Na ich szczęście Elvin zorientował się w sytuacji i pohamował swój szał zabijania w ostatniej chwili. Kiedy tajne przejście zamykało się za nim, orki już pędziły korytarzem, rycząc z wściekłości. Gruba kamienna ściana tłumiła dźwięki, lecz i tak rozpoznawali okrzyki bojowe i pobrzękiwanie oręża, które ustało po kilkudziesięciu uderzeniach serca.
- Właśnie… właśnie chyba przyspieszyliśmy zagładę moich żołnierzy… - wyszeptała Margery drżącym głosem.
Pojedyncza pochodnia, służąca im za całe źródło światła, ukazywała proste, prostokątne pomieszczenie. Pod ścianami ustawiono duże, drewniane skrzynie. Yetara palce od razu spróbowały się z jednym wiekiem, ale było zabite gwoździami. Podważenie go nie stanowiłoby problemu, ale wymagało odrobiny czasu i mogło narobić trochę hałasu.
- To zapasy. Wszystko co mogłoby być potrzebne przy ukrywaniu się, ucieczce lub długim oblężeniu - wyjaśniła władczyni. - Jedzenie, opatrunki, mikstury, broń. Podejrzewam, że wszystko jest w tych skrzyniach.
Od pomieszczenia odchodził pojedynczy korytarz, prowadzący gdzieś w mrok tajnego przejścia.
Tylko czy mieli na to czas?
Kiedy wyjrzeli na zewnątrz, korzystając z panującej ciszy, do ich uszu doszły najpierw odgłosy walki i okrzyki dobiegające od strony przejścia do drugiej wieży. Były stłumione i dość dalekie. W okolicy pozostały tylko martwe lub ciężko ranne orki, których jęki jedynie częściowo tłumiła tocząca się w oddali bitwa.