Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2018, 13:16   #128
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Chaaya
Odkąd położyła się na ławeczce minęła chwila, a przynajmniej tak się jej zdawało, gdy drzemała w płytkim śnie. Zmęczony umysł przefiltrowywał wspomnienia, niczym poszukiwacz złota wyłuskujący samorodki z sita pełnego piasku.
Na “prawo” szło wszystko co było potrzebne do dalszego funkcjonowania ciała w obecnej czasoprzestrzeni, a na “lewo”... cóż… cała reszta.
Wtem, niemal na finiszu swojej żmudnej pracy, coś załaskotało ją po twarzy i przeszkadzało w odpoczynku, który bardziej przypominał pracę niźli regenerujący bezczyn. Chaaya była muskana pieszczotliwie w koniuszek nosa, jakby jakiś chochlik, lub zrządzenie losu, postawiło sobie za punkt honoru przeszkodzić jej w działaniach rewitalizujących.
Zmęczenie psychiczne dosyć dotkliwie odbiło się na tawaif, ale swędzenie połówki twarzy coraz bardziej wysuwało się na prowadzenie w tym tandemie niewygód dzisiejszego dnia. Dziewczyna machnęła odruchowo ręką, odganiając upierdliwego owada, który to raz siadał, to odlatywał z jej śniadej skóry, irytując swoim natręctwem, po czym zmusiła się do postawienia nóg na ziemi i podniesienia się do siadu.
Podrapawszy się po podrażnionych miejscach, otworzyła lekko napuchnięte oczy, przypominając sobie, że w zasadzie… to była w mieście… w środku miasta znaczy się i nie za bardzo był czas i miejsce na popołudniową drzemkę, gdy dookoła mijali ją obcy ludzie. Przed nią siedział kocur, sporej wielkości, którego ciało było w połowie utkane z cieni. Kocur, którego macka miziała śpiącą bardkę po twarzy, a teraz uśmiechał się szeroko na jej rozespany widok.
Gozreh.
- No… tak. Dwie pijane dziewuszki w jednym łóżku musiały się tak wyszaleć, że zabrakło czasu na sen - stwierdził z przekąsem.
- Fuj! Gdzie mi z tą macką - fuknęła agresywnie tancerka, wycierając natychmiast buzię w rękaw. - Cholera wie gdzie ją wcześniej wkładałeś… - Trudno było odgadnąć co bardziej u niej dominowało. Złość, czy obrzydzenie do stworzenia. - Czego chcesz?!
- Pokoju na świecie, trzech życzeń, trochę wygodniejszego apartamentu, wdzięczności ludzkości, tłustych myszy o skłonnościach samobójczych - zaczął wyliczać chowaniec, nie przejmując się wybuchem złości u Dholianki, która burknęła krótkie “weź się odwal” i zaczęła masować się po skroniach.
- A obecnie… mój pan, chce żeby nic się nie stało. Więc jestem. On też wkrótce tu będzie. - Dokończył wypowiedź.
Jarvis… brakowało tu jeszcze jego. Kamala nie czuła się na siłach, by wstać i ruszyć z miejsca, a co dopiero przebywać w czyimś towarzystwie.
- Nie może poczekać gdzie byliśmy umówieni? Chyba mam jeszcze trochę czasu wolnego… - żachnęła się zmęczonym tonem głosu, opierając plecami o oparcie i krzyżując ręce na piersi. Pół godziny nikogo nie zbawi, a było przecież jeszcze wcześnie. Zdążyła jedynie porozmawiać z Axamanderem i usiąść na chwilę na ławce… w torbie ciągle miała sukienkę do oddania, nie mogła więc być spóźniona.
- Spóźniłaś się na spotkanie. Mój pan zaczął się martwić - wyjaśnił kot, przekreślając te ułudy.
Zimny dreszcz przeszedł kobiecie po karku. Spóźniła się? Jakie spóźniła?!
- B-bardzo? - spytała niepewnie, obdarzając czworonoga badawczym spojrzeniem.
- Hmm… piętnaście minut… może pół godziny - ocenił cień, drapiąc się macką za uchem.
Kurtyzana wyglądała przez chwilę jakby coś w niej się wyłączyło, a później wokół jej osoby zaczęła tworzyć się złowroga aura.
~ Mam ochotę kopnąć go w durny pysk, by się utopił w tym zaszlamionym kanale… ~ Powiedziała sama do siebie, odwracając się od rozmówcy i przeżuwając swoją niechęć niewypowiedzianą.
Uczucie ciężkości ponownie osadziło się na drobnej piersi Jeźdźczyni, dając poczucie przygniatania do ziemi.
W dodatku myśli i uczucia miała wyjątkowo zwichrowane, jakby ktoś nieumiejętnie poskładał potłuczony wazon, przestawiając dosyć ważne fragmenty na nie swoje miejsce.
Chowaniec przyglądał się jej badawczo, jakby coś podejrzewał. Jego nonszalanckość gdzieś znikła. Wydawał się spięty i podejrzliwy. Niemniej nadal pilnował bardki, wierny poleceniom swego pana.
Czarownik zaś już zbliżał się z drugiej strony. Podchodził dość szybko z wyrazem wyraźnej ulgi na obliczu. Uśmiechnął się ciepło na ich widok.
Chaaya odwzajemniła uśmiech, skinąwszy delikatnie głową. Nie wstała, by się przywitać, ale jej ściśnięte nerwowo ramiona rozluźniły się nieznacznie, jakby widok ukochanego sprawiał, że nie musiała już tak pilnować swojej gardy.
Jarvis prędko usiadł obok dziewczyny i zapytał cicho przyglądając się jej uważnie.
- Wszystko w porządku? Martwiłem się.
- Przepraszam… straciłam poczucie czasu, myślałam, że położyłam się tylko na chwilę. - Ta wyjaśniła lakonicznie, acz z potulnym spojrzeniem, kogoś kto wiedział, że zawalił.
- Dobrze, że nic ci się nie stało. Nie sądziłem jednak, że ta noc tak mocno… cię wymęczyła - rzekł czule mag, a Gozreh teatralnie przewrócił oczami.
- To nie ma żadnego związku… - Sundari mruknęła zmęczona, że musi się tłumaczyć w tej chwili. - Po prostu… całokształt. Nie ważne, nie przejmuj się. Jesteś głodny? - spytała chcąc jak najszybciej zmienić temat na nieco lżejszy.
- Tak. Chętnie coś zjem - odparł spokojnie mężczyzna, przypatrując się uważnie swojej partnerce, jakby chciał rozgryźć to co ją gnębi. - Ponoć straż pochwyciła paru wyznawców Vantu, więc Godiva może mieć mieć dla nas słodkie ploteczki. Jak skończy służbę, oczywiście.
Tancerka jęknęła cicho jakby coś ją zabolało, po czym z westchnieniem wstała z siedziska i zaczesała włosy do tyłu, oddychając głębiej. Wbiła tępe spojrzenie w przepływającego gondoliera, po czym odwróciła się kochanka z błagalnie wyczekującym spojrzeniem. - To dokąd idziemy?
- Czy wszy… - zaczął ostrożnie przywoływacz, po czym przerwał i zamyślił się przez chwilę. - Tak. Idziemy do… Gozreh, mijałeś może jakieś interesujące karczmy?
- Hmm… Krabi Pałac - odparł kocur po czasie zastanowienia.
- Co powiesz na skorupiaki i jadalne stawonogi? - zapytał więc chłopak.
- Mhm… prowadź… - Tawaif zdawała się nie słuchać z pełnym zrozumieniem, co chwila uciekając wzrokiem na różne punkty widokowe.
- Jeśli kiedyś będziesz chciała porozmawiać, bądź wyżalić się, to ja jestem tuż obok - rzekł zmartwiony Jeździec wstając i zwrócił się do podopiecznego - Prowadź.
Kocur ruszył więc przodem.
- Ja za tobą… - odpowiedziała bardzo cicho bardka, czekając, aż kompan ją wyminie.
Jarvis na moment się zatrzymał. Westchnął głośno i odparł lakoniczne - Dobrze.
Ruszyli więc tak idąc jak po linii. Cieniokot pierwszy, jego pan drugi, a kurtyzana za nimi.
Przemierzając uliczki, powoli zbliżali się do niedużego, drewnianego budynku, w połowie opartego na murach jakiejś elfiej ruiny. Krabi Pałac nie zasługiwał na swe miano, choć zapachy były nęcące.
W środku było przytulnie i obecnie pustawo. Przy prymitywnym palenisku zbudowanym w jakiejś kamiennej wnęce, kręcił się postawny kucharz z sumiastymi wąsiskami. Na blat zrobiony z ledwo obrobionej, łupkowej płyty, wrzucał kawałki słoniny oraz różnego rodzaju olbrzymie kraby, mrówki, oraz pajęczaki.
- Witam… co podać i z jakim sosem? - rzekł przyjaźnie na widok dwójki klientów.
- Pyta o to jakie chcesz warzywa i przyprawy. Tu sosy komponuje się samemu - wyjaśnił cicho przywoływacz.
- Chce mrówki… z czymś ostrym i orzeźwiającym… - wyjaśniła półszeptem tancerka, przyglądając się rustykalnemu wystrojowi wnętrza. - Myślisz, że ma brokuły?
- Są brokuły? - zapytał mag i dziewczyna od razu otrzymała odpowiedź.
- Młode, zwykłe, czerwone dla koneserów - wyjaśnił wąsacz. - O intensywnym zapachu.
- Zwykłe mi w zupełności wystarczą… nie chce dużej porcji. - Chaaya ukryła się nieznacznie za plecami partnera, ale nie zrezygnowała z ciekawskiego obserwowania gospodarza.
- Mrówka z ostrym i orzeźwiającym sosem. Brokuły, orzechy tama, mleko kokosowe - stwierdził czarownik i zamyślił się. - Dla mnie krabik czerwonawy z sosem almainac.
- Sie robi. - Kucharz zaczął wyjmować składni z beczułek dookoła niego i mieszać je w sosy. Zerknął na Gozreha. - A co dla kotka?
- Mrówka bez niczego wystarczy - odparł chowaniec w odpowiedzi, tylko na chwilę wybijając szefa kuchni z rytmu.
Tawaif podrapała się za uchem, jakby była zakłopotana, po czym zbliżyła się jeszcze bardziej do pleców ukochanego, ale ich nie dotknęła. Jarvis czuł między łopatkami powoli nagrzewający się materiał od jej równego oddechu.
~ Dlaczego jesteś taka… spięta? Co się stało? ~ zapytał telepatycznie, nie odwracając się, by bardka nie musiała uciekać od niego spojrzeniem.
~ Nie jestem… ~ próbowała wykpić się Sundari.
~ To nieprawda. Wiemy o tym oboje. Coś cię gnębi i mnie rani fakt, że… nie chcesz podzielić się swymi zmartwieniami, że zamykasz je w sobie. Ten ból widać Kamalo ~ wyjaśnił Jeździec, a tymczasem z przed jego frontu dochodziły smakowite zapachy i fałszujący głos kucharza.
~ To nie tak… ~ odparła nieswoja, urywając w połowie zdania. Coś nie pozwalało jej powiedzieć więcej, jakby jakaś siła przymuszała ją do milczenia.
~ Kamalo… ~ zaczął czarownik i też na chwilę zamilkł. ~ …nie ufasz mi? Przecież widzę, że coś cię męczy. Nie musisz sobie radzić z tym sama.
