Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-01-2018, 21:17   #225
pi0t
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Kiedy Oskar, Erich i Lennart naradzali się, w tym czasie Otto ich poszukiwał. Gdy się wreszcie odnaleźli i wymienili informacjami usłyszeli bicie dzwonów. W mieście rozbrzmiewał alarm, ponownie wybuchł gdzieś pożar. Dla schorowanych, wycieńczonych ludzi, jak i dla całego miasta mógł on mieć fatalne skutki szczególnie, że nic nie zapowiadało kolejnej ulewy, która niedawno pomogła opanować pożogę.


Roel pozyskał strażników miejskich, którzy mieli pomóc pochwycić plugawego kultystę. Z tego powodu trójka mężczyzn niezbyt rozumiała dociekania akolity Morra. Starali się odnosić do sługi pana snów z należytym szacunkiem, dlatego też na zadawane pytania odpowiadał przeważnie najstarszy z nich, Hermann.
- My ochotnicy panie, jak większość w tej straży. Sierżant Hannes Hebel, tak obmyślił i w garnizonie służymy. Teraz tylko przydzielił nas do kapłana Herberta Dröge, panie, eee akolito. A z chłopakami i po ciemku na ulicach się odnajdziemy, jeśli o to pytacie. Szajka? – Wyraźnie zwątpił.
- Kapłan Ulryka, Pana Zimy mówił o jakimś jednym do pochwycenia. Co go mieliście Panie wskazać. Jak ich więcej To co my zaradzimy? Myślałem jak i reszta pewnie, że to o tego chodzi co kapłan Dröge wspominał. - Pozostała dwójka strażników zgodnie kiwała głowami.
- Co przybył do miasta, na czarach się niby zna i tego heretyka uwolnić chciał. Tacy od Bogów się odwracają i chorobę sprawdzają. Tak Kapłan nam mówił. A on pewnie w siedzibie jego dawnej siedzi. Znaczy maga, co zmarł. Kapłan powtarzał, że chałupę rozebrać trzeba będzie. Bo to tam zła ziemia już pewnie. Jeśli ich tam więcej to może Akolito wybaczcie, ale do garnizonu trzeba iść, albo burmistrza rankiem? Teraz noc. Bo wiecie, ostatniej nocy ludzie od tej zarazy zgłupieli, napadli na przytułek akolitki Erny, panie. Dobra serce ma ta kobieta, a ją poturbowali trochę. Nic strasznego panie, nie raz Dierk bardziej swoją tłuk. Ale to jednak służka Miłosiernej Bogini. Za to jakiegoś krasnoluda wytargali chorego na zewnątrz. Ludzie mówią, że to przez niego ta zaraza. To go gdzieś powiesili pewnie, albo do rzeki wrzucili. Co by zaraza poszła za tym truchłem. – Chłop gadał jak najęty, widać w taki sposób radził sobie ze stresem. Mógłby tak gadać pewnie i do rana, gdyby nie dźwięk dzwonów. Tych samych, które ostatnio zwoływały ludzi do pożaru. Trójka strażników wpierw zamarła, a po chwili rozglądała się za łuną ognia. Gdy Felix wskazał ją palcem, to pozostali strażnicy byli gotowi tam pobiec.
- Akolito?


Plan Sveina był prosty. Chciał spalić jak najwięcej szczurów i uciec z zagrożonego terenu. Pierwsza część planu przebiegła zgodnie z jego wolą, ogień rozprzestrzeniał się błyskawicznie, a gniazdo szczurów zapewne zostanie unicestwione. Niestety większa część gryzoni rozbiegnie się w panice po okolicy, ale tego Szczurołap już nie widział. Biegł bez wytchnienia w kierunku kapliczki i przytułku prowadzonego przez Ernę. Szczurołapa, nie oglądał się choć goniły go piski jego ofiar. Towarzyszył mu pies i małe grupy szczurów, które obserwowały go z rynsztoków, dachów i zalegających trupów. Poszczekiwania i warknięcia Korka uświadamiały mężczyznę, że gorzej było z drugą częścią planu. Zdawać mu się mogło, że zwyczajnie nie jest w stanie uciec od czerwonych ślepi tłustych gryzoni. Po drodze minął jeszcze nielicznych strażników, którzy pędzili z wiadrami wody ze studni oraz jednego czy dwóch pielgrzymów. Zakapturzone postacie zwoływały mieszkańców Fortenhaf do podjęcia wysiłku i walki z żywiołem.
Szczurołap w końcu dotarł do kapliczki Shallyi, od której gryzonie trzymały się z daleka. Akolitka właśnie poprosiła swoją boginię o wybaczenie i szykowała się do wyjścia, aby spełnić prośby Widdensteina. Młoda kobieta zawahała się, nie mogła jednak pozostawić przyjaciela i postanowiła go wysłuchać. Zaprowadziła go do prowizorycznego lazaretu, zaparzyła zioła i wysłuchała. Svein opowiadał, a gdy padł ze zmęczenia na siennik to Erna ponownie zaczęła szlochać.
- Nie zwariowałeś, to moja wina, moja. Niepotrzebnie pragnęłam wiedzy i się Tobą posłużyłam. Zmarłym należy się spoczynek, nie ważne na co zmarli. – Szeptała sama do siebie klęcząc przy szczurołapie. – Dlatego Pan Śmierci przysłał tu swego sługę i zesłał zarazę. To moja wina…
 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!
pi0t jest offline