Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2018, 01:23   #332
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Elfia Baśń - część trzecia

Emerens zamyślił się, idąc wzdłuż oszklonych przedziałów.
- Słyszałaś może opowieści o Bagiennej Chacie? - zapytał, zerkając na nią. - Ta, która wyrasta z mokradeł, ukazując się zbłąkanym podróżnikom?
Śpiewaczka zerknęła na niego
- Nie? Opowiedz mi, proszę - powiedziała uprzejmie, zaciekawiona o jakiej chacie była mowa. Tymczasem znów powiodła wzrokiem po otoczeniu, uważnie szukając czegoś, co mogłoby być, może nie wielkim znakiem drogowym ‘CEL’, ale choćby wskazówką.
- Słyszałem tę opowieść od babci - zaczął Emerens. - Dawno, dawno temu rósł sobie ogromny las. Gdzieś niedaleko. Ludzie z okolicznej wioski bali się go. Ojcowie niechętnie pozyskiwali z niego drewno, a matki przestrzegały swoje dzieci, aby nie zapuszczały się wśród upiorne, stare drzewa. W takim strachu została wychowana również dwójka rodzeństwa. Chłopiec nazywał się Laurens. Był najsilniejszy i najsprytniejszy w całej wsi. Jego siostra natomiast szczyciła się najwspanialszą urodą, nie pamiętam jej imienia. Ale to bez znaczenia - mruknął, wymijając matkę z dziećmi. Harper w ostatniej chwili usunęła się z drogi, tym samym unikając zderzenia. - Laurens i jego siostra bawili się codziennie z przyjaciółmi, jednak tego dnia byli sami. Nudzili się, spragnieni towarzystwa. Zapuścili się nad rzekę płynącą przez Straszny Las i rzucali do niego kamyki. Tam też znaleźli przyjaciółkę.
Alice uważnie przysłuchiwała się jego opowieści i uważała, by po drodze na nic, ani na nikogo nie wpaść. Podzieliła uwagę między przyjemny głos Emerensa i przeszukiwanie wzrokiem muzeum
- Tak? I co się stało? - zapytała szczerze zaciekawiona dalszym ciągiem jego opowieści. Mógł wyraźnie z jej tonu usłyszeć, że lubiła takie opowieści.
- Bawili się we trójkę. Tamtego dnia oraz każdego następnego. Minęła zima, potem wiosna i nastało lato. Rodzeństwo z biegiem czasu oddaliło się od swoich wcześniejszych znajomych. Ich nowa towarzyszka była zabawniejsza, piękniejsza i radośniejsza. Posiadała piękne, wystrugane z drzewa zabawki i często dzieliła się nimi z Laurensem i jego siostrą. Każdego dnia spotykali się we trójkę nad rzeką… jednak nic nie trwa wiecznie - mężczyzna zawiesił głos.
Rudowłosa znów na niego zerknęła
- Co się wydarzyło? Coś się stało? - zapytała, dając się mu wciągnąć w wir tej opowieści. Za chwilę znów spojrzała przed siebie i pod nogi, uczulona poprzednim niedoszłym zderzeniem z matką i jej dzieciakami.
- Chodź, usiądźmy sobie - zaproponował Emerens, kiedy doszli do Café Aalto. - Z chęcią zjadłbym coś słodkiego.
Stanęli w kasie. Mężczyzna zamówił Lundstrøm Dessert. Deser pomarańczowy z kremem mascarpone, kruszonką i rozmarynem. A także kawę.
- A co dla pani? - zapytała sprzedawczyni.
Alice zastanawiała się chwilę
- Hmm… Może Gâteau Marcel? Lubię czekoladę… - powiedziała i lekko się uśmiechnęła. Krótka przerwa w spacerze nie była zła, choć nie mieli na nią wiele czasu
- ale opowiadaj dalej, przerwałeś w najważniejszy momencie - ponagliła go też, i szturchnęła leciutko łokciem.


Usiedli i zaatakowali sztućcami zakupione smakołyki.
- Pewnego dnia ich matka udała się na targ. Tam też spotkała i porozmawiała z rodzicami innych dzieci. Byli bardzo zmartwieni. Niektórzy myśleli, że Laurens i jego siostra zachorowali, bo już nie widzieli ich wraz ze swoimi pociechami. Nie rozumieli, skąd ta zmiana, a matka rodzeństwa nie potrafiła odpowiedzieć. Dlatego też postanowiła, że będzie śledzić swojego syna i córkę następnego popołudnia. Kiedy doszła za nimi nad rzekę, okropnie zagniewała się. Chwyciła mocno Laurensa i jego siostrę za ręce i pociągnęła w kierunku domu. Krzyczała, że nie pozwoli, aby jej dzieci zadawały się z córką czarownicy, która mieszkała w Strasznym Lesie. Kiedy wrócili do domu, zebrała wszystkie prezenty, drewniane zabawki, i wrzuciła je do kominka. Laurens i jego siostra płakali, gdy to zrobiła.
Mina Alice stała się mocno niewyraźna i skupiona. Jadła w milczeniu ciasto, dalej słuchając jego opowieści z pełną uwagą. Była przejęta wydarzeniami i nic już tym razem nawet nie powiedziała, czekając na dalszy ciąg.
- Zapadła noc. Laurens i jego siostra… na miłość boską, nazwijmy ją jakoś. Mam dość nazywania jej w ten sposób. Jakaś propozycja?
Harper aż się wzdrygnęła, gdy wybił ją z zamyslenia. Popatrzyła na niego lekko zaskoczona i zmarszczyła brwi…
- Hm… Może Anna? - zaproponowała, pierwsze co jej przyszło do głowy.
Emerens skinął głową.

- Tak więc, Laurens i Anna udali się do Strasznego Lasu. Byli zagniewani na matkę i chcieli spotkać się ze swoją przyjaciółką. Poczekali, aż wszyscy domownicy zasną i wtedy wymknęli się tylną furtką do najbardziej przerażającego miejsca w całym królestwie. Następnego dnia ich matka wydzierała włosy ze zmartwienia. Była przekonana, że to leśna czarownica porwała ich dzieci. Niewiele myśląc, ruszyła do lasu - mężczyzna popił opowieść kawą. - Błąkała się bez końca, kiedy ujrzała chatkę wyłaniającą się z bagna. Miała kształt piramidy wspartej na kamiennych kolumnach. Na jej czubku widniał wysoki szpic. Matka okropnie przelękła się, ale bardzo kochała swoje dzieci, więc ruszyła w stronę tej przedziwności.
Rudowłosa skończyła swoje ciasto i odsunęła talerzyk nieco na bok, teraz obserwując z uwagą twarz Emerensa, jakby oglądała właśnie na niej tę opowieść jak film. Miała skupioną minę i nieco nieobecny wzrok. Najpewniej wizualizowała sobie to, co mówił.
- W środku matka spotkała ducha. Był miły, dobry i dysponował wszelką wiedzą, jaką można posiadać. Zapytał ją, co ją sprowadzało do niego. Ta opowiedziała mu o swoich zmartwieniach. Duch współczuł jej. Rzekł, że Bagienna Chatka ukazuje się jedynie zbłąkanym wędrowcom, którzy poszukują czegoś z całego serca. Dlatego dał jej wskazówkę. Drobny wierszyk, który miał zdradzić miejsce, w którym znajdowała się chatka czarownicy. Matka podziękowała mu z całego serca. Jak myślisz, co zrobiła w następnej kolejności, kiedy opuściła Bagienną Chatkę?
Harper mruknęła cicho i przechyliła głowę na bok
- No… Ruszyła do chatki wiedźmy? Czy może ruszyła do wioski po więcej ludzi? - zapytała zaciekawiona, czy którąś z opcji odgadła.
- A wolisz wersjÄ™ Disneya, czy Braci Grimm?
Alice uśmiechnęła się
- Wolę wersję twojej babci - odrzekła pewnym swego tonem.