Zabolały ją jego słowa. Mag poczuł jak kobieta kuli się za nim, przyjmując cios bez słowa protestu. Przez bardzo długi okres nie odzywała się w ogóle, podświadomie jeszcze mocniej zacinając się w sobie.
Przeciwnik w jej głowie musiał być wyjątkowo zajadły, bo Jarvis nie uzyskał już żadnej słownej odpowiedzi od kochanki i jedynie drżący paluszek wsunął mu się w tylną szlufkę paska, jakby dla przypomnienia, że ciągle tam była.
~ To może poszukamy czegoś przyjemnego po posiłku? Co by rozpędziło te burzowe chmury z twego liczka? ~ zapytał telepatycznie i z czułością. Martwił się o nią.
~ Mmmgh… ~ jęknęła bez przekonania, opierając się czołem o jego plecy.
~ Ciężko mi zinterpretować taką odpowiedź. Co powiesz na masaż w łóżku na rozluźnienie? ~ zaproponował po chwili milczenia.
~ No… w ostateczności… ~ odparła po dłuższej pauzie, ale zdawała się być troszkę rozczarowana, że przywoływacz wybrał tak trywialne miejsce do pokazania jak łóżko.
~ W ostateczności? Stawiasz mi więc wyzwanie? Mam ci pokazać coś nowego? ~ odparł cierpiętniczym tonem mężczyzna, podczas, gdy gospodarz przybytku zaczął wydawać gotowe potrawy.
~ Nie, nie… ja… nie… ~ Chaaya zaczęła się oględnie tłumaczyć, nie chcąc wyjść na niewdzięczną. ~ Żadne wyzwanie, nic nie musisz mi pokazywać… łóżko może być.
~ Masz prawo czasem być samolubna ~ odparł Jeździec, zerkając za siebie na dziewczynę. Uśmiechnął się ciepło i ruszył po talerze. ~ Masz czasem prawo do kaprysów. Poszukamy więc czegoś ciekawego. Moglibyśmy o golemy zahaczyć, albo automatony.
Bardka ruszyła tuż za nim by odebrać swoją porcję. Z jakiegoś powodu nie chciała, by kochanek jej usługiwał.
~ Nie rozumiem…. o jakie golemy i automato… coś tam ci chodzi?
~ Robi się je tutaj dla zamożnych. Ożywieni strażnicy i lokaje. Czasem siła robocza. Bardzo droga, ale zakup się zwraca w kolejnych pokoleniach ~ rzekł telepatycznie Jarvis, siadając z kochanką do posiłku i podając kocurowi jego porcję. ~ Tyle, że trzeba mieć wpierw horrendalnie dużo pieniędzy.
~ A… a po co… dlaczego pomyślałeś, że mogłoby mi się to spodobać? ~ Tawaif przyglądała się swojemu talerzowi, nieznacznie skubiąc przypieczone nóżki wielkich mrówek. Nie była za bardzo głodna, bo wcześniej jadła z Axamanderem… ale rezygnować z posiłku z tak błahego powodu też nie miała zamiaru.
Mag polał swoją porcję sosem obficie i zadumał się.
~ Po prawdzie, bo… nic lepszego nie przyszło mi do głowy. Pokazałem ci już wszystkie atrakcje jakie czyniły La Rasquelle wyjątkowym. Warsztat z golemami i automatonami, o ile jeszcze istnieje, mógłby odciągnąć cię od ponurych myśli. Skoro mi się nie udaje ~ wyjaśnił w końcu.
Kobieta obdarzyła swojego rozmówcę zasmuconym spojrzeniem. Wydawało się, że przez chwilę zaskoczenia zapomniała o swoich smutkach, które właśnie zostały jej przypomniane. Wzdychając cicho, Dholianka wzięła tłusty odwłok robaczka w dwa palce i wgryzła się w chrupiący pancerzyk. W smaku mrówka była… kwaśna, jak to mrówki miały w zwyczaju, kolejny kęs więc poprawiła sosem, maczając obficie nadgryzioną część.
