Spośród całej grupy to Mokhrul był tym, który najbardziej zainteresował się losami denata. Trup leżał twarzą w trawie, to też półork złapał go za śmierdzącą kamizelkę, po czym przewrócił płynnym ruchem na plecy. Ci, którzy obserwowali z boku ów oględziny, prędko zasłonili usta i nosy lub zwyczajnie się odwrócili i jedynie najwytrwalsi przetrzymali ten makabryczny widok. Z grubej i głębokiej rany na brzuchu wypełzały setki czerwi. Podobnie zresztą działo się z twarzą umrzyka, gdzie małe i wijące się robale w popłochu opuszczały każdy otwór na głowie denata. Onaga był prawie pewien, że nieszczęśnika wykończyła bruzda na brzuchu. Był również pewien, że ciało leżało tutaj wiele dni i nie mógł być członkiem załogi z ich statku. Półork dostrzegł po chwili piękny sejmitar przysypany piaskiem i częściowo przysłonięty trawą. Onaga dopiero teraz zauważył miecz o zakrzywionym ostrzu, bo leżał on wcześnie przysłonięty ciałem umrzyka. Był to bardzo elegancki miecz o zadbanym ostrzu, z pięknym szafirem umieszczonym na końcu rękojeści.
Oględziny wraków łodzi również poszły szybko i sprawnie. Z oddali wraki wyglądały intrygująco, lecz z bliska okazały się niemal bezużytecznymi kupami spróchniałego drewna. Nie dałoby się ich naprawić, ani też w jakikolwiek sposób użyć, może po za użyciem ich na opał.
-
A gdyby tak…- odezwał się niespodziewanie Boro -
A gdyby tak przewrócić mniejszą łódź do góry dnem?- spojrzał po twarzach pozostałych rozbitków, zastanawiając się czy ktoś podłapał jego tok rozumowania. -
Wtedy dałaby schronienie przed wiatrem, deszczem, a nocą przed dzikimi stworzeniami, których w lesie pewnie pełno- zaproponował, a jego pierś przepełniała duma od wspaniałego i praktycznego pomysłu.
-
I że niby mam spać na piasku?- kapłanka Umberlee uniosła brew, rugając majtka gniewnym tonem. -
Powinniśmy ruszyć czym prędzej i czym prędzej odnaleźć jakieś ludzkie osiedle!- zaapelowała. Idea wydawała się dobra, ale przecież nikt dokładnie nie wiedział, gdzie się znajdowali i jaki dystans dzielił ich do Mezro, bądź jakiejkolwiek innej osady.
Anna krótką chwilę przyglądała się dwóm łajbom i szybko doszła do wniosku iż widziała łodzie robione w podobnym stylu na kontynencie, ale czy był sens w ogóle o tym wspominać reszcie?
Słońce właśnie dotarło do najwyższego punktu na niebie. Upał doskwierał niemiłosiernie, a delikatna bryza docierająca na plażę z nad morza nie przynosiła ani trochę ulgi. Niektórzy z rozbitków kątek oka zerkali na opancerzonego Edrika, pewnie zachodząc w głowę, jak on w ogóle wytrzymuje ten skwar.
-
Proponuję przeczekać w cieniu aż słońce nieco ustąpi i wtedy ruszyć dalej. No chyba, że chcecie tu rozbijać obóz…- burknęła Kasandra, tonem rozwydrzonej szlachcianki. Kapłanka splotła ręce na piersi i z uniesioną brwią oczekiwała konkretnych deklaracji.
-
Ale wielgachny żółw!- Boro niespodziewanie zmienił temat, wskazując paluchem pełzającego po piasku gada.
-
Ponoć dobrze ugotowane mięso z żółwia smakuje jak indyk!- dodał podziwiając majestat prawie stu kilowego zwierzęcia.