- Matka wróciła do wioski. Wyszła na targ i zebrała wszystkich prostaczków, którzy chcieli jej słuchać. Jako że od dziada pradziada bali się Strasznego Lasu, to przewrotnie… okazało się, że wszyscy chcą położyć mu kres. Raz a dobrze. Naostrzyli widły, przygotowali oliwę, rozgrzali smołę. Skierowali się ku ścieżce skrytej wśród prastarych dębów. Kiedy napotkali chatkę czarownicy, wdarli się do środka. Pierwszy z mężczyzn nadział na swoje widły dziewczynkę stojącą w przejściu. Myślał, że to córka czarownicy, jednak zabił Annę. Sama wiedźma zdołała uciec wraz z Laurensem i swoim dzieckiem. Jako że chłopiec bardzo kochał swoją siostrę, to chciał zemścić się na wiosce za to, że zabili najbliższą mu osobę. Poprosił wiedźmę o rzucenie uroku na całą okolicę. Ta wymagała potężnej, magicznej energii… toteż oddał się w ofierze. Z nieba spadły ropuchy, krwiożercze szerszenie zjadły zbiory, a potem wieśniaków. Nie został nikt prócz wiedźmy i jej córki płaczącej za utraconymi przyjaciółmi. A także matki dzieci, która do dzisiejszego dnia błąka się po lesie. Chce napotkać Bagienną Chatkę oraz dobrego ducha, który da jej wskazówkę, jak ponownie znaleźć swoje dzieci. To koniec historii.
Śpiewaczka poruszyła się cała, przeszyta dreszczem na zakończenie opowieści
- Brrr… - mruknęła tylko, po czym zamyśliła się nad sensem opowieści
- Hm… a moja babcia wolała, żebym czytała Biblię - pokręciła głową i lekko przygasła
- Często opowiadała ci i twoim braciom takie opowieści? - zapytała zaraz, zaciekawiona.
- Rodzice jej zakazali - odpowiedział Emerens. - Dlatego bardzo lubiliśmy zakradać się do niej i prosić o kolejną baśń - uśmiechnął się na wspomnienie dawnych czasów, lecz jego dobry nastrój szybko prysnął. - Boże, czuję się taki stary… - westchnął, zapewne przypominając sobie o śmierci babci.
Alice przechyliła się do przodu w jego stronę i przyjrzala mu się uważnie, przebiegając wzrokiem po każdym kawałku jego twarzy
- Mmmm…. Nie. Żadnych zmarszczek. Do starości jeszcze kawał drogi - powiedziała, chcąc go podnieść na duchu.
Emerens rozpogodził się. Spojrzał gdzieś za Alice i jego dobra mina szybko zniknęła, przygnieciona zaskoczeniem. Otworzył bezwiednie usta. Kiedy Harper obróciła się, ujrzała kamerę w rogu sali.
- Co mówiła Cornelia? Żebyśmy poszli do ludzi zajmujących się pilnowaniem zwiedzających? - mruknął, zamyślony. - Chyba jest sposób, by uzyskać obraz z jej umysłu… i to bez telepatii.
Kobieta szybko załapała co miał na myśli. Kiedy myślała o sprawach tak bardzo oderwanych od normalnego świata, kompletnie zapomniała o takich rzeczach
- Oooh… No tak! Znasz kogoś kto się tu tym zajmuje i mógłby być skory nam nieco dopomóc? - zapytała, spoglądając znów na Emerensa.
- Być może znam kilku nudnych ludzi z ochrony… ale najpierw musielibyśmy skierować się do ich dyżurki - mruknął, zamykając usta. Następnie spojrzał na talerzyk i kubek, po czym opróżnił je kilkoma potężnymi kęsami oraz łykami.
Alice poczekała aż zje i odniosą talerzyki i kubek
- W takim razie prowadź - poprosiła uprzejmym tonem i uśmiechnęła się lekko. Cóż, jeśli musieli się cofnąć nieco, to nawet nic nie szkodzi. Tę część znów będą mogli przejść nieco szybciej, a odrobinę odpoczęła po tej przerwie.

Być może Emerens nie posiadał lutni i tak naprawdę nie był elfem, a Alice nie posiadała wystarczająco długich włosów, by rozlewały się na całej długości rzeki… jednak, podobnie jak postacie z obrazu, ruszyli w stronę dużego, namalowanego oka.
 
Ombrose jest offline