Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2018, 18:56   #37
Flamedancer
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację

Hemlock pierwszy podszedł do drzwi i otworzył je dla Chasequaha. Światło dnia wpadło do krypty i oświetliło ją na tyle, aby barbarzyńca wyraźnie dostrzegł duże kamienne sarkofagi ustawione w rzędzie po drugiej stronie od wejścia. Ale co innego przyciągnęło jego uwagę natychmiast jak przekroczył próg, to ruch. Od ścian po obu stronach oderwały się kościste, klekoczące sylwetki ludzkich pozostałości. Oczodoły w czaszkach zalśniły czerwienią, kiedy oba szkielety ruszyły na wchodzących, unosząc swoje miecze do ataku i zasłaniając się noszącymi ślady czasu tarczami.
- Aaaaa! - zakrzyknął Kas, odskakując do tyłu, z powrotem na schody i wpadając przy tym na szeryfa. - T-tru-trupy!
Zasłonił się tarczą i zamachnął mieczem, w geście który miał chyba odpędzić szkielety. Niestety nie pomogło i nieumarli parli w jego stronę. A barbarzyńca mały nie był i blokował sobą - wraz z wcale nie mniejszym Hemlockiem - całe wejście.
Kilyne poderwała się od badanych przez siebie śladów i chwilę później była już naprzeciwko wejścia, dzierżąc w rękach napięty łuk. Dopiero wtedy zorientowała się, że nic nie widzi z tej pozycji. Chyba barbarzyńca nie przestraszył się martwych spoczywających w sarkofagach?
- Puśćcie mnie tam! - wrzasnął druid, którego najwyraźniej coś mocno zbulwersowało. Przecisnął się między szeryfem i Kasem, przebiegł za szkielety i ustawił się na środku sali gdzie miał miejsce do walki, z tarczą gotową do parowania ciosów, skoro wystawiał się na ciosy.
- Trupy? Ja bym rzekł, że chyba nietrupy, skoro się tak przestraszyłeś - mruknął Izambard na widok Kasa, w międzyczasie rysując w powietrzu kanciasty glif zaklęcia tłuszczu, przygotowując się do rzucenia go.
Hemlock zaklął na takie traktowanie, mocując się chwilę z dzwiami, aby te same się nie zamykały. Druidowi udało się przepchać i stanąć zanim kościotrupy dotarły do pierwszego celu. A pojawienie się białowłosego natychmiast przyciągnąło ich uwagę i oba zaatakowały Lugira z dwóch stron. Były jednak wolne i niezbyt sprawne we władaniu orężem. Jeden miecz został sparowany, drugi uniknięty. Stojący na górze Kilyne i Izambard widzieli praktycznie tylko nogi walczących. Czarnowłosa nie miała zbyt wielkiego celu dla swoich penetrujących strzał, a czarodziej dla zaklęcia, które pierwotnie chciał rzucić pod obu nieumarłych. Teraz musiałby wybrać jednego z nich, inaczej również białowłosy znalazłby się pod jego wpływem. Kilyne zeszła kilka stopni w dół, stając za plecami Kasa i napinając łuk. Nie miała pojęcia, czy ostre strzały zrobią coś chodzącym kościotrupom, zamierzała mimo to spróbować. O ile nabierze pewności, że nie zrani nikogo z żywych.
- Aaaa! - Śmiałość Lugira dodała Chasequahowi odwagi. Opanował przerażenie i rzucił się do walki, rąbiąc mieczem jednego ze szkieletów ze wściekłością pomieszaną z obrzydzeniem, aby jak najszybciej usunąć tą abominację i przywrócić obserwowaną rzeczywistość do normalnego stanu. - Dlaczego! Nie leżycie! W ziemi! Jak powinniście!?
Wskrzeszone kości nie okazały ostatecznie wielce wymagającym przeciwnikiem. Barbarzyńca dopadł jednego od razu, samą siłą i brutalnością rozłupując go na pół. Szczątki posypały się na kamienną posadzkę. Do drugiego doskoczył szeryf, ale jego miecz ześliznął się po kościach, zostawiając tylko nacięcie na jednej z nich. Cios Lugira kościotrup przyjął na tarczę, a strzała Kilyne przeleciała mu poniżej żeber, za to on sam także uderzył niezbyt celnie. I chwilę później magia przestała działać, kiedy miecz Kasa stracił mu czaszkę. Wszystko natychmiast się uspokoiło i było słychać jedynie szybkie oddechy żywych. Hemlock wskazał na sarkofag z odsuniętą pokrywą.
- Ten należał do Ezakiena Tobyna. Cholera.
Zgodnie z przewidywaniami, odsunięcie pokrywy oznaczało rabunek. Zniknęły wszystkie znajdujące się w środku szczątki.
- Wygląda na to, że to mógł być prawdziwy cel ataku na Sandpoint. Jedyny albo jeden z kilku - pierwsza odezwała się Kilyne, wchodząc do mauzoleum. - Na górze wśród stóp goblinów znalazłam obute ślady kogoś większego. Ciekawa jestem czy przyporządkował sobie te stworzenia, tak samo jak tych… ożywionych osobików tutaj.
Z lekkim niepokojem zerknęła na leżące na posadzce szczątki szkieletów i zaczęła się rozglądać po całym pomieszczeniu. Liczyła, że i tu rabusie zostawili po sobie jakieś ślady. *
- Najpierw bezmyślna rzeź, a teraz nekromanta grasujący po grobach wewnątrz osady - druid z niechęcią patrzył na nieruchome już szkielety - To nie są najlepsze dni Sandpoint. Ale czemu akurat ten Tobyn?
Czarodziej niespiesznie wszedł do krypty postukując drewnianym kosturem o ziemię. Nie zrobił zbyt wiele w tej walce poza zajmowaniem miejsca na tyłach, ale to dopiero teraz jego praca się zaczynała. Oszczędne machnął dłonią w powietrzu tworząc nieskomplikowaną runę, która zabłysnęła, tworząc rój jasno świecących motyli. Przysiadły one rządkiem na krawędzi sarkofagu i oczekiwały na ewentualne rozkazy. Izambard zaczął chodzić w kółko, oglądając całą kryptę wyraźnie zamyślony.
- Otwarta brama, drabina, atak goblinów i w tym czasie wykradzione szczątki poprzedniego kapłana, informacje Lugira... - mówił mag bardziej do siebie niż do innych - Jeśli to wszystko połączyć ze sobą, to możemy dojść do wniosku, że jeden z mieszkańców prowadzi wojnę religijną przeciw Desnie. Ewentualnie praktykuje bycie lokalnym antagonistą. Nie wierzę w brak powiązania ze sobą tych wszystkich elementów. Nie jesteśmy jednak w stanie wskazać osoby. Niech bogowie dadzą, by szczątki ojca Ezakiena nie skończyły jak te tutaj - choć jego życzenie było szczerze, to wyczuć można było sceptyzm w tych słowach - Szeryfie, istnieją w tym mieście mieszkańcy sprawiający problemy?
- Kilku takich by się znalazło - Belor wzruszył ramionami, dumając nad pustym sarkofagiem. - Ale takich co by chcieli krzywdy całego Sandpoint? W to nie wierzę. Jak są, to siedzą cicho. Wolę nie rozważać możliwości powrotu Rębacza. Nie wiem po co komu szczątki kapłana. Lepiej sprowadzę tu Abstalara - rzekł na koniec i ruszył ku wyjściu.
- Mnie ciekawi jak rabuś ominął te szkielety - mruknął Kas, kopiąc butem martwą już całkiem stertę kości, po czym ruszył za Hemlockiem. - Musiał władać jakimiś paskudnymi czarami. Coś cennego w grobowcu poza szczątkami? Może coś pogrzebano z kapłanem?
- Nic mi o tym nie wiadomo, nikogo tu nie chowamy z całym bogactwem. Czasami niektórzy z rodów założycielskich mają takie fanaberie, ale sarkofagu kapłana nie było nic cennego. Szkielety to oni musieli zostawić. Nieumarli na cmentarzu w Sandpoint, toż Zantus by to odkrył znacznie wcześniej! - szeryf pokręcił głową.
Ojca Zantusa spotkali przy wejściu na cmentarz. Kiedy tylko usłyszał co się stało, natychmiast pospieszył w stronę mauzoleum.
- Więc po co włamywać się do grobowca? Kim był ten Tobyn, że jego szczątki mają znaczenie? - druid również poczłapał na zewnątrz i powtórzył swoje wcześniejsze pytanie. Miejsca sztucznego, rytualnego pochówku odpychały go, a i zrobili co do nich należało, więc nie widział powodu dalej tam siedzieć. Ale faktycznie, gdyby szeryf wszedł tam sam…
- Moim poprzednikiem, który zginął w pożarze katedry - na pytanie Lugira odpowiedział Zantus. - Nic mi nie wiadomo o tym, żeby był kimś… - zawahał się na chwilę, zanim dopowiedział - ...wyjątkowym.
Zanim druid spytał o coś jeszcze, kapłan już schodził do mauzoleum.
Tymczasem ci co pozostali w środku nie odkryli zbyt wiele. W środku sarkofagu pozostały jedynie strzępki zbutwiałych i przegniłych szat, w które prawdopodobnie owinięte lub ubrane były zwłoki. Przeszukująca resztę pomieszczenia Kilyne odkryła natomiast tylko jakąś brudnoszarą, pocerowaną i dziurawą szatę, wzorem mogącą sugerować jakiś rodzaj kapłańskiego odzienia. W przeciwieństwie do skrawków z sarkofagu nie była jednakże przegniła. Czarodziej za to koncentrował się na innej formie szukania, mianowicie rozglądał się za magicznymi aurami przy użyciu podstawowych inkantacji zaklęcia Wykrycia Magii. I znalazł je, a właściwie jedną, właśnie na tym ubiorze. Zastanawiał się przez chwilę głośno wyraziwszy swoje niezadowolenie głośnym “hmm-knięciem”, po czym w końcu się odezwał, wychodząc na zewnątrz do pozostałych, nie zapominając o Zantusie.
- Szkielety zostały ożywione i zostawione w tym miejscu nie później jak jeden dzień temu - wyjaśnił, dając do zrozumienia Kasowi, że ich tu nie było od samego początku - Przynajmniej tak zakładam z pozostawionej przez nich aury nekromancji. Sam rodzaj magii mnie nie brzydzi nie licząc pojedynczych zaklęć z tej szkoły i podejrzewam, że właśnie te zostały tutaj użyte - tego już dodawać nie musiał, ponieważ mimo wszystko było to dość oczywiste.
Kilyne z ciekawością przyjrzała się znalezionej przez siebie szacie. Kiedy skończyło się napięcie i zaskoczenie, pojawiła się ciekawość.
- Aura nekromancji w tej szmacie? - zdziwiła się. - Ciekawe jak zadziałała. Skąd się wzięły kości? Nawet jakby zostały użyte te należące do kapłana, to tylko jeden komplet. Zaklęcie wyczarowało je samo? - z tymi pytaniami zwróciła się do Izambarda, a na twarzy kobiety widniała prawdziwa fascynacja.
Shoanti przysłuchiwał się temu z nie mniejszym zainteresowaniem, choć wciąż zabarwionym odrazą. Jakby pytań bez odpowiedzi było mało, dorzucił jeszcze jedno od siebie:
- Po co komu stary trup, nawet arcykapłana? Z trupa kogoś potężnego za życia da się stworzyć potężniejszego ożywieńca, czy jak?
Szeryf nie znał odpowiedzi na takie pytania, a Zantus, który wyszedł z mauzoleum po chwili oględzin, pokręcił głową.
- Nie znam się na nekromancji, wiem tylko tyle, że zawsze jest to wynaturzenie. Można uwięzić czyjąś duszę, lecz duszy Ezakiena już dawno nie było tu z nami. Ten akt daje mi dużo do myślenia, ale żadnego przychodzącego mi do głowy powodu nie mogę wymyślić. Spróbuję dowiedzieć się więcej o przeszłości i życiu Tobyna.
- Cóż… Nie jest to szkoła magii, do której pałałem szczególną miłością, jednak każdy w Akademii ma znać teorię magii - Izambard podrapał się po brodce, przyglądając się przenikliwie szacie - W jaki sposób to się stało i w jaki sposób została użyta ta szata? To jest dobre pytanie. Mogła być to jedna z tych niesławnych Szat Kości przywołująca nieumarłych z kieszeni. Mogło też to być zwykłe ubranie z naszkicowanymi na niej runami aktywacji, co jest procesem podobnym do pisania zwojów. Sam potrafię to zrobić. Możliwości jest zbyt wiele, by je rozważać. Samej nekromancji nie da się jednak wynaturzeniem, choć większość z inkantacji przywołuje dość pokraczne efekty. Jedynie pewne zaklęcia można znajdują się w grupie tabu i skorzystanie z nich skutkowało natychmiastowym wyrzuceniem ze szkoły. Natomiast po co komu ten trup? - spojrzał przenikliwie na Kasa ze ściągniętymi brwiami. Długa chwila minęła, nim odpowiedział - Nie przychodzi mi nic konkretnego do głowy. Mógł to być po prostu symbol. Siła ożywieńca zaś zależy od potęgi nekromanty, a tą tutaj raczej trudno nam określić.
- Brzmi fascynująco - stwierdziła Kilyne i wcale przy tym nie oszukiwała. - Chętnie posłucham o tym więcej. Myślicie, że mamy tu doczynienia z nekromantą? Czy on… może próbować wskrzesić poprzedniego kapłana… w jakiejś formie?
- Plugastwo - Kas splunął na ziemię. Poza tym słuchał niewiele rozumiejąc, co było widać po wyrazie jego twarzy.
- Dusza Ezakiena na pewno jest już u Desny - na pytania czarnowłosej odparł Zantus. - Nie mogą go przywołać ponownie na ten świat. Co mogą zrobić z samymi kośćmi, tego nie chcę się nawet domyślać - westchnął.
 
__________________
[FONT="Verdana"][I][SIZE="1"]W planach: [Starfinder RPG] ASF Vanguard: Tam gdzie oczy poniosą.[/SIZE][/I][/FONT]
Flamedancer jest offline