~ Nie musisz tego robić… poradzę sobie ~ zapewniła z pełnymi policzkami, odkładając na brzegu naczynia odgryzioną główkę.
~ Ale chcę ~ stwierdził stanowczo czarownik, zabierając się za jedzenie bardziej łapczywie niż ona. ~ I choćbym miał cię na barana tam zaciągnąć… Mogę też cię postraszyć żeńską postacią, tak jak wystraszyłem rano.
~ Daj pokój… ~ ucięła speszona, nie podnosząc wzroku znad swojej potrawy, którą skrupulatnie pochłaniała, dekorując talerz głowami poległych robotnic, jakby tworzyła kolaż ze swoich trofeów wojennych. ~ Spacer i miła rozmowa w zupełności wystarczy… czy jak tam wolisz masaż…
~ Jesteś urocza, gdy się tak peszysz. I kusząca, gdy budzi się w tobie chochlik ~ ocenił mężczyzna, przyglądając się kurtyzanie. ~ Jakże wiele nastrojów kryjesz w sobie, a każdy równie piękny co poprzedni.
Delikatny cień uśmiechu zawitał na jej ustach i zdawało się jakby jakiś promyczek na chwile rozjaśnił jej buzię, po czym kolejna mrówka została zdekapitowana i wrażenie to szybko znikło.
~ Dziękuję…
Orzechowe oczy uniosły się na wysokość oczu ukochanego i po chwili łagodne spojrzenie prześlizgnęło się w samobójczym ślizgu w bok, wprost na podłogę gdzie posilał się chowaniec.
Chaaya chrupnęła kolejnego owada, układając na talerzu upieczone łebki w szlaczki.
~ Poza tym. Rozmowa zawsze może trafić na rafy. O wiele lepiej od słów przemawiam do ciebie czynami. Choćby porywając cię i zabierając gdzieś w głąb ruin. ~ Zadumał się przywoływacz, gdy ona zerkała na zajadającego się swoją porcją kocura.
~ Cenię twoje czyny jak i słowa jednakowo ~ odparła tancerka, szybko tracąc zainteresowanie cieniostworem. ~ Potrafią być urocze, zabawne i rozpalające… ~ Kolejny uśmiech został pokonany westchnieniem zanim w pełni się ukształtował na wargach.
~ Lub nieporadne. Nie jesteś łatwa do odgadnięcia. Bardziej jak morze… zmienna i nieprzewidywalna. Ale ocean… jest wszak piękny. ~ Zamyślił się mag, przyglądając dziewczynie.
~ Nawet jeśli zadawałyby mi ból, nie przestawałabym ich doceniać… ~ oceniła bardka, kończąc swoją skromną strawę. Następnie odsuwając od siebie talerz przypatrzyła się czule ukochanemu.
Jarvis jeszcze przez chwilę jadł swój posiłek w milczeniu. Po czym otarł usta.
~ Więc masaż czy golemy? Co ci bardziej odpowiada teraz? ~ zapytał.
W odpowiedzi dostał charakterystyczny gest ni to potakiwania, ni zaprzeczania.
“Domyśl się” zapewne miało znaczyć i gdyby nie łagodny uśmiech oraz lekko zmęczone spojrzenie, można byłoby uznać, że kobieta się z niego naigrywała.
~ Masaż dobrze ci zrobi. A potem… jak nie wystarczy, to pójdziemy szukać golemów ~ skwitował czarownik z uśmiechem na twarzy, po czym udał się, by zapłacić za ich zamówienie.
Wtedy Kamalę jakby raziło piorunem. Wyprostowała się, spojrzała w sufit, później na talerz, podrapała się po skroni, pogrzebała widelcem w resztakch i coś uśilnie kalkulowała. Chwyciła za swoją sakiewkę… zważyła ją w dłoni, ciężko westchnęła, znowu spojrzała w sufit, zamknęła oczy i przerzucała mieszek z ręki do ręki.
Czy ona oddała pieniądze Axamanderowi?! Oddała? Nie oddała… oddała? No na wszystkich bogów miała mu oddać.
- Kurwi los… - syknęła gniewnie pod nosem, wstając z krzesła i składając naczynia na jeden stosik. - Ogarnij się ty durna dziwko, bo przysięgam, że się ciebie pozbędę - mruczała na siebie przekleństwa, rozglądając się za miejscem składania brudów, prawie nie potykając się o Gozreha.
- Gotowa? Możemy wracać do domu? - zapytał Jarvis, gdy oboje pozbyli się naczyń.
- Możemy wstąpić po drodze w dwa miejsca? - odpowiedziała pytaniem zakłopotana bardka, drapiąc się po głowie.
Po załatwieniu tu i tam drobnych formalności, Chaai nie tylko masaż pleców, ale i nóg, by się przydał. Co prawda Dholianka nawykła do długich, pieszych wędrówek, ale skoro Jarvis nalegał...
- Połóż się wygodnie na łóżku - zaproponował, gdy znaleźli się w swoim pokoju.
- Ech… uparty jesteś. - Westchnęła teatralnie dziewczyna, czując się nieco lżej po odbytym spacerze po mieście. Usiadłszy na brzegu łoża, zdjęła długie buty, po czym rzuciła się na poduszki oddychając pełniej.
- Może lepiej na brzuchu. Mniejsza pokusa - stwierdził czarownik, zdejmując cylinder, płaszcz i buty.
- Dla mnie mniejsza pokusa. Niewiele mniejsza, ale jednak.
Bardka posłusznie wykonała polecenie przerzucając się na brzuch, nie omieszkała jednak chwilę poburczeć gniewnie, by mężczyzna przyjął do wiadomości, iż na więcej nie ma co liczyć. Będzie leżeć jak leży i koniec kropka.
Ten wdrapał się na łóżko i klęknął nad partnerką, obejmując ją kolanami w pasie. Jego dłonie spoczęły na jej ramionach, powoli masując barki oraz łopatki, a także starając się rozluźnić jej kark. Nie był tak biegły jak mistrzowie z Pawiego Tarasu, ale i nie był nowicjuszem. Coś tam potrafił, a w każdy ruch dłoni wkładał uczucie.
Przynajmniej na razie nie sięgał po te sztuczki, które znał. Po dotyk, którym potrafił rozpalić jej zmysły iskrami pożądania.
Jak za pociągnięciem magicznej różdżki, leżącą kobietę powoli opuszczało napięcie. Raz za razem kolejne mięśnie poddawały się leczniczemu dotykowi, puszczając zgnębione ciało tancerki.
Kamala wyraźnie rozpogodziła się na twarzy, wtulając się w policzkiem w poduszkę i przymykając w zadowoleniu oczy. Wyglądało nawet na to, że była gotowa z miejsca oddać się drzemce, ale co jakiś czas jej powieki unosiły się nieznacznie i tawaif szukała źrenicami swojego kochanka. Gdy upewniła się, że ciągle tam był i ciągle ją masował, oddychała swobodniej i ponownie pogrążała się w ciemności.
- Myślałem… o wyprawie jutro. Na bagna. Może Godiva pójdzie z nami. Jest jedno miejsce, o którym słyszałem plotki - mruknął mag, nie przerywając rozmasowywania jej ciała.
- Taaak? A jakie plotki słyszałeś? - spytała rozleniwiona.
- O starym ośrodku kultu demonów ukrytym w ruinach. Może znajdziemy tam coś co doprowadzi nas na Vantu? O ile wiem, kult ten zniszczono lata temu. Przed moim narodzeniem, ale kto wie… - zadumał się Jeździec.
Odsunął włosy z nad jej szyi i przesunął czubkiem języka po karku. Powoli i czule. To był chwyt poniżej pasa. Miał wszak ją relaksować, a nie pobudzać pieszczotami.
- Spróbować nie zaszkodzi… - odparła Chaaya, ignorując niecne pogrywki kompana, było jej zdecydowanie za przyjemnie w tej sytuacji, by teraz to zmieniać.
- Nie powinna to być zbyt niebezpieczna wyprawa, w każdym razie nie bardziej niż… ostatnia nasza wizyta w podobnych ruinach - zadumał się przywoływacz, nie przerywając masażu jej pleców i ograniczając niecne zagrywki do minimum.
Minuty powoli się przedłużały w coraz dłuższych odstępach milczenia. Rozmowa między Smoczymi Jeźdźcami wyraźnie się nie kleiła i bynajmniej nie była to wina ani złego humoru bardki, ani “nieporadności”, jak sam to określił, czarownika.
Kobieta najzupełniej w świecie zaczynała przysypiać, kiedy zrobiło jej się ciepło i wygodnie. Sundari w końcu czując, że zaraz odpłynie, wyczekała momentu gdy dłoń ukochanego była w zasięgu jej dłoni i splotła ich palce ze sobą.
~ Połóż się… ~ poprosiła cicho, zwalczając otępiałość. ~ Chcę się do ciebie przytulić.
Choć jej słowa były lekkie, towarzysz wyczuł nieprzyjemną “ciężkość” problemu, który czaił się pod cieniuteńką taflą opanowania.
Jarvis uśmiechnął się czule i w milczeniu położył na łóżku gestem dłoni zachęcając tancerkę do wtulenia się w siebie.
Dziewczyna uczyniła to bez zastanowienia, pocierając policzkiem o pierś kochanka, aż wytworzyło się przyjemne ciepło. Zamruczała jak zadowolone zwierzątko i przymknęła oczy wsłuchując się w rytm bicia jego serca. Chłopak tulił ją do siebie w milczeniu, rozkoszując się jej obecnością w swych ramionach. Uznał zapewne, że potrzebuje przede wszystkim snu, więc nie przeszkadzał jej w “zaśnięciu”.
Po niejakim czasie, gdy para zdawała się zapaść w leczniczą drzemkę, Kamala poruszyła się nieznacznie i wczepiając się palcami w klapę marynarki przywoływacza, zaczęła mówić najpierw bardzo cicho, ale później z coraz większym naciskiem, nie będąc nawet pewną, czy jej rozmówca ją w ogóle słyszy.
- Czy mógłbyś odpowiedzieć mi na bardzo, bardzo hipotetyczne pytanie? Czy twoim zdaniem jestem godna zaufania? Chodzi mi… czy uważasz, że jestem osobą gotową zdradzić… porzucić… czy, czy rozumiesz… czy ja… jestem dobra?
W jej głosie było tyle obawy i smutku, że nie sposób było ogarnąć z jak wieloma problemami i wątpliwościami aktualnie się zmagała. To nie była pojedyncza przeszkoda… tymczasowe załamanie, które odejdzie szybko w niepamięć. Jarvis przeczuwał, że był to cały szereg komplikacji, które z każdą chwilą wzbierały i narastały w niej przytłaczając swoim ogromem.
- Jesteś dobra… trochę zagubiona w labiryncie swoich myśli i nieprzyjemnych wspomnień, ale jesteś dobra. Byłem wtedy na wyspie, gdy ratowałaś smocze pisklęta i wiem, że jest w tobie dużo dobra i delikatności - odparł czule czarownik i mocniej przytulił dziewczynę. - I ufam ci.
Tawaif chciała przysunąć się jeszcze bliżej niż było to możliwe. Dokładnie spijała każde słowo mężczyzny, rozważając wszelkie możliwe aspekty dalszej rozmowy. W końcu ponownie się zebrała w sobie, by się odezwać.
- A… czy… nie boisz się, że… cie kiedyś zawiodę? - To pytanie było tak szczere jak chyba żadne inne, które padło podczas ich wielu dysput.
