Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2018, 21:50   #125
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Axamandera Chaaya znalazła tam, gdzie go się spodziewała znaleźć. Diablę rozprawiało o swoich przygodach niczym bard, a słuchały go trzy ładne i młode niewiasty. Czynił to wprost przed siedzibą swej organizacji, będąc głośny i gadatliwy jak zawsze zresztą. Nie zauważył więc zbliżającej się tancerki, która niewiele myśląc, dołączyła do słuchającej gawiedzi, udając zainteresowanie i fascynację zasłyszanymi opowieściami, tylko od czasu do czasu uśmiechając się chytrzej, jakby do własnych myśli.
Jego opowieść... pełna heroizmu, dotyczyła walki z plemieniem goblinów… goblinów gigantów sądząc po zagrożeniu na jakie je kreował. Potężne potwory, które mogłyby wygubić całe miasto, gdyby nie bohaterska postawa “skromnego” diablika.
Opis też dotyczył elfiego labiryntu i ukrytych w nim pułapek, oraz zmierzenia się z dzikim elfem łucznikiem… którego Axamander widział tylko przez chwilę. A sama walka zakończyła się krótką wymianą pocisków, prawie na oślep. Dziki elf zniknął w ostępach, a rogacz zajął się swoimi sprawami.
Tawaif podskoczyła energicznie, wyciągając ręce do góry, wesoło pytając - A ten elf to w skali od jeden do dziesięciu jak był przystojny?
- Eeee?! - Mężczyzna urwał nagle epiczną opowieść, wyraźnie zaskoczony tym pytaniem. Wszak to on miał błyszczeć, a nie jakiś szpiczastouchy dzikus.
- Taka słaba trójeczka. Cherlawy był i brudny i skundlony… ot, dzicz - mruknął gniewnie.
Sundari westchnęła dwuznacznie, chowając dłonie za sobą i uśmiechając się od ucha do ucha ponownie spytała - A z czego strzelaliście?
- On z łuku, a Calimdo… ja z kuszy. - Wyraźnie wybijała go z rytmu swymi pytaniami.
Umilkła więc grzecznie, by znajomy mógł w spokoju pobajerować panienki, choć jej chochliczy chichot od czasu do czasu wzbijał się w powietrze, jakby knuła coś niedobrego lub naigrywała się w historii.
I to wystarczało. Dotąd tak wartka narracja, co chwila się diablęciu psuła. Axamander zaczynał mylić wątki i zerkać na Dholiankę jakby szykując się na jej pytania… które co prawda nie padały, ale mogły paść. W końcu postanowił zakończyć tą farsę i obiecał, że dokończy opowieść za godzinkę w znanej kurtyzanie karczmie i rozpuścił stadko swoich wielbicielek, które musiały powrócić do własnych, nudnych zajęć.
- Miło cię widzieć moja droga. Całą i zdrową - rzekł wesołym tonem diablik i dodał z uśmiechem. - Podobno tak za mną tęskniłaś, że mnie szukałaś. Czy to prawda?
- To raczej ja powinnam cie tak witać - odparła psotliwie tancerka, uśmiechając się szeroko.
- Nie sądziłam, że walka z goblinami może być tak heroiczna i ekssscytująca. - Chaaya podeszła bliżej, przyglądając się mieszańcowi z radosnymi iskierkami w oczach.
- Bywa bardzo ciężka. Gobliny potrafią być groźne - odparł dumnie najemnik. - A jak tobie minęły ostatnie dni? Trochę się ostatnio działo w mieście. Pewnie słyszałaś o tym.
- Jeszcze nie zamieszkałam pod kamieniem… - Dziewczyna potrząsnęła charakterystycznie głową ni to potakując, ni zaprzeczając. - Dasz się zaprosić na coś do jedzenia?
- Jak ty zapłacisz to zawsze. Jak ja… cóż… tym razem tak. Bo moja kieska jest akurat ciężka - odparł żartobliwym tonem Axamander.
