Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2018, 21:51   #126
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

- Hej!- Po drugiej stronie rozległ się krzyk. Krzyk pochodzący z ust innych niż diablęcia.
- Uciekaj! - usłyszała głośny szept Axamandera, zapewne przyłapanego obecnie w winnicy. - Ja sobie poradzę.
Ale kobieta nie za bardzo chciała uciekać. Schowała ręce za sobą jak spłoszona dziewuszka i pokornie spuściła wzrok, wiedząc, że została przyłapana.
Takie zachowanie wyraźnie poirytowało Deewani, która porzuciła towarzystwo Pradawnego i znikła w jednym z pustych luster, zapewne schodząc do przyjemniejszych, wedle jej upodobań, wspomnień.
- Łapcie go! - Krzyczano za parkanem, gdzie było słychać śmiech rogacza.
Jednak nie wydawało się by mieszaniec się przejmował, a Chaaya faktycznie została przyłapana. Na bardkę nikt nie zwracał uwagi. Jeśli wzrok przechodniów skupiał się na czymś, to krzykach za murem i to też tylko na chwilę.
“No ruszże się córcia…” Babka zagadała wyjątkowo miło, jak do małego berbecia, który krył się za nogą mamy. “Teraz cie wzięło na wstyd i wyrzuty?... No już, już… zmykaj i nie zamartwiaj się…”
Tawaif jednak ani drgnęła, zbierając się w sobie, by spojrzeć szczenięcym spojrzenie na kamienny płot.
“Babciu…” Nimfetka jak zwykle chciała stanąć w obronie swojej twórczyni, ale przerwała jej Umrao.
“Srapciu… dobrze wiemy, że to twoja wina! Ogarnij się! Bez ryzyka nie ma zabawy, a jak nie ma zabawy, to ja jestem zła!”
“Ach te kurwy…” Laboni straciła cierpliwość i opuściła towarzystwo, które jeszcze chwilę sprzeczało się między sobą, zanim Kamala nie ruszyła wzdłuż murku zmierzając przed siebie bez większego celu.
~ Nie dramatyzuj. To karczma, a nie królewskie więzienie. Najwyżej wykupi swą skórę ~ wtrącił w końcu Starzec. ~ Zmień się w coś latającego i porwij biedaka.
Po tej sugestii obdarzył swoje naczynie częścią własnej mocy.
“O...o…” Eteryczna panienka, wydała ciche westchnienie, nim atmosfera zgęstniała… a sama tancerka, rozpłakała.
“To już nie moja wina!” zawołała szybciutko, wystraszona, że inne maski zaczną się na niej mścić.
~ Zaprosiłam go na poczęstunek… nie dość, że za mnie zapłacił… nie dość, że naraził siebie na niebezpieczeństwo… to dałam mu kosza, a teraz jeszcze ma płacić za to grzywnę?! ~ Sundari schowała się w zaułku chlipiąc cicho, gdy wspomnienie jej opiekunki pojawiło się przed czerwonołuskim.
“Było pysk otwierać?” burknęła gniewnie i przewróciła teatralnie oczami. “Utoniemy tu… już czuje wodę w sandałach…”
~ Oczywiście, że nie twoja wina. Ani ja cię nie winię, ani on ~ mruknął w odpowiedzi smok, wstrzymując ciało Chaai przed dalszymi krokami. ~ Chcesz mu pomóc, to pomóż. Nie chcesz, nie pomagaj. Nikt się nie obrazi. Natomiast przestań się nad sobą użalać bez powodu.
Babka próbowała na migi pokazać gadowi, by przestał, ale w połowie jego wypowiedzi zwyczajnie się poddała i ukryła twarz w dłoni, masując sobie skroń.
Dholianka zapłakała jeszcze głośniej, choć na zewnątrz nie wyglądało to tak… efekciarsko jak tu… w jej małym królestwie.
Kurtyzana rozkleiła się jak przegotowany pierożek, łkając wyjątkowo rzewnie, niemal jakby znalazła się na czyimś pogrzebie. Próbowała coś powiedzieć, ale nie za bardzo była w stanie, więc skrzydlaty musiał posiłkować się emocjami, by zrozumieć przekaz… którego i tak nie potrafił zrozumieć.
~ Jestem… ~ zapewne chodziło o dziwkę ~ beznadzieja… ~ nie nadającą się tego miasta ~ przegranana z… z… ~ tu chyba kogoś zawiodła i z tego co się orientował to wychodziło na to, że całą swoją rodzinę, naród i przyjaciół… ~ mam… ~ a raczej “nie mam”... szło o jakieś siły, tylko czy boskie, czy witalne? ~ chcę… ~ bolesny szloch, był tak silny, a uczucia tak pomieszane, że nie dało się w żaden sposób rozszywrować czego właściwie chciała bardka… i czy właściwie chodziło o chcenie, czy może “nie”chcenie.
~ Przydałaby się ta Godiva. Owinęłaby się wokół ciebie i mogłabyś wypłakać. ~ Pradawny nie czuł się dobrze w tej sytuacji.
~ Nie chceeee… nienawidze jej! ~ zawołała i po chwili mocno pożałowała, że to powiedziała, wznawiając kolejną falę płaczu.
Laboni zakasała teatralnie swoje powłóczyste sari, jakby szykowała się na marsz przez kałuże, po czym odleciała nonszalancko w jedno z luster znikając za jego taflą.
~ Nienawidzisz? Czy może się boisz? Że ci zabierze czarownika? ~ mruknął Starzec też żałując, że się odezwał.
“Przymknij się na litość boską nie widzisz, że tylko pogarszasz sprawę?! Mamy dziurę na pokładzie! TONIEMY!” Umrao krzyknęła wściekle, choć tak naprawdę była mocno przestraszona, jak wszystkie zresztą zebrane do kupy dziewczęta. Wydawać by się mogło, że wiedziały, że ten moment załamania nadejdzie, ale do tego czasu nie zrobiły zupełnie nic, by jemu zapobiec.
Seesha próbowała zanucić kołysankę. Niestety słowa piosenki, były dojmująco smutne i gdy dziewczyna rozpoznała melodię, przeszła tylko w kolejną fazę łkania.
Coś nagle chwyciło Chaayę za dłoń i szarpnęło. Pociągnięta za nią Jeźdźczyni odruchowo zaczęła biec. Dopiero po chwili orientując się, że to Axamander trzyma jej dłoń i ciągnie za sobą uciekając przed… W zasadzie przed niczym, za to uciekając od miejsca przestępstwa.
Deewani jak na zawołanie wychyliła głowę z ramy wspomnienia, machając do Pradawnego, by do niej dołączył. Chwile jeszcze posłuchała szlochu tworzycielki, ale wyraźnie gardziła jej momentem słabości, po czym zniknęła tak szybko jak się pojawiła.
Otumanione ciało posłusznie podążało po wytyczonej drodze, nie mając sił, by stawiać opór.
Diablik biegł szybko, szukając dobrego miejsca do kryjówki.
I dostrzegł takie… ruiny elfiej świątyni. Przedostał się przez mostek i skrył w cieniu zrujnowanego portalu. Tam przycisnął swym ciałem tancerkę do ściany, zerkając przez ramię, by zauważyć ewentualny pościg. W tej chwili nie zauważył jeszcze, że tulił drżącą dziewczynę do siebie.
A zdegustowany Starzec znikł wraz z Deewani.
- Mmmm… - zamruczała cicho Dholianka, nie mogąc zmucić ust do posłuszeństwa. Pociągnęła nieznacznie noskiem, a jej oddech był urywany jak po solidnej porcji szlochu. - Mmmmienawidzę wina…
- Cóż… - Rogacz nie mógł się powstrzymać. Pokusa odebrała mu rozum, więc on… odebrał zapłatę, całując zaborczo “schwytaną” kobietę i wślizgując się językiem do jej ust, by owym “wężykiem” muskać jej języczek.
Z początku jej reakcją, był całkowity brak reakcji, co mogłoby speszyć, gdyby mężczyzna nie poczuł większego ciężaru na swoich wargach. Tawaif była delikatna, jakby ostrożnie badała wyjątkowo niebezpieczny teren.
