Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-01-2018, 23:04   #50
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
- Idziemy paktować do dziwożon. Jeśli to jedna z nich to one mają moce wpływające na zwierzęta. Może i na takie krwią związane również. -zastanowił się na głos.
- Zresztą zaraz się przekonamy. - Jan poszedł w kierunku dźwięku. Zawołał jednak kilkukrotnie psa. Dając znak że nadchodząc i szukając pupila.

Nie było odpowiedzi. Tylko odgłos motania narastał, w miarę jak się zbliżali. Kawałek dalej Krzyżak zatrzymał Jana i zdjął mu coś z ramienia, podsunął na wyciągniętej dłoni. Pajęcza nić, kleista i blada jak miesiąc, lecz grubsza i dłuższa niż zwykły ją prząść pająki… Przeszli przez malinowe chaszcze, walcząc z czepiającymi się odzienia kolczastymi pędami, i w olchowym zagajniku nad moczarem ukazał się ich oczom widok straszliwy.
Pnie drzew zasnute były grubymi nićmi pajęczyn, a pośrodku nich tkwił owinięty szczelnie bladą przędzą sporawy tłumok. Tak mniej więcej rozmiarów psa.
- Bądź gotów osłonić nas tą barierą. - powiedział Jan nie znając nazewnictwa. Sam miał szósty zmysł. Skoro nie wyczuwał jeszcze zagrożenia, istota tworząca sieci nie chciała ich zaatakować… jeszcze lub wcale. Może byli za duzi bądź niesmaczni? Sięgnął Jan swoim umysłem chwilę później Wąhacza by sprawdzić czy żyje. Następnie począł szukać umysłu autora tych sieci. Wolał uniknąć konfrontacji, by to uczynić należało nawiązać kontakt.

Dychał jeszcze wierny druh polowań i podróży, choć dychał ciężko i wolno jakoś tak, jakby z trudem. Zawieszon się zdawał w jakowymś śnie.
Jan rozglądał się za sprawcą zamieszania. Kto jego pupila porwał? Jednocześnie powoli pajęczyny przecinając i odgarniając kijami lub większymi gałęziami przesuwali się do przodu. Gdy sieć zrobiła się za gęstą poczęli ją mieczami ciąć. Jan uważał by on i jego towarzysz nie weszli za głęboko w sieć bez uprzedniego przygotowania sobie drogi. Praca dla rąk nie przerwała też poszukiwań właściciela sieci.

Drgnięcie nici wywołało szelest wśród listowia ciemnych koron skrytych w mroku. Coś tam się poruszyło. Coś zaterkotało z cicha. Pod stopy Jana spadła świeża, złamana gałązka. Jan naciągnął łuk. Jeśli się oponent pokaże głowę i będzie atakował, to Jan będzie w nią celował jako wrażliwe miejsce. Jednak w pierwszej kolejności zależało mu na kontakcie. Może uda mu się rozmawiać lub w przypadku osobnika mniej inteligentnego przestraszyć głosami w głowie.
- Nie atakuj nie chcemy ci zrobić krzywdy. My natomiast niesmaczni - martwi.

Szelest w koronach przybrał na sile i przez chwilę Jan łudził się, że może to wiatr jeno. Potem jednak dostrzegł włochate, segmentowane odnóża.
A potem pająk runął z góry - odwłok wielkości konia na ośmiu odnóżach nosił na sobie ludzki nagi kadłub. Oczy umieszczone były rzędem wokół całej głowy i wszystkie były szalone. Strzała wypuszczona przez Jana wbiła się gładko i głęboko pod obojczyk, ale zdawała się nie wywołać żadnej reakcji.
- Nie zabijajmy go powalmy jeno bólem. - Jan widział moce swojego przybocznego. Wiedział, że skoro on ze swoją wolą uległ to i ten pajęczyn stwór może mieć problemy. Weszli na jego teren uznał ich za intruzów. Ginąć to nie zamierzał, jednak czy musiał zabijać? Rzucił się do przodu z mieczem by odciągnąć uwagę pająka i dać szansę towarzyszowi. Jan zamierzał skupić się na unikach i odwracaniu uwagi. Cios zadając jeno w ostateczności.
- To dzieło Diabłów - syknął po niemiecku jego towarzysz. - Jeśli nie ma mózgu, jeno wolę pana… to może nie wystarczyć.
Stanął jednak tuż za Janem, by osłaniać go w potrzebie. Stwór zaskrzeczał nieludzko, z końców odnóży wysunęły się połyskliwie czarne szpony.
- Ciekawe co tu robi. Skończmy z nim skoro to sztuczny twór. Podnieś osłonę nim na nas skoczy. Wyczekamy go i zaatakujemy. - wydawało się to Janowi rozsądną taktyką. Prosto przedstawioną i słuszną.
- Podniosę, to go nie dotknę - syknął Salubri, a pająk wykorzystał moment i skoczył, tnąc powietrze połyskliwymi szponami i skrzecząc niemiłosiernie, aż piszczało we wrażliwych uszach Jana. Cios odnóżem odrzucił Janowego towarzysza pod sąsiedni wiąz, zbyt szybko, by zdołał użyć swych mocy. Jednak miecz Jana dzięki temu, że stwór był zajęty, sięgnął celu i spadł na odwłok porośnięty rzadkimi włosami.

Jan atakował natarczywie. Nim jego druh wprowadził w życie jakikolwiek plan był już powalony. Na szczęście chyba nie ostatecznie. Młody diabeł był w sytuacji bez wyjścia. Nie miał czasu na myślenie i wyprowadził kolejne uderzenie. Czyj był ów stwór nie miało już znaczenia. Może odstąpi gdy rany odniesie. Nim jednak zdążył wyprowadzić cios, stwór zaatakował. Jedno z odnóży ześlizgnęło się po płazie miecza, ale drugie wbiło się w Janowy bok. Diabeł spodziewał się bólu… a zrobiło mu się słodko i jakoś tak sennie. Machnął mieczem, ale tak, jakby mu się nie chciało. Pająk nie zwracał uwagi na drobne rany, i na tą ani się wzdrygnął. Zaraz potem jednak zaskrzeczał Janowi w twarz przeraźliwie…

Jana trzepnęło tak, że aż się w pierwszej chwili zgiął. Uniósł miecz i dalej próbował stawiać opór. Choć zataczał się i przeciwnika ledwo widział. Przeklinał w myślach Johana który wahał się by unieść barierę, nim podjął decyzję by ich osłonić leżał już pod drzewem. Błąd taktyczny za który Jan teraz płacił. Nie miał już jednak wyboru, kupował czas albinosowi bowiem tylko on mógł ich z kabały wyratować. Stawał do boju jak przystało na syna Bożywoja. Osłabiony słaniający się na nogach wyprowadził kolejny cios. Trafił, jak mu się zdało, czystym fartem, odcinając jedno z odnóży. Chwilę potem oberwał ciosem od miotającej się bestii, aż mu w oczach wszystkie gwiazdozbiory pokazywane niegdyś przez Birutę w oczach zamigotały. Johan cios wyprowadził, lecz chybił, ale pająk i tak się odwrócił ku niemu, jako bardziej ruchliwemu z przeciwników.

Jan uderzył ponownie i wyrwało mu się z ust ciche przekleństwo. Johan znów nie użył bólu. Bo pająk wciąż walczył… a może użył i Jan tego nie zauważył? Może pająk był odporny? On Jan wszak nic nie mógł uczynić pod jego wpływem. Wtedy mógł to być ich koniec? Nie! Jan do którego pająk był zwrócony tyłem uderzył w niego całym impetem z wyciągnięty mieczem do przodu. Straceńczy manewr dyktowany desperacją. Nawet jeśli miecz chybi Jan ze swoją nadludzką siła powinien wpaść na pająka przewrócić bądź wytrącić z równowagi. Dając Johanowi kolejną sposobność. Miał wrażenie, że odwłok pająk z kamienia wykuto… a zdawał się z oglądu miękki jak masło. Od siły własnego uderzenia zatelepało Janem jak dzieweczką, po rękach jakby mu stada mrówek biegły. Ale miecz przebił skórę na grzbiecie, zaś Jan, siłą rozpędu, poleciał na ściółkę pod pajęcze nogi. Usłyszał ponowne skrzeknięcie, polała się na niego przezroczysta, cuchnąca krew stwora, a chwilę potem przygniotło go jego cielsko.

Jan z pomocą Johana który ciągnął go za prawicę spod potwora wypełznął. Sapnął, kaszlnął w ludzkim jeszcze odruchu obrzydzenia. Telepało nim był ciężko osłabiony trucizną i ledwo na oczy widział.
- Mogę Ci ulżyć - powiedział rycerz.
Jan ufał Johanowi. Raz, że wyglądał na jednego z nielicznych wąpierzy z zasadami czy kodeksem. Jak kto wolał zwać. Pomagał zapewne Raven w rękach Ludy, dawał bowiem jednak jakieś gwarancje bezpieczeństwa.
- Tak ulżyć, uleczyć czy oczyścić z trucizny. Co tylko jesteś w stanie zaoferować. - Jan był wdzięczny za pomoc i nie wybrzydzał.
- Uleczę rany i wypalę to, co masz teraz we krwi - odrzekł poważnie. - Muszę uprzedzić, że to może cię zmienić. Czasem jednocześnie zamykają się rany ducha… a te bywają częścią nas samych.
- Leczenie fizyczne i duchowe. Nie wydaje mi się bym miał rany ducha. Wolałbym byś nie ruszał mojej duszy. Brzmi to zbyt poważnie. - Jan nie wiedział co myśleć o słowach Johana - Jednak ufam i zdam się na ciebie. Kim Ty jesteś Johanie, nigdy nie słyszałem o kimś o takich zdolnościach? To, że jesteś z nieznanego mi klanu jest oczywiste. Tylko czemu się z tym kryjesz?
- Wielu nazwaloby owe zdolności zagrożeniem - odparł spokojnie rycerz.
- Ohh masz gatunek wszędzie widzi zagrożenie. - przyznał Jan ze szczerym uśmiechem - Przyznam jednak, że leczenie ciała a nawet duszy wydaje mi się mniej groźne niż moce wielu innych klanów.

Johan nic już nie odrzekł i wziął się za robotę. Ukazało się mu wtedy trzecie oko na środku czoła. Jan lekko skrzywił twarz w wyrazie autentycznego zdziwienia. Spodziewał się wielu rzeczy ale nie trzeciego oka na środku czoła. Które patrzyło się na niego i... poczuł jak organizm się oczyszcza. Chwilę później zaczął lepiej widzieć. By na końcu ze zdumieniem stwierdzić, że rany zaczęły się zamykać i znikać. Jan nie powiedział jednak nic. Cieszył się w duchu, że rycerz mu swój sekret powierzył. Bo lecząc Jana odsłonił swoje tajemnice. Wcześniej tajemnicza moc była tajemniczą mocą jeno. Teraz to było dużo więcej. I takie rozmyślania przerwała mu prosta myśl...
- Dziękuję - powiedział do Johana Jan. Tylko tyle i aż tyle gdy przełamał szok.
- Myślisz, że to od której z tych Diablic? - Johan gładko nawiązał rozmowę na konkretniejszy temat. By nie poruszać tych bardziej niezręcznych.
- Ciężko rzec. Biruta może być zorientowana jaka które bestie tworzy. Tu bym szukał pewnej odpowiedzi. - Jan miał podejrzenie, że zechcą go usunąć. Dlatego wzmocnił swoją ochronę. Gdyby nie Johan byłoby po nim. Johana zaś wyciągnął niczym kartę z rękawa. W ostatniej chwili niespodziewanie i jak się okazało nader słusznie.
- Zatem zapytać jej trzeba jak najszybciej. Co robimy z truchłem? - przeszedł do spraw przyziemnych.
- Możemy je lekko zamaskować. To, że zamach się nie udał i tak wyjdzie jak się zjawię na naradzie. Sądzisz, że lepiej bym wszedł zakrwawiony i pozostałym nie zamieszanym w sprawę dał do myślenia? Pokazując jednocześnie siłę, że nie tak łatwo i odpór dałem a wśród nich zdrajca. Czy udawać, że sprawy nie było?
- Gorzej jeśli okaże się, iż to nie zamach - Johan był sceptyczny.
- To możliwe. Jednak kto nie trzyma pupilków na smyczy musi liczyć się z konsekwencjami. To ja mogę mieć pretensje, bo mnie zaatakowano. Choć stare diablice zapewne to wypaczą. Rozmowim się najpierw z Birutą jak wrócim i przebrać mi się trzeba ponownie. Żeby śladu nie było. Znajdziemy jakąś przecinkę wrzucimy truchło. Zakryje się gałęziami, liściami można i lekko ziemią. Byle naturalnie wyglądało nie jak grób jakiś. Plan się nie zmienił, jedziemy porozmawiać z pewnym drzewem. Teraz to on patrzył jak wykwitło zdziwienie na twarzy rycerza.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 18-01-2018 o 01:13.
Icarius jest offline