Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2018, 02:06   #17
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Felicia wyszła z restauracji. Musiała porozmawiać z Reecem o sytuacji, która właśnie miała miejsce. Okazało się, że jej partner również krzywo patrzy na miasteczko i mieszkających w nim ludzi.

Wszystko było... przytłaczające. Nie chodziło tutaj o powietrze. Ono tchnęło rześkością do tego stopnia, iż momentami zachęcało do nieco ciaśniejszego owinięcia się w cienkie kurtki. Niewykluczone, iż wszystko przez zgraję dziwaków. Nie czuła tego wcześniej. Jednakże mimo wszystko na noc trzeba było zostać.


Frank parsknął cicho z rozbawieniem.
- Ehhh... Cukier to moja słabość. Dla mnie nie istnieje pojęcie "za słodkie". Czasem dodaję tyle, że nie chce się już rozpuścić.

Duszkiem wypił resztę potwierdzając wcześniejsze odkrycie. Również kofeina musiała znaleźć się na liście nadużyć Franka.
Po drugiej stronie szyby jasnowłosa kobieta właśnie nacisnęła na klamkę i wkroczyła do środka. Alex i Richard dostrzegli nierozpuszczony cukier na dnie naczynia po kawie.


Felicia z właściwym sobie "urokiem" oznajmiła, że zostaną tylko na jedną noc. Wspomniała coś o porypanym miasteczku oraz ludziach-cudakach, wyjeździe na Jamajkę czy inne Kajmany oraz negatywie dla Browna.

Na stole leżały klucze z numerami 7 i 9. Mogła wybrać swój numer.
Tymczasem jednak wyglądało na to, że wszyscy udawali się w tym samym kierunku i wbrew obawom rudzielca piesza wyprawa nie była konieczna. Frank posiadał starego pick-upa na tyle obszernego, że niezmotoryzowani z niewielkimi tylko problemami mogli ścisnąć się z nim w jednej kabinie.



Frank prowadził, zaś za nim podążała Felicia ze swoim partnerem. Po wyruszeniu z restauracji natychmiast wjechał w ulicę Transportową i z Pocztowej skręcił w Kolejową przez most. Na chwilę jedynie zatrzymał się przed domem sąsiadującym z jego biurem tylko po to, by zdjąć z własnych drzwi wywieszoną wcześniej kartkę. Jeden ostry zakręt w prawo. Tabliczka obwieściła, że właśnie wjechali na Bliską. Choć szerokość jezdni nie była powalająca w żadnym widzianym w okolicy miejscu, aktualnie przemierzana ścieżynka biła wszelkie rekordy. Wyglądała na niemal jednokierunkową przy braku pewności który kierunek był tym właściwym.

Słońce niespiesznie zaczynało się chować za wzgórzami. Wkrótce jasny dzień miał przejść w szarówkę zmierzchu, od której niedaleko do ciemności nocy. Wszystkim przyjezdnym czas w Lake Hills zleciał nie wiadomo kiedy i na czym.

Podróż do celu wraz z postojem zajęła niespełna dwadzieścia minut tylko dlatego, iż asfalt Bliskiej w pewnym momencie kończył się jak ucięty nożem przechodząc w ubitą ziemię. Wszędzie na terenie "Bliżej Natury" wyrastały strzeliste modrzewie, których Cross nie zdecydował się usunąć. Sprawiało to, iż niejasna była granica między terenem prywatnym a państwowym.
Drzewa znajdowały się nawet w najbliższym sąsiedztwie domków do wynajęcia. Czasem nawet przylegały do siebie poddając w wątpliwość pozostawanie w zgodzie z przepisami bezpieczeństwa.

Same chatki były niewielkimi konstrukcjami z bali na planie prostokąta, krytymi drewnianymi dachówkami, zaś nad nie wyrastały ceglane kominy.
Już z daleka ogólny wygląd podpowiadał, iż zostały wybudowane lata temu. Być może Frank Cross nie był ich pierwszym właścicielem. Jednakże mimo piętna klimatu i czasu sprawiały wrażenie zadbanych.