Smakowała owocowo i lekko słonawo… jakby od łez. Może faktycznie wcześniej płakała?
Nie było jednak czasu na zastanawianie się, gdy drżące rączki zaczęły oplatać mieszańca pod ramionami, wspinając się dłońmi po plecach jak krzew winorośli.
Jego pieszczota w końcu spotkała się z odwzajemnieniem, wpierw słodkim i dziewczęcym, by stawać się coraz bardziej drapieżną.
Axamander naparł więc mocniej ciałem na drobną sylwetkę pod sobą i choć całował zachłannie to… na tym poprzestał. Jego dłonie muskały palcami szyję i policzki bardki, ale mając ciągle swe wargi złączone z jej ustami, nie posuwał się dalej w swych podbojach.
Choć jego ciało z pewnością by chciało.
Wrażenie eteryczności dawno zostało wyparte, gdy Chaaya przylgnęła ciałem do ciała, jak dusiciel opadłszy na zdobycz.
Może i była malutka i stwarzała pozory bezbronnej, ale to diablik stał się teraz ofiarą jej pocałunku.
Zuchwałego, lubieżnego i wyjątkowo agresywnego. Jakby kobieta brała to, co jej się od dawna należało, nie bacząc na przyjemność drugiej strony, aż rogacz doczekał się tego co prędzej czy później musiało nadejść przy tym spotkaniu...
Ugryzła go. Dotkliwie. Boleśnie... by polała się krew, a ranka piekła i szczypała. Za bezczelność i wykorzystanie sytuacji, należała się kara.
- Co ci mówiłam o kontaktach na ulicy? - warknęła i pewnie chciała brzmieć jak waleczna tygrysica, choć z jej aparycją bardziej pasowało jej słodkie tygrysiątko.
- Nie jesteśmy na ulicy… tylko ukryci w cieniu świątyni. - Teraz to on ukąsił drapieżnie jej szyję. Ostrymi nieludzko kiełkami.
- Ta ruina nie wygląda ani na twoją, ani na moją sypialnie… więc METR ODE MNIE! - zawołała gniewnie, odpychając się od niego dla podkreślenia dobitności swojego przekazu.
- Moja sypialnia jest… tam… - Najemnik wskazał położone w mroku wejście do podziemi. - …jedna z kilku, jeśli mam być szczery. Mam zbyt wielu “przyjaciół”, którzy chętnie przyłapali by mnie z opuszczonymi gaciami, więc nocuję w różnych miejscach.
Spojrzenie orzechowych oczu powędrowało za palcem i utkwiło w ciemnościach. Dholianka miała nieodgadniowy wyraz twarzy, co przy przedłużającej się ciszy zaczynało być krępujące.
- Zawsze się bałam odwiedzać siostrę mojej babki… nigdy nie częstowała herbatą z samowaru, lecz od razu w filiżankach… odkąd nauczyłam się mówić, a moje myśli formować w zdania, zastanawiałam się czy piję właśnie swój ostatni łyk chaju.
- Trucizna nie jest popularna w mieście wampirów. Nieumarli są odporni na trucizny i nigdy nie wiadomo, czy ten którego chcesz otruć kroczy jeszcze jako żywy - stwierdził z uśmiechem Axamander, po czym spytał. - Czemu nie uciekłaś?
Dziewczyna ruszyła w głąb świątynki, by obejrzeć ją od środka. Szczególną uwagę poświęcała każdemy pęknięciu, rysie i dziurze w dachu i murowaniu.