- To tak jak moja. - Bardka mrugnęła do kompana porozumiewawczo i wskazała drogę. - Prowadź… ja się nie wyznaję w tutejszej topografii.
- Więc masz jakieś kaprysy w kwestii jedzenia? - zapytał zaciekawiony mężczyzna, prowadząc towarzyszkę wzdłuż jednego z kanałów.
- Zdaję się na twój gust, który będę bezlitośnie oceniać podczas degustacji - mruknęła nonszalancko, spacerując obok niego lekko tanecznym krokiem, niemal podskakując z nogi na nogę.
- Acha… - stwierdził krótko diablik i zaprowadził ich do niedużej winiarni, która miała wokół siebie kawałek ziemi rolnej, na tyle żyznej, że dało się uprawiać winorośl. Okazało się na miejscu, że nie tylko wino tam serwowano, ale też wszystko inne co było lekko zaprawione winogronami.
Sala jadalna była dość duża i składała się z dużych ławek i małych ławeczek. Axamander zamówił oczywiście butelkę dobrego wina i kurczaka zapiekanego w młodym winie.
Tawaif nie za bardzo wiedziała co zamówić, a ciekawość jaką wzbudziło w niej miejsce przybytku, powodowała tylko dodatkowy mętlik w jej roztrzepanej głowie. Poprosiła więc o coś lekkiego z czego słynie ich kucharz, po czym poprosiła o napój… bezalkoholowy, rumieniąc się przy takiej nietypowej prośbie w zawstydzeniu.
- No co ty? - Rogacz pokiwał głową na boki. - Wina się nie napijesz? Nie wiesz co tracisz.
Na szczęście gospodarz miał i świeży sok z winogron, więc służka obsługująca oboje ten trunek kobiecie zaproponowała.
- Ostatnim razem jak się wina napiłam, zamieniłam kochanka w kobietę, którą samolubnie gwałciłam przez całą noc… - wyznała Kamala ze śmiechem, ale i niejaką trwogą, choć wyjątkowo na wyrost. - Co gorsza… spodobało mu się. Muszę się mieć na baczności teraz… - Przytaknęła grzecznie kelnerce na jej propozycję i podparła brodę na złączonych dłoniach, spoglądając na swojego rozmówcę.
- Tooo opowiedz mi o tym dzikim elfie. - Przy wymawianiu słowa “dziki” charakterystycznie zmarszczyła nosek, a oczy od razu jej pojaśniały od uśmiechu i ekscytacji. Najwyraźniej owa dzikość zamiast odpychać, tylko ją przyciągała.
- Doprawdy. Liczysz, że zignoruję tak ciekawą opowiastkę? - stwierdził mieszaniec z uśmiechem.
- Najpierw ty opowiedz o tej nocy ze szczegółami. Musiała być wyjątkowa, skoro on zdecydował się pozwolić ci na jej powtórkę. Aż mu zazdroszczę.
- Muszę cie rozczarować złociutki… ale nic nie pamiętam. - Sundari brzmiała jednak bardziej na zadowoloną niż rozczarowaną tym faktem. - No… więc jaki on był. Wysoki? Umięśniony… o długich włosach splatanych i jasnych niczym słońce?
- Był szybki i daleko. Strzelał z łuku. Nie przyglądałem się jego włosom - stwierdził ironicznie Axamander. - Za to starałem się go zabić. Bez skutku. Na szczęście i jemu ta sztuka się nie udawała.
- No wiesz… mógłbyś przynajmniej udawać, że coś wiesz… miałbyś pretekst, by zaciągnąć mnie w krzaki. - Wzruszyła ramionami, cmokając ostentacyjnie i odchyliła się do tyłu, po czym wróciła do dawnej pozycji, świdrując zawadiackim spojrzeniem kompana. - Była z tobą ta kobieta co rozmawiałeś z nią w karczmie u Vittorio?
