Roisin doszła do dziwacznego wniosku, że im mniej ufa siłowemu zapleczu lorda namiestnika tym w zasadzie powinna ufać mu bardziej. Wyglądało na to, że starcie jest prawdopodobne i jeśli do niego dojdzie wszelkie wątpliwości będą ich największą słabością. Stoczyła już walkę, stając ramię w ramię z ludźmi i elfami, o których wiedziała, że zaryzykowali by dla niej życie. Teraz jednak miała współpracować z kimś, kto chwilę wcześniej gotował się do przebicia jej mieczem.
Spojrzała na Bestarda i już zupełnie nie na miejscu przebiegła jej przez głowę myśl, że jeszcze zupełnie niedawno nie była gotowa ufać komukolwiek. Gdzie zniknęły jej niezależność i samotność? Dlaczego ryzykuje życie walcząc z wrogami o uwolnienie poznanych przypadkowo elfów i aniołów? Otrząsnęła się i wzruszyła lekko ramionami. A cóż ma ciekawszego do roboty? Dzięki takim znajomym może być niedługo bogatsza niż sam szlachcic Grey… albo martwa.
Zacisnęła usta nerwowo, strzeliła lekko rapierem i skłoniła głowę w kierunku mówiącego Bestarda. Zaczynała intuicyjnie rozumieć dlaczego ludzie, którzy uczestniczyli we wspólnej walce potrafili potem przyjaźnić przez długie lata pomimo całkowitej różnicy charakterów, czy pochodzenia. Namacalna obecność śmierci potrafi zostać w pamięci na długo. Ruszyła za innymi biorąc tarczę, z zamiarem przeprowadzenia zwiadu jeśli będzie taka konieczność. Była cicha i zwinna. I lubiła zdobywać wiadomości samemu pozostając w cieniu.
No, a czego szukała Tahara w jej myślach? Miała nadzieję, że nie dowie się tego zbyt szybko. Nie przeszkadzało jej, żeby bogini nie spotkać już dzisiaj w żadnej postaci.