Tududuu! Obwieszczam, że zakończyliśmy wreszcie dzień, który rozgrywaliśmy od miesiąca (ale jeśli myślicie, że to długo to powiem, że w mojej poprzedniej sesji jeden dzień był rozgrywany prawie rok
)
Post jest, ale MG jutro wyjeżdża na tydzień z hakiem, wygrzewać kości w cieplejszych krajach. Wracam 23 stycznia i wtedy dopiero Wam odpiszę, bowiem urlop równa się u mnie odwyk od internetów.
Tajemniczym zbiegiem okoliczności Viv też przez ten czas nie będzie, dlatego nie umieściłem jej w scenie w Alamo, żeby pozostała trójka mogła sobie przez ten czas pogadać.
Można tam rozgrywać retrospektywnie i opisać co robiliście przez resztę nocy i rano (w poście jest już popołudnie).
Jak widać nowe trupy nie padły i wiele się nie wydarzyło. Po poprzednim makabrycznym dniu, kiedy to na zespół zwaliło się siedem plag kalifornijskich, macie więc trochę oddechu. Przewiduję, że jak już wrócę, ta kolejka pójdzie sprawnie i szybko przewiniemy do wieczornego koncertu.