- Ach… naprawdę sądzisz, że uwierzę, iż byłoby tak łatwe. - Zaśmiało się diablę, nachylając ku tawaif. - Potrafię rozpoznać doświadczoną kusicielkę. A ty z pewnością taką jesteś, sprytną i uwodzicielską. Przyznaję. Przyjemnie być wodzonym za nos przez ciebie, ale mam wrażenie, że na wodzeniu by się skończyło. No… chyba, że pomylimy trunki, prawda?
- Przyjmę to jako komplement, zważywszy w jakim mieście się teraz znajdujemy - odparła uśmiechając się i delikatnie przygryzając dolną wargę, gdy jej spojrzenie zsunęło się na usta najemnika, za którymi krył się język. Nadal kuszący i “niebezpieczny” wobec jarvisowego.
- Niestety… dziś będę się pilnować z kielichem, ale nie trać wiary ni czujności.
- Zgoda… - stwierdził mężczyzna, przyglądając się służce, która rozstawiała posiłek. Nagle pochwycił oba kielichy i zaczął nimi szybko poruszać, zasłaniając jeden drugim w błyskawicznym tempie. Były one identyczne, a zawartość nie różniła się barwą.
- Niech więc twoja czujność i Pani Fortuna decydują - zażartował.
Chaaya była z początku spłoszona nagłą reakcją Axamandera, odsuwając się nieznacznie od stołu. Dopiero po chwili się rozluźniła i klasnęła w dłonie, wyjątkowo rozbawiona sytuacją w jakiej się znalazła.
- Uważaj no… nie jestem jak te wszystkie jasnoskóre panienki, których tu na pęczki. Moje pocałunki potrafią być zabójcze. - Wyciągnęła dłoń po prawy kielich, by sprawdzić co jej los zgotował zanim zajmie się posiłkiem.
- Nie wątpię. Ale bez ryzyka nie ma zabawy - stwierdził z uśmiechem diablik, przyglądając się pijącej dziewczynie, która poczuła słodki smak wina i spływający do brzucha płynny ogień. Szpiczastouchy zaś ostrożnie sięgnął długim jęzorem do swojego pucharska i posmakował trunku, dodając
- Fortuna jest po mojej stronie. Lub chce mnie zabić twoimi rękami.
Dholianka skrzywiła się nieznacznie i chrząknęła, kaszląc cicho. Najwyraźniej nie przepadała za tego typu alkoholem.
- To raczej ja wyczerpałam limit swojego szczęścia tutaj… - odparła kwaśno, poluzowując kołnierzyk swojego białego kombinezonu. - Na szczęście… na dolewkę mnie nie skusisz, więc reszta butelki jest twoja.
- Szkoda… może poluźniła… rozluźniłabyś bardziej. I zahipnotyzowała mnie widokami - odparł żartobliwie Axamander i spojrzał na swoją czarkę. - Kazać ci przynieść kolejny kielich winogrowego soku? Ja stawiam.
- Nie… twoje zdrowie przebiegły rogaczu - burknęła tylko ociupinkę jak obrażona dziewuszka ze zmazą na swojej dziewczęcej i wybujałej dumie, po czym upiła drobny łyczek. Cmoknęła cierpko i zabrała się do próbowania swojego posiłku.
- Moje zdrowie. - Uśmiechnął się mężczyzna. - I twoja przyjemność.
Po czym również zabrał się za jedzenie. Posiłek był smaczny, aromatyczny. Na szczęście mimo, że zapiekany w winie, kurczak nie oszałamiał jak trunek w kielichu.
- Skoro nie pamiętasz, co robiłaś w nocy, to skąd wiesz, że gwałtem brałaś rozkosz od swej kochanki? - zapytał ironicznie mieszaniec, pomiędzy kęsami.
- Przywiązałam go… ją… więc raczej nie miał… miała większego pola do popisu, zwłaszcza, że twarz miałam na wysokości jej łona gdy się obudziłam. - Kamala trzymała widelcem kość kurczaka, a palcami skubała mięsko na cienkie kawałeczki, które zjadała z oblizywaniem opuszków. Delikatne rumieńce wypłynęły jej na złociste policzki, przyciemniając jej orzechowe tęczówki na kolor czekolady.
Jak widać, nie tylko nie lubiła wina… ale była też na nie nieuodporniona.
- Zrobiłam taki supeł, że ledwo mieczem przeciełam. - Zachichotała cicho, podnosząc spojrzenie znad mięsiwa, ku towarzyszowi.
Diablę oblizało usta długim jęzorem.
- Hmm… i nie narzekał na swoją sytuację? Widać kiepsko ci wyszedł ten gwałt. Skoro mu się podobało - ocenił żartobliwym tonem.
“Kamalciu… bądź dzielna…” Nimfetka szepnęła cichutko, rozweselając w ten sposób Laboni.
Deewani zaprzestała uderzać drzemiącego Starca po pysku, jakby wygrywała melodię na bębenku i przysłuchiwała się rozmowie z większym zainteresowaniem.
- Będę musiała potrenować - przyznała pokornie bardka, wbijając spojrzenie w talerz, by unikać rozwidlonej pokusy.
- Na nim… czy na innych dziewczętach? - zapytał wesoło Axamander.
- Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam… aczkolwiek jeśli usłyszysz o seryjnym gwałcicielu to… cóż, na szczęście nie wiesz gdzie mnie szukać. - Roześmiała się pogodnie, kryjąc uśmiech za szerokim kielichem.
- Ale wiem gdzie cię można spotkać. - Uśmiechnął się bezczelnie diablik, a jego język zadrżał jak u węża. - Więc może będę miał szczęście stać się twoją ofiarą.
- Aćha… a gdzie mnie to można spotkać? - spytała niczym krnąbrna chłopczyca, która nie dawała się zblefować.
- Może tam gdzie dostarczyłaś wino? Może lubisz kręcić się w tamtej okolicy? - Próbował zgadnąć najemnik.
- Och mój słodki… nie masz szans z Vittorio… - odparła z wyjątkową zmysłowością w głosie, na chwile się teatralnie zamyślając. - Widzisz… myślę, że jest coś między nami… jakaś magia, która nas przyciąga. - Odrzuciła włosy za ramię, wzdychając ciężko.
- Z pewnością jest jakiś magnetyzm - mruknął polubownie mieszaniec, przyglądając się zachowaniu kompanki, po czym napił się wina dodając żartobliwie - To teraz idziemy w krzaczki… albo między winorośle? Czy też… znowu zwiedziesz mnie ciętą ripostą?
- Myślisz, że pozwolą nam pójść na poletko? Nigdy nie widziałam z bliska jak rosną winogrona… tak… naturalnie w odpowiednim dla nich klimacie. - Chaaya zapytała nagle przerywając cichy i chochliczy chichot.
- Myślisz, że będę się ich pytał o pozwolenie? - zapytał retorycznie Axamander z łobuzerskim uśmiechem.
- W takim razie nie musisz mnie dwa razy zapraszać. - Bardka wstała od stołu, odkładając widelec na talerz, kończąc w ten sposób posiłek.
- Dobrze… - Axamander sypnął pieniędzmi na stolik, wstał i chwycił władczo tancerkę za dłoń, ciągnąc w kierunku wyjścia. - Ale dopóki nie znajdziemy się na miejscu, masz mnie nie puszczać i być gotowa do biegu.
- Cz-cz-czekaj ja jeszcze nie zapłaciłam za siebie. - Dziewczyna wyraźnie pokraśniała, gdy poczuła ciepłą dłoń mężczyzny.
Obcego.
Nie Jarvisa!
PRZY LUDZIACH!
To było dziwne uczucie, wprawiające ją z zakłopotanie i podniecenie zarazem.
- Ja to zrobiłem - przypomniał jej rogacz, nie dając jej wyboru. Miał silny i stanowczy uścisk, którym prowadził ją do drzwi. - Nie ma odwrotu teraz, więc żadnego protestowania. Żadnego wahania.
- To ja ciebie zaprosiłam… nie na odwrót - wypomniała mu z niejaką złością, ale też nie stawiając większego oporu. - Później ci oddam, przyjmij to do wiadomości.
- Dobra, dobra… - Usłyszała w odpowiedzi.
Diablę bardziej niż kwestią pieniędzy, zajęte było szukaniem sposobu dostania się na teren winnicy.
W końcu wypatrzyło szczelinę w obronie. Pociągnęło bardkę do siebie. Pochwyciło w ramiona i uniósło, mamrocząc pod nosem zaklęcie.
Tego było dla niej troszkę za wiele i niewiele myśląc, zdzieliła mieszańca na odlew, piszcząc cicho jak przestraszona myszka.
- Przestań. Ciężko mi się skoncentrować. Nie hałasuj - fuknął w odpowiedzi diablik, nie wypuszczając wcale Dholianki. - Zwracasz na nas uwagę.
Chaaya zamknęła mocno oczy, jeszcze chwilę uderzając dłonią w ramię nosiciela, ale z każdym razem coraz słabiej i coraz ciszej przy tym popiskując, aż znieruchomiała, wykrzywiając usta w smutną i nieco przestraszoną podkówkę.
Szpiczastouchy wymamrotał poprawnie zaklęcie i pognał na niski płot, by niczym wytrawny akrobata wykorzystać go do odbicia się w górę i przeskoczenia muru. Tam postawił tawaif na ziemię, mówiąc spokojnie.
- Było tyle panikować? - Uśmiechnął się zawadiacko. - Nawet cię nie zmacałem… a oberwałem.
Kamala łypnęła koso na mężczyznę, wyciągając z podpięcia na udzie czerwony wachlarz. - Zaraz oberwiesz jeszcze raz, tylko mocniej ty gruboskórny barbarzyńco! - zaburczała niczym burzowa chmura, strosząc się groźnie… choć w swojej złości wyglądała bardziej jak przepiórka, niż predator.
- Ładna nóżka - ocenił Axamander, zwracając uwagę na to co nie powinien i wzruszyła ramionami.
- Jesteśmy po drugiej stronie. - I wskazał dłonią na rzędy winorośli, obciążonych gronami owoców.
- Tak jak obiecałem - stwierdził z bezczelnym uśmieszkiem, wędrując spojrzeniem po pośladkach i nogach kobiety. Zgrabna kończyna tancerki musiała zrobić na nim wrażenie, kiedy Chaaya swym działaniem przyciągnęła ku niej uwagę.
- Wbij to sobie do tego rogatego łebka! - warknęła wściekle, machając złożoną bronią na lewo i prawo, jakby dyrygowała całą orkiestrą. - W łóżku! W zamknięciu! Mogę nauczyć cię pozycji o których nawet nie potrafiłbyś śnić… ale na ulicy. PRZY LUDZIACH! Metr ode mnie i najlepiej z zasłoną pomiędzy!
Może i Axamander poznał Jeźdźczynię z jej kokieteryjnej strony, ale teraz mógł zasmakować gorzkiego posmaku konserwatyzmu wyniesionego z pustyni. Kraju jej urodzenia.
- Zapamiętałeś? - Dziewczyna syknęła wyniośle, otwierając wachlarz i… tracąc całkowicie zainteresowanie kompanem, rozejrzała się po okolicy. Jej marsowa minka wypogodniała. Oczy rozjaśniły się i po chwili diablę zostało samo, gdy bardka poszła głębiej, między rzędy roślin, podziwiając liście, łodyżki i dorodne kiście wielokolorowych owoców.
- Głupiutka. Nie było żadnych ludzi. Inaczej bym cię nie brał w ramiona i przeskakiwał przez płot - mruknął nieco obrażonym tonem robacz i rozejrzał się dodając - A i tutaj powinniśmy być cicho.
Sundari nie za bardzo przejmowała się jego opinią, być może nawet go nie słuchała. Kucnąwszy przed jednym z krzewów, podziwiała z zachwytem plątaninę gałązek, podpiętych do specjalnego rusztowania, osłoniętego siecią o drobnych oczkach.
Czerwony materiał wachlarza furkotał cichutko, gdy wachlowała się, wąchając grona w różnym stadium rozwoju. Wyglądało na to, że owe miejsce bardzo przypadło jej do gustu.
Axamander zaś bardziej niż winogronami, czy nawet samą Chaayą, zainteresowany był okolicą. Przyglądał się czujnie, wypatrując pracowników winiarni.
Póki co byli jednak sami, bo też obsługa klientów, była ważniejsza niż czerwieniące się owoce do zerwania.
- Ciekawa jestem jak smakują… - Zamyśliła się Dholianka, starannie wybierając najdojrzalszy z owoców, który urwała i spróbowała, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. - Ssssą paskudne… - stwierdziła po chwili, wypluwając cierpką i twardą skórkę na ziemię.
“To są grona na wino, a nie na rodzynki…” Laboni zadrwiła z naiwnej wnuczki, choć sama przecież nie mogła wiedzieć jak smakowały owe owoce w rzeczywistości.
- Myślisz, że ta kobieta… z tamtej tawerny, zgodziłaby się uczyć kogoś strzelania z łuku i tropienia zwierzyny - spytała nagle orzechowooka, obserwując kompana czujnym spojrzeniem.
- Może. Za pieniądze na pewno - stwierdził diablik, rozglądając się dookoła i zapytał żartobliwie
- Sądzisz, że możesz czegoś nauczyć mnie w sypialni? Jakże pewna jesteś siebie. Skąd wiesz, że nie umiem już wszystkiego?
- A… drogo by sobie liczyła za swoje usługi? - Drążyła dalej temat, podnosząc się na równe nogi i oglądając “siatkę”, zastanawiała się po co właściwie ona była. - Zostałam specjalnie wyszkolona, by uczyć takich pyszałkowatych mężczyzn jak ty lekcji pokory - dodała zgryźliwie, choć na ustach błądził jej ciepły uśmiech.
- Żebyś się nie przeliczyła w swych deklaracjach. - Axamander pochwycił dłoń bardki i przyciągnął ją nagle do siebie i pocałował. Krótko i szybko. Jedynie muskając jej wargi rozwidloną końcówką języka i odsuwając się od razu, by nie dać jej okazji na kopnięcie go w krocze.
O dziwo nie spotkał się z żadną większą reakcją. Kobieta chwilę patrzyła mu w oczy, zanim nie zjechała spojrzeniem na jego usta, szyję i tors.
- Nawet nie wiesz… jakbym chciała się kiedyś przeliczyć. - Jej głos był smutny i jakby… zmatowiały, oczy przestały błyszczeć, a z ust spłynął uśmiech. - Myślę, że na mnie już czas - mruknęła posępnie, sięgając po sakiewkę ze złotem.
- To się zawsze może... zdarzyć. - Rogacz wykorzystał jej rozkojarzenie i pochwyciwszy za podbródek, tym razem pocałował znacznie dłużej i zachłanniej. Jego język wił się niczym wąż szturmując wargi zasmuconej dziewczyny.
Chaaya jednak nie pozwoliła sobie na chwilę słabości, odsuwając się mieszańca.
- Nie wodzę cię za nos z nudy i mojej natury. Mam kogoś i chcę mu pozostać wierna, nie komplikuj więc mi sprawy… - poprosiła cicho, cofając się o krok.
- Myślę, że zdołałbym cię… przycisnąć do tego muru i pieścić, aż byś całkiem straciła ochotę do walki - oceniło diablę, przyglądając się tawaif, splatając ramiona razem. - Tyle, że… mogę odpuścić, jeśli poprawi ci to humor. Mogę zostawiać kobiety zagniewane na mnie, ale żadnej nie zostawiłem jeszcze smutnej. Nie psuj mi mojej dobrej passy w tym temacie, co?
Tancerka uśmiechnęła się blado, oglądając się na wspomniany mur. W głowie było cicho, jakby posępny kosiarz przyszedł w odwiedziny i wszyscy w wiosce udawali, że ich nie ma.
Tylko Deewani od czasu do czasu pacała mocniej smoczy nochal ni to w irytacji, ni podekscytowaniu.
- Postaram się nie być twoją pechową liczbą - odparła ruszając wzdłuż krzewów. - Gdzie można spotkać tą tropicielkę, by porozmawiać o ewentualnej pracy?
- Hmm… Wieczorami bywa na targu skór, przynosi swoje łupy do sprzedania. - Zadumał się Axamander, przypominając sobie i spojrzał na Dholanikę.
- Twój partner jest wart twoich zmartwień i wierności?
- Karma zawsze do ciebie wróci i tylko od ciebie zależy w jakiej to będzie formie - wyjaśniła dyplomatycznie, spoglądając na zachmurzone niebo. - I… to pytanie powinno być zadane na odwrót. Czy powinien mi być wierny i najważniejsze… czy ktokolwiek mógłby dać mi drugą szansę w życiu? Ja sama bym jej sobie nie dała, jak to jest u ciebie? Przyjmuję tylko surowe samooceny… żadne tam wygładzanie swoich mankamentów. - Pogroziła mu palcem z rozbawieniem.
- To miasto jest zbudowane z drugich szans - przypomniało jej diablę. - Ludzie przybywali tu ze wszystkich stron, porzucając swoje dawne życie, uciekając od dawnych błędów. Jeśli gdzieś masz dostać drugą szansę to właśnie tu.
- To miasto mnie nie obchodzi. Nie będę tu dłużej niźli potrzeba… a ty nie odpowiedziałeś mi na pytanie. Stchórzyłeś, że, aż dziw bierze, jak łatwo sięgnąłeś po moje usta - wytknęła, chichocząc cicho.
- Oczywiście, że zasłużyłaś na drugą szansę. Najlepiej przy moim boku. - Ten odparł na to z zadziornym uśmiechem. - A ty nie zrozumiałaś mych słów. Zasługujesz na drugą szansę… bo każdy zasługuje. Wychowałem się tu i w to wierzę.
- Nie o to mi… a zresztą, nie ważne - mruknęła Chaaya, poddając się wesołości. - Wychodzimy bramą czy wspinamy się przez mur?
- Mur. Zdecydowanie mur - ocenił Axamander.
- Przyznaj się, że szukasz okazji by popatrzeć się na mój wypięty tyłek… od razu jednak mówię, że moje upadki nie mają w sobie ani krztyny gracji. - Tawaif zamknęła wachlarz i schowała go w skórzaną podwiązkę na udzie.
- I na tyłek i na inne krągłości - zgodził się z nią rogacz. - Nie udawaj, że cię to gorszy lub dziwi. Podsadzić?
- Nawet nie próbuję - przyznała z roztargnieniem, oceniając wysokość przeszkody. Dlaczego musiała urodzić się taka niziutka?
- Chyba będe musiała skorzystać z oferty pomocy… tak. Poproszę - przyznała z rezygnacją w głosie.
Mężczyzna złożył dłonie w koszyczek, najwyraźniej zamierzając rzeczywiście jej pomóc, a nie wykorzystać sytuację na swoją korzyść.
Bardka usadowiła stopę na podwyższeniu, kładąc delikatnie dłoń na ramieniu diablęcia. Oblała się nieznacznie rumieńcem gdy znaleźli się blisko siebie, choć w oczach miała aktualnie zacięcie do pokonania ogrodzenia, niż dziewczęcą płochość.
Wziąwszy większy wdech, odbiła się z kocią gracją, świadczącą o tym, że prawdopodobnie zgrywała się ze swoją słabością.
Złośliwy śmiech z góry tylko utwierdził w tym awanturnika.
- Ale ręki ci nie podam… sam męcz się skarbeńku - mruknęła trzpiotnie, zeskakując na drugą stronę.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline