyt rozmowna. Zaczęła znowu trajkotać dopiero po jakimś czasie. Przeszły spory kawałek osady ale tym razem kierowały się na zachód a potem północ. Na wyczucie Brianny to szli tak z kwadrans albo dwa. Znowu musiała się zanurzyć po kolana w tej powodziowej wodzie do kolan a górę przypiekał jej południowy skwar. Chociaż tym razem miała towarzyszkę i przewodniczkę zarazem. Przez chwilę tropicielka miała wrażenie, że przeszły przez całe miasto i już z niego wychodzą gdy Robin skręciła w lewo. - O widzisz? To te jego anteny, to stąd nadaje. - powiedziała pogodnie wskazując ręką wystające zza drzew maszty. Czekała ich jeszcze ostatnia prosta i w końcu wyszły na jakieś rondo. A wewnątrz ronda stał budynek. Wnętrze ronda było usypanem kopcem więc zwieńczenie jawiło się jako okrągła wyspa z tym budynkiem pośrodku. No a na dachu budynku widać było różne maszty i anteny. Zaś przed budynkiem stał zaparkowany pickup i naprawdę wyglądał mało imponująco. Raczej jakby z trudem jeszcze jeździł. - A o czym chcesz z nim gadać? - zapytała ciekawie Robin zerkając na idącą obok szatynkę.

- Muszę znaleźć kogoś. Przyjaciół. - Brianna odpowiedziała ocierając pot z czoła. Kąpiel odchodziła w zapomnienie. - Chcę pogadać z DJem czyby nie pomógł z nadaniem do nich wiadomości.

Smith ruszyła w kierunku wskazanym przez Robin:
- Skąd wiesz, że lubi? - mruknęła jakby sobie dopiero teraz o tym komentarzu dziewczyny przypomniała.

- No jak? Przecież nie jestem ślepa. - w głosie i twarzy dziewczyny dalej dało się dostrzec cień żalu i zazdrości ale już tym razem próbowała brać to na wesoło i z uśmiechem obracając w żart. - Do mnie się tak nie uśmiecha i się tak nie żegna. W ogóle się nie żegna. No i jeszcze cię nie bzyknął no i nie jesteś jakąś nudną wieśniarą z dziury przy trasie do Teksasu na motorodeo. - rudowłosa dziewczyna rozłożyła ramiona uśmiechając się ironicznie do idącej obok brunetki. Potem machnęła ręką jakby sama chciała zbyć ten temat.

- A z Harrym na pewno pójdzie dobrze. - powiedziała wskazując dłonią na budynek na szczycie tej mini wyspy. - On się nazywa właściwie Harry ale uznał, że to zbyt zwyczajnie no to na antenie mówi, że jest DJ Witt albo De Witt. Bo to w ogóle kiedyś się De Witt nazywało ale jakoś zostało samo Dew. - wyjaśniła rudowłosa dziewczyna w szortach robiąc ruch dookoła w stronę większości budynków osady widocznych kilkadziesiąt metrów dalej.

- No jak powiesz, że jesteś w potrzebie, i szukasz przyjaciół to na pewno ci to puści na antenie. Może nawet tobie samej jak tam do niego trafisz. Ale jesteś fajna i nie jesteś wredna to pewnie ci się uda. No nie bój się pomogę ci jakby co. - dziewczyna złapała Smith za ramie zapewniając o swojej chęci pomocy. Wreszcie zaczęły wchodzić na ten nasyp by po chwili wyjść na całkiem suchy trawnik.

- Może spróbuj się z nim zabrać na to motorodeo. Wiesz, żeby poznać kogoś fajnego - brunetka dokończyła wypowiedź z wahaniem. Zastanawiała się ironicznie, czy laskom zawsze musi chodzić o to by kogoś znaleźć. Powódź, susza, upał, Moloh… ale i tak faceci na topie. Maszerowała z przekonaniem i celem. Całe szczęście, że ona, Brianna, była inna. I wcale o facetach nie myśli. - Dzięki, Robin. Też jesteś fajna. - uśmiechnęła się do rudaski - I dzięki za pomoc. Włóczyłabym się jak debil w tym upale bez ciebie. Są jacyś inni DeWitt oprócz Harry’ego? - tropicielka kierowała się do budynku.