- Dobrze, młodzieży. Domki macie wynajęte na trzy noce. Siódemka, ósemka i dziewiątka - wskazał kolejno budynki oddzielone od siebie o nie mniej niż dziesięć, a nie więcej niż piętnaście metrów.

- Macie do dyspozycji salon, sypialnię, łazienkę i kuchnię. Znajdziecie tam też numer do mnie, jeśli nie macie, a czegoś byście potrzebowali. Rozgośćcie się i odpoczywajcie. Czołem! - wzniósł rękę na pożegnanie.



Wewnątrz domki istotnie odpowiadały opisowi Crossa. Z grubsza. Największe pomieszczenie miało sześć kroków długości na pięć szerokości i łączyło się z aneksem kuchennym po prawej stronie pod oknem. Po lewej znajdowały się dwie pary drzwi, z których dalsze prowadziły do maleńkiej łazienki z prysznicem, bojlerem, sedesem oraz umywaleczką. Sypialnia była niewiele większa. Mieściło się w niej głównie łóżko, płytki kredens i mała szafka nocna z nieco zbyt dużą lampką.

Jednakże choć rozmiary były względnie niewielkie jak na domki, wszystko działało. Lodówka chłodziła, telewizor odbierał podstawowe dwa programy, ale jednak, woda była systematycznie podgrzewana, lecz nad głową, dosłownie, wisiała groźba jej skończenia się na kilka bądź kilkanaście minut po opróżnieniu zbiornika. Było tam również czysto.
Obok kominka ku belkom stropowym piętrzyły się kloce drewna gotowe do wrzucenia do paleniska.


Wieczór zleciał jeszcze szybciej niźli dzień. Za oknami zrobiło się ciemno. Światła w oknach wynajętych domków gasły jedno po drugim w nieregularnych odstępach czasu. Nadchodził czas na zakończenie dnia, na odpoczynek. Materace łóżek okazały się być całkiem wygodne, choć niektórzy mogli odnieść wrażenie, iż są nieco zbyt twarde. Wystarczyło już tylko zgasić światło i osunąć się w objęcia snu aż do dnia jutrzejszego.

Każde z przyjezdnych w swoim czasie wstało i pstryknęło przełącznik na ścianie.

Światło zgasło.


Obudziło ich niedalekie skrzypienie. Kiedy otworzyli oczy dostrzegli, że jego źródłem jest obracające się wolno, powyginane tylne koło leżącego na boku roweru górskiego. Pod siodełkiem migała lampka pulsacyjnie oświetlająca rewolwer.

Pośrodku lasu. Nocą.

Dwa kroki dalej znajdowała się głowa leżącego mężczyzny. Inny kucał nad tym pierwszym gorączkowo przebierając rękami. W całkowicie nieprawidłowy sposób zabierał się do resuscytacji. Wzrok coraz bardziej przyzwyczajał się do ciemności odsłaniając kolejne szczegóły niemal nierealnego obrazu, w którym mimo wszytko coś nie pasowało w całkowicie odmienny sposób.

Nagle Richard zidentyfikował źródło. Alex i Felicia dostrzegły to chwilę po nim.
Głowa leżącego była wykręcona pod tak bardzo nienaturalnym kątem, że musiała być... urwana. Twarz zastygła w niemym wrzasku z oczami rozwartymi tak szeroko, że wydawało się, iż gałki oczne wyskoczą z oczodołów.

Drugi nieznajomy wcale nie udzielał pierwszej pomocy. Trzasnęły kości. W powietrze wzniosła się krwawa mgiełka.


Ciemność wydawała się lepić do mordercy. Nagle zamarł. Bardzo powoli odwrócił głowę w ich kierunku i wstał. W zaciśniętej dłoni spoczywała siekiera.

- W pracy drwala zawsze należy pamiętać o kasku... - odezwał się złowróżebnym wielogłosem.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline