Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2018, 18:46   #116
Bergan
 
Bergan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłość
Partridge:
W klanie Silverballsów mawiało się, że samym machaniem ręką ciągłości rodu nie podtrzymasz, co martwiło Cię o tyle bardziej, że nie interesowały się Tobą żadne białogłowy, rudogłowy i inne głowy przynależące do płci pięknej. Nawet Twój status społeczny oraz grube dekle, ofiarowane w zamian za spółkowanie cielesne, niezbyt działał na nie zachęcająco. Teraz miałeś dłoń niewiasty, jednakże rozważałeś czy technicznie spełnia to wymagania Silverballsów...A, z resztą! Byłeś uwięziony w gobliniej dziurze i chciałeś żyć, kogo teraz by obchodziło kolejne rozgałęzienie w drzewie genealogicznym?!

Specjalistą od magii byłeś tak dobitnym, jak od walki wręcz, więc szło to słabo. Ale z jednego byłeś znany - tak bardzo bałeś się śmierci, że zasadniczo i odgryzłbyś sobie nogę lub wychłeptał wiadro pomyj, jeśli tylko by to miało skutkować utrzymaniem statusu "Żyw".

Bogdan troszkę się irytował w kieszeni, gdy tak się trząchałeś, ale chyba rozumiał, że od tego trząchania zależał jego pancerny żywot. W pewnej chwili zaskoczyła jakaś iskra na dłoni Lucyny. O, czyli jednak powoli stajesz się adeptem magii, i to chyba można uznać, że w dziedzinie nekromancji. Wziąłeś wdech, skoncentrowałeś się, zakaszlałeś gruźliczo i kolejne machnięcie spowodowało wyzwolenie jakiegoś czerwonego, skoncentrowanego strumienia światła. O w mordę! Dobrze, że machałeś tym sobie w okolicy twarzy, bo cholerstwo ewidentnie przecięło skałę! Dobra, ale to nie kuchnia trolla, żeby ciąć skały na plasterki. Pomachałeś i strumień zaczął się rozszerzać. Nooo, i teraz można było działać. Cholerstwo drylowało skalną barykadę, jak owsiki mózg.

Chwila moment i wyrwałeś się z zawału. I co?! Partridge góro! Morda frajerzy, którzy mówiliście, że nadajesz się najwyżej do walki na gumowe miecze lub tarczę do gry w rzutki!

I straciłeś grunt pod nogami.

Leciałeś. Leciałeś. Bogdan wypadł Ci kieszeni i leciał obok siebie. Osz kurde, ten laser się popsuł, ale ręki nie wypuściłeś. Dawała Ci poczucie komitywy, że nie zginiesz sam w tym skalnym pudle. Cholera, pewnie Twoje kości obgryzą szczury, albo nawet i wygłodzony Bogdan, i tyle z pomnika wielkiego Partridge'a, nawet jeśli miał on wierutnie przekłamywać historię.

I nagle poczułeś podmuch powietrza. Ciepły. Zacząłeś zwalniać. O walisz, zupełnie, jak podczas ćwiczeń elfickich oddziałów specjalnych, gdy robiły niskie skoki na spadochronach. Kosmos. I spokojnie wylądowałeś na kamiennej posadzce. Co najlepsze, zobaczyłeś, że nie jest to już zapyziała dziura kopana przez gobliny nawalone metanolem i substancjami psychoaktywnymi. Te wzory, budownictwo, brak wyczucia estetyki i wszędobylskie, bezsensowne szlaczki.

Krasnoludzka sztolnia! Sztolnia. Hala tak ogromna, że pytanie nasuwało się jedno - "Na kiego grzyba robić coś tak wielkiego do użytkowania przez mikrusów?!". W sumie nie musieli się schylać, a i mogli wpuścić coś dużego z czym mogli powalczyć dla zabicia nudów. W końcu zagrożenie górniczej populacji atakiem jakiegoś złego demona to idealna rozrywka w ciemne oraz zimne podziemne wieczory.

Chciałeś zacząć iść, ale zasadniczo nie wiedziałeś gdzie. Miałeś dość średnie pojęcie o kierunkach świata na powierzchni, a tutaj wszystko zamykało się w walącej wilgocią przestrzeni dla osób z zamiłowaniem do wampiryzmu. Cholibka...

- Oszzz, kurwa! Agent goblinów! Na niego, chopacy! - Usłyszałeś za sobą ten rodzaj głosu, który stwierdza zawsze, że najpierw trzeba kogoś zabić, aby potem bezpiecznie zadawać pytania. Tak. Typowy krasnolud socjopata, który uważał, że każdy mierzący powyżej 1,30 cm wzrostu i bez brody to groźny element wymagający skutecznej eksterminacji do gołej ziemi.
- Ja bierę zęby i gacie! - Zawtórował mu kompan, który chyba dobrze grzał wódę dzień w dzień. Trzeźwy krasnolud, jak słyszałeś, to ponoć ujma na krasnoludzki honorze rodu.

Chyba zaczęli biec. W sumie na pewno, bo podzwanianie kolczug i żelastwa dawało się wyraźnie odróżnić. W sumie nie dziwisz się, że nawet nie zadali sobie trudu cichego podejścia w celu zasadzenia topora w plecy, gdy brzdęk rozbrzmiewał nawet przy oddychaniu nosem (nawet bez udziału płuc).

Minęło trzydzieści sekund. Brzdęk ucichł i usłyszałeś charczenie, kasłanie, walkę o każdy wdech powietrza. No tak, pylica, chlanie, obżarstwo uznające warzywa za zbrodnię na poziomie ludobójstwa i te chore dystanse.

- Panowie, ja już nie dam rady. Powiedzcie Heldze, że jest stara i wali jej spod pach, jak mi z tyłka, ale i tak jo kocham - ten dał niezły popis oratorski poprzecinany strasznym rzężeniem. - A jej kluski lane są najp...

I zmarł. Ewidentnie, bo już nawet flaki mu się rozluźniły i z tylnej partii ciała wydobył się żarliwy pierd. Tak umiera krasnolud - szybko i sprawnie, a nie jakieś tam pierdzielenie głupot i zbędnych strofek.

Dobra. Pewnie są dalej groźni i wszędzie ich tu rojno, ale przynajmniej nie musisz się już obawiać o otrzymanie szybkiego łomotu. Uf. Bogdan, stojący obok Ciebie, pociągnął Cię za resztki nogawki spodni na lewej nodze z wyrazem pyszczka sugerującym, że chce mu się siusiu i czy daleko jeszcze.
 
__________________
- Sir, jesteśmy otoczeni!
- Tak?! To wspaniale! Teraz możemy strzelać w każdym kierunku!
Bergan jest offline