- Pojechać? Wyjechać stąd? - Robin powtórzyła to takim tonem i z taką dozą zdziwienia jakby taki pomysł nigdy jej nie przyszedł do głowy. Albo nie na poważnie przynajmniej. Chwilę milczała ale dziewczyna z Posterunku zdawała sobie sprawę, że dla większości ludzi opuszczenie miejsca zamieszkania gdzie się urodzili graniczyło z cudem lub niezbędną koniecznością życiową. - Ale ja nikogo nie znam. Nie mam broni. Nie umiem strzelać. Bałabym się. - odpowiedziała w końcu po tych kilku krokach i każde zdanie mówiła trochę ciszej.

- Heh. Ale te De Witt to nie nazwisko. - uśmiechnęła się łagodnie tubylcza dziewczyna. - Ta nasza dziura tak się kiedyś nazywała. Widziałam kiedyś mapę i wiem, że tak to się nazywało kiedyś. Właściwie nadal można tak mówić no ale wszyscy mówią teraz Dew. - wyjaśniła kumpeli idącej obok. - Jej znowu mam całe buty i nogi mokre. - prychnęła otrzepując się z wody przed drzwiami i pociągnęła za sznurek przy drzwiach. Z wnętrza rozległ się odgłos małego dzwonka. Dziewczyna zaraz pociągnęła jeszcze raz i jeszcze raz. - On jak nałoży te swoje słuchawki a jeszcze gada akurat to czasem trzeba się naczekać aż zejdzie. Ale jak nie zejdzie to wejdziemy od tyłu. - uśmiechnęła się Robin chyba w ogóle się nie przejmując tą błahostką.

- To znajdź kogoś kto potrafi zadbać o siebie i będzie Cię chciał zabrać ze sobą. Ale to musiałabyś chcieć się jakoś no uczyć, czy co. To zależy od Ciebie. - mruknęła Brianna - Jeśli czujesz się lepiej tutaj i myślisz, że to jest to, to zostań na miejscu. - zwiadowczyni wzięła też pod uwagę kwestię nosicieli wirusa. - No to dzwońmy do skutku - brunetka uśmiechnęła się do Robin zmieniając temat.

- Dobra, chodźmy od tyłu. - rudowłosa dziewczyna machnęła ręką w stronę ściany budynku i poprowadziła wzdłuż niej. Przeszły na drugą stronę i wylądowały przed kolejnymi drzwiami. Te najzwyczajniej w świecie były otwarte. Wewnątrz okazał się mały przedsionek, nawet stół na dwie osoby i krzesła też do kompletu. Ale dostępu w głąb pomieszczenia broniła już całkiem solidnie wyglądająca krata. - To taka trochę poczekalnia, jak Harry jest zajęty to tutaj mogą poczekać. - powiedziała tubylcza dziewczyna. Zawołała ze dwa razy w głąb korytarza Harry’ego i po jakimś czasie dały się słyszeć z góry kroki nie lekkiej osoby. A potem podobne schodzenie po schodach. Znowu szurające kroki. I wreszcie z korytarza nadszedł starszy mężczyzna w okularach. Z kitą siwych włosów związanych w koński ogon i sporej tuszy. Mimo szurania nogami i trochę niechlujnego wyglądu zdawał się mieć całkiem sporo energii.

- Cześć Robin. Mam nadzieję, że długo nie czekałyście. Pracowałem na górze, musiałem skończyć audycję no ale już jestem. - powiedział wesoło mężczyzna otwierając kratę i zapraszając gestem do środka. Rzucił też ciekawe spojrzenie na Briannę.

- To moja kumpela Bri. Jest bardzo fajna. Szuka przyjaciół, znaczy swoich. Mógłbyś jej pomóc? - Robin przejęła rolę gospodyni i przedstawiła idącą obok niej kobietę. Mężczyzna odwrócił się i wskazał na jeden z pokoi dając znać, że chyba tam mają porozmawiać.

- Cześć, Harry - Brianna przywitała się z DJem z szerokim uśmiechem już we wskazanym przez mężczyznę pokoju - Masz pełny pakiet rekomendacji od Lou i od Robin. Dlatego przychodzę po prośbie. Szukam swoich towarzyszy, rozstaliśmy się kilka dni temu w okolicach St. Louis. Potrzebuję im przesłać wiadomość. Dałbyś radę mi pomóc?

- St. Louis? No nie tak rzut beretem stąd. - pokiwała siwa głowa związana w kuc. - Ale oczywiście, jak to jakaś wiadomość którą można nadać w eter to nie ma problemu. - zapewnił z uśmiechem starszy człowiek dosiadając się do stołu przy jakim usiadły obydwie kobiety. - Co to za wiadomość? - zapytał gospodarz patrząc z sympatycznym uśmiechem na szatynkę. Przerwał gdy z zewnątrz dobiegło kilka szybkich wystrzałów. Strzelanina była krótka i w dość odległym miejscu ale pewnie gdzieś w osadzie. Mężczyzna i Robin spojrzeli w stronę ścian jakby mogli przejrzeć przez ściany a potem na siebie nawzajem. - Rano też ktoś się strzelał. Ale więcej i dłużej. - powiedział gospodarz.

- Wiadomo dlaczego? Coś się dzieje ostatnio poza powodzią? Mógłbyś nadać, że ‘Lokacja Bri: Dew, stan powodzi, oczekuje na przeprawę do Pendleton. Ruszy jak tylko się da, kod trzy.” ? - brunetka spojrzała na korpulentnego gościa.

- Podobno ktoś się strzelał z Psami. Rozwalili ich. - odpowiedział DJ wracając spojrzeniem do twarzy swoich gości. - A taka wiadomość, no jasne. Ale zapisz mi może bym nic nie pokręcił. - starszy pan podniósł się z krzesła i podszedł do jakiejś półki i ściągnął z niej jakiś zeszyt i ołówek. Położył ten zestaw na stole przed Brianną.

- A poza powodzią to jutro byłby pewnie u nas targ. No ale ta woda wylała to pewnie nic z tego. No i obawiam się, że jeśli ktoś naprawdę pogonił te Psy to mogą chcieć się odgryźć. No albo zostaną w budzie. - starszy wiekiem gospodarz obserwował w zamyśleniu notatnik zostawiony przed tropicielką. - A ty Bri? Skąd masz takie dobre referencję u Robin? Chyba nie widziałem cię tu wcześniej. - mężczyzna podniósł wzrok znad kartki i spojrzał z zaciekawieniem na młodą kobietę.

Brianna starannie wykaligrafowała całą wiadomość dla DJa przy okazji odpowiadając na pytania mężczyzny:
- Wczoraj przyjechałam. A z Robin poznałyśmy się przypadkowo. Zdaje się być fajną i pomocną dziewczyną. - Kto to są Psy? Gangerzy?

DJ wziął zeszyt, przeczytał wiadomość zapisaną na kartce papieru i pokiwał siwą głową. - Psy, Piaskowe Psy. Taka banda z sąsiedniej osady. A z drugiej strony mamy Khainitów. I tak nas szarpią jak nie jedni to drudzy. Ostatnio górą byli ci od Khaina więc niby teraz jesteśmy ich terytorium. Ale coś im słabo wychodzi te pilnowanie terenu ja ktoś za nich rozwalił tych Psów dziś rano jak na mój gust. - Harry pokiwał znowu głową i mówił z wyraźną niechęcią o tych dwóch bandach. Była to jednak podszyta smutkiem niechęć gdy widocznie zdawał sobie sprawę z nieuchronności takiego losu. Silni często żerowali na słabych w tych czasach. Scenariusz o jakim mówił DJ nie był więc niczym niespotykanym na Pustkowiach.

- Bo Bri jest bardzo fajna! - rudowłosa dziewczyna prawie podskoczyła na swoim krześle i w przyjacielskim geście złapała za dłoń tropicielki. - Postawiła mi kąpiel i pogadałyśmy o Spencerze. Znowu wrócił. - rudowłosa wydawała się zachwycona i postępowaniem dziewczyny z Posterunku i samym faktem przybycia Spencera.

- A tak, Spencer, Monster Spencer. Rozmawiałem z nim przez radio wczoraj wieczorem jak tu jechał. Ciekawy gość. - DJ pokiwał głową potakująco patrząc teraz na lokalną dziewczynę i dorzucając swoje wiadomości.

- Chcesz powiedzieć uparty jak mało kto, co? - Bri mruknęła wyciągając się leniwie na krześle i odściskując dłoń Robin odruchowo. Ruda zdawała się być z rodzaju przylep łaknących akceptacji i bliskości. Nic dziwnego, że Spencer to wykorzystywał gdy było mu wygodnie. To tak jakby mieć szczeniaka na chwilę.

- Zabawny. Ciekawie się z nim rozmawia. Chociaż nigdy go nie spotkałem osobiście. - na końcu starszy wiekiem gospodarz roześmiał się sympatycznie. - No ale taka praca. Sporo ludzi znam tylko przez radio a nigdy ich nie spotkałem osobiście. - wyjaśnił wskazując trzymanym zeszytem w górę.

- No! Jest fajny! I ma monster trucka. - ruda też wstała a raczej energicznie podskoczyła. Wyglądało, że widzi Spencera w samych superlatywach. Przynajmniej teraz tak to wyglądało.

- Dobrze, puszczę tą wiadomość w serwisie o 15-tej. - powiedział DJ zmieniając temat i zerkając na nadgarstek z zegarkiem. - Zwykle puszczam takie wiadomości trzy razy na dobę. Więc przyjdź wieczorem albo rano jak byś chciała powtórzyć. A w ogóle ci twoi przyjaciele mają jakieś radio? Mogą odpowiedzieć? - starszy i pulchny gospodarz wrócił do sprawy z jaką przyszła tutaj głównie Brianna. Ta zaś wiedziała, że co prawda Sol i Sasha mają tak jak i ona krótkofalówki ale jeśli nie byliby prawie na rogatkach Dew to tak jak i ona wcześniej nie mieliby mocy by odpowiedzieć chociaż mogli odebrać wiadomość. No ale była jakaś szansa, że znajdą jakieś radio większej mocy i wtedy kontakt był bardziej prawdopodobny.

- No ma ciekawe hobby, nie da się ukryć. Ja chyba nie do końca łapię tę pogoń za adrenaliną - mówiła dziewczyna polująca na stwory Molocha - ale on brzmi jak ostry pasjonat i maszyn na wyścigach i samych wyścigów.

Brunetka spojrzała na DJa:
- Dzięki wielkie! Mają jedynie krótkofalówki. Liczę na to, że są już w okolicy i usłyszą informacje ode mnie. Albo będą mieli szansę znaleźć jak ja radio i nadać wiadomość do mnie. Na wszelki wypadek ich imiona to Sol i Sasha. Wpadnę do Ciebie wieczorem, Harry. Koło której Ci pasuje?

- Ah, Sol i Sasha? Dobrze. - DJ położył zeszyt na stole i dopisał do ogłoszenia te dwa imiona. Potem znów się wyprostował i spojrzał przyjaźnie na swoich gości. - Oh, takie dwie urocze ślicznotki mogą mnie odwiedzać o dowolnej porze. - powiedział z promiennym uśmiechem a Bri zachihotała się od tej uwagi. - Ja rzadko się stąd ruszam więc o której byś nie przyszła to pewnie będę. Mogę coś akurat nadawać to trzeba chwilę poczekać wtedy ale zwykle tu jestem. - powiedział nieco poważniejszym tonem. Ruda głowa obok pokiwała twierdząco patrząc ciekawie na obydwoje rozmówców.

Brianna też skinęła głową:
- To jesteśmy umowieni na randkę. Nie zapomnij o piwku - mrugnęła do DJa. – Chodź, Robin. Kąpiel czeka.

Pociągnęła rudą dziewczynę z powrotem do baru. Musiała pogadać z Lou w sprawie szczurów i nakłonić w jakiś sposób Spencera do pomocy z wizytą w obozie zawiruszonego trupa z piwnicy.
 
corax jest offline