- Nie. Chaayu… pomyłki, chwile słabości zdarzają się każdemu. Nie martw się jeśli coś takiego ci się zdarzy. To nie zmieni tego, co do ciebie czuję. Nie boję się więc. - Uśmiechnął delikatnie. - Nikt nie jest idealny. My też nie.
Coś było w postawie kobiety, co dawało mu do myślenia, że nie trafił z odpowiedzią, nawet jeśli była ona szczera. Tancerka napięła się na kilka sekund gdy wstrzymała swój równomierny oddech, po czym po kilku uderzeniach serca rozluźniła się i odetchnęła.
- Już drugi raz nazywasz mnie dzisiaj Chaayą… - odparła bez cienia żalu, czy złości. Zdawała się być zrównoważona i może nawet odnajdowała w tej chwili jaką dziwną wesołość. - Odpocznij…
- Kamala to imię, na bardziej intymne chwile. Ale jeśli chcesz… kocham cię… Kamalo - mruknął, sięgając dłonią do jej policzka i wodząc opuszkami palców po jej skórze. - Za bardzo się martwisz, za duży ciężar bierzesz na siebie. Jesteś taka… kruchutka i delikatna w moich ramionach, wiesz?
- To moje imię Jarvisie… może zdrobniałe, ale jednak… powinno pasować na każdą chwilę nie sądzisz? - ponownie jej głos wyzbyty był od negatywnych emocji. Nie spoglądała na niego, chowając się w jego koszulę i tylko trochę marudząc, że wcale nie jest taka krucha na jaką wygląda. Najwyraźniej miała problem gdy ludzie postrzegali ją jako bezbronną.
- Masz rację… ale chciałbym je samolubnie, twoje imię, zachować tylko dla siebie. Zagarnąć i smakować na języku każdą sylabę - mruczał mag, tuląc jej drobne ciałko zaborczo do siebie. - Jesteś piękna jak… delikatny kwiat. Ale wiesz… delikatne kwiaty w okolicy La Rsquelle bywają śmiertelnie niebezpiecznymi pułapki. Delikatność i kruchość nie oznacza bycia niegroźnym.
Kurtyzana chciała wytknąć przywoływaczowi, że w tym pokoju nie ma nikogo poza nimi samymi, więc nie rozumie dlaczego musi zwracać się do niej per Chaayu. Najwidoczniej jednak Jeździec nie do końca świadomie nad tym panował i nie było sensu ciągnąć dalej tematu.
Nie wywoływał tej drugiej z jakiegoś powodu, więc i łatwiej było jej przełknąć znienawidzone imię za czasów swej świetności.
- Niech ci będzie… - odparła tylko w połowie udobruchana, ciągle pomrukując, jakby dodać dobitności swojej walecznej postawy. - Z miłości do ciebie, mój nektar cię nie otruje, ale inni nie będa mieć tyle szczęścia.
- Wiem, wiem. Drapieżna z ciebie osóbka Kamalo. - Delikatnie wodził palcami po jej policzku. - Dobrze o tym wiem. Wystarczy odrobina pieszczot i rzucasz się na mnie jak pantera, domagając uległości. Masz w sobie ogień Kamalo, dużo ognia.
- Tak, tak… teraz wiem, że próbujesz podlizywaniem się coś uzyskać. - Zaśmiała się lekko, jak przebudzony ze snu chochlik, który gotowy był dalej psocić. Ta spontaniczna reakcja musiała nawet ją zaskoczyć, bo na chwilę umilkła, jakby nie była pewna co zaraz jej ciało uczyni. - Dziękuję, że tu jesteś… - dodała po jakimś czasie, przytulając się mocniej.
- Jak zawsze… twój uśmiech, twoje pieszczoty… - mruknął Jarvis łobuzerskim tonem. - I ja… dziękuję, że się do mnie tulisz Kamalo.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline