Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2018, 00:29   #180
Lunatyczka
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację
Mazzentrop bardzo powoli odwrócił się w kierunku Chezy, nawet nie spoglądając na powalonego u jego stóp Jakiro. W trakcie tego temperatura powietrza, choć to wydawało się niemożliwe, zaczęła jeszcze bardziej się obniżać. Śnieg przestał padać, wzmagał się za to wiatr.
[media]http://www.youtube.com/watch?v=DoC-H3tLvQY[/media]
Choć w postaci zbroi odporność na wysokie i niskie temperatury była bardziej niż znaczna, to wszystkim zrobiło się naprawdę zimno. Szron momentalnie pokrył każdego z Obdarzonych i nagle ledwo byli się w stanie poruszyć.
Lider Mroku zrobił krok do przodu. W powietrzu uformowało się pięć lodowych lanc, z których każda mierzyła po pięć metrów. Wydawały się jakby stworzone ze szkła, bez żadnej skazy. Wręcz dzieło sztuki. Te lodowe szpikulce wymierzyły w zmrożonych do granic możliwości Obdarzonych.
Dove zamarła. Ale nie tylko swoim ciałem, zamarł również jej umysł. Na ułamek sekundy w głowie Jack była pustka, jaką można spotkać jedynie w zimnym kosmosie. Tylko po to by po tej jednej chwili wybuchła supernowa. Neurony przesyłały dane z prędkością światła, próbując znaleźć wyjście z tej sytuacji. Takie, w którym nie zginą wszyscy, takie, w którym nie będzie już więcej ofiar.
Nikt nie mógł się ruszyć, skute mrozem sylwetki, górujące ponad budynkami ośnieżonego Buenos Aires nie mogły się ruszyć, tak samo jak nie mogła uczynić tego dziewięciometrowa obdarzona. Pani psycholog zdawała sobie z tego sprawę, dlatego jej wzrok na czas jednego mgnienia ludzkiego oka zawisł na Jakiro. Zabroniłby jej tego robić, ale teraz nie miał nad nią władzy.
Turkusowe diody, gdyby posiadały źrenice zmieniłyby po kilku sekundach obiekt obserwacji na Mazzentropa. Umysł Dove uderzył, skupiając się na wrogim obdarzonym.
Jej cel w tym przypadku przypominał potężną górę lodową, której tylko czubek wystawał znad powierzchni wody. Wiatry owiewały ją, a ona sunęła nieporuszona, część niszczycielskiej siły natury, która za nic miała wszelkie ludzkie próby oparcia się jej.
Tak bardzo zimne i złe były myśli Malcolma von Mazzentropa, że prawie Cheza się od nich odbiła.
Była jednak zbyt doświadczona na to. Znalazła słaby punkt i uderzyła.
Udało się jej odłupać spory fragment, ale wiedziała, że to tylko wierzchołek całej góry. Pod powierzchnią wody, do której jeszcze nie dotarła, jest tego znacznie więcej.
Jednak tyle wystarczyło, by ocalić im życie.
Mazzentrop pchnął lodowe lance, ale w krytycznym momencie nie nadał im odpowiedniego pędu i nie uderzyły z taką siłą, jaką zamierzał.
Dove, White i Romero oberwali w piersi i choć pancerze mieli porysowane, a ból był dotkliwy to nie stała im się większa krzywda. Lovan i Senna oberwali mocniej. Pierwszy z nich oberwał w ranną już wcześniej rękę i teraz prawa ręka trzymała się w łokciu na raptem kilku ścięgnach. Drugi został przebity na wylot. Krew jednak nie wyciekła. Zamarzła nim wydostała się z ciała.
Lider Mroku otrząsnął się i wyciągnął rękę w kierunku Chezy z zamiarem użycia jednej z swoich najbardziej niszczycielskich mocy. Wyczuła to jego umyśle.
Nie dane jej było jednak tego doświadczyć.
Void, który znalazł się nie wiadomo kiedy pod nogami Mazzentropa wskoczył na jego kolano. Tam rozproszył swą zieloną tarczę i zamiast niej w dłoniach uformował świetliste, również zielone, długie na ponad dwa metry ostrze. Zamachnął się i ciął tak, by odrąbać za jednym ciosem nogę.
Pozbywając się swojej tarczy sprawił, że Lider Mroku mógł go wreszcie wyczuć. Szybkie szarpnięcie się wyrzuciło Voida w powietrze, ale nadal jego ostrze zagłębiło się na dobry metr w pancerzu olbrzymiego Obdarzonego, rozcinając go jak gorący nóż masło.
Mazzentrop ryknął z bólu i machnął ręką na odlew, trafiając Voida wierzchem dłoni.
Cios wyrzucił go ponad sto metrów dalej, wbijając go w budynek starego magazynu.
Cały czas, Void przebywał w ludzkiej postaci, ani na moment się nie przemienił.
Mazzentrop pochylił się nad swoją nogą i szybko zamroził swoją ranę. Z jego umysłu sączyła się czysta nienawiść, gdy nagle w sekundę się opanował i spojrzał za siebie. Trwało to naprawdę ledwie chwilę.
Wreszcie ponownie jego wzrok spoczął na Dove.
- Za wasze czyny zapłacą zwykli ludzie. Koniec z pokojem i zabawą w podchody - wycedził. - Zginą miliony i to wy będziecie winni.
Uniósł się w powietrze wzbudzając silne podmuchy wiatru.
- I jeszcze tylko wyrównam swoje rachunki na dzisiaj - dodał, po czym z jego leżąca obok Jakiro lodowa lanca podniosła się i przebiła go na wylot.
To był ostatni czyn Malcolma von Mazzentropa. Kilkanaście sekund później odleciał, zabierając ze sobą burzę śnieżną, a pozostawiając obietnicę śmierci zwykłych ludzi.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=jtas4gZxE_w[/MEDIA]

Kolejne minuty upłynęły tak szybko, że Cheza pewnie nie potrafiłaby powiedzieć, jak to się stało, że w ostatnich chwilach przytomności umysły ściągnęła sznur z praniem z jednego z balkonów. Nie potrafiłaby określić jakim cudem, drogę z dachu, do ciała Davida pokonała w dwóch susach. Zapewne push, pull w połączeniu z telekinezą musiały zrobić swoje.
Dove nawet nie zapłakała, zmieniając formę. Zupełnie zapomniała o swojej nagości, dokładnie pamiętając by będące już w ludzkiej formie ciało Lovana okryć ukradzionymi z balkonu ciuchami.

Będąc w szoku nie była w stanie krzyczeć, wyć, płakać... jej spojrzenie było puste, bo przecież, to na pewno był senny koszmar, wywołany przez umęczony ostatnimi wydarzeniami umysł. To był tylko sen, a ona zaraz się obudzi. Obudzi się... na pewno.
Gęsia skóra pojawiła się na jej nagiej skórze, a rude włosy odcinały się na tle zniszczeń, które pozostawił po sobie Mazzentrop. Obdarzona siedziała na ziemi gładząc machinalnie policzek Davida, zupełnie jakby był chory, a ona chciała mu ulżyć w gorączce. Nie była się w stanie ruszyć, nie była w stanie myśleć, nie była w stanie czuć. Bo jeśli tylko otworzyłaby się na którekolwiek z tych doznań na pewno by pękła.

Jej świat znów miał się zawalić.
 

Ostatnio edytowane przez Lunatyczka : 18-01-2018 o 00:32.
Lunatyczka jest offline