- Nie rozumiesz… - odparła zadzierając głowę. - Żyjesz w bezpiecznym miejscu… i tylko od czasu do czasu trafiasz na nieprzyjaciela. Na pustyni wszyscy chcą cię dopaść z opuszczonymi spodniami. Żona. Syn. Wuj. Sąsiad. Nomad. Słońce. Piach. Zwierzęta… Nie ma czegoś takiego jak ucieczka. Albo nauczysz się żyć wśród wroga, albo giniesz. - Wzruszyła ramionami odwracając się do diablika. - Szczerze nie rozumiem tej waszej obawy przed wampirami… w życiu nie spotkałam bardziej bezużytecznego stworzenia jak to u was…
- Z wampirami to nie jest taka łatwa sprawa. Nie giniesz… choć tracisz krew i życie. Za to stajesz się niewolnikiem zarówno swego twórcy jak i głodu. To wieczna niewola - wyjaśnił mężczyzna, podążając za kompanką. - Tracisz duszę. Wampir nie jest tym kim był za życia, choć może stwarzać takie pozory.
- Czy ty ich właśnie bronisz? - spytała Sundari zmęczona i wyjątkowo zdegustowana zmiennością zdania u swojego rozmówcy. - Skoro raz został zabity… da się go zabić i drugi… chowanie się w dziurze w ziemi… nie spodziewałam się, że należysz do tego typu istot.
- Nie bronię wampirów. Ani mnie one ziębią, ani grzeją. - Wzruszył ramionami rogacz i dodał - To nie dziura, tylko całkiem spora rytualna piwniczka. Oświetlona nawet magicznie. Jest tam wygodnie.
- Nie przekonasz mnie. Nie lubię lochów. Nawet ładnych, oświetlonych i zamieszkanych przez baśniowe ludki - odparła ze śmiechem, starając się ukryć nerwowość z powodu tego tematu. - Sądziłam, że zajmujesz się ochroną kupców… skąd więc możesz mieć, aż tylu wrogów, że musiałeś zrezygnować z ciepłego łóżka w pokoju hotelowym?
- Nie zamierzam cię przekonywać do tego miejsca. Najbliższa karczma z miłymi łóżkami jest rzut kamieniem stąd. Możemy tam pójść. - Otarł dłonią krew z oblicza, po czym dodał. - Wiesz jak to jest… największym wrogiem kupca jest jego konkurent. Więc jeśli wykonasz robotę dla jednego rodu, narazisz się kolejnemu. Iiiii... nie każdy kupiec jest zadowolony, gdy jego córeczka przypadkiem straci dziewictwo, a ja akurat byłem wtedy w jej pokoiku... z nią.
Chaaya wyglądała jakby chciała oponować, ale później roześmiała się perliście, klaszcząc w dłonie jak niecnotka.
- Jak masz jaja rozdziewiczać to miej jaja ponosić tego konsekwencje - wytknęła mu, łobuzersko pokazując język. Oczy jednak miała dziwnie matowe i nie pasujące do całokształtu jej osoby.
- W jakiej znajdujemy się dzielnicy? - spytała, sięgając do torby w której trzymała tubus na mapy i zwoje.
- Wolę mieć jaja przy sobie, niż mieć jaja do ponoszenia konsekwencji… bo w takim przypadku dawno nie miałbym jaj. - Zawtórował jej Axamander i podszedł do dziewczyny, by pokazać na mapie położenie świątyni.
Bardka odznaczyła rysikiem punkt na mapie, po czym wyciągnęła czystą kartę pergaminu, która kiedyś zdecydowanie była magicznym zwojem, po czym zaczęła rysować układ budynku i opisywać go dziwnym rodzajem pisma, przypominającym nieco daszki domów i pnące się kwiatki.
- Toooo cooo teraz? - zapytał rogacz, przyglądając się tancerce.
- Pożegnamy się grzecznie, zachowując stosowny odstęp między sobą… - odparła, kreśląc ostatnie słowa. - Po czym ty udasz się do karczmy w której to umówiłeś się z trzema ładnymi adoratorkami, a ja pójdę na spotkanie ze swoim ukochanym. - Kończąc opis budynku, zrolowała wszystkie papierzyska i schowała do pokrowca.
- Wolałbym zrobić coś innego. Na przykład pochwycić cię za dłoń i zaciągnąć do pokoiku w karczmie - odparł zadziornie Axa, przyglądając się kobiecie. - Ale to może zaczekać na inną okazję. Pilnowaniem odstępów zajmij się jednak sama. Nie licz na moją pomoc w tej materii.
- Tak, tak… - Zachichotała, zbywając go rączką i zamykając klapę torby. - Zamiast się skupiać na mnie, postaw sobie potrójny cel, który na ciebie czeka… O! I jeśli wyrwiesz je wszystkie na raz, bądź pewien, że wtedy na pewno nie omieszkam dołączyć jako czwarta. - Chaaya uśmiechnęła się zgryźliwie i zrobiła zamaszysty krok w tył, by znajdowali się metr od siebie.
- Chcesz bym złapał cię za słowo? - zagroził diablik. - To może mi się udać. Niewiasty bywają śmielsze, gdy mają towarzystwo w łóżku.
- Oczywiście, że są… wtedy mają pewność, że na pewno dojdą… nie opuszczamy siebie nawzajem tuż zaraz po wystrzale - mruknęła cierpko, ruszając w kierunku wyjścia. - I łapać mnie możesz za cokolwiek… nie powiedziałam dokładnie w jakim sensie dołącze do zabawy. Hmm… co byś powiedział na “realistycznego” narratora?
- Doprawdy? Przed chwilą wręcz wtulałaś się we mnie spragniona pieszczot - odparł bezczelnie chłopak. - Skąd wiesz, że skończyłabyś jako narrator, a nie uczestniczka?
- Wieloosobowe orgie są dla mnie koszmarem niźli marzeniem… nigdy więcej nie chcę musieć tego przeżywać - odpowiedziała bezbarwnym tonem, rozglądając się po kanale, starając się połapać w którą stronę ma skręcić, by trafić tam gdzie chciała. Chwilę później pomachała mężczyźnie na dowidzenia i ruszyła przed siebie. Z jakiegoś jednak powodu, wyglądała na bardzo zagubioną i osamotnioną, a po chwili znikła z pola widzenia.
Czuła się nieco lepiej. Płacz wiele jej pomógł, tak samo jak miłosne przekomarzanki z diablęciem. Jakby na to nie patrzeć, chwile z nim spędzone mocno odciążały zgnębiony umysł kobiety i dawały namiastkę poczucia… normalności.
Flirt, podrywy, łamanie reguł, seksualne napięcie wiszące w powietrzu… to były znajome uczucia, które dawały poczucie stabilności.
Ta sama stabilność, była też przyczyną jej rozchwiania, bo przecież nie była już tawaif i nie mogła kierować się zasadami kurtyzan, będąc w związku z mężczyzną którego kochała i nie chciała zdradzić.
Iii… to uczucie również dolewało go kielicha goryczy Kamali, bo przecież… Ranveera też kochała i nie chciała zdradzać, a przecież sypiała otwarcie z tabunem klientów.
„Chandramukhi…” głos generała potoczył się po pustym kanale, wprawiając tancerkę w bojaźń.
Tak… kochała go.
Kochała go tak silną miłością, że po jego śmierci miesiącami czuła dojmujący i fizyczny ból w piersi.
Kochała go tak mocno, że nie widziała świata poza nim, a pomimo tego… oddawała swe łono innym. Mężczyzna nie miał jej tego za złe, choć cierpiał niemiłosiernie, i starał się wytłumaczyć dziewczynie, że zdrada nie polega tylko na dawaniu komuś swego ciała, ale także i umysłu. A ten trzymała zamknięty przed każdym kto nie był jej Malhari.
Aż do teraz.
„Zapomniałaś o mnie moja śliczna Chadramukhi…”
Nie zapomniała. Nigdy nie zapomni.
Miłość do Jarvisa… to… ona…
Chaaya przysiadła na ławeczce, czując, że nie ma siły dalej iść.
Czy ona zdradziła Ranveera? Czy złamała mu przyrzeczenie? Czy zawiodła oczekiwania? Porzuciła dla innego? Jeśli tak… to czy była w stanie zrobić to i czarownikowi… na przykład z rogaczem?
~ Nie zrobiłam nic złego… nie zrobiłam nic złego… proszę… opuść mnie… uwolnij się ode mnie… ~ błagała bezgłośnie, kładąc się ławie i zamykając oczy.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline