Kulawiec wstał chętnie, przerzucił na ramię worek, którego Brown wcześniej nie dostrzegł, śmierdzący nie zgorzej niż cap niemyty i oświetlając sobie drogę płomykiem pełzającym po jednej z jego dłoni, który całkowicie starca oślepiał, podtrzymując tegoż drugą, tak zaczęli człapać w kierunku, z którego zdawało się, niedużo wcześniej, mistrz podziemi salwował się ucieczką.
- Nie pamiętacie pewnie... - odparł popatrując na Agatone ukradkiem. - Minęło sporo czasu od kiedy... jak mnie zamknęliście w tym labiryncie.
Odchrząknął.
- Stare dzieje. Nauczyłem się tutaj żyć i... - rozejrzał się trwożnie po czym dodał konspiracyjnie, - unikać spaczeńców.
W końcu doczłapali do pieczary, w której się obudził. Ogniki w ścianie ciągle płonęły rażąc go w oczy. Gdy tylko o tym pomyślał, ciemne strugi spłynęły ze ściany przysłaniając światło. Przewodnik spojrzał z ukosa na niecodzienne zjawisko ale nie skomentował go.
- Przyniosłem trochę jedzenia - rzekł, rzucając mokry, śmierdzący worek na ziemię i wygrzebując z niego... pachnące i wyglądające zupełnie nieźle płaty suszonego mięsa i zachęcającego kształtu butelczynę, - z archigosowych zapasów.
Usiadł na podłodze na zdrowej nodze, chromą wyciągając przed siebie i żółtymi zębami zaczął rwać przyniesione mięso.
- Jak was znalazłem - rzucił między jednym kęsem a drugim, - był niezły syf. Mięso wszędzie. Gdyby nie to, że jęczeliście, nigdy bym was w tym gównie nie znalazł. Wasza znajoma... - żachnął się, - nie było co zbierać. - Skinął głową w kierunku kikuta. - Musiałem odrąbać, żeby was stamtąd wydostać, nim się zlezą. Smród mięsa musiał je zwabić wcześniej czy później. Co tam się stało? Budynek się zawalił?
__________________ LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną) |