Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2018, 18:02   #43
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Anna niezbyt zgrabnie ześlizgnęła się z końskiego grzbietu. Na słowa Otokara wzruszyła ramionami bo nie ona tu robiła za eksperta od chochlików.
- Może… się pogniewały? - mógł pomyśleć, że znowu zaczyna swoje drwiny, ale mówiła poważnie. - Piłeś moja krew. Jestem wąpierzem. Istotą nocy i zła. Ponoć. Moze zanieczyściłam twoją aurę i straciłeś wiarygodność?
- To przecież durne - wypluł rozeźlony, odrzucając jej sugestie z miejsca. - Nie jesteś zła.
- Ale mam w sobie coś złego. Rozmawiam z nim czasem, nie mów ześ nie zauważył - zwróciła oczy ku niebu. - Łatwo to sprawdzić. Jedź do Martiny. Zapytaj czy ona nadal czuje duchy. Ponoć jej służą, prawda?
- Jeśli to prawda… - aż się zatchnął - powiedzą jej. A wtedy ona powie wszystkim. Stracę dziecko, ją i watahę.
Ciemności dobrze kryły twarz, i gdyby nie dar ducha, który uparcie nie chciał przybyć na wołanie, Annie pewnie umknąłby przestraszony i zły wyraz jego twarzy.
Po prawdzie sam był sobie winien. On zaczął. Choć krew, zgoda, to był jej dodatek. Wilkołacza jucha zawróciła jej w głowie i trochę ją poniosło.
- Przykro mi - tyle z siebie wykrztusiła. Nie chciała go mocniej denerwować. - Niemniej musisz pojechać i się przekonać. Może rozpisałam najczarniejszy scenariusz.
- Co zrobimy, jeśli okaże się prawdą? - wbił w nią wyczekujące spojrzenie.
- Pójdziesz ze mną? - zaproponowała nieśmiało.
- I co? Będziesz moją niewiastą, urodzisz mi potomka? Albo jakiekolwiek dziecko? - warknął, i chyba nie był ciekaw jednak jej odpowiedzi, bo odwrócił się i gołą pięścią uderzył w kamienną ścianę. I raz jeszcze, i znowu, aż do nozdrzy Anny dotarł czarowny aromat krwi.
Gdyby patrzył dostrzegłby, że tym razem to ob utrafił w słabiznę. Oczy Anny przykrył cienki kożuch błyszczącej czerwieni. Zacisnęła dłonie w piąstki i dziarskim krokiem ruszyła do konia. Nie była nigdy wytrawnym jeźdźcem.Na koniach sie nie wyznawała niemal wcale wiec wskoczenie na siodło, podług jej zamiaru, mogło okazać się nie takim znów banałem.
Wskoczyła, utrzymała się w siodle i skłoniła zwierzaka do kłusu.
Otokar wypadł natenczas z kopalni i krzyknął za nią. Nie usłyszała słów.
Niebawem usłyszała, że coś za nią pędzi.
Anna obejrzała się co prawda za siebie ale nie zwolniła. Wbiła pięty mocniej w końskie boki ale ten nie chciał wyjść powyżej klus, zawdzięczała to pewnie swym nadzwyczajnym brakom w umiejętnościach.
Nagle jednak zmieniła zdanie i wyhamowała gwałtownie. Właściwie chciała zobaczyć wyraz jego oczu.
Koń wyczuł wilka tuż przed tym, jak go zobaczyła. Bryknął nerwowo, nieprzygotowana Anna uderzyła czołem w kark wierzchowca i odruchowo ściągnęła wodze… i czy szkapa poznała jednak pana w zwierzęcej postaci, czy zdolności jeździeckie wampirzycy nie były takie złe, dość, że nie spadła, zmusiła konia, by stał w miarę spokojnie i spojrzała w oczy. A raczej ślepia. Gorejące i złote jak bursztyn.
Było blisko, cudem jakimś tylko nie spadła. Zdezorientowana uniosła się w siodle, jej wzrok, nadal zmącony czerwienią opadł na czarnym basiorze. Czekała czy się przemieni na powrót. Jeśli nie to zepnie konia i już ostrożniej ruszy do Otokarowej chaty, bez galopady. Przemiana była powolna i stopniowa, wilk najpierw rozrósł się, potem stanął na tylnych łapach. Coś rozpychało go od środka. Szedł już w jej stronę, futro znikało z twarzy, i gdy Otokar złapał konia za wodze przy pysku, był już człowiekiem.
Anna odwróciła wzrok jakby jej sie nagle zebrało na pruderię albo zobaczyła coś ciekawego na bocznym horyzoncie.
-Zwalisz na mnie - orzekła słabym, łamiącym się głosem.- Oto co zrobisz. Poczynią na tobie swoje gusła i gdy ozdrowiejesz wszystko wróci do normy.
- Wiesz, że to nieprawda - orzekł, ale zdawał się ukontentowany. Pociągnął za sobą konia i ruszył z wolna w stronę chaty.
-Mamy odległe priorytety - dodała bardziej hardo wytarłszy nos wierzchem dłoni. - Tobie tu dobrze, mnie trzeba iść. Masz watahę, masz perspektywy na to czego pragniesz. Zrobimy tak żeby wyglądało autentycznie. Wlazłeś w pułapkę.
- Tak dobrze ci wiadome, czego chcę? - odmruknął.
-Właśnie powiedziałeś. Dobitniej się już nie dało. Ja ci tego nie dam nigdy. Nikomu nie dam. - Mówiła o tym szorstko, jak o złej pogodzie.
- Chcesz się mnie pozbyć - osądził. - I zapomnieć.
- Czy ty siebie słuchasz? Mówiłam, że nie mogę ci dać tego, czego tak bardzo chcesz. Jestem trupem. Zimnym martwym mięsem. - Pomyślała, że to jej krew przez niego przemawia. Zmienia zdanie i jest skołowany. Źle zrobiła, że mu dała pić. - W takim razie chodź ze mną jeśli chcesz. Nadal jesteś moim przyjacielem i mi na tobie zależy. Miałabym kompana, szczególnie teraz gdy Krzesimir odchodzi.
Na to nie odrzekł nic, a widziała, że rozmyśla gorączkowo. Zapewne jak zatrzymać przy sobie wszystko, na czym mu zależy.
-Masz całą noc żeby to sobie przemyśleć. - Anna zastanawiała się również jak wybrnąć z dylematu. Przydałby jej się u boku. Do obrony. Do towarzystwa. Ale czy powinna analizować w kwestii przydatności? Gdzie byłby szczęśliwszy? Zapewne tu, w górach. Ze swoimi. Z żywymi. Poprawi mu twarz, jak postanowiła. Wtedy na pewno jakaś dziewoja da mu wypragnione dzieci. Nie, nie mogła go tego wszystkiego pozbawiać. Teraz przemawia przez niego krew ale kiedyś wywietrzeje.
 
liliel jest offline