Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2018, 11:56   #384
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
“Grzmot po nieudanej próbie udawania kwiatka”

Tymczasem Grzmotozad zobaczył biegnącego w jego stronę dzikiego Billa, którego oblicze wyrażało zgrozę.
- Bracie we wzroście, ratuj, oni nadchodzą
Krasnolud ledwo wydostał z jednego ukropu, a od razu wpadł w drugi.
- Bogowie! Szybko! Chwytaj za broń! - zawołał bez namysłu i już zaczął ściągać topór z pleców, gdy jeden z warkoczy zaplątał mu się w rękojeść. Sapnął zawzięcie i wtedy go olśniło… - A właściwie to kto idzie? - dopytał się, odplątując skołtunione włosy.
- Najstraszliwsza zmora każdego poszukiwacza przygód. Zło o którym się nie mówi gdy wyruszasz w pierwszą przygodę. Klątwa rzucona przez mrocznych bogów na tych, którzy pragną czynić dobro. - Usłyszeli nieludzki pisk - To fani! - Nałożył na hełm grzmota swój kapelusz, który o dziwo dopasował się do jego hełmogłowia. Potem wcisnął mu pióro w rękę i rzekł.
- To zaklęte pióro. Samo robi mój autograf. Proszę, poudawaj mnie, zanim nie znudzą się - patrzył w oczy Grzmota błagalnie.
Wojownik zdziwił się wielce, przyglądając się piórku w swojej sękatej dłoni. Nie miał bladego pojęcia o co chodziło i w co się wpakował, ale… wszystko wydawało się lepszym od towarzystwa tryskających cyst.
Wzruszył ramionami i kiwnął głową, na znak, że się zgadza.
- A co tam… niech będzie.
Bill znikł i zapanowała przytłaczająca, złowieszcza cisza jak z tych strasznych opowieści o wróżkach i jednorożcach.
I nadeszło! Pierw do jego wrażliwych krasnoludzkich uszu dobiegł szczebiot. Był to dźwięk od którego każdy fragment jego muskularnego ciała drętwiał. Miał wrażenie, że jego broda się prostuje czy wręcz stroszy. Potem rozległ się pisk, od którego nawet twarde, przystosowane to żucia krasnoludzkich chrupków o smaku piwa lub bekonu zęby ścierpły mu.
I ukazali się oni. W zbitej masie zdawali się zlewać w jedną potworność pełną kończyn i głów. Gdy podeszli zobaczył, że to jednak nie twór chaosu. tylko sporo istot o bardzo niepokojących zamiarach.
- To on! Czy nie jest piękny? - zapytała pyzata niziołka.
- Proszę, niech opowie nam o swoich przygodach! - zapiszczała urocza gnomka
- Jest pan panie Bill dla mnie wzorem i zawsze staram się być jak pan - rzekł pryszczaty barbarzyńca w okularach.
- Niech się pan podpisze! - rzekł piękny elf o skórze gładkiej jak jedwab, który zdjął skórzane spodnie ukazują krągły pośladek
- Nie, mi! - zawołała elfka o uroczo chłopięcej sylwetce, która odsłoniła płaski brzuch..
- Proszę, pozwól mi urodzić ci dziecko - zawyła ruda krasnoludka.
Przemieniony krasnolud stał jak zaklęty w słup soli z przerażenia nie wiedząc jak się zachować. W życiu nie widział tak rozkrzyczanego tłumu istot w jednym miejscu i czasie. W dodatku, wszyscy traktowali go jak powietrze i mówili o kimś innym, a jednak wskazując na niego! Cóż to za potworne czary?!
- Eeee… - Jubiler zapowietrzył się elokwentnie, by w końcu przypomnieć sobie o prośbie jegomościa. - Karteczki do podpisu… eee… poproszę…
I tak, przyparty do ściany, zakrzyczany i zahukany… spocony od gorąca tuzina oddechów, stał i stawiał esy floresy lub przyżyki na pergaminach, tyłkach, cyckach, czołach, książkach, tabliczkach z gliny czy kawałku kory.
Gdy Grzmot skończył się podpisywać na pośladku “Tu byłem: Grzmotozad”, elf westchnął.
- Wszyscy przyjaciele będą mi zazdrościć - rzekł z powagą.
- Moja dziewczyna będzie przeszczęśliwa jest wielką pana fanką, ma całą piwnicę w pana podobiznach i mały ołtarzyk - powiedziała Elfka
- A jutro mamy turniej cosplayu i pan będzie sędzią - rzekła gnomka, a z wnętrza karczmy rozległ się jęk. Potem się rozeszli…
Znerwicowany i zdyszany rudobrody, oparł się zadkiem o ścianę po czym zjechał na dół siadając na ziemię. Jeszcze przez chwilę nie docierało do niego co się stało i jakim cudem przeżył, ale z jednym musiał się zgodzić.
Fani to rzecz potworna!
Wojownik poprzysiągł sobie, że nigdy nie dopuści, by taka sytuacja miała powrotnie miejsce.
Gdy jazgot i gwar ucichł, drzwi do saloonu się kapkę otwarły i wyjrzał zza nich nieśmiało Dziki Bill. Zobaczywszy, że jest już bezpiecznie, wyskoczył i uścisnął Grzmota.
- Dziękuję ci za wybawienie mnie od tej zgrai. Ehh, wszystko wzięło się z wyprawy, podczas której chciałem znaleźć niekończącą się kanapkę.... Znalazłem tylko falafel ostateczny! Ehh, chodź do karczmy, nim wrócą.
- Na bokobrody mojej matki! Ten elf miał bardzo zgrabny tyłek… - odparł krasnolud, zbierając się z klepiska. - Niech mnie bogowie nie karzą, żem se go trochę pomacał, zanim no… podpisałem się. Czymże są te fafalele ostateczne, jeśli mogę spytać? Brzmią jakoś tak gnomio… bez urazy oczywiście.
- Falafele to takie elfie klopsiki tylko po elfiemu, BEZ MiĘSA! - Pokręcił z niedowierzaniem głową rozmówca.
- Gdy Pustynne Krasnoludy wymyśliły kebab, to elfy zrobiły się zazdrosne, ale znowu im nie wyszło. Falafel ostateczny to mroczny artefakt wymyślony przez elfich bogów, który zmienia każdego kto go zje w traworzerne zombie! - Pomógł wstać Grzmotowi - E tam zgrabne. Elfy są tak zbudowane, jakby chciały na kogoś zastawić pułapkę. Tam nawet nie ma za co chwycić… to przez wegetarianizm - rzekł. - Ale umyj tę rękę, bo jeszcze ci wyrośnie mech na niej. Przepraszam za Gatunkizm, ale elfi fani to zazwyczaj fani do śmierci, twojej. - Ruszył do saloonu Bill.
Przestraszony wojownik polał hojnie dłoń trunkiem z manierki. Nie chciał przecież zamienić się w porosta. Co innego w skałę, albo ki kamień szlachetny… ale mech? W życiu.
- Może i nie ma za co chwycić, ale są takie ładne… opływowe, smukłe, areodynamiczne. Jak wypolerowane rzeźby z marmuru. Gładkie… takie. - Wyłożył swoją rację krasnolud, wchodząc za kompanem. - Rzecz nie spotykana u nas krasnali… wszyscy jesteśmy niscy i sękaci jak pnie, chropowaci i szorstcy… ma to swój urok, ale do czasu… kto by chciał ciągle macać się z papierem ściernym. Co tu robicie panie? Odpoczywacie? Za pracą się rozglądacie? Natchnienia szukacie?
- Mój agent mi załatwił tu pracę. Mam pozować do portretów, podpisywać książki, reklamować gnomie gumy do żucia, nudy jednym słowem. Rozbiłem kilka łbów, zabiłem parę krówghouli i ze dwa żelki, ale to wszystko nic dla prawdziwego herosa. Piwa! zawołał siadając przy stole.
Krasnolud zamówił to samo i jeszcze długo słuchał heroicznym opowieści kompana.

Gdzieś daleko.

-Ale nie rozumiem, jak w ogóle ten krasnolud odmawia modlitwy?! - zawołała Serenae.
Wielka groźnie wyglądająca zbroja pochyliła się nad nią.
- Trzask, Prask, Trzask! - wydała dźwięk.
- Fakt Gorumie, masz rację cokolwiek powiedziałeś. Tylka ja nadal jestem taka gupia - bogini mruknęła z rezygnacją.
Piękna kobieta o tęczowych włosach i odziana w skromną suknię rzekła.
- Och, ale to urocze, że Elphira i i Ramiel są razem - wzdychnęła, Caliastra patrzyła je jej przez ramię.
- A najfajniej jakby zaprosiły do trąjkątu tą cycatą dziewuszkę, albo fioletowooką ślicznotkę… Albo obie! - szepnęła bogini seksu i zemsty. Shelyn przyłożyła palce do skroni.
- Wiesz, że miłość to coś więcej niż rozkosze cielesne
- Ale one są moją ulubioną